Reklama

Jeszcze kilka lat temu sądziłem, że mam szczęście – nie tylko w życiu, ale przede wszystkim w miłości. Bo spotkałem Natalię. Była inna niż wszystkie – ciepła, troskliwa, potrafiła słuchać. Kiedy rozmawialiśmy, czułem się jak najważniejszy człowiek na świecie. To nie była relacja oparta na fajerwerkach i adrenalinie, to było coś więcej – spokój, zaufanie, pewność.

Ufałem jej

Od samego początku wierzyłem, że jeśli się kocha, to nie powinno się mieć przed sobą tajemnic. Oddałem jej siebie – w każdej możliwej formie. Mój telefon? Miała hasło. Laptop? Również. Kody do skrzynki mailowej, mediów społecznościowych, banku – wszystko znała. A ja byłem z tego dumny.

– Nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic – powiedziała któregoś wieczoru, kładąc się obok mnie w łóżku. – I nie chcę, żebyś ty miał przede mną – dodała, opierając głowę na moim ramieniu.

– To chyba dobrze, prawda? – odpowiedziałem wtedy z uśmiechem.

Na początku wszystko wydawało się naturalne. Natalia sprawdzała, czy dobrze się czuję, kiedy nie odpisywałem na wiadomość. Pytała, gdzie jestem, kiedy nie wracałem na czas z pracy. Wydawało mi się, że to troska. Tylko że ta troska zaczęła wchodzić w każdy mój oddech.

– Wiesz, co w tobie lubię najbardziej? – powiedziała Natalia podczas któregoś z naszych wspólnych wieczorów. – Że nie boisz się mówić prawdy – dodała i pocałowała mnie w policzek.

A ja wtedy sądziłem, że właśnie za to mnie pokochała. Za szczerość.

Nic nie podejrzewałem

Tamten weekend planowałem od dawna. Miał być krótki wypad z kolegami – jeden nocleg w domku nad jeziorem, ognisko, wędka, może jakieś planszówki. Taki reset, żeby trochę odetchnąć. Chciałem po prostu zostawić telefon w domu, odciąć się na dwa dni i wrócić z czystą głową. Nie przewidziałem tylko jednego: że będę musiał prosić o zgodę jak nastolatek.

– Słuchaj… chciałem pojechać na weekend z chłopakami. Michał ma domek nad wodą, tylko jeden nocleg. Tak po prostu. Bez telefonów, bez internetu, żeby trochę odpocząć.

Moja żona podniosła wzrok powoli. Na jej twarzy nie było złości, był chłód.

– Bez telefonu? – zapytała takim tonem, że od razu poczułem się, jakbym powiedział coś niewłaściwego.

– Tak, chciałbym po prostu odpocząć, pobyć sam, zebrać myśli.

– Tylko winni potrzebują prywatności – powiedziała niemal bez emocji, ale w tych słowach było wszystko: Niedowierzanie, podejrzenie, może nawet pogarda.

Miałem wrażenie, że coś się zaciska we mnie w środku. Czekałem, aż doda coś jeszcze, że może się przesłyszałem, że tylko tak zażartowała. Ale nie dodała już nic więcej.

Nie poznawałem jej

Zaraz potem zaczęły się pytania. Musiałem jej dokładnie powiedzieć kto jedzie, dokąd, po co, dlaczego teraz, czemu nie powiedziałem wcześniej. Kiedy próbowałem się bronić, zaczęła płakać. Następnego dnia niemal się do mnie nie odzywała. Rano w kuchni nawet nie spojrzała w moją stronę. Zrobiła sobie kawę, usiadła i wpatrywała się w ekran telefonu, jakby mnie nie było. W domu było dziwnie cicho. Nawet lodówka buczała jakby ciszej.

W głowie miałem mętlik. Nie zrobiłem nic złego, chciałem tylko jednego weekendu dla siebie. A mimo to czułem się winny i nie wiedziałem za co.

Jakiś tydzień później chciałem zapłacić rachunek, zalogować się do banku. Hasło nie działało. Spróbowałem jeszcze raz, potem drugi. Nic. Pomyślałem, że może się pomyliłem, ale kiedy próbowałem zalogować się na maila, sytuacja się powtórzyła.

Najpierw był niepokój, potem panika. Historia przeglądarki wyczyszczona, część skrótów przeniesiona. Jakbym siedział przy swoim komputerze, który nie do końca był już mój. Telefon? To samo – jakieś dziwne zmiany, usunięte aplikacje, inne ustawienia powiadomień.

Kontrolowała mnie

Zawołałem Natalię.

– Zmieniłaś moje hasła? – zapytałem spokojnie, chociaż głos mi lekko drżał.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież to nasze konto, Mikołaj – odpowiedziała tak naturalnie, jakby nie robiła nic dziwnego.

Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę i czułem, jak coś we mnie opada. Nie byłem pewien, co mnie bardziej przeraża – że to zrobiła, czy to, że uważała to za normalne. W głowie miałem obraz siebie sprzed kilku lat. Człowieka, który wierzył, że miłość to wzajemność, a bliskość to bezpieczeństwo, a nie kontrola. Człowieka, który ufał. Teraz miałem tylko milczenie, w którym wszystko bolało.

Decyzję o ucieczce od niej podjąłem szybko. Nie robiłem konkretnych planów, nie szykowałem się tygodniami, po prostu spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy – kilka ubrań, portfel, dokumenty.

„Nie muszę się tłumaczyć. Nie muszę przepraszać. Ja też mam prawo do siebie” – powtarzałem sobie, zamykając cicho drzwi. Schodziłem po schodach wolno, jakby każde piętro było decyzją, którą trzeba jeszcze raz przemyśleć.

Nie chciałem wracać

Znalazła mnie po kilku tygodniach. Najpierw były wiadomości, których nie czytałem. Potem nieodebrane połączenia. W końcu stanęła pod moimi drzwiami. Wpuściłem ją, choć ręce trochę mi drżały. Usiadła naprzeciwko mnie. Rozejrzała się po pokoju wolno, jakby analizowała każdy szczegół.

– Myślałam, że wrócisz – powiedziała.

– Nie wrócę.

Spuściła wzrok i wypuściła powietrze, jakby coś w sobie trzymała od dawna.

– Zrobiłam to, bo cię kochałam. Nie rozumiesz? – zapytała i dopiero wtedy w jej głosie pojawiła się emocja.

– Nie, Natalia. Kochałaś tylko to, co potrafiłaś kontrolować.

Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie, jakby próbowała znaleźć w mojej twarzy coś znajomego, coś, co pozwoliłoby jej wrócić do dawnego układu. Ale ja już nie byłem tym samym człowiekiem, który zostawiał jej wszystkie swoje hasła, bo wierzył, że tak wygląda bliskość.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Wreszcie wstała pierwsza. Na chwilę zatrzymała się w drzwiach, jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie po prostu wyszła. Kiedy zamknąłem drzwi, poczułem tylko zmęczenie. Ani ulgi, ani wściekłości, po prostu zmęczenie czymś, co trwało zbyt długo.

Mikołaj, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama