Reklama

Niedawno skończyłam trzydzieści lat. W moim wieku większość moich koleżanek ma już poukładane życie – mężów, dzieci, kredyty, rutynę codziennych obowiązków. Ja? Zatrzymałam się jakby w pół drogi. Mieszkam sama w wynajętej kawalerce, codziennie chodzę do pracy w biurze rachunkowym, a wieczorami przeglądam media społecznościowe, oglądając zdjęcia cudzych wesel, chrztów i wakacji. Zazwyczaj gaszę światło z poczuciem, że z moim życiem coś jest nie tak, choć na papierze wszystko wygląda w porządku.

Reklama

Od zawsze pragnęłam stabilizacji. Marzyłam o domu, w którym pachnie świeżo pieczonym ciastem, o mężczyźnie, który wraca po pracy i całuje mnie w czoło, o dziecku, które wyciąga do mnie ręce. Niby nic wielkiego, a jednak coś, czego nigdy nie udało mi się znaleźć. Spotykałam różnych ludzi, ale każdy związek kończył się szybciej, niż zdążyłam się przywiązać. Zawsze miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje – że może ja nie jestem wystarczająca, że może to ze mną jest coś nie tak.

I wtedy pojawił się on – Krystian. Poznaliśmy się przypadkiem, choć dzisiaj mam wrażenie, że to było przeznaczenie. Wystarczyło jedno jego spojrzenie i uśmiech, żebym poczuła, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Był czarujący, pewny siebie, roztaczał wokół aurę bezpieczeństwa i dostatku. Kiedy opowiadał o swoich planach i przyszłości, miałam wrażenie, że właśnie to jest życie, którego zawsze pragnęłam. Nie wiedziałam jeszcze, że ta znajomość będzie początkiem końca moich marzeń.

Rumieniłam się jak nastolatka

– Masz takie piękne dłonie – powiedział Krystian, kiedy pierwszy raz siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kawiarni. Bawił się moją filiżanką tak, jakby to była najcenniejsza rzecz na świecie.

– Wiesz, zawsze podziwiałem kobiety, które mają w sobie klasę. Ty… ty wyglądasz jak ktoś, kto mógłby żyć inaczej niż w biegu.

Rumieniłam się jak nastolatka. Zwykle rozmowy na pierwszych randkach były sztywne i pełne banałów, a on sprawiał, że chciałam mówić o sobie więcej. Pytał o pracę, o marzenia, a kiedy wspomniałam, że chciałabym kiedyś mieć dom z ogródkiem, skinął głową z uśmiechem.

– To nic trudnego. Mam wujka za granicą, który przepisał na mnie kawałek majątku. Jeszcze tylko kilka formalności i… Agnieszka, uwierz, że moje życie naprawdę zmieni się w bajkę. A jeśli będziesz chciała, to i twoje.

Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. Czułam, że może przesadzam, ale w głowie dudniła mi myśl. Czy to właśnie on jest tym, na kogo czekałam tyle lat Kilka dni później zadzwoniła Anna, moja przyjaciółka. Słyszała w moim głosie uniesienie, kiedy opowiadałam o Krystianie.

– Aga, on brzmi za dobrze, żeby to była prawda – ostrzegła. – Uważaj. Tacy faceci wiedzą, co mówić.

– Anka, przesadzasz – roześmiałam się. – Wreszcie trafił mi się ktoś wyjątkowy.

– Może i wyjątkowy, ale szczęście nie spada z nieba tak po prostu. Nie daj się oślepić.

Odstawiłam telefon na stół, zirytowana jej ostrożnością. A jednak w mojej głowie rodziła się niepokojąca myśl. Ale kiedy Krystian napisał do mnie: „Tęsknię, piękna”, wszystkie ostrzeżenia znikały jak dym.

Poprosił mnie o pożyczkę

– Aga, muszę ci coś powiedzieć – zaczął Krystian pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w jego samochodzie zaparkowanym pod moim blokiem. Miał poważną minę, jakiej u niego jeszcze nie widziałam. – To tylko kwestia czasu, aż sprawy się ułożą, ale teraz… no właśnie, teraz jest pewien problem.

– Jaki problem? – zapytałam zaniepokojona.

Krystian westchnął teatralnie i złapał mnie za rękę.

– Z tym spadkiem po wujku wszystko jest w toku, ale urzędy, podatki… papierologia. To potrwa. A ja mam chwilowo zablokowane środki. Potrzebuję twojej pomocy.

Zrobiło mi się gorąco. Pomocy? To słowo zadźwięczało jak dzwon alarmowy, ale szybko zagłuszył je jego ciepły głos.

– Chodzi tylko o kilka miesięcy. Oddam ci wszystko z nawiązką. Wiem, że brzmi to źle, ale przecież jesteśmy razem, prawda? Razem możemy przenosić góry.

Patrzyłam na niego i biłam się z myślami. W mojej głowie kłębiły się obrazy: wspólny dom, małe dziecko biegające po ogródku… Czy to nie było właśnie to, czego pragnęłam? A jeśli teraz się wycofam, czy nie stracę szansy na szczęście? Kilka dni później, podczas obiadu u rodziców, mama spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Agnieszka, ty jakoś inaczej wyglądasz. Martwisz się czymś?

– Nie, wszystko dobrze – uśmiechnęłam się wymuszenie.

– A ten twój Krystian? – wtrącił ojciec. – Z czego on właściwie żyje?

– Tato, nie zaczynaj. To porządny człowiek. Za chwilę będzie miał pieniądze, tylko musi wszystko pozałatwiać – oburzyłam się, sama nie wierząc, że tak bronię czegoś, czego wcale nie rozumiem.

Oni wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ale już nic nie powiedzieli. Wracałam do domu z poczuciem, że cała rodzina patrzy na mnie jak na naiwną dziewczynę. A ja po prostu chciałam wierzyć, że razem z Krystianem zbuduję swoje wymarzone życie.

Czułam narastający lęk

– Krystian, chciałam tylko zapytać… kiedy będziesz mógł oddać te pieniądze? – odważyłam się zagaić któregoś wieczoru. Siedzieliśmy w jego mieszkaniu, a on gapił się w telefon, zupełnie jakby mnie tam nie było.

Podniósł wzrok powoli, z irytacją.

– Ty mi nie ufasz, Agnieszka?

– Ufam, ale… to dużo dla mnie znaczy. To były moje oszczędności… – wyszeptałam.

– Oszczędności, które i tak by leżały w banku. A ja ci mówiłem, że jak tylko zamknę sprawę spadku, wszystko wróci, i to z nawiązką! – jego głos podniósł się gwałtownie. – Naprawdę musisz mi teraz wiercić dziurę w brzuchu?

Zamarłam. To nie był ten sam Krystian, który na pierwszej randce mówił mi, że jestem wyjątkowa. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Kilka dni później, kiedy próbowałam zadzwonić, nie odbierał. Odpisał dopiero po kilku godzinach: „Jestem zajęty. Nie bądź dziecinna”. Leżałam w łóżku, wpatrując się w ekran i czując, jak serce ściska mi się z bólu. Może przesadzam? Może naprawdę wszystko się ułoży? – tłumaczyłam sobie. Ale w głębi duszy wiedziałam, że coś jest nie tak. Kiedy spotkaliśmy się znowu, próbowałam delikatnie wrócić do tematu.

– Wiesz, ostatnio dużo myślę… Może moglibyśmy wspólnie zaplanować, jak to spłacisz?

Krystian parsknął śmiechem.

– Ty chyba naprawdę masz ze mną problem. Skoro tak bardzo liczysz każdą złotówkę, to może powinnaś znaleźć sobie księgowego, a nie faceta!

Zabolało. Tak bardzo, że nie znalazłam słów. A on odwrócił się, jakby nic się nie stało. Wracałam do domu z narastającym lękiem. Wiedziałam, że moje marzenia o szczęściu zaczynają się kruszyć – tak, jak kruche było moje zaufanie.

Uwierzyłam w jego bajkę

To był zwykły dzień. Wracałam wcześniej z pracy, bo Krystian obiecał, że wreszcie spędzimy razem spokojny wieczór. Kiedy weszłam do jego mieszkania, usłyszałam śmiech dobiegający z kuchni. Zatrzymałam się, bo rozmawiał przez telefon.

– Stary, żadnego spadku nigdy nie było – śmiał się głośno. – Ta naiwna wierzy w każdą bajkę, którą jej opowiem. Jeszcze sama mi kasę pożyczyła!

Poczułam, jak kolana uginają się pode mną. Trzymałam się framugi, żeby nie upaść. W głowie huczało mi jedno. Oszukał mnie! Nie pamiętam, jak wyszłam z mieszkania. Dopiero na ławce w parku drżącymi rękami wybrałam numer Anny.

– Aga, co się stało? – zapytała od razu, słysząc mój roztrzęsiony głos.

– On… on kłamał. Żadnego spadku, nic… – łkałam.

Anna milczała chwilę, a potem powiedziała cicho:

– Wiedziałam. Czułam to. Sprawdzałam go. Znalazłam jakieś informacje, że miał już sprawy o wyłudzenia, ale myślałam, że może coś źle zrozumiałam. Nie chciałam cię też ranić, ale… – urwała. – Aga, musisz od niego odejść!

Nazajutrz stanęłam z Krystianem twarzą w twarz.

– Więc to prawda – powiedziałam, czując, jak trzęsie mi się głos. – Wykorzystałeś mnie.

Krystian wzruszył ramionami, jakby chodziło o coś błahego.

– Tak działa świat, mała. Ty chciałaś bajki, ja ci ją sprzedałem. Nie moja wina, że jesteś naiwna.

– Oddaj mi pieniądze – zażądałam.

Roześmiał się.

– A niby skąd? Pieniądze się rozeszły. Powinnaś się cieszyć, że miałaś ze mną przygodę.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek wcześniej. Zrozumiałam, że zostałam sama – z pustką w sercu i długami, które zaciągnęłam w imię miłości, której nigdy nie było.

Tonęłam w poczuciu winy i wstydu

Minęły tygodnie, a ja wciąż budziłam się z uczuciem ciężaru w piersi. Mój świat legł w gruzach – oszczędności zniknęły, a długi rosły szybciej, niż mogłam je spłacać. Patrzyłam na siebie w lustrze i widziałam kobietę, której oczy straciły dawny blask. Rodzice próbowali mnie wspierać.

– Córeczko, nie jesteś sama – mówiła mama, głaszcząc mnie po dłoni. – Pieniądze to tylko pieniądze. Najważniejsze, że się ocknęłaś.

– Mama ma rację – dodał ojciec. – Musisz się podnieść, znaleźć siłę.

Pokręciłam głową.

– Wy nic nie rozumiecie. To nie tylko pieniądze. To ja pozwoliłam, żeby ktoś mnie oszukał. Sama się w to wpakowałam.

Czułam, że ich dobre słowa zamiast koić – raniły jeszcze bardziej. Anna, jedyna, która mówiła wprost, spotkała się ze mną w kawiarni.

– Aga, wiesz, dlaczego on miał taką władzę nad tobą? – spytała, patrząc mi prosto w oczy. – Bo chciałaś wierzyć. Bo bardziej niż jego kochałaś własne marzenia.

– Myślisz, że to moja wina? – zapytałam z wyrzutem.

– Nie wina. Słabość. Każdy z nas jej ulega. Ty chciałaś domu, miłości, stabilizacji… i ktoś ci to obiecał.

Rozpłakałam się, bo wiedziałam, że mówi prawdę. Wystarczyło jedno ciepłe słowo od Krystiana, żebym zgasiła w sobie wszystkie alarmy. Teraz żyłam z konsekwencjami. Każdego dnia walczyłam, by nie utonąć w poczuciu winy i wstydu. Czułam, że marzenia, które mnie napędzały, stały się moją największą klątwą.

Nie mam już złudzeń

Nie wiem, jak poskładam swoje życie. Czasem wydaje mi się, że to, co się stało, było tylko koszmarem, z którego zaraz się obudzę. A potem otwieram oczy i widzę stos rachunków na stole, puste konto w banku i siebie – kobietę, która dała się oszukać własnym marzeniom. Krystian odszedł, zostawiając po sobie pustkę i gorzki śmiech, który wciąż słyszę w uszach. Nie mam już złudzeń. Miłość, o której marzyłam, nie przyszła. Zamiast niej spotkałam iluzję, pięknie opakowaną w słowa i obietnice, które nigdy nie miały się spełnić.

Czasem pytam siebie: „Jak mogłam być taka naiwna?”. A potem przychodzi inna myśl – że to nie była tylko naiwność. To była desperacja. Pragnienie bycia kochaną, które było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Rodzice powtarzają, że jeszcze wszystko się ułoży. Anna mówi, że to lekcja, którą musiałam przejść. Ale ja nie czuję się bogatsza w doświadczenie. Czuję się jak ktoś, komu odebrano cząstkę duszy.

A jednak… wśród tej pustki rodzi się we mnie cichy głos. Może muszę nauczyć się kochać siebie, zanim pozwolę komukolwiek obiecać mi bogactwo i szczęście. Może dopiero wtedy będę gotowa na prawdziwą miłość – nie tę na kredyt, nie tę kupioną złudzeniami. Dziś wiem jedno, że marzenia bez ostrożności mogą stać się pułapką. A ja wpadłam w nią z otwartymi oczami, wierząc, że biegnę ku szczęściu.

Agnieszka, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama