Reklama

Czasami myślę, że całe moje życie to jedna wielka tęsknota za bliskością. Jako mała dziewczynka patrzyłam na rodziców moich koleżanek, jak trzymali się za ręce, przytulali. Patrzyłam na to jak na coś z bajki. A potem wracałam do domu, gdzie tata siedział wieczorami przed telewizorem, a mama odkurzała, przeklinając pod nosem, że znowu zostawił buty w korytarzu.

Reklama

Pragnęłam miłości

Dorastałam z tym głodem. Tęskniłam za kimś, kto będzie mnie nosił na rękach, mówił, że jestem jego całym światem. Marzyłam o tym na studiach, potem w pracy w agencji marketingowej, gdzie codziennie zasuwałam od rana do wieczora, słuchając o targetach, KPI i analizach. Wieczorami wracałam do pustego mieszkania, robiłam sobie herbatę i włączałam głupie seriale, tylko po to, żeby nie myśleć o tym, jak bardzo brakuje mi kogoś obok.

Aż pewnego dnia pojawił się Paweł. Poznaliśmy się na szkoleniu branżowym. Siedziałam z tyłu sali, znudzona kolejnymi slajdami o strategiach digital marketingu, kiedy nagle ktoś przysiadł się obok mnie i szepnął:

– Trochę nuda, co?

Odwróciłam głowę, a on się uśmiechnął. Taki ciepły uśmiech, jakbyśmy znali się od dawna. I wtedy, nie wiem jak, ale poczułam, że to jest właśnie to. Że dla niego nie jestem tylko tą dziewczyną od raportów i tabelek w Excelu.

Paweł był inny. Słuchał mnie, pytał, co lubię, o czym marzę, co bym zrobiła, gdyby nie musiała pracować. Opowiadał o tym, jak sam marzył kiedyś, żeby podróżować po świecie. Mówił, że chciałby mieszkać w domku nad jeziorem, gdzieś daleko od zgiełku miasta. Wtedy pomyślałam: „To on. To ten, na którego czekałam całe życie”. Ślub wzięliśmy zaledwie po kilku miesiącach.

Był czuły

I naprawdę czułam się wtedy jak w bajce. Paweł przynosił kwiaty, robił kolacje. Czułam, że wreszcie ktoś się o mnie troszczy i że nie muszę już być tą samodzielną, twardą Kasią, która zawsze daje sobie radę. Wreszcie mogłam być po prostu sobą.

Z początku to było takie miłe, trochę nawet słodkie. Paweł dzwonił, pytał, jak się czuję, co jadłam na obiad. Kiedy mówił: „Nie chciałbym, żebyś się przeziębiła, wiesz, jak się o ciebie martwię”, czułam ciepło w sercu. Tłumaczyłam sobie, że to przecież normalne, że mężczyzna troszczy się o swoją dziewczynę.

Ale potem zaczęłam to zauważać coraz częściej. Telefon dzwonił kilka razy dziennie. Najpierw rano, tuż po moim wyjściu z mieszkania.

– Gdzie jesteś? – słyszałam, a gdy odpowiadałam, że właśnie idę do pracy, dodawał z uśmiechem: – Dobrze, że mówisz, bo się martwiłem.

Potem w południe, kiedy siedziałam przy biurku w pracy, z telefonem przy uchu, starając się ukryć zakłopotanie przed koleżankami.

– Co jadłaś na lunch? Sama czy z kimś?

Odpowiadałam, że zjadłam kanapkę w kuchni, a on milczał przez chwilę, zanim powiedział:

– Wiesz, ta Anka z twojej pracy… Mam wrażenie, że ona cię wykorzystuje. Może lepiej by było, żebyś z nią tak często nie rozmawiała.

Kontrolował mnie

Poczułam wtedy dziwne ukłucie w żołądku. Przecież Anka była moją przyjaciółką. Znałyśmy się jeszcze ze studiów, razem przeżywałyśmy nieprzespane noce przed egzaminami, razem marzyłyśmy o wielkiej miłości.

– Ale Paweł… ona jest moją przyjaciółką – powiedziałam cicho, starając się nie podnosić głosu, bo koleżanki z pracy siedziały obok.

Usłyszałam jego oddech, jakby wstrzymywał powietrze, a potem spokojny, ale zdecydowany ton:

– Właśnie. A prawdziwi przyjaciele cię wspierają. Anka to nie jest dobry wpływ. Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze, prawda?

Zamilkłam. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nagle poczułam, że moje argumenty nic nie znaczą. Przypomniałam sobie, jak Paweł mówił o niej wcześniej – że wygląda jak typowa karierowiczka, że zawsze się wymądrza, że wcale nie dba o mnie tak, jak powinna dbać prawdziwa przyjaciółka. Zrobiło mi się dziwnie… tak, jakbym zaczęła wątpić w coś, co wcześniej wydawało mi się oczywiste.

Kiedy po pracy weszłam do mieszkania, od razu do mnie podszedł.

– Kochanie, jak minął dzień?

– W porządku – odpowiedziałam zmęczonym głosem.

– Spotkałaś się z kimś?

– Z Anką… na kawę po pracy.

Nastała cisza. Czułam, że Paweł czeka, aż powiem coś jeszcze.

– Mówiłam ci przecież, żebyś z nią nie wychodziła – w końcu odezwał się chłodnym tonem. – Chyba ci na mnie zależy, prawda?

Czułam się osaczona

Zamknęłam oczy, a serce zabiło mi mocniej.

– Zależy – wyszeptałam.

– No właśnie. Kocham cię. Chcę, żebyś była szczęśliwa.

Znowu poczułam to ciepło. To było takie dziwne uczucie – coś między radością a niepokojem. Tłumaczyłam sobie, że może faktycznie Paweł wie lepiej. Może naprawdę się o mnie troszczy. Z czasem jednak zaczął mnie przytłaczać. Telefon dzwonił co godzinę. Sprawdzał, gdzie jestem, z kim rozmawiam. Kiedy powiedziałam, że chcę wyjść z Anką do kina, zrobił mi awanturę.

– Nie rozumiesz? Ona cię tylko wykorzystuje. Nie chcę, żebyś z nią wychodziła.

Zaczęłam się tłumaczyć, że przecież nie robię nic złego, że potrzebuję też swojego czasu, ale Paweł nie słuchał.

– Po tym wszystkim, co dla ciebie robię…? – powiedział lodowatym głosem, a ja poczułam, jak ściska mnie w gardle. – Ty powinnaś być wdzięczna, a nie mnie ranić.

Milczałam, wpatrując się w telefon, a potem cicho szepnęłam:

– Przepraszam.

Byłam zdezorientowana

Nie wiedziałam już, co myśleć. Czułam się, jakby cały mój świat powoli kurczył się do rozmów z Pawłem. Kiedy w końcu powiedziałam, że potrzebuję trochę przestrzeni, wpadł w furię.

– Przestrzeni? Co to znaczy? Nie rozumiesz, że ja cię kocham i chcę o ciebie dbać?

Zacisnęłam powieki, a łzy spłynęły mi po policzkach. Nie chciałam, żeby się na mnie złościł.

– Nie chciałam cię zranić… – wyszeptałam.

A on tylko westchnął, jakby był rozczarowany, i powiedział:

– Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim, prawda?

Poczułam się wtedy jak dziecko, które zrobiło coś złego. Tylko że nie wiedziałam, co właściwie zrobiłam.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Siedziałam na kanapie, wpatrując się w telefon, który milczał od kilku minut. Paweł wyszedł, trzaskając drzwiami, bo powiedziałam, że nie chcę z nim jechać do jego rodziców. Kiedy wrócił, od razu zaczęliśmy się kłócić.

– Co ci strzeliło do głowy? Myślisz, że możesz mnie tak ignorować? Ja się o ciebie martwię, a ty robisz ze mnie wariata! – krzyczał, a ja czułam, jak zaciskają mi się dłonie.

– Potrzebuję trochę przestrzeni… – powiedziałam cicho, ale Paweł jakby mnie nie słyszał.

Był wściekły

– Przestrzeni? – wycedził przez zęby. – Po tym wszystkim, co dla ciebie robię? Po tym, jak cię wspieram, jak się o ciebie troszczę? Jesteś niewdzięczna.

Spojrzał na mnie z takim zawodem, jakby naprawdę czuł się skrzywdzony. Poczułam, jak serce mi wali, a gardło zaciska się boleśnie.

– Przepraszam… Nie chciałam cię zranić… – powiedziałam, ale on już odwracał się na pięcie.

– Beze mnie zginiesz – rzucił przez ramię.

Stałam wtedy w miejscu, sparaliżowana. Było mi wstyd, że w ogóle coś takiego pomyślałam, ale wtedy naprawdę zaczęłam się bać.

Tej nocy nie spałam. Leżałam w ciemności, patrząc w sufit, słuchając, jak Paweł przewraca się z boku na bok. Czułam się, jakbym utknęła w miejscu, z którego nie ma wyjścia. Rano wyszłam z mieszkania, nie patrząc na niego, nie mówiąc nic.

Nie wiedziałam, dokąd idę, po prostu szłam. Minęłam sklep, potem park, aż znalazłam się na przystanku. Usiadłam na ławce i poczułam, że drżą mi ręce. Wtedy dopiero zrozumiałam, jak bardzo się boję.

W głowie pojawiły się myśli, których wcześniej nie dopuszczałam: że to, co brałam za troskę, było kontrolą, że Paweł mnie nie kochał – on mnie chciał mieć.

Katarzyna, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama