Reklama

Firma, w której pracuję, to dynamiczne miejsce pełne wyzwań i niespodzianek. Na co dzień zajmujemy się projektami technologicznymi, które wymagają precyzyjnej wiedzy i umiejętności. Zespół składa się z różnych osobowości, co sprawia, że nasza praca jest nie tylko wymagająca, ale i pełna emocji.

Reklama

Mówił, że wszystko gra

Robert zawsze wydawał się być pewnym siebie gościem. Opowiadał nam, że ma ogromne doświadczenie w programowaniu, zna się na sieciach i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Marek, nasz menadżer projektu, zlecił mu właśnie ważne zadanie, które miało być kluczowe dla sukcesu firmy.

– Słyszałem, że jesteś specem od sieci – powiedział Marek podczas porannego spotkania. – Mamy tu projekt, który idealnie pasuje do twoich umiejętności. Możesz go przejąć?

– Oczywiście. To dla mnie bułka z masłem – odpowiedział z uśmiechem na ustach.

Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Był za pewny siebie, a jego odpowiedzi wydawały się zbyt gładkie.

– Jak idą przygotowania do nowego projektu? – zapytałam go później przy kawie.

– Wszystko pod kontrolą – zapewnił mnie, ale jego oczy unikały mojego wzroku.

Pierwsze dni pracy Roberta nad nowym projektem były pełne entuzjazmu i pewności siebie, ale szybko zaczęło się robić wyraźne, że coś jest nie tak. Codziennie widziałam go, spędzającego godziny przy komputerze, ale efekty jego pracy nie były widoczne. Co więcej, z czasem zaczął unikać naszych regularnych spotkań zespołu i działać bardziej w odosobnieniu.

Nie mogłam tego ignorować

Postanowiłam porozmawiać o tym z Markiem. Podczas jednego z naszych codziennych spotkań, Marek zwrócił się do Roberta z pytaniem o postępy w projekcie.

– Jak idą prace nad projektem? – zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – odpowiedział, starając się brzmieć pewnie, ale jego głos drżał lekko.

Przyglądałam się Robertowi uważnie. Jego postawa wydawała się napięta, a spojrzenie nerwowe. Wewnątrz zaczęłam mieć coraz większe wątpliwości co do jego umiejętności. Marek, jakby nie zauważając tej niepewności, kiwnął głową i kontynuował spotkanie.

Po spotkaniu postanowiłam podjąć rozmowę z Robertem na osobności. Podeszłam do niego przy biurku, gdy wszyscy inni opuścili salę konferencyjną.

– Wszystko jest naprawdę w porządku? – zapytałam spokojnie, starając się nie brzmieć oskarżycielsko.

– Tak. Po prostu mam trochę więcej pracy niż się spodziewałem – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

Mimo jego zapewnień, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Postanowiłam dać mu jeszcze trochę czasu, ale moje podejrzenia narastały. W międzyczasie obserwowałam go baczniej niż zwykle. Zauważyłam, że spędza coraz więcej czasu na konsultacjach z innymi członkami zespołu, ale nigdy nie mówił o konkretnych postępach.

Unikał odpowiedzi

– Jak sobie radzisz z tą nową konfiguracją sieci? – zapytałam raz podczas przerwy na kawę.

– To skomplikowane, ale daję sobie radę – odpowiedział, ale jego odpowiedź była zbyt ogólnikowa, aby mnie uspokoić.

Było coś, co starał się ukryć, a ja byłam zdeterminowana, żeby to odkryć. Wiedziałam, że jego kłamstwa mogą zaszkodzić całemu zespołowi, a nie mogłam pozwolić, żeby tak się stało. Postanowiłam, że muszę podjąć działania i dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje. W przeciwnym razie ryzykowaliśmy nie tylko porażką projektu, ale i stratą zaufania całego zespołu.

Jednego dnia, pod koniec pracy, kiedy większość zespołu już opuściła biuro, podeszłam do Roberta. Siedział przy swoim biurku, wpatrując się w ekran komputera z wyraźnym znużeniem.

– Hej, Robert, masz chwilę? – zapytałam, siadając obok niego.

– Oczywiście. Co się dzieje? – odpowiedział, nieco zdziwiony moim pytaniem.

– Zastanawiam się nad twoim projektem. Wiesz, że zawsze możesz liczyć na pomoc zespołu, prawda? – zaczęłam delikatnie, starając się nie wzbudzać jego defensywnej postawy.

– Tak, wiem. Ale wszystko jest pod kontrolą – odpowiedział szybko, próbując ukryć swoje zakłopotanie.

Nie dałam się zbyć tą wymówką

– Naprawdę chcę ci pomóc. Może wspólnie przeanalizujemy ten problem techniczny? – zaproponowałam, wskazując na jego ekran.

– To skomplikowane. Nie chcę cię tym obciążać – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

Kilka dni później niechcący podsłuchałam jego rozmowę z Anką. Byli w sali konferencyjnej, a ja, przechodząc obok, usłyszałam ich rozmowę.

– Nie wiem, co mam robić. Ten projekt mnie przerasta – przyznał się Robert.

– Dlaczego nie powiesz tego Markowi? – zapytała Ania z wyraźnym zaniepokojeniem w głosie.

– Nie mogę. Kłamałem na temat swoich umiejętności, żeby dostać tę pracę – odpowiedział, zrozpaczony.

Byłam zszokowana. Teraz wszystko stało się jasne. Robert nie miał wymaganych umiejętności, a jego pewność siebie była tylko fasadą. Musiałam coś z tym zrobić. Nie mogłam pozwolić, żeby jego kłamstwa zaszkodziły całemu zespołowi. Weszłam do sali konferencyjnej, zdeterminowana, aby porozmawiać z Robertem i dowiedzieć się więcej.

– Robert, musimy porozmawiać – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy.

– Sandra… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Dlaczego nie powiedziałeś nam prawdy od początku? – zapytałam z wyrzutem.

– Bałem się, że stracę tę pracę. Naprawdę chciałem udowodnić, że dam radę – przyznał, spuszczając głowę.

Zszokowało mnie to

Po dramatycznym odkryciu, że Robert kłamał na temat swoich umiejętności, wiedziałam, że muszę działać szybko, aby uratować projekt i, być może, samego Roberta. Musiałam to jednak zrobić z rozwagą, aby nie zaszkodzić ani jemu, ani zespołowi. Konfrontacja z Markiem była nieunikniona, ale zanim do niej doszło, postanowiłam porozmawiać z Anią.

– Musimy coś z tym zrobić – powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał pewnie.

Anna westchnęła ciężko i skinęła głową.

– Robert jest w trudnej sytuacji, ale nie możemy pozwolić, aby to zaszkodziło całemu zespołowi – odpowiedziała z troską.

– Dokładnie. Myślę, że powinniśmy zwrócić się do Piotra. On jest naszym ekspertem technicznym i na pewno będzie w stanie nam pomóc – zaproponowałam.

– To dobry pomysł. Piotr jest nie tylko świetnym specjalistą, ale także osobą, która potrafi zachować zimną krew w trudnych sytuacjach – zgodziła się Anna.

Znaleźliśmy go w jego biurze, skupionego na jakimś skomplikowanym kodzie.

– Możesz poświęcić nam chwilę? – zapytałam, stając w drzwiach.

– Oczywiście, co się dzieje? – odpowiedział, odwracając się od monitora.

– Mamy poważny problem z projektem Roberta. Potrzebujemy twojej pomocy – zaczęła Anka.

– Co się dokładnie dzieje? – zapytał Piotr, patrząc na nas z zainteresowaniem.

– Robert nie ma wymaganych umiejętności technicznych. Przyznał, że kłamał, aby dostać tę pracę. Teraz projekt jest w krytycznym punkcie i potrzebujemy twojej wiedzy, aby go uratować – wyjaśniłam.

Był zaskoczony

– To poważna sprawa. Zajmijmy się tym razem. Będę potrzebował waszej pomocy, aby wszystko dobrze zorganizować – powiedział stanowczo.

Zgodziłyśmy się i zaczęłyśmy planować, jak najlepiej podejść do naprawienia projektu. Wiedziałam, że muszę również porozmawiać z Markiem i wyjaśnić sytuację. Byłam przygotowana na konsekwencje, ale czułam, że to jedyne słuszne rozwiązanie.

Następnego dnia wszyscy zebraliśmy się w sali konferencyjnej: Robert, Piotr, Ania i ja. Atmosfera była napięta, ale wiedziałam, że musimy działać wspólnie, aby rozwiązać problem.

– Robert, musisz zrozumieć, że kłamstwa nie prowadzą do niczego dobrego. Teraz będziemy musieli naprawić te błędy – powiedział Piotr, spoglądając na Roberta.

– Przepraszam za wszystko. Obiecuję, że będę się uczyć i poprawię swoje umiejętności – Robert był wyraźnie skruszony.

– Najważniejsze, żebyśmy skupili się na naprawieniu projektu. Sandra i Anna będą cię wspierać, a ja zajmę się technicznymi aspektami – kontynuował Piotr.

Rozpoczęliśmy intensywną pracę. Piotr przeprowadził nas przez każdy etap projektu, tłumacząc dokładnie, co trzeba poprawić i jak to zrobić. Robert uważnie słuchał, notował i zadawał pytania, starając się nadrobić stracony czas.

Dzięki wspólnym wysiłkom udało nam się ukończyć projekt. Było to trudne zadanie, ale zespół pokazał, że potrafi działać razem nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Relacje między Robertem a resztą zespołu były jednak napięte. Zastanawiałam się, czy Robert naprawdę się zmienił i czy można mu teraz zaufać.

Reklama

Sandra, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama