„Koleżanka potrzebuje ciągłego wsparcia, ale jej rodzina ma to w nosie. Złości ich, że nie dostaną po niej mieszkania”
„Brakowało jej pieniędzy. Nie miała nawet na opłacenie czynszu za mieszkanie. Mówiła, że emerytura nie pozwala jej nawet na podstawowe zakupy. W jednej z kolorowych gazet znalazła ogłoszenie dotyczące odwróconej hipoteki – od razu udała się do banku i podpisała odpowiednie dokumenty”.

- Hanna, 76 lat
Żal mi było na nią patrzeć
Z Elą znam się już chyba ze trzy dekady. Nie można jednak powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółkami – po prostu się znamy. Kiedyś, kiedy jeszcze pracowała z moim mężem, często spotykałyśmy się u znajomych. Przez ten cały czas tylko raz spotkałyśmy się na „ploteczki" przy kawce.
Jakieś 20 lat temu, zaraz po śmierci męża, Ela zdecydowała się zrezygnować z pracy i przenieść się do córki mieszkającej w Szwecji. Przez dłuższy czas nie miałyśmy żadnego kontaktu. Kiedy wróciła do kraju po wielu latach nieobecności, postanowiłam jej pomóc z zaaklimatyzowaniem się w nowej rzeczywiścości. Pomogłam jej z zakupem mieszkania i wsparłam dobrym słowem przy podejmowaniu kilku ważnych dla niej decyzji. Na tym by się skończyło nasze „kolegowanie". Teraz mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, na której Ela może polegać...
Kilka dni temu otrzymałam telefon od jednej z kobiet leczących się w szpitalu wojewódzkim. Powiedziała mi, że moja przyjaciółka dzieli z nią salę na oddziale ortopedycznym. Po przeprowadzonej operacji bardzo chce, abym do niej przyjechała. Odwiedziłam ją jeszcze tego samego dnia. Podejrzewałam, że Elżbieta znalazła się w szpitalu na skutek jakiegoś wypadku, dlatego zabrałam ze sobą kilka rzeczy, które mogłyby jej się przydać. Muszę przyznać, że w pierwszej chwili jej nie poznałam. Pielęgniarka potwierdziła moje przypuszczenia, mówiąc, że Ela leży przy oknie.
Gdy zbliżyłam się do łóżka, Ela leżała na nim całkowicie nieruchomo, a jej powieki były zamknięte. Miała zapadnięte policzki, ciemną cerę i zaciśnięte z bólu usta. Gips unieruchomił całą dolną część jej ciała. Usiadłam obok i czekałam, aż się obudzi.
– Hania? – po chwili otworzyła oczy i na mnie spojrzała, jakby nie mogła uwierzyć, że rzeczywiście przyjechała.
– Cześć, przywiozłam ci ręcznik, mydło, szczoteczkę do zębów, pastę.
– Nie wiem, jak mam ich użyć. Widzisz, co oni ze mną zrobili – odparła, uśmiechając się
Potem opowiedziała mi, co jej się stało i co ją czeka. Pękła jej kość w udzie. Była duża szansa, że lekarze będą musieli przeprowadzić operację. Niestety wiązałoby się to z problemami z chodzeniem.
– Ta moja przeklęta osteoporoza. I jeszcze wiek! W końcu mam już ponad 80 lat. Powinnam była być bardziej ostrożna i nie poruszać się bez laski. To moja wina, że upadłam.
Okazało się, że podczas wyrzucania śmieci pośliznęła się na ostatnim stopniu przed swoim domem i nieszczęśliwie upadła.
– Nie wiem, czy pamiętasz. U mnie w domu są same marmury, które są niezwykle śliskie. – powiedziała Ela.
Pamiętam, że strasznie zazdrościłam Eli standardu, w jakim kupiła nowe mieszkanie.
– Dobrze, że miałam przy sobie telefon i mogłam natychmiast zadzwonić na pogotowie – kontynuowała. – Muszę przyznać, że przyjechali bardzo szybko. Tylko tutaj na miejscu musiałam długo czekać na swoją kolej, ale niestety tak to wygląda w publicznej służbie zdrowia – dodała Elżbieta.
– Dlaczego od razu nie zadzwoniłaś do mnie albo do Jacka? – przypomniało mi się, że Ela ma siostrzeńca.
– Telefon mi się rozładował, a z Jackiem – to skomplikowane. Wszystko ci opowiem, ale może nie tutaj. Innym razem – odparła nieco ciszej Ela.
Zauważyłam, że do jej oczu napłynęły łzy.
– Mogę mieć do ciebie prośbę, Haniu? Mogłabyś do mnie czasem tutaj wpadać? Przynajmniej do momentu, jak będę w szpitalu – mocno ścisnęła moją dłoń i z wielkim trudem, zwilżając wysuszone usta, wyszeptała: – Zapytaj lekarzy, co mi naprawdę jest. Chcę poznać prawdę, rozumiesz?
Jej stan nie był najlepszy
Początkowo lekarz nie chciał ze mną rozmawiać, ponieważ nie byłam spokrewniona z Elą. Wymyśliłam na szybko historyjkę, że jedyna rodzina Eli przebywa za granicą. Lekarz stwierdził, że Ela nawet jeśli dostanie sztuczny staw będzie potrzebować stałej opieki. Prawdopodobnie już nigdy nie powróci do swojej dawnej sprawności.
– W przypadku pani Elżbiety będzie konieczna stała rehabilitacja, ale szczerze mówiąc, nawet ona nie przyniesie jakichś wielkich rezultatów. Wydaje mi się, że pani koleżanka sama doskonale zdaje sobie sprawę z powagi sytucji. Dobrze mi się wydaje, że jest pani lekarzem, prawda? – zapytał doktor.
Potwierdziłam skinieniem głowy. Przez plecy przeszedł mi zimny dreszcz i prawdopodobnie zrobiłam się blada, bo doktor, niby beztroski Dyzio, rzucił niezbyt smaczny żart:
– No, chyba nie zemdleje mi tu pani? To jest ortopedia, a nie choroby wewnętrzne!
Pożegnałam się i niepewnie wyszłam z gabinetu. Wychodzi na to, że Elżbieta będzie do końca życia leżeć w łóżku. Nie wiedziałam, jak mam jej to przekazać..
– Gdzie masz telefon? – zapytałam – Zabiorę go do domu, naładuję i jeszcze dziś Ci go przywiozę. Musisz przecież mieć jakiś kontakt ze światem.
– Co powiedział doktor? – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
– Wszystko będzie w porządku, ale to trochę potrwa... Endoproteza, a potem rehabilitacja.
– A jeśli nie zdecydują się na endoprotezę?
– Zobaczymy – nie byłam w stanie dalej jej oszukiwać. – Teraz pójdę do domu. Zapytam jeszcze pielęgniarkę, kiedy będziesz mogła zjeść coś. Wpadnę do Ciebie jeszcze dziś.
Wróciłam do domu. Od razu podłączyłam do ładowania telefonu Eli. Przeszukałam kontakty w poszukiwaniu numeru do jej siostrzeńca. Ela nie miała ani przyjaciół, ani rodziny, więc na jej liście kontaktów byli tylko fryzjer, hydraulik, dentysta, ja oraz Jacek. Pierwszy raz spotkałam Jacka, gdy Ela wróciła ze Szwajcarii. Wydawał się niezwykle samodzielny i zdecydowany. Potrafił konkretnie zająć się sprawami swojej starszej ciotki.
Ela była w prawdziwej rozpaczy
Kiedy zmarła jedyna córka Eli, ta całkowicie się załamała. Marta chorowała na glejaka – to był zdradziecki nowotwór, który zniszczył ją znacznie wcześniej, niż lekarze zdążyli go poprawnie zdiagnozować i wdrożyć leczenie. Kontakty, lekarze ze Szwajcarii czy nawet finanse nie były w stanie pomóc. Marta umarła szybko, zaledwie po miesiącu od dniagnozy.
Marta zatroszczyła się o swoją matkę, zabezpieczając ją na tyle, żeby mogła wrócić do Polski i zacząć tu nowe życie. Co ważne, Elżbieta miała prawo do otrzymywania polskiej emerytury, choć nie była ona zbyt wysoka. Dodatkowo, ze Szwajcarii przywiozła wiele cennych przedmiotów, które potem udało jej się tu sprzedać. We wszystkim pomagał jej Jacek. Ja natomiast, dzięki pomocy znajomej z agencji nieruchomości, zaoferowałam wsparcie w znalezieniu mieszkania dla Elżbiety. Teraz mieszka w nowoczesnym, pięknym mieszkaniu, który znajduje się tuż obok parku.
Ela skorzystała na tym, że w tamtych latach na rynku nieruchomości pojawiła się tzw. bessa. W 2008 roku nadszedł kryzys i ludzie zaczęli tracić bardzo duże pieniądze w związku z niekorzystnym oprocentowaniem kredytów we frankach. Zainteresowanie zakupem nieruchomości spadało, a na rynku pojawiało się coraz więcej mieszkań i domów sprzedawanych za ułamek wartości. Właśnie dzięki temu Elżbieta kupiła swoje mieszkanie sporo taniej.
Z tego co kojarzę, od razu przekazała Jackowi połowę swoich oszczędności w ramach podziękowania za pomoc przy przeprowadzce i osiedleniu się w Polsce. Już wtedy miałam wrażenie, że z Elą dzieje się coś niedobrego. Gdyby nie smutek i tęskonta za Martą, Elżbieta mogłaby prowadzić spokojne i dostatnie życie. Jednak z każdym kolejnym dniem, tygodniem i miesiącem, ta zadbana emerytowana lekarka zamieniała się we wrak człowieka. Zapominała o opłacaniu rachunków więc co najmniej dwa razy odcięto jej telefon. Wypłacała duże kwoty z banku i nie było wiadomo, co dalej działo się z tymi pieniędzmi...
– Haniu, wybrałam wczoraj sześć tysięcy, ale nie mam tych pieniędzy. Okradli mnie – powiedziała z rozczarowaniem.
– Co Ty mówisz, kto Cię okradł? Kiedy i gdzie to się stało? – zapytałam, ale nie potrafiła mi odpowiedzieć.
Kiedyś kupiła dywan do jednego z pokoi. Gdy dostawcy do niej przyszli, nie pozwoliła im wejść do mieszkania. Później zaczęli do niej dzwonić ze sklepu i dopytywać, jak mają go dostarczyć, skoro ich nie wpuszcza… W końcu udało się im go dostarczyć, ale Ela stwierdziła, że go nie chce i oddała go jednemu z ochroniarzy. Miesiąc później kupiła zestaw mebli do jadalni i inny dywan…
Działo się z nią coś niedobrego
Kiedyś Ela zaprosiła mnie na spotkanie przy kawie. Skarżyła się, że zaczyna jej brakować gotówki. Sugerowałam, żeby zaczęła oszczędzać, ale już wtedy zauważyłam, że coś niepokojącego dzieje się w jej życiu. Dostała obsesji. Ewidentnie wpadła w zakupoholizm. Miałam wrażenie, że nieustanne zakupy traktuje jako swego rodzaju terapię, pozwalającą jej zapomnieć o śmierci Marty. Jej mieszkanie zapełniało się różnymi nowymi urządzeniami, w tym ogromnym telewizorem i pięknie rzeźbioną komodą. W każdym pokoju panował nieład, wszędzie leżały różne torby, pudełka i paczki. W holu, w nieotwartych kartonach, stały dwa blendery i ekspres do kawy pod ciśnieniem.
– To nowe trofea? – zapytałam zdziwiona, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Ela kilkukrotnie zapominała o opłacaniu czynszu za mieszkania. Otrzymywała ciągłe przypomnienia od spółdzielni. Tłumaczyła, że nie ma wystarczająco dużo pieniędzy na czynsz. Wszystkie swoje oszczędności wydała, a emerytura nie wystarcza na pokrycie wszystkich rachunków. Kiedyś w jednej z gazet natknęła się na reklamę o hipotece odwróconej. Udała się do banku i podpisała umowę, nie pytając innych o opinię. Od tego czasu to bank stał się właścicielem mieszkania Elżbiety. Nie musiała się już przejmować rachunkami, ponieważ co miesiąc otrzymywała od nich spore przelewy.
Kilkukrotnie się spotkałyśmy w parku obok jej mieszkania. Zawsze podkreślała, że nie lubi zapraszać do siebie gości. Tłumaczyła, że stara się oszczędzać na wszystkim i zdarzało jej się nawet nie mieć herbaty w domu. Kiedy zaproponowałam, żeby to ona do mnie przyszła, odrzuciła propozycję, tłumacząc, że pewnie nie będzie wiedziała, jak trafić.
Kilka miesięcy później zadzowniła do mnie Ela. Była bardzo zdenerwowana. Okazało się, że rozmawiała z Jackiem, chociaż bardziej pasowałoby tu określenie, że się z nim kłóciła. Powiedziała, że sprawił jej bardzo duży smutek, ale nie chciała powiedzieć, czym konkretnie. Jedynie mnie poprosiła, żebym do niej wpadła, jak znajdę chwilę. Zdecydowałam się pójść następnego dnia. Przywiozłam pączki i torebkę herbaty. Rozmawiałyśmy o pierdołach, ale w końcu Ela powiedziała:
– Jacek jest niezadowolony, że oddałam mieszkanie bankowi. Myślał, że je po mnie odziedziczy... – zanim zdążyłam odpowiedzieć, szybko skierowała rozmowę w innym kierunku: – Może jeszcze troszkę herbaty?
W ogóle go nie obchodziła
Czy to przypadkiem nie był ten powód, który sprawił, że Jacek, wierny siostrzeniec, teraz nie chciał mieć nic wspólnego z ciocią? Czy z tego powodu Ela nawet nie próbuje go prosić teraz o pomoc? Kiedy wykręciłam numer telefonu siostrzeńca Eli, szybko zrozumiałam, że moje obawy były słuszne.
– Twoja ciotka potrzebuje twojej pomocy. Jest w szpitalu i... – nie dokończyłam, bo mi przerwał .
– Niech jej bank pomaga. Nie chcę mieć z nią nic do czynienia. – oznajmił, a następnie się rozłączył.
Nie zadał nawet pytania, co jej dolega, jakiej pomocy potrzebuje. To był dla mnie szok. Poczekałam, aż moje ciśnienie się ustabilizuje i spróbowałam jeszcze raz. Niestety nie odebrał. Jeszcze tego samego dnia ktoś do mnie zadzownił – kobieta o miłym głosie. Przedstawiła się panieńskim nazwiskiem Elki. Okazało się, że to żona Jacka.
– Nie jestem pewna, kim pani jest – powiedziała – ale na pewno ma pani jakiś kontakt z moją ciocią Elżbietą. Chciałabym, żeby pani przekazała cioci, że my z Jackiem życzymy jej wszystkiego najlepszego, ale niestety nie mamy możliwości, aby się nią opiekować. Na pewno pani wie, że ciocia ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapewnić sobie najlepszą opiekę.
– Ale pani się myli... nie zna pani obecnej sytuacji Eli, poza tym, tu nie chodzi tylko o jej chorobę – poczułam, jak we mnie narasta gniew.
– No to teraz ciocia powinna to z bankiem uregulować… Moglibyśmy ciocią się zająć, gdyby wcześniej nie zachowała się tak, jak się zachowała. A teraz co byśmy na tym zyskali?
Nie mogłam jej dłużej słuchać. Rozłączyłam się i szybko poszłam do szpitala. Zapytałam Eli, gdzie ma umowę z bankiem. Wzięłam od niej klucze i szybko udałam się do jej mieszkania. Wiedziałam, że muszę dokładnie przeanalizować warunki umowy, żeby wiedzieć, na jakie wsparcie może liczyć moja koleżanka. Wiedziałam też, że nie mogę na siebie wziąć obowiązku opieki nad chorym, starszym człowiekiem. Mam przecież już 76 lat, nie mam bliskich obok, a moje zdrowie coraz bardziej się pogarsza. Póki Ela jest w szpitalu muszę jej zapewnić opiekę, skoro jej własna rodzina się jej wyrzekła...