Reklama

Przez lata przychodziłam do biura pierwsza, wychodziłam ostatnia. Zostawałam po godzinach, odbierałam telefony w weekendy, bo uważałam, że tak się buduje pozycję. Nawet kiedy wszyscy już znikali z biura, a światło w kuchni przygasło, ja jeszcze wpisywałam dane do Excela, piłam zimną kawę i przeliczałam wskaźniki, których nikt nigdy nie doceniał.

Reklama

Ciężko pracowałam

Atmosfera w pracy była chłodna, jak to w korporacjach. Uprzejmość bez większej sympatii, fałszywe uśmiechy. Ale była stabilizacja, pensja na czas, służbowy laptop i poczucie, że jestem częścią jakiejś większej całości. Tylko tyle i aż tyle.

W tym wszystkim była też Daria, koleżanka z biurka naprzeciwko. Młodsza ode mnie o kilka lat, zawsze nienagannie ubrana, z perfekcyjnym makijażem i tą sztuczną słodyczą, którą trudno było jednoznacznie zdefiniować – czy to grzeczność, czy manipulacja. Daria była miła i właśnie dlatego nigdy do końca jej nie ufałam. Ale rozmawiałyśmy. Wspólne kawy, żarty, rozmowy o urlopach i szefach. Ot, typowa korporacyjna znajomość.

– Słyszałaś, że szykuje się reorganizacja? – zagadnęła mnie kiedyś przy ekspresie.

– Plotki, jak zawsze. Wiesz, że u nas co chwila coś się szykuje – odparłam, wzruszając ramionami.

– Może… ale słyszałam, że będą nowe stanowiska kierownicze. Kto wie, może ktoś stąd dostanie awans – rzuciła z uśmiechem i odwróciła się, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć.

Miałam nadzieję

Pomyślałam, że może faktycznie teraz, po tylu latach ktoś doceni moje starania. Bo przecież zasłużyłam.

Kilka dni później wezwał mnie szef.

– Monika, widzę twoje zaangażowanie. Jesteś jedną z naszych najbardziej rzetelnych osób. Myślę, że powinnaś zgłosić się do nowej rekrutacji na stanowisko kierownicze. Masz duże szanse – powiedział spokojnie, zerkając na mnie znad okularów.

Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od dawna z nadzieją.

Ale wtedy coś się zaczęło psuć. Weszłam do kuchni, jak co dzień o ósmej trzydzieści, z nadzieją, że jeszcze chwilę posiedzę w spokoju, zanim rozkręci się biurowa machina. Ale gdy tylko przekroczyłam próg, rozmowa dwóch dziewczyn przy oknie natychmiast ucichła. Jedna z nich spojrzała na mnie kątem oka, po czym obie pochłonęły się w milczeniu, udając, że przeglądają telefony.

Nie pierwszy raz miałam wrażenie, że coś się przede mną ukrywa. Ostatnio, kiedy zbliżałam się do grupy współpracowników, rozmowy zamierały, a spojrzenia błądziły gdzieś po ścianach. Niby drobne rzeczy, a jednak trudno było nie zauważyć zmiany.

Byłam zaskoczona

Kilka dni później ogłoszono wyniki rekrutacji. Nie dostałam stanowiska. Wcale nie byłam zaskoczona, mimo że do ostatniej chwili łudziłam się, że może jednak… Wezwano mnie na rozmowę do przełożonego. Weszłam z podniesioną głową, ale czułam, jak ciężar rośnie mi na ramionach.

– Muszę przyznać, że twoje kompetencje nie budzą żadnych wątpliwości – powiedział szef, ale nie patrzył mi w oczy. – Niestety, pojawiły się pewne… niejasności. Sygnały, które musieliśmy wziąć pod uwagę.

– Jakie sygnały? – zapytałam. Głos miałam spokojny, ale serce biło jak szalone.

– Nie chcę wdawać się w szczegóły. To nie była jednoosobowa decyzja – odparł wymijająco.

Tego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Położyłam się na łóżku, patrząc w sufit i zastanawiając się, jak można tak łatwo zniszczyć czyjąś reputację jednym zdaniem. Przez kilka dni chodziłam jak otępiała. Nie miałam siły z nikim rozmawiać, nie byłam w stanie skupić się na pracy. Czułam, jak z dnia na dzień tracę grunt pod nogami.

Wydało się

Zaczęłam analizować wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie miesiące. Wpatrywałam się w ekran służbowego komunikatora, przeglądałam archiwalne rozmowy. Głównie z ciekawości, trochę z bezsilności. I wtedy w spamie znalazłam wiadomość od Michała z IT.

Zaintrygowana kliknęłam. To był zrzut ekranu z zamkniętej konwersacji, którą najwyraźniej ktoś miał zamiar pokazać komuś innemu. Na obrazie widniała rozmowa grupowa. Trzy nazwiska, dwa awatary rozpoznawalne od razu. Jeden z nich należał do Darii.

„Monika to chyba nieźle wali kielicha co rano. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego jej spojrzenia zombie” – przeczytałam i zamarłam. Pod spodem śmiechowe emotki, komentarze: „no co ty, serio?”. Dalej ktoś zapytał: „Ona coś ci zrobiła?”. Odpowiedź Darii: „Nie, ale robi się z niej wielka pani kierowniczka. Trzeba ją trochę sprowadzić na ziemię”.

Usiadłam ciężko na krześle. Przeczytałam to jeszcze trzy razy, zanim dotarło do mnie, co widzę. Nie tylko puszczono w obieg obrzydliwą plotkę na mój temat, ale zrobiła to osoba, z którą jeszcze niedawno śmiałam się przy porannej kawie. Daria – zawsze uśmiechnięta, zawsze życzliwa.

Byłam zdegustowana

Otworzyłam czat z Michałem. „Michał, co to było?” – napisałam bezpośrednio. „Serio, przepraszam. Myślałem, że wysyłam to do Krzyśka. To z ich grupy. Ale skoro już widziałaś… Nie wiem, czy powinnam mówić. Daria to zaczęła. Ludzie potem tylko dorzucali swoje”.

Nie odpisałam, byłam zbyt wściekła. W jednej chwili cała moja wiara w lojalność i zasady runęła. To nie była pomyłka, to była złośliwość, celowe działanie. Wiedziała, że jestem kandydatką do awansu, i postanowiła mnie zdyskredytować za plecami, na zimno.

Przez resztę dnia siedziałam przy biurku, stukając w klawiaturę bez ładu. W głowie miałam tylko jedno: muszę stąd odejść. Nie teraz, nie natychmiast, ale już wiedziałam, że nie zostanę ani dnia dłużej, niż będę musiała.

Zamiast iść do HR-u czy robić awanturę, zaczęłam działać po cichu. Tego samego wieczoru zaktualizowałam swoje CV. Jeszcze tego samego tygodnia wysłałam kilka zgłoszeń. Nie musiałam długo czekać – odezwała się firma, z którą kiedyś miałam kontakt przy wspólnym projekcie. Zaprosili mnie na rozmowę, a po niej dostałam ofertę: stanowisko kierowniczki działu operacyjnego.

Szybko pożałowali

Nie wahałam się ani chwili. Gdy trzymałam w ręku list intencyjny, poczułam ulgę. Nie radość, nie triumf – po prostu ulgę. W końcu miałam miejsce, w którym nie będę musiała się tłumaczyć z cudzych pomówień.

W poniedziałek rano weszłam do biura jak zwykle – z płaszczem przewieszonym przez ramię, z pozornym spokojem. Skierowałam się prosto do gabinetu szefa. Na jego twarzy pojawiło się lekkie zaskoczenie, kiedy zobaczył wypowiedzenie.

– Jesteś pewna? – zapytał.

– Tak. To nie impuls. Długo się nad tym zastanawiałam – odparłam, patrząc mu prosto w oczy.

Nie pytał o powód, może wiedział, może domyślał się więcej, niż chciał powiedzieć. Po chwili podziękował mi za współpracę i życzył powodzenia.

Dostała za swoje

Najtrudniejsze było podejście do Darii. Siedziała przy biurku, pochylona nad monitorem. Kiedy usłyszała mój głos, spojrzała z udawanym uśmiechem.

– Słyszałam, że odchodzisz. Szkoda…

– Daria – przerwałam jej. – Wiesz, najciekawsze w tej sytuacji jest to, że plotka czasem potrafi bardziej obnażyć osobę, która ją tworzy, niż tę, o której opowiada.

Zamilkła. Patrzyła na mnie chwilę, po czym odwróciła wzrok. Nie czekałam na odpowiedź. Odwróciłam się i wyszłam.

W nowej firmie poczułam się inaczej już od pierwszego dnia. Ludzie byli uważniejsi, atmosfera lżejsza. Miałam własny pokój, dostęp do decyzji, wpływ na zespół. Nikt nie patrzył na mnie przez pryzmat czyichś słów.

Czasem, jadąc do pracy, myślałam jeszcze o starej firmie i o tej głupiej plotce. Nie czułam już złości, raczej coś na kształt żalu. Przez lata dawałam z siebie wszystko, a wystarczyło kilka zdań za plecami, by przekreślić całą moją historię.

Monika, 41 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama