„Kochanek obwinia mnie za swoje porażki, choć to żona zrobiła go w jajo. Chce grać nieczysto, to pokażę mu brudną grę”
„Byłam dla niego zabaweczką, namiastką czegoś, czego on nigdy tak naprawdę nie szukał. Winił mnie za swoje porażki, za zniszczone małżeństwo, za to, że jego życie się rozsypało”.
- Redakcja
Piotr był moim współpracownikiem i ze względów zawodowych nasza relacja stawała się coraz bardziej zażyła. A kiedy zaczęliśmy spędzać razem więcej czasu poza pracą, poczułam, że coś się między nami zmienia. Wiedziałam, że ma żonę, ale kiedy mówił o swoim małżeństwie, brzmiało to tak, jakby już dawno się skończyło. Mówił, że z Agatą są razem tylko z przyzwyczajenia.
Wierzyłam w kłamstwa
Z czasem nasze spotkania przestały być tylko zawodowe. Zakochałam się w nim, choć wiedziałam, że to nie powinno się wydarzyć. Piotr był czarujący, pełen pasji, a jego słowa o przyszłości napełniały mnie nadzieją. Zawsze powtarzał, że wkrótce zakończy swoje małżeństwo i wtedy będziemy mogli być razem. Wypowiadał się z taką pewnością, że nie miałam powodów, by w to wątpić. Przecież widziałam, jak się mną przejmuje, jak bardzo chce być przy mnie.
Przez wiele miesięcy ukrywaliśmy nasz związek w tajemnicy i przez cały czas wierzyłam, że to tylko tymczasowe. Byłam święcie przekonana, że wkrótce zaczniemy nowe życie. Piotr zapewniał mnie, że jego żona już niebawem zgodzi się na rozstanie. Tylko kwestia czasu, przekonywałam sobie. Nie wiedziałam, jak bardzo się mylę.
Kiedy ukrywanie się skończy?
Życie w ukryciu było wyczerpujące, ale znosiłam to w nadziei, że wkrótce nadejdzie moment, w którym przestaniemy się chować. Nasze spotkania były krótkie, ale intensywne i pełne namiętności. Piotr za każdym razem zapewniał mnie, że pracuje nad tym, by zakończyć swoje małżeństwo w sposób możliwie najmniej bolesny. Agata, według niego, już dawno nie była częścią jego życia. Mówił, że kiedyś byli szczęśliwi, ale teraz to tylko rutyna. Zawsze dodawał, że już niedługo będziemy mogli być razem na stałe.
– Kiedy to wszystko się skończy? Kiedy w końcu będziemy mogli być razem bez ukrywania się? – zapytałam go pewnego wieczoru, nie mogąc już dłużej ukrywać swojej frustracji.
– Wkrótce, kochanie. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby wszystko poukładać. Agata... to nie jest takie proste, ale wkrótce to zrobię – odpowiedział, próbując mnie uspokoić.
Jego słowa brzmiały przekonująco, więc wierzyłam. A może tylko chciałam wierzyć w to, że to tylko kwestia czasu i już za chwilę przestaniemy się ukrywać przed światem. Myślałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Żona kochanka to tylko wymówka
Okazało się, że Agata od początku wiedziała o nas. Była za mądra, by nie dostrzec, co się dzieje. Jednak, zamiast robić awanturę, próbować ratować małżeństwo czy się wściekać, postanowiła działać po cichu. Piotr mówił, że gdy wracał do domu, wszystko wydawało się w porządku. Żadnych pytań, żadnych wyrzutów. Nic dziwnego. Po czasie wiem, że już wtedy ona miała swój plan. Nie zamierzała walczyć o Piotra, bo wiedziała, że ich małżeństwo wygasło. Żona mojego faceta postanowiła zagrać nam na nosie i odejść, zanim sprawy wymkną jej się spod kontroli.
Przez długi czas nie byłam zupełnie nieświadoma, że to właśnie to ona rozdawała karty.
Szok i niedowierzanie
Dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że żona Piotra odeszła od niego. Bez dram, wyzwisk, oskarżeń. Ponoć zostawiła na stole kartkę z krótką notką: „Zasługuję na coś więcej. Żegnaj”. To wszystko. Po prostu odeszła, zabierając większość rzeczy.
– Zasługuję na coś więcej... Żegnaj – Piotr przeżywał przy mnie rozstanie, o którym tak często rozmawialiśmy. – Odeszła? Tak po prostu? To nie tak miało być... – mówił ze łzami w oczach, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
Wtedy jeszcze byłam przekonana, że to jest szansa dla nas. Teraz kiedy Agata na dobre zniknęła z jego, z naszego życia, Piotr mógł wreszcie być ze mną. Jednak wkrótce ta nadzieja zamieniła się w niepewność.
Przez kilka dni Piotr starał się przetrawić to, co się wydarzyło. Wiedział, że teraz nie ma już żadnych przeszkód, by być ze mną. Ale zamiast poczucia wolności, zaczęły pojawiać się w nim wątpliwości, które rosły z każdym dniem.
Wszystko było błędem
Oczekiwałam, że przestaniemy się ukrywać, będziemy mogli w końcu cieszyć się sobą. Ale ku mojemu zaskoczeniu, Piotr zaczął się ode mnie oddalać. Unikał rozmów, przestał odbierać telefon. Kiedy już się spotykaliśmy, był cichy i zamknięty w sobie, jakby coś go trapiło.
– Kochanie, co się dzieje? Myślałam, że teraz, gdy Agata odeszła, wszystko będzie łatwiejsze, a ty... Ty ciągle mnie unikasz – zapytałam z niepokojem.
– Nie wiem, może to wszystko było błędem. Nie jestem pewien, czy to, co mam, to było to, czego szukałem – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
– Błędem? Poświęciłam tyle dla ciebie, a teraz mówisz, że to był błąd? – czułam, jak moje serce pęka na milion kawałeczków.
Coraz częściej mówił o żonie i o tym, co stracił. Z czasem ukochany zaczął obwiniać mnie za to, że jego życie się rozpadło. Tak było mu wygodniej. Nie chciał przyznać się przed samym sobą, że to on zniszczył swoje małżeństwo.
Czułam się jak śmieć
Z dnia na dzień zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Czułam się jak ostatni śmieć. Miałam wrażenie, że moje życie się jest puste i pozbawione sensu. Poświęciłam tyle czasu, by walczyć o naszą miłość, wierząc, że to, co mamy, jest prawdziwe. A teraz zostałam sama, porzucona i zdezorientowana.
– Nie możesz mnie tak po prostu zostawić. Obiecałeś mi, że będziemy razem! – krzyczałam do niego, próbując jeszcze ratować to, co pozostało.
– Nie wiem, czego chciałem. Myślałem, że znajdę w tobie coś, czego brakowało mi w związku z Agatą, ale teraz wiem, że to nie było prawdziwe – odpowiedział z obojętnością.
– Zostawiasz mnie? Po wszystkim, co przeszliśmy? Po tym, jak poświęciłam wszystko dla ciebie? – pytałam z łzami w oczach.
Ale Piotr już mnie nie słuchał. Zostawił mnie samą z rozbitym sercem.
Teraz już wiem, że wtedy, że byłam dla niego zabaweczką, namiastką czegoś, czego on nigdy tak naprawdę nie szukał. Winił mnie za swoje porażki, za zniszczone małżeństwo, za to, że jego życie się rozsypało. A ja? Próbowałam to ratować, próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd, aż dotarło do mnie, że problem leżał w nim. Już nigdy więcej nie dam się tak traktować.
Blanka, 34 lata