„Kochanka była w błędzie, jeśli myślała, że rzucę dla niej żonę. Po latach odezwała się z szokującą wiadomością”
„Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i zacząłem obserwować wejście do klatki schodowej. Długie godziny nic się nie działo. Wreszcie wyszedł. Od razu wiedziałem, że to on. Zniósł na dół dziecięcy wózek, zajrzał do niego, poprawił kocyk i odjechał”.
- Listy do redakcji
Nigdy nie jest za późno, by stać się dobrym człowiekiem, nawet kiedy na właściwe warunki trzeba czekać aż do szóstego krzyżyka na karku. Hormony uspokajają się, nie każą wykręcać szyi za dziewczynami, a pokaźne konto, o ile się o nie zadbało tak jak ja, gwarantuje spokojną przyszłość. Mam nosa do ludzi, pomyliłem się tylko raz, w sprawie Patrycji. Skąd mogłem wiedzieć, że dziewczyna mnie nie oszukuje?
Nie dam się omamić
Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Moim trzem dziewczynom, Julii i córkom, dałem wszystko to, czego chciały, i to, o czym zdołały zamarzyć. W zamian dostałem morze miłości. Każde małżeństwo w pewnym sensie jest układem. Nie wierzę w wiecznie trwającą płomienną miłość. Oczywiście kocham żonę, zawsze tak było, ale na pewnym etapie życia mężczyzna potrzebuje czegoś więcej.
Swoje sprawki z kobietami skrzętnie ukrywałem, żeby nie ranić Julii. O rozwodzie w ogóle nie mogło być mowy. Dla kilku chwil nic nieznaczącej przyjemności nie warto rujnować sobie życia.
Kobiety na ogół nie robiły trudności, gdy kończyłem związek, a robiłem to zawsze, gdy kiełkowało we mnie podejrzenie, że Julia jest niebezpiecznie bliska wykrycia prawdy albo gdy aktualna kochanka zaczynała rościć sobie do mnie pretensje. Wtedy stawiałem sprawę jasno.
Z Patrycją było inaczej
Nachodziłem się koło niej co niemiara. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Napięcie rosło, niepewność utrzymywała je na stałym poziomie, a ponieważ lubiłem adrenalinę, byłem więcej niż zadowolony, mając miłe przeświadczenie, że w końcu dostanę nagrodę i Patrycja wpadnie w moje ramiona.
Tak się stało i to był początek końca. Gdybym wiedział, co jej chodzi po głowie, wiałbym, gdzie pieprz rośnie. Patrycja pomyliła miłość z romansem i zapomniała mnie o tym uprzedzić. Oboje byliśmy dorośli, no może ja trochę bardziej, ale to żadne usprawiedliwienie.
Kiedy w końcu otworzyłem oczy, zobaczyłem, że mam u swojego boku kobietę robiącą plany na przyszłość. Ze mną w roli głównej. Przecież byłem żonaty i Patrycja o tym wiedziała! Wyobrażała sobie, że złamię przysięgę małżeńską i porzucę żonę po tylu latach?
Zacząłem się wycofywać. Powoli odsuwałem ją od siebie, tłumacząc się na zmianę brakiem czasu i zmęczeniem. Taka strategia działała dotąd bez pudła, ale Patrycja była uparta. Kiedy zorientowała się, że ze związku nici, wytoczyła działa.
– Spodziewam się dziecka – oznajmiła któregoś wieczoru.
O mało nie spadłem z krzesła
Siedzieliśmy w restauracji, bo od jakiegoś czasu, zgodnie ze strategią rozstania, unikałem spotkań sam na sam. Patrycja nie wiedziała, że widzi mnie ostatni raz.
– Oszalałaś? – szepnąłem wzburzony. – Co ci przyszło do głowy?
Spojrzała na mnie dziwnie. Żeby wyplątać się z zastawionych sideł, musiałem postawić sprawę jasno, unikając niedomówień.
– Niczego w ten sposób nie ugrasz, to koniec – powiedziałem cicho, żeby nie wzbudzać sensacji wśród klientów restauracji. – Nie wierzę, że zastosowałaś taką starą sztuczkę, za kogo mnie masz? Nie jestem głupcem.
– Nie kłamię – Patrycja skorzystała z chwili ciszy.
– Grasz nieczysto, moja droga – oznajmiłem zimno. – Nie złapiesz mnie na męża, za stary wróbel jestem. Mam żonę. Doskonale wiedziałaś, że zależy mi na rodzinie, nigdy tego nie ukrywałem, więc i teraz nie będę. Jeżeli rzeczywiście jesteś w ciąży, w co nie wierzę, pozwij mnie o alimenty – dokończyłem, wstając. Zostawiłem ją przy stoliku i wyszedłem z restauracji.
Miałem rację, chciała mnie oszukać
Przez miesiąc trochę myślałem o Patrycji, zastanawiałem się, czy rzeczywiście spodziewa się dziecka, jednak czas wyjaśnił tę sprawę. Nie pozwała mnie o alimenty, zniknęła i więcej się nie odezwała. Dobrze, że nie dałem się nabrać na jej sztuczkę.
Bałem się tylko, że Patrycja opowie znajomym o gwałtownym zerwaniu i echo burzliwego rozstania dotrze do Julii, a tego nie chciałem. Miałem podstawy uważać, że coś jest na rzeczy, bo żona zmieniła się, unikała mnie.
Nasze małżeństwo przechodziło cichy kryzys. Przez chwilę wydawało mi się, że skoro Julia i tak się domyśla, winny jestem jej szczerość. Przyznam się do romansu i poproszę o wybaczenie. Ale nie zrobiłem tego. Znałem takiego, co chciał oczyścić sumienie i powiedział żonie, że ją zdradził.
Przebaczenie uzyskał dość łatwo, ale żona nie poradziła sobie ze świadomością, że ukochany człowiek ją zawiódł. Przestała mu ufać, stała się zazdrosna i teraz żyją jak pies z kotem. Ja tak nie chciałem, więc milczałem jak kamień.
Miałem rację
Czas jest najlepszym lekarzem. Julia znów się uśmiechała, dom funkcjonował, jak należy, a ja odzyskałem dobry nastrój.
Afera z Patrycją częściowo wyleczyła mnie z uwielbienia dla kobiet innych niż żona. Z wiekiem ochota do romansowania minęła. Kobiety nadal podziwiałem, ale z daleka. I wtedy odezwała się Patrycja, burząc mój świeżo odzyskany spokój. Pożałowałem, że od lat nie zmieniłem numeru telefonu, ale przecież i tak by mnie znalazła.
– Mojemu synowi urodziło się dziecko – powiedziała dobitnie. – Wojtuś wymaga rehabilitacji, a to kosztuje.
Syn? Dziecko? Zupełnie nie mogłem się w tym połapać. Zrozumiałem tylko, że Patrycja żąda ode mnie pieniędzy. No jasne, od początku tylko o to jej chodziło.
Odmówiłem i odłożyłem słuchawkę, wiedząc, że więcej się nie odezwie. Była dumna, ten telefon musiał ją dużo kosztować. Jeśli zadzwoniła, to widocznie jej zależało. Ale właściwie na czym? Kto miałby być rehabilitowany i dlaczego?
Pomyliłem się co do Patrycji. Zależało jej bardziej, niż myślałem, i zadzwoniła jeszcze tego samego dnia. Tyle że nie do mnie, lecz do Julii.
Wiedziała o tym związku?!
– Nie mam dziecka z Patrycją – wyparłem się przed żoną – Może coś tam było między nami, ale sto lat temu i nieprawda. Gdybym miał syna, wiedziałbym o tym. Ten chłopak nie jest mój, wdzięki Patrycji nie tylko mnie skusiły. Ta kobieta się nie szanowała.
– Rozmawiałam z nią, podejrzewałam, że macie romans. Po tym, co jej powiedziałeś, niczego już od ciebie nie chciała, nawet ode mnie nie przyjęła pomocy.
Zakręciło mi się w głowie.
– Wiedziałaś, że cię zdradzam, i ze mną zostałaś? Dlaczego?
– Jesteś moim mężem i ojcem naszych córek. Dlatego nie powiedziałam ci o rozmowie z Patrycją i dziecku, a powinnam. No cóż, jestem tylko człowiekiem – Julia uciekła wzrokiem. – Ale teraz musisz zachować się przyzwoicie i pomóc. Mały wymaga operacji i kosztownej rehabilitacji. To twój wnuk, o którym nie chciałeś nic wiedzieć. Masz okazję naprawić błąd, chociaż częściowo.
Była pewna, że się zgodzę, ale ja nie paliłem się do rozdawania pieniędzy. Znałem ludzi i wiedziałem, do czego są zdolni.
– Jeśli to zrobię, otworzę furtkę do przyszłych roszczeń – wyjaśniłem żonie to, co dla mnie było oczywiste. – Nie jestem bankomatem. A ja nawet nie mam pewności, że ten cały Jerzy jest moim synem.
– To się przekonaj – Julia odwróciła się ode mnie, jakby mój widok ją brzydził.
Nie miałem zamiaru
Postanowiłem przeczekać. Julia prawie się do mnie nie odzywała. W końcu postanowiłem coś zrobić. Musiałem zobaczyć syna.
Adres Jerzego dostałem od żony, pośredniczki między mną a Patrycją. Nie wiedziałem, że tak się zaangażuje, przecież chodziło o mój skok w bok i nieślubne dziecko.
Pojechałem zobaczyć syna, zbrojny w informację, że podobnie jak ja w młodości, jest szczupłym brunetem. Tylko tyle dowiedziałem się od Julii, ale uważałem, że albo rozpoznam własne dziecko sercem, od pierwszego spojrzenia, albo Jerzy nie jest mój. Wiem, że są lepsze sposoby na potwierdzenie ojcostwa, ale taki właśnie wybrałem.
Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i zacząłem obserwować wejście do klatki schodowej. Długie godziny nic się nie działo. Wreszcie wyszedł. Od razu wiedziałem, że to on. Zniósł na dół dziecięcy wózek, zajrzał do niego, poprawił kocyk i odjechał. Odziedziczył urodę po matce, ze mnie wziął tylko kolor włosów, ale to był on, mój syn. Policzyłem szybko, mógł mieć około dwudziestu lat. Nie za wcześnie na dziecko? Gdybym to ja go wychowywał, byłoby inaczej.
Stukanie w szybę wybiło mnie z rozmyślań
Obok auta stała Patrycja. Wysiadłem.
– Witaj, pięknie wyglądasz – zagaiłem szarmancko, bo niby co można w takiej sytuacji powiedzieć?
– Pomożesz Wojtusiowi? – nie zwróciła uwagi na komplement. – Nie prosiłabym cię, gdyby to nie było takie ważne.
Już kiedy zobaczyłem z daleka Jerzego, zdecydowałem, że zaangażuję się w tę sprawę, ale Patrycja nie musiała tego wiedzieć. Zawiadomiłem ją powściągliwie, że potrzebuję czasu do namysłu, po czym pojechałem do domu zrobić przelew na konto syna.
Podziękował mi, ale spotkania nie zaproponował. Nie nalegałem, nie było się po co śpieszyć. Jeszcze będzie czas na wyrzuty i tłumaczenia, teraz najważniejszy był Wojtuś, mój wnuk.
Niedawno dostałem wiadomość, że dobrze zniósł operację, powoli zdrowieje i niedługo rozpocznie rehabilitację w sanatorium. Od tej pory coś mnie uwiera. Mały walczy o zdrowie na drugim krańcu Polski, a ja nie mogę trzymać go za rękę, pocieszać, opowiadać historyjek. A to przecież mój wnuk, mam prawo go widywać!
Chcę mu pomóc
Ja się tym gryzę, a Julia się cieszy, bo jak mówi, upewniła się, że wyszła za mąż za człowieka o dobrym sercu, chociaż nie zawsze było to widać. Żona od lat niezmiennie stoi za mną murem, mam szczęście, że przy mnie wytrwała.
– Jerzy przekona się do ciebie, jak cię bliżej pozna, a Wojtuś tylko czeka, żeby dziadek go pokochał. Obaj cię potrzebują, pieniądze to nie wszystko, daj im siebie – przekonuje mnie codziennie.
Po zastanowieniu do listy stałych przelewów dodałem konto Jerzego. Wysyłam mu co miesiąc pieniądze, z adnotacją, że to na potrzeby mojego wnuka. Mam nadzieję, że kiedyś doceni ten gest.
Pieniądze od dziadka pomogą mu zrozumieć, że jestem dobrym człowiekiem.
Marek, 66 lat