„Kolega z pracy mnie uwiódł i zasiał we mnie nasionko. Zniknął z pola widzenia, a ja muszę zebrać plony tego romansu”
„– Możesz chociaż udawać, że mnie znasz? – powiedziałam z cichą złością. Uniósł głowę, nieco zaskoczony. Opuścił telefon. – Nie wiem, o co ci chodzi. Lepiej nie zaczynaj tutaj. – Nie zaczynam. To ty skończyłeś, zanim to w ogóle miało szansę się zacząć – warknęłam, nie patrząc mu w oczy”.

- Redakcja
Wchodząc rano do open space’u, jak co dzień zakładam maskę. Żadnych emocji, żadnych wyznań. Moja obecność w firmie jest przewidywalna jak automatyczna kawa z ekspresu – ciepła, ale pozbawiona smaku. Od trzech miesięcy noszę w sobie tajemnicę, która zaczyna mnie przerastać. Brzucha jeszcze nie widać, ale myśli już nie chowają się tak łatwo. Nikt niczego nie podejrzewa – ani mój zespół, ani Kasia z HR, ani... Tomek z marketingu. Zwłaszcza Tomek. Od tamtej nocy przestaliśmy się znać. Z mojej winy? Z jego? Sama już nie wiem.
Nie mogłam dłużej udawać
Weszłam do kuchni firmowej, chcąc szybko zalać herbatę i wrócić do biurka, zanim znowu poczuję mdłości. Ale on już tam był. Opierał się o blat, przewijając coś w telefonie. Tomek. Wystarczyło jedno spojrzenie, żebym poczuła ścisk w gardle. Udał, że mnie nie widzi, a ja... nie potrafiłam tak dłużej.
– Możesz chociaż udawać, że mnie znasz? – powiedziałam z cichą złością.
Uniósł głowę, nieco zaskoczony. Opuścił telefon.
– Nie wiem, o co ci chodzi. Lepiej nie zaczynaj tutaj.
– Nie zaczynam. To ty skończyłeś, zanim to w ogóle miało szansę się zacząć – warknęłam, nie patrząc mu w oczy.
Tomek rozejrzał się nerwowo. Ktoś mógł nas usłyszeć.
– To nie czas i miejsce, Agnieszka.
– A kiedy jest czas? Minęły trzy miesiące. Trzy miesiące, odkąd nie powiedziałeś ani słowa. Ani „przepraszam”, ani „nic z tego nie będzie”. Nic.
– Myślałem, że oboje chcieliśmy, żeby to się nie powtarzało.
– Nie. To ty tego chciałeś. Ja chciałam wiedzieć, co dalej.
Nie odpowiedział. Wziął swoją kawę i wyszedł, nawet się nie odwracając. Stałam w miejscu i czułam, jak drżą mi ręce. Dlaczego jego obojętność boli bardziej niż strach przed samotnym macierzyństwem? Mój telefon zawibrował. Kasia: „Szybkie spotkanie o 10:30 w sali C. Będziesz?”. Będę. Jak zawsze. Uśmiecham się do ekranu, jakbym właśnie dostała zabawną wiadomość. Wdech. Wydech. Herbata parzy dłonie. Wracam do pracy.
Kaśka zaczynała coś podejrzewać
– Aga, chwila. Poczekaj – usłyszałam za sobą głos Kasi, kiedy wracałam ze spotkania. Złapała mnie przy windzie i przyjrzała mi się badawczo.
– Co jest? – spytałam, siląc się na obojętność.
– Ty mi powiedz. Od tygodni jesteś jakaś nieobecna. I... no nie wiem, wczoraj jak patrzyłaś na Tomka...
– Co znowu z tym Tomkiem? – rzuciłam z irytacją.
– Widziałam, jak na siebie patrzyliście. Powiesz mi, o co chodzi?
Zawahałam się. To był ten moment, kiedy można było wszystko z siebie wyrzucić. Ale słowa zamarły mi w ustach.
– Nie ma o czym mówić. To tylko... kolega z pracy – odpowiedziałam z przesadnie lekkim tonem.
Kasia skrzywiła się.
– Ale ty się zarzekasz, jakbyś coś ukrywała.
– Bo nie lubię, jak ktoś zagląda mi w życie – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam.
– Dobra, okej – Kasia uniosła ręce w geście kapitulacji. – Nie chcę się wtrącać. Po prostu martwię się o ciebie, Aga.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam w podłogę, zębami przygryzając wargę. Gdy winda wreszcie przyjechała, weszłam do środka bez słowa. Kasia została na korytarzu. Ona coś przeczuwa. Już niedługo nie da się tego ukrywać. Wieczorem, siedząc na kanapie, bezmyślnie przesuwałam palcem po ekranie. W mediach społecznościowych Tomek udostępnił zdjęcie z konferencji. Uśmiechnięty. Swobodny. Jakby nic nas nie łączyło. A przecież jeszcze nie tak dawno szeptał mi do ucha, że nigdy nie miał z nikim takiej chemii. Zgasiłam telefon i przyłożyłam dłoń do brzucha. Jeszcze trochę. Wytrzymaj, Aga. Jeszcze trochę.
Miałam go serdecznie dość
To był przypadek. Przysięgam, nie podsłuchiwałam celowo. Po prostu szłam po raporty z drukarki i usłyszałam znajomy śmiech dobiegający zza uchylonych drzwi sali konferencyjnej. Tomek i Kamil z finansów. Mówili o jakiejś imprezie, śmiali się. Już miałam przejść dalej, ale padło moje imię.
– Stary, ty to masz szczęście. Agnieszka? Serio? – Kamil zaśmiał się, aż echo poniosło się po korytarzu.
– To był błąd – odpowiedział Tomek. – Jedna noc, za dużo alkoholu. Lepiej, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
– Myślałem, że byliście parą – zdziwił się Kamil.
– No co ty. Przecież ona się na mnie uwiesiła. A potem nagle... cisza. I całe szczęście.
Stałam jak zamurowana. Każde słowo wbijało się we mnie jak gwóźdź. „Uwiesiła się”? Serio? Łzy zaczęły szczypać mnie w oczy, ale złość była silniejsza. Wpadłam do sali, jakby ktoś mnie do niej wepchnął.
– Za dużo alkoholu? A może za dużo tchórzostwa? – powiedziałam, próbując mówić spokojnie, choć głos mi się łamał.
Obaj spojrzeli na mnie jak na ducha. Kamil zamarł z kubkiem w ręce. Tomek zbladł.
– Agnieszka... ja nie...
– Nie tłumacz się. Nie kłam. Bo teraz już nic nie musisz.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Czułam, jak wszystkie spojrzenia mijanych pracowników wiercą mi plecy. Ale nie obchodziło mnie to. Po raz pierwszy od miesięcy nie chciałam już milczeć. Nie mam już siły go chronić. On mnie nie chronił nigdy.
Powiedziałam mu w końcu
Spotkaliśmy się wieczorem, za rogiem kawiarni przy metrze. Powiedziałam, że to ważne. Tomek przyszedł z opuszczoną głową, ręce schował w kieszeniach kurtki. Wyglądał na zestresowanego, ale próbował trzymać fason. Ja już nie musiałam niczego udawać.
– Powiedz mi jedno – zaczęłam. – Czy kiedykolwiek zamierzałeś być wobec mnie szczery?
– Aga, proszę... Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło.
– To jak miało wyjść? Chciałeś mnie po cichu wyrzucić z życia? Udać, że nic się nie stało?
– To nie tak. Ja... Nie planowałem tego. Byliśmy pijani. To się po prostu stało.
– Nie. My się nie potknęliśmy o siebie na imprezie. To nie był przypadek. A teraz posłuchaj – przerwałam mu i wzięłam głęboki oddech. – Jestem w ciąży.
Zamarł. Autentycznie.
– Co?!
– Słyszałeś. Noszę twoje dziecko. Trzeci miesiąc. Wiem to na sto procent.
– To... To niemożliwe. Może to nie moje...
– Serio? Nawet nie próbujesz być przyzwoity?
Oparł się o mur, jakby zabrakło mu powietrza.
– Agnieszka, ja nie wiem, co mam powiedzieć...
– Nie mów nic. Nie potrzebuję twojej aprobaty ani litości. Po prostu chciałam cię poinformować. Bo od teraz nie będę już tego ukrywać. Przed nikim.
Odwróciłam się i odeszłam. Usłyszałam jeszcze, jak mówi moje imię, ale nie obejrzałam się. W uszach szumiało mi od adrenaliny i bólu. Czułam, jak w oczach pieką łzy. Ale też... jakby coś we mnie puściło. On nie musi być gotowy. Ja będę. Sama.
Nie czułam się jak cień
Kasia wpadła do mnie po pracy. Nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko gra. Zresztą... sama zapytała:
– Co się dzieje? Masz podpuchnięte oczy, wyglądasz, jakbyś od tygodni nie spała. I nie wciskaj mi, że to „zmęczenie”.
Usiadłam na kanapie i po raz pierwszy od trzech miesięcy powiedziałam prawdę. Bez cenzury. Bez usprawiedliwień. Z każdą kolejną sylabą łamał mi się głos, ale nie przestawałam. Powiedziałam o tamtej nocy. O ciszy. O testach. O Tomku. I o dzisiejszej rozmowie. Kasia siedziała nieruchomo. W końcu wyciągnęła do mnie rękę.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?
– Bałam się. Że mnie ocenisz. Że nie zrozumiesz. Że... znikniesz – odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
– Aga, ja zawsze będę po twojej stronie. Nawet jeśli on się wypnie, nie jesteś sama. Jasne?
Nie umiałam nic powiedzieć. Tylko przytuliłam się do niej jak dziecko. Kasia trzymała mnie mocno, głaskała po plecach. Nie mówiła już nic. A ja wreszcie mogłam się wypłakać, nie dusząc wszystkiego w sobie.
– Wiesz, co teraz robimy? – spytała po dłuższej chwili. – Zmieniamy plan. Jutro idziesz do lekarza. A potem do działu HR. A ja idę z tobą, jeśli chcesz.
– Chcę – wyszeptałam.
Kiedy wyszła, usiadłam sama w kuchni. Patrzyłam w ciemność za oknem. Po raz pierwszy od miesięcy nie czułam się jak cień samej siebie. To nie jest koniec świata. To początek czegoś innego.
Już nie jestem sama
Siedziałam przy lustrze. Włosy miałam jeszcze wilgotne po prysznicu, policzki zaczerwienione od płaczu. Ale patrzyłam na siebie z nową uważnością. Twarz była ta sama, ale coś w spojrzeniu się zmieniło. Nie wiem, czy to siła, czy po prostu zmęczenie udawaniem. Wiem tylko jedno – nie będę już chować się za grzecznym „wszystko w porządku”. Bo nic nie było w porządku przez te trzy miesiące. Ani ta cisza w kuchni firmowej, ani to milczenie między mną a Tomkiem, ani ten brzuch, o którym myślałam tylko w nocy, kiedy nikt nie patrzył.
Teraz patrzę. I widzę nie tylko strach. Widzę siebie. Kobietę, która właśnie przestała się wstydzić tego, co czuje. Tego, co ją spotkało. Tego, że kochała kogoś, kto nie był jej wart. Tego, że została z czymś, czego sama się boi, ale mimo to nie uciekła. Tomek już nie ma znaczenia. Odsunął się. Wybrał ciszę. Ale ja już nie muszę jej z nim dzielić. W biurze będą gadać. Może szeptać za plecami. Kasia mówi, że zawsze będą gadać, ale to nie ma znaczenia. Bo teraz już nie jestem w tym wszystkim sama. Kładę dłoń na brzuchu. Delikatnie. To taki gest, którego nikt nie widzi, ale który mówi więcej niż tysiąc słów.
– Cześć – mówię cicho. – Jesteś ze mną. I to wystarczy.
Trzy miesiące ciszy. A teraz wszystko się zmieni. Już nie jestem sama. Już nie mogę się bać.
Agnieszka, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Obiecywali mi w pracy złote góry, a skończyłam w stęchłym mieszkaniu na obrzeżach Szczecina. Aż jest mi siebie żal”
- „Mój mąż cały czas podejrzewał mnie o zdrady, więc w końcu się doigrał. Zemsta w ramionach ukochanego smakuje bosko”
- „Mój stary mąż miał już tyle kobiet co grzybów w lesie. Przymykałam oko, bo jego pieniądze rekompensowały wszystko”