Reklama

Mówią, że emerytura to czas na odpoczynek. Dla mnie to był raczej moment, gdy pierwszy raz od dawna mogłam robić to, na co miałam ochotę. Codzienność zaczęła mieć inny rytm – powolny, wyważony. Przez większość życia poświęcałam się dla kogoś – najpierw dla rodziców, potem dla męża, dla teściowej, dla Magdy. Każdego dnia czułam, że jestem potrzebna, ale rzadko kiedy pytano, czego ja potrzebuję. Mam sześćdziesiąt lat i dopiero teraz zaczynam żyć. Choć w sercu czai się też coś nieprzyjemnego – poczucie winy. Bo przecież dobra matka zawsze pomaga. Ale czy naprawdę zawsze musi?

Reklama

Nie miałam siły się tłumaczyć

Drzwi otworzyły się z hukiem, zanim zdążyłam odłożyć filiżankę po kawie. Córka wpadła jak burza, z rozwichrzonymi włosami i Stasiem na ręku. Mały płakał, ona wyglądała, jakby zaraz miała zrobić to samo.

– Możesz go wziąć? Spóźnię się do pracy – powiedziała bez przywitania, bez pytania.

Po prostu postawiła dziecko na podłodze i zaczęła grzebać w torbie.

Nie mogę dziś. Umówiłam się z Karoliną na spacer i obiad – powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie, ale serce mi przyspieszyło.

– Co? – spojrzała na mnie, jakby usłyszała, że zamierzam polecieć na Marsa. – Serio? Ja tu latam jak wściekła, a ty sobie z koleżanką kawkę?

Zrobiłam krok w tył. Gdyby słowa były ostrzami, byłabym już pocięta.

– Mam prawo do wolnego dnia. Przecież nie mówię, że nigdy...

– Nie, no świetnie – przerwała mi. – Wychowałaś mnie, opiekowałaś się teściową, byłaś zawsze. A teraz, kiedy naprawdę cię potrzebuję, to jesteś zajęta. Super.

Milczałam. Nie miałam siły się tłumaczyć. Patrzyłam, jak zabiera Stasia i wychodzi, trzaskając drzwiami. Czułam złość, ale i ulgę.

Chciałam czegoś innego

Następnego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi chwilę po ósmej. Magda. Stała na progu z termosikiem w ręce, ale Stasia nigdzie nie było widać.

Mogę wejść? – zapytała cicho.

Wpuściłam ją bez słowa. Usiadła na kanapie, spojrzała na mnie z tym swoim wyrazem twarzy, który pamiętałam jeszcze z czasów, gdy miała dziesięć lat i czegoś potrzebowała.

Wiem, że wczoraj przesadziłam – zaczęła. – Ale wiesz… Zawsze byłaś dla mnie. Kiedy miałam gorączkę, kiedy trzeba było uszyć kostium na przedstawienie, kiedy Paweł mnie zostawił…

Słuchałam i milczałam. Chciałam się wzruszyć, ale bardziej czułam napięcie w karku.

– Kiedyś byś nie odmówiła – powiedziała cicho. – Co się zmieniło?

Ja się zmieniłam – odpowiedziałam. – Chcę czegoś innego. Nie chcę być już tylko pomocą domową. Chcę żyć. Dla siebie.

– Ale przecież jesteś babcią... – W jej głosie była nuta rozpaczy. – Babcie pomagają.

– Pomagają. Ale nie żyją cudzym życiem. Ja już żyłam cudzym wystarczająco długo.

Spojrzała na mnie z wyrzutem. Widziałam, jak próbuje nie płakać.

– Wiesz… Czułam się wczoraj jak porzucone dziecko – powiedziała. – Jakbyś mnie zdradziła.

Zabolało mnie to. Jakby wbijała we mnie szpilki, jedna po drugiej. Nie chciałam jej krzywdzić. Ale jeszcze bardziej nie chciałam zdradzić siebie. Nie tym razem. Kiedy wyszła, długo siedziałam w ciszy. Może jestem egoistką. A może po prostu wreszcie się obudziłam.

Zamarłam

Siedziałam w kuchni, parząc herbatę z cytryną, gdy usłyszałam, że córka przyszła po jakąś swoją przesyłkę. Nie zauważyła, że drzwi do kuchni były lekko uchylone. Rozmawiała przez telefon w przedpokoju. Jej głos był stłumiony, ale wyraźny.

– Nie wiem, co się z nią dzieje – mówiła cicho. – Jakby była kimś innym. Zawsze mogłam na nią liczyć, a teraz… może już mnie nie kocha? Może jestem dla niej ciężarem?

Zamarłam. Moje ręce, jeszcze przed chwilą zajęte mieszaniem herbaty, zadrżały. Czułam, jak w gardle rośnie mi coś ciężkiego i duszącego. Nie chciałam podsłuchiwać. Ale te słowa... bolały.

Ona nie rozumie, jak bardzo jej potrzebuję – ciągnęła Magda. – Czuję się, jakbym została sama na świecie.

Nie mogłam tego znieść. Wyszłam z kuchni, nagle, bez uprzedzenia. Gdy mnie zauważyła, zakończyła połączenie jednym ruchem.

– Słyszałam – powiedziałam spokojnie. – I wiesz co? Nie jestem twoją służącą. Jestem twoją matką. I mam prawo do własnego życia.

Z jej oczu popłynęły łzy. Próbowała coś powiedzieć, ale nie dałam jej szansy.

Całe życie byłam dla innych. Dla ciebie, dla ojca, dla jego matki. A teraz jestem dla siebie.

– Ale ty jesteś babcią! – krzyknęła. – Dziecko cię potrzebuje!

– A ty jesteś matką – odparłam. – I to twoje życie. Nie moje.

Zostawiłam ją w przedpokoju. Drzwi do kuchni zamknęłam za sobą, tym razem dokładnie. Nie płakałam. Ale byłam bliska.

Byłam zrozpaczona

Spotkałam się z przyjaciółką w naszej ulubionej knajpce na rogu. Siadłyśmy przy stoliku pod oknem, z widokiem na rynek. Lubiłam patrzeć, jak ludzie mijają się w pośpiechu, a ja mogę po prostu siedzieć. Tego dnia jednak nie potrafiłam się skupić ani na kawie, ani na widokach.

– Coś się stało – zauważyła Karolina. – Widać po tobie. Mów.

Westchnęłam, przetarłam dłonią czoło.

– Pokłóciłam się z Magdą. A raczej… chyba wreszcie powiedziałam, co myślę.

Opowiedziałam jej wszystko – o Stasiu, o tych słowach, które padły, o tym, co usłyszałam przypadkiem.

– I teraz nie wiem, czy zrobiłam dobrze – dodałam cicho. – Może powinnam była milczeć.

Karolina spojrzała na mnie uważnie, jakby szukała w mojej twarzy odpowiedzi, której sama nie znałam.

Całe życie byłaś grzeczna, dobra, pomocna – zaczęła łagodnie. – Jak automat do spełniania cudzych oczekiwań. Wreszcie się budzisz. Masz jeszcze czas, żeby żyć.

Poczułam, że moje oczy robią się wilgotne. Karolina ujęła moją dłoń.

– Jeśli będziesz żyć dla niej, to umrzesz bez siebie.

Te słowa trafiły we mnie jak grom. Spojrzałam na nią i kiwnęłam głową.

Ale przecież ją kocham – szepnęłam.

– Miłość nie polega na poświęcaniu się aż do końca. Czasem trzeba powiedzieć „nie”, żeby jeszcze móc być. Dla siebie. Dla kogokolwiek.

Patrzyłam na nią długo. W tym jednym momencie poczułam, że naprawdę mnie rozumie.

Nie chciałam się wciągnąć

Córka przyszła wieczorem, bez zapowiedzi. W rękach trzymała woreczek z domowymi ciasteczkami. Stała w progu, niepewna.

– Mogę wejść? – zapytała. – Nie przyszłam się kłócić.

Skinęłam głową. Usiadłyśmy w salonie, obie trochę spięte, jakbyśmy chodziły po cienkim lodzie. Magda spojrzała na mnie z nową miękkością w oczach.

– Wiesz, dużo myślałam – zaczęła. – I chyba rozumiem, czemu to robisz. Chcesz wreszcie być sobą.

Nie odezwałam się. Czekałam, co dalej.

– Ale ja też nie udaję silnej. Czasem po prostu nie daję rady. I nie mam nikogo innego.

Popatrzyłam na nią uważnie. Tak bardzo przypominała mi mnie sprzed lat.

– Chciałam tylko… może choć raz w tygodniu? Tylko wtorki. Wtedy mam najdłuższy dyżur w pracy. Tylko tyle.

Zamknęłam oczy. W środku znów zawirowało. Wiedziałam, że muszę uważać. Że jeśli znów dam się wciągnąć, nie wyplączę się z tego przez kolejne lata.

– Nie chcę cię zostawić z niczym. Ale już nie chcę być tą samą osobą, co kiedyś.

– Czyli nie? – zapytała, a głos jej zadrżał.

– Może… tylko we wtorki – powiedziałam ostrożnie. – Ale jeśli znów zaczniesz na mnie liczyć zawsze, to się wycofam.

Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Wiedziałam, że nie była w pełni zadowolona. I ja też nie. Ale może to był jakiś początek. Albo koniec. Sama nie wiedziałam.

Nie miałam siły walczyć

Siedziałam w ogrodzie, owinięta w gruby sweter, z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Liście zaczynały już spadać z drzew – żółte, rude, pachnące jesienią. To była moja pora roku. Cicha, refleksyjna, trochę melancholijna. Jak ja. Myślałam o Magdzie. O tym, ile razy chciałam być dla niej wszystkim. Ile razy zapominałam o sobie, żeby jej było łatwiej. A teraz… czy to naprawdę źle, że w końcu wybrałam siebie? Nie czułam się egoistką. Przez całe życie byłam pomocna, dostępna, uśmiechnięta mimo zmęczenia. Aż w końcu to zmęczenie zaczęło mnie rozsadzać od środka. I musiałam coś zmienić, zanim całkiem przestałabym być sobą. Czy Magda to zrozumiała? Nie wiem. Może kiedyś zrozumie. Może nie.

Zamknęłam oczy, wsłuchując się w ciszę. Już nie czułam potrzeby tłumaczenia się. Już nie miałam siły walczyć o zrozumienie. Po raz pierwszy w życiu miałam swoje miejsce. W sobie. Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno – po raz pierwszy nie jestem tylko matką, babcią, wdową. Jestem Anną. I chcę żyć. Dla siebie.

Anna, 60 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama