„Kocham żonę na zabój, ale przez 1 błąd mogę wszystko stracić. Przez moment przestałem myśleć głową”
„Dobrze ją znam i zdaję sobie sprawę, że aktualnie nie powie na ten temat absolutnie nic, lecz w ciszy będzie się zadręczać i stopniowo odsuwać się ode mnie. Dlatego muszę błyskawicznie wytłumaczyć całe to zajście”.

- listy do redakcji
Romanse były mi zupełnie obojętne
Moje życie nabrało nowych barw, gdy spotkałem Natalię. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Taka kobieta to marzenie każdego faceta – wysoka, zgrabna, piękna blondyna o oczach jak bezchmurne, letnie niebo. A do tego tryskała humorem, była bystra i zawsze uśmiechnięta. Moja wybranka robiła piorunujące wrażenie na wszystkich dookoła. Nie dość, że była świetną gospodynią, to jeszcze opiekowała się mną i naszym synkiem. Jej kuchnia była poezją, a mieszkanie lśniło czystością. Zawsze miałem świeżutkie i wyprasowane ciuchy. Na dodatek dorabiała na pół etatu, więc finansowo też dawaliśmy radę. Czułem się jak w raju, mając ją u swego boku.
Wiedziałem, jak bardzo los mnie rozpieszcza. Nie oddałbym mojej Natalki za żadną laskę, choćby była topową modelką albo gwiazdą filmową. Od zawsze sądziłem, że kobieta ma być dla faceta równorzędnym kompanem, a nie tylko ładnym dodatkiem, dlatego po tych paru latach darzyłem małżonkę takim samym uczuciem jak na początku naszej znajomości.
– Stary, wrzuć na luz. Masz klapki na oczach – nabijali się czasem kumple, którzy w trakcie wypadów namawiali mnie do różnych głupot.
Byłem świadomy, że mieli mnie za pantoflarza i chichotali, kiedy tylko nie widziałem, bo za każdym razem mówiłem zdecydowane „nie” na propozycje zabaw z paniami do towarzystwa, a nawet wizyt w klubie go-go. Miałem to gdzieś. Doceniałem to, co miałem i nie chciałem stracić mojej dziewczyny przez głupie błędy.
Związki na jedną noc kompletnie mnie nie interesowały. Czego mógłbym jeszcze oczekiwać od losu? W swoim własnym domu miałem przecież wszystko – szczęśliwą rodzinę, wspaniałą żonę i, nie ma co ukrywać, fantastyczne życie erotyczne... Kiedy byłem w delegacji, moi współpracownicy zazwyczaj wybierali się „na panienki”, ja natomiast całe wieczory przesiadywałem sam w hotelowym pokoju. Włączałem telewizję, sączyłem drinka i relaksowałem się po wyczerpującym dniu.
Natalia dobrze znosiła moje wyjazdy
Jako geodeta, muszę dość często wyjeżdżać służbowo, co wiąże się z tym, że muszę zostawiać w domu Natalię i synka Kacperka. Nie jest to dla mnie łatwe, bo naprawdę nie przepadam za tymi rozłąkami. Ale cóż, czasami trzeba się przemóc i zrobić coś, na co wcale nie ma się ochoty, żeby zarobić na chleb. Trudno, taka jest kolej rzeczy. W praktyce oznacza to, że niemal co miesiąc jestem zmuszony spędzić parę dni poza domem, z dala od najbliższych, bo praca geodety wymaga ode mnie podróżowania po całym kraju.
Nigdy nie usłyszałem od niej słowa skargi na moje ciągłe wyjazdy. Była świadoma, że jeśli pragniemy osiągnąć nasze cele, jak zakup nowego mieszkania, auta czy wspólne egzotyczne wczasy, musimy się postarać i tyrać, ile tylko się da.
– Jesteś twardą babką – niejednokrotnie powtarzałem, ściskając ją z całych sił.
Te nieustanne podróże dawały mi jednak popalić. Nie wspominałem o tym Natalii, żeby jej nie zamartwiać, ale zdawałem sobie sprawę, że długo tak nie dam rady… Roboty było co niemiara, ale najgorsze były popołudnia i wieczory spędzane w kiepskich przydrożnych hotelach.
Gdy kumple wyruszali na podryw, zostawałem sam jak palec. Nie ukrywam, że nie przypadło mi to do gustu. Owszem, wykonywałem telefony do Natalii, czasem udało mi się zamienić słówko z Kacprem, ale ile można gadać przez komórkę? Zwłaszcza że doskonale zdawałem sobie sprawę, ile obowiązków spada na moją żonę. W końcu to ona dźwigała na barkach cały dom!
Kiedy dzwoniłem, nigdy nie przedłużałem naszych rozmów, szanując jej czas. Wymienialiśmy tylko kilka zdań, po czym z ciężkim sercem kończyłem połączenie. Pewnego wieczoru, gdy samotność dawała mi się we znaki bardziej niż zwykle, w głowie zaświtała mi szalona myśl. Skoro tak bardzo tęsknię za kontaktem z drugim człowiekiem, a nikogo nie mam w pobliżu, może warto spróbować internetowego czatu? W końcu nawiązanie wirtualnej znajomości do niczego mnie nie zmusza. Mogę po prostu porozmawiać z kimś, zachowując bezpieczny dystans. To będzie zwykła wymiana myśli, nic co naruszałoby moje oddanie ukochanej małżonce.
Chciałem zobaczyć, jak to jest
Rozsiadłem się zatem komfortowo, kładąc sobie komputer na kolanach i zacząłem konwersację online. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, na stronie, którą odwiedziłem, roiło się od naprawdę osobliwych osób. Po kilku próbach nawiązania kontaktu doszedłem do wniosku, że lwia część użytkowników czatów poszukuje raczej przelotnego flirtu czy romansu, a nie stałego związku. Nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, w końcu dobrze wiem, jak wygląda rzeczywistość.
Mimo to liczyłem po cichu, że choć niewielka grupa internautów będzie podzielać moje podejście. Chodzi mi o osoby, które po prostu pragną z kimś porozmawiać. I wcale nie mam na myśli rozmów o sferze erotycznej, ale zupełnie przyziemne tematy. Niestety, ilekroć udawało mi się z kimś zagaić, wątek bardzo szybko skręcał w stronę kwestii intymnych.
Czasami moje rozmówczynie (bo to przeważnie płeć piękna nawiązywała ze mną kontakt) od razu przechodziły do sedna sprawy i bez owijania w bawełnę sugerowały niezobowiązujące spotkanie. Byłem zdegustowany i miałem do siebie pretensje, że wpadłem na tak idiotyczny pomysł. Czego ja oczekiwałem?! Że w sieci odnajdę bratnią duszę? Nonsens... Już miałem się wylogowywać i sięgnąć po lekturę, gdy odezwała się do mnie pewna Ola.
Podobnie jak ja, ona też wyjeżdżała służbowo od czasu do czasu. Z racji pełnionej funkcji przedstawicielki handlowej, nierzadko spędzała noce z dala od domu. W takich chwilach także odczuwała dotkliwe poczucie osamotnienia, dlatego logowała się na czacie.
– Nie mam tu żadnych ukrytych intencji – wyznała otwarcie, dodając, że na co dzień wiedzie szczęśliwe życie u boku męża, będąc spełnioną matką.
Pod wieloma względami przypominała mnie. Także czuła satysfakcję ze swojego małżeństwa i życia rodzinnego. To chyba sprawiło, że od początku świetnie się dogadywaliśmy. Tamtego wieczoru gadaliśmy do późnych godzin. W taki sposób uciekliśmy od poczucia osamotnienia. Żegnając się, podaliśmy sobie adresy e-mail, obiecując ponowny kontakt.
– Gdy tylko najdzie cię ochota na pogawędkę, daj mi znać – tak brzmiały jej ostatnie słowa w wiadomości.
Nie było w tym żadnych podtekstów
Po tym epizodzie jeszcze parę razy wymienialiśmy się wiadomościami. Rozmowy z nią sprawiały mi przyjemność, stanowiły dla mnie taką namiastkę kontaktu z drugim człowiekiem w czasach samotności. Nawiązywaliśmy nić przyjaźni, ale żadne z nas nie wyszło poza tę sferę. W końcu nie szukaliśmy nowych partnerów, oboje mieliśmy już swoje drugie połówki.
Któregoś dnia, gdy relaksowałem się w domu, dostałem od niej wiadomość: „Znów jestem gdzieś w świecie i po raz kolejny czuję się zagubiona. Tęsknię za naszymi rozmowami”. Zawsze byłem szczery z Natalią, nie miałem przed nią żadnych sekretów, dlatego pozwalałem jej swobodnie korzystać z mojego laptopa. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy moi znajomi, zwłaszcza ci, którzy mają coś do ukrycia, chronią swoje komputery zawiłymi hasłami. W moim przypadku nie było to konieczne. Mimo to przekonałem się, że czyste sumienie to pojęcie względne, gdy...
Nieszczęśliwym zrządzeniem losu, zanim zdążyłem wyłączyć okienko z Olą na poczcie, niespodziewanie pojawiła się za mną Natalia, subtelnie umieszczając dłonie na moim karku.
– Słuchaj skarbie, miałabym chęć na... – odpisała mi na koniec.
Jak mam to wytłumaczyć?
Ewidentnie w mgnieniu oka przeskanowała zawartość tej feralnej wiadomości. Nastała krępująca cisza... Moja żona opuściła pokój bez żadnego komentarza. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że minęło parę sekund, zanim uświadomiłem sobie, jakie wnioski musiała wyciągnąć. Zupełnie zbaraniałem. Przez cały czas darzyła mnie stuprocentowym zaufaniem. Ale wpadłem po same uszy! Co ja najlepszego zrobiłem!
Zdawałem sobie sprawę, że to nie zawartość wiadomości od Oli, ale już samo pisanie z inną osobą bez wiedzy Natalii spowodowało, że moja żona na dobre przestała mi ufać. Naturalnie Natalia nie mogła mieć stuprocentowej pewności co do charakteru relacji, jaka mnie łączyła z tą kobietą, o której nigdy jej nie mówiłem. Owszem, to była tylko koleżeńska znajomość, ale skąd moja żona miała to wiedzieć?
Doskonale znam jej charakter i zdaję sobie sprawę, że teraz nawet słowem nie zająknie się na ten temat. Będzie w ciszy znosić ból i z każdym dniem odsuwać się ode mnie coraz dalej. Dlatego muszę błyskawicznie rozwiązać tę kwestię. Ale czy da wiarę moim słowom, że nic między mną a tą całą Olą nie zaszło i w ogóle jej nie znam nawet z widzenia? Co więcej, podczas konwersacji z nią ani przez chwilę nie postąpiłem nieuczciwie wobec Natalii!
Kiedy teraz myślę o tej internetowej relacji, przychodzi mi do głowy tylko jedna kwestia: jaki był sens w to brnąć? W końcu to, co naprawdę się liczy, czekało na mnie w moich czterech ścianach. Teraz przez durne wrażenie wyobcowania mogę to wszystko zaprzepaścić.
Radek, 34 lata