Reklama

Alicję znałam od podstawówki. Zawsze była energiczna, wygadana, lubiła mieć ostatnie słowo. Nasza przyjaźń przetrwała liceum, pierwsze nieudane miłości i wybory studiów. Kiedyś mówiła, że nigdy nie chciałaby być „tą drugą”, że kobieta powinna mieć swoją wartość. Dlatego gdy opowiedziała mi o Igorze, byłam w szoku. Żonaty. Dziecko. I ona – zakochana po uszy. Na początku myślałam, że to przelotne, że się otrząśnie. Ale im dalej to szło, tym bardziej widziałam, jak znika. Jak znika ta Alicja, którą znałam. A na jej miejscu pojawiała się ktoś, kogo ledwo poznawałam.

Nie wiedziałam, co powiedzieć

Pamiętam tamto spotkanie w kawiarni przy starym rynku. Siedziała już przy stoliku, kiedy przyszłam. Zmieniła fryzurę – długie włosy, które zawsze nosiła w lekkim nieładzie, teraz były gładko uczesane i spięte w kucyk. Na sobie miała elegancką sukienkę, choć przecież był zwykły wtorek. Zastanowiło mnie to, ale nie komentowałam. Przez pierwsze dziesięć minut rozmawiałyśmy o niczym – o pracy, pogodzie, nowym serialu. I nagle, jakby między jednym łykiem kawy a drugim, powiedziała:

– Spotykam się z kimś. Od kilku miesięcy.

Spojrzałam na nią z ciekawością, a może nawet z ulgą – ostatni związek Alicji zakończył się dość burzliwie, więc cieszyłam się, że znowu się otworzyła. Uśmiechnęłam się i zapytałam:

– No to opowiadaj. Kto to?

– Igor. Ma czterdzieści dwa lata. Prowadzi firmę, może go znasz z mediów. Jest... żonaty.

Milczałam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Alicja wpatrywała się w filiżankę, jakby próbowała w niej znaleźć odpowiedzi na moje niewypowiedziane pytania.

– Ale mówi, że z żoną to już koniec. Tylko jeszcze nie powiedział jej wprost. Czeka na dobry moment – dodała po chwili.

– Alicja... – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale to nie jest tak, jak myślisz.

Nie chciałam jej oceniać. Ale coś we mnie drgnęło z niepokoju. Nie poznawałam tej nowej Alicji. Była spokojna, ale jednocześnie spięta. Inna. Już nie szukała mojego wsparcia. Ona chciała, tylko żebym przyjęła to, co się dzieje – bez komentarza.

Sama go usprawiedliwiała

Kilka tygodni później spotkałyśmy się znów. Tym razem w jej mieszkaniu. Wpadłam na chwilę, miałyśmy obejrzeć jakiś film, ale Alicja była zupełnie nieobecna. Krzątała się po kuchni, nerwowo poprawiała dekoracje, co chwilę zerkała na telefon. W końcu, jakby wreszcie zebrała się na odwagę, powiedziała:

– Igor miał dziś powiedzieć żonie, że odchodzi.

Usiadłam na kanapie, niepewna, czy powinnam cokolwiek mówić. Ona patrzyła w ekran telefonu jak zahipnotyzowana, czekając na jakąkolwiek wiadomość. Ale minuty mijały, a on się nie odzywał.

– Alicja, czy on nie miał już przypadkiem kilku takich „momentów”, kiedy miał jej powiedzieć? – zapytałam ostrożnie.

– Miały być święta. Potem urodziny syna… A teraz mówi, że nie chce jej ranić przed ich rocznicą... Ale wiem, że mnie kocha. Wiem to po prostu.

Zamilkłam. Nie chciałam jej robić przykrości, ale każde jej słowo brzmiało jak wymówka. Jakby nie on sam, tylko ona próbowała usprawiedliwić jego bierność.

– I wiesz co? – ciągnęła – Wczoraj powiedział, że jego żona ostatnio schudła. Że wygląda znacznie lepiej. A ja... ja chyba muszę też coś ze sobą zrobić.

Spojrzałam na nią. Miała idealny makijaż, ubranie dopasowane jak z katalogu. To nie była dziewczyna, która kiedyś chodziła w za dużych swetrach i śmiała się z reklam diet.

– Nie musisz nic robić – powiedziałam cicho. – To on powinien zdecydować, nie ty się zmieniać.

Alicja tylko wzruszyła ramionami.

– Chcę być dla niego najlepszą wersją siebie. Żeby nie miał wątpliwości.

Była gotowa walczyć z kimś, kto nawet nie zadał sobie trudu, żeby powiedzieć prawdę.

Czułam, że tracę jej przyjaźń

Z czasem nasze spotkania stały się rzadsze. Najpierw odwoływała wspólne obiady, potem nie odbierała telefonów. Tłumaczyła się zmęczeniem, pracą, bólem głowy. Ale ja wiedziałam, że chodzi o Igora. Gdy już udało nam się spotkać, mówiła tylko o nim. O tym, jak zachował się na randce, co powiedział, kiedy się uśmiechnął, co jadł. Nie było już miejsca na moje sprawy, moje problemy, moje życie. A ja – z początku wyrozumiała – zaczęłam czuć, że przyjaźń, którą budowałyśmy tyle lat, kruszy się w ciszy. Pewnego wieczoru zadzwoniłam. Odebrała dopiero po trzecim razie.

– Przepraszam, nie mogę teraz długo rozmawiać. Igor jest u mnie.

– Jasne. Chciałam tylko zapytać, czy pamiętasz o weekendzie nad jeziorem? Umawiałyśmy się przecież...

– Wiesz co, nie dam rady. Zmieniły mi się plany.

– Czyli znowu się nie spotkamy? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Zamilkła. Potem powiedziała cicho:

– Nic nie rozumiesz. On mnie potrzebuje teraz. Jego żona coś podejrzewa.

Poczułam, jak ściska mnie w gardle. To nie był mój problem, ale miałam wrażenie, że tracę kogoś bliskiego. Że Alicja, która potrafiła kiedyś rzucić wszystko i przyjechać do mnie, bo miałam złamane serce, teraz znika za kurtyną tajemnic i ukradkowych spotkań.

– A ja? – zapytałam cicho. – Mnie już nie potrzebujesz?

Nie odpowiedziała. Po prostu się rozłączyła. A ja po raz pierwszy poczułam, że straciłam ją naprawdę.

Nie ucieszyła się na mój widok

Spotkałyśmy się przypadkiem, w sklepie. Alicja była bez makijażu, w rozciągniętym swetrze, z siatką zakupów. Wyglądała inaczej niż zwykle – zmęczona, przygaszona, jakby przytłoczona własnym ciężarem. Byłam zaskoczona tym widokiem, ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie jej zachowanie. Nie ucieszyła się na mój widok. Właściwie nawet nie uśmiechnęła się na powitanie.

– Hej... wszystko w porządku? – zapytałam ostrożnie.

– Nie mam teraz siły rozmawiać – rzuciła sucho. – Igor się na mnie obraził. Mówi, że naciskam. Że nie jestem już taka jak kiedyś. Że za dużo wymagam.

– Czyli to znowu twoja wina? – wypaliłam. – Bo ma żonę, bo kłamie, bo się nie rozwodzi – to wszystko przez ciebie?

Zacisnęła usta. Przez moment myślałam, że się rozpłacze. Ale tylko pokręciła głową.

– Może rzeczywiście się zmieniłam. Jestem zbyt emocjonalna. On ma dość mojego narzekania. A przecież i tak ryzykuje dla mnie wszystko...

– Alicja – przerwałam jej. – On nie ryzykuje nic. Ty ryzykujesz wszystko. Siebie, swoje relacje, swoją godność.

Patrzyła na mnie przez chwilę, jakbym była kimś obcym. Kimś, kto nie rozumie. A potem powiedziała:

– Przynajmniej on sprawia, że czuję coś. Cokolwiek.

Wyszła, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Zostałam między półkami z głową pełną pytań. Co musi się wydarzyć, żeby ktoś zupełnie przestał wierzyć w siebie? Jak bardzo trzeba być zakochanym – albo zagubionym – żeby winę za cudze decyzje brać na siebie?

W oczach miała łzy i pustkę

Ostatni raz widziałam ją w kawiarni, do której kiedyś chodziłyśmy regularnie. Umówiła się ze mną, ale przyszła spóźniona, z podkrążonymi oczami, zaciśniętymi ustami. Usiadła naprzeciwko mnie i nawet nie spojrzała w oczy. Miała w sobie jakąś hardość, jakby coś się w niej zamknęło na dobre.

– Igor odszedł – powiedziała bez emocji.

– Od żony? – zapytałam, choć odpowiedź znałam.

– Nie. Ode mnie. Powiedział, że to za dużo. Że potrzebuje spokoju. Że już mnie nie poznaje.

Milczałam. Chciałam ją objąć, zapytać, jak się czuje, ale ona nie wyglądała na kogoś, kto tego potrzebuje. Siedziała wyprostowana, jakby próbowała się nie rozpaść.

– I miał rację. Patrzę w lustro i... nie wiem, kto to jest. Przestałam być sobą. Zmieniałam się dla niego. Przestałam mówić, co myślę. Przestałam spotykać się z ludźmi. Nawet z tobą.

Nie zaprzeczyłam. Nie musiałam.

– Myślisz, że można to jeszcze naprawić? – zapytała cicho.

– Siebie? – odpowiedziałam. – Można. Ale nie od razu. Musisz chcieć wrócić.

Pokiwała głową. W oczach miała łzy, ale nie płakała. Była pusta. Jakby wszystko, co mogło w niej boleć, już się wypaliło.

– Mam wrażenie, że nie jestem już... Że stałam się... nikim.

Położyłam dłoń na jej ręce.

– Nie jesteś. Tylko zagubiłaś się po drodze.

Wtedy pierwszy raz od miesięcy spojrzała na mnie jak dawniej. Z nadzieją, że może jeszcze coś w niej zostało.

Nie mogłam jej uratować

Minęło kilka miesięcy. Alicja nie wróciła do dawnej siebie. Próbowała. Chodziła na terapię, zaczęła znowu pisać – zawsze lubiła krótkie opowiadania. Ale nie śmiała się już tak jak kiedyś. Nie opowiadała z pasją o błahostkach, nie przerywała mi w połowie zdania z własną historią. Była jak cicha wersja dawnej Alicji. Delikatniejsza. Bardziej ostrożna. Czasem zastanawiałam się, co by było, gdyby wtedy nie wdała się w ten romans. Gdyby nie uwierzyła, że musi się zmieniać, dopasowywać, walczyć o kogoś, kto nigdy nie miał zamiaru wybrać jej naprawdę. Ale te pytania niczego nie zmieniały. Stało się. Były dni, kiedy nie odbierała telefonu. Tłumaczyła się potem zmęczeniem, potrzebą bycia samą.

Nie naciskałam. Już nie. Zrozumiałam, że nie mogę jej uratować, jeśli sama tego nie chce. Że nawet największa przyjaźń nie wystarczy, by uleczyć rany, które ktoś sam sobie pozwolił zadać. Alicja straciła wiele. Miłość własną, pewność siebie, zaufanie do ludzi. Ale może zyskała coś innego – świadomość, że nikt nie ma prawa odbierać jej świata. I może pewnego dnia odnajdzie w sobie siłę, by zbudować go na nowo. Już nie dla kogoś, tylko dla siebie. Ja wciąż jestem obok. Czasem piszemy. Czasem milczymy. Ale jeśli kiedyś zechce wrócić – tak naprawdę – będę czekać.

Monika, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama