Reklama

Mam trzydzieści parę lat na karku, a czuję się, jakbym przeżył dwa razy więcej. Codziennie siedzę w biurze – wklepuję dane do systemu, podpisuję papiery, odpowiadam na maile. Rutyna, która niczego nie wnosi i nie daje poczucia, że robię coś wartościowego. A wieczorami wracam do pustego mieszkania, w którym cisza dusi bardziej niż te długi, które od miesięcy rosną na moim koncie.

Reklama

Moje życie to balansowanie na cienkiej linie – staram się jeszcze zachować resztki godności, nawet gdy w portfelu zostaje parę groszy. Pomaga mi tylko jedna myśl, że jeśli mogę być komuś potrzebny, jeśli potrafię pomóc, to może sam się jeszcze nie rozsypię na kawałki. W pracy jest Karolina – koleżanka z działu, zawsze uśmiechnięta, pewna siebie. Nigdy nie byliśmy blisko, ale jej energia sprawiała, że przerwy przy kawie nie były tak przygnębiające.

– Adam, żyjesz w ogóle? – rzuciła któregoś dnia, widząc moją zmęczoną twarz. – Wyglądasz, jakby ci ktoś duszę wysysał.

– Pewnie komputer – odpowiedziałem, krzywiąc się lekko. – On ma takie zdolności.

Roześmiała się, a ja przez chwilę poczułem, że to normalne – śmiać się, rozmawiać, nie myśleć o długu. Wieczorem spotkałem się z Markiem, starym znajomym. Pogadaliśmy o pracy, o tym, że ciągle chodzę przygnębiony.

– Wiesz co, Adam? – spojrzał na mnie poważnie. – Ty jesteś za miękki. Kiedyś ktoś cię zrobi w balona. I wtedy obudzisz się, że nie masz nic.

Nie wiedziałem jeszcze, jak prorocze okażą się jego słowa.

Poprosiła mnie o pomoc

Zaczęło się zupełnie zwyczajnie. Była środa, dzień jak każdy inny, a ja piłem gorzką kawę, wpatrując się w monitor. Karolina usiadła obok, niespodziewanie poważna.

– Adam… mogę ci coś powiedzieć? – zapytała szeptem.

Zerknąłem na nią. Wyglądała inaczej niż zwykle. Bez tego pewnego siebie uśmiechu, z którym podbijała biuro.

– Jasne, mów. – odparłem, choć w głowie miałem listę własnych kłopotów.

– Wpadłam w straszną sytuację – zaczęła. – Zaufałam niewłaściwym ludziom. Wciągnęli mnie w jakąś pseudo-inwestycję. Straciłam wszystko. Oszczędności, które odkładałam latami… Nie wiem, co mam zrobić. – Jej głos zadrżał, a w oczach pojawiły się łzy. – Adam, ja… potrzebuję pomocy. Chociażby na chwilę, żebym się podniosła.

Poczułem, jak żołądek ściska mi się w supeł. Sam tonąłem w długach. A jednak coś we mnie krzyczało, że nie mogę jej tak zostawić.

– Karolina… ja też mam problemy. Nie wiem, czy… – urwałem, czując, że już przegrywam. – Ale coś zorganizuję. Obiecuję.

Tego samego wieczoru spotkałem się z Markiem.

– Ty chcesz jej pożyczyć kasę? – prawie się zakrztusił, gdy mu opowiedziałem. – Adam, to brzmi jak ściema. Takich historii słyszałem już milion. A ty masz swoje długi!

– Ale ona wyglądała na załamaną… – próbowałem się bronić.

– Każdy potrafi zagrać teatrzyk – Marek machnął ręką. – Ty zawsze musisz być rycerzem, co ratuje damy w opałach. I zawsze na tym tracisz.

Siedziałem wtedy długo w ciszy, rozrywany między logiką a tą przeklętą potrzebą, by komuś pomóc. I wiedziałem, że decyzja, którą podejmę, będzie mnie kosztować więcej niż pieniądze.

Może, będzie z tego coś więcej

Nie spałem pół nocy, przekręcając się z boku na bok. Rano podjąłem decyzję. Wyciągnąłem z konta resztki, jakie miałem – pieniądze, które tak naprawdę powinienem odłożyć na ratę kredytu. Ale w tamtej chwili to nie miało znaczenia. Kiedy wręczyłem Karolinie kopertę, spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Adam… ja nawet nie wiem, co powiedzieć. – jej głos brzmiał ciepło, zupełnie inaczej niż zwykle. – Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy.

Poczułem, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar. Wbrew rozsądkowi poczułem ulgę – zrobiłem coś dobrego. Może nawet… potrzebnego. Ale zaraz potem przyszła myśl, a co, jeśli Marek miał rację? Przez kolejne dni Karolina zachowywała się wobec mnie inaczej. Częściej zagadywała, siadała przy moim biurku, uśmiechała się. W kuchni w pracy potrafiła specjalnie nalać mi kawy i żartować:

– Uważaj, bo się odwdzięczę i uzależnię cię od mojej pomocy.

A ja… czułem, że coś się zmienia. Może między nami rodzi się coś więcej? Może wreszcie ktoś docenił, że nie jestem tylko szarym trybikiem w systemie. Marek jednak nie dawał za wygraną.

Ona cię omotała – powiedział wprost, kiedy spotkaliśmy się w pubie. – Daj spokój, Adam. To tylko gra. Zobaczysz, że skończysz z pustym portfelem i złamanym sercem.

– Marek, ty zawsze jesteś podejrzliwy – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. – Nie wszyscy ludzie kłamią.

– Tylko że większość kłamie wtedy, kiedy w grę wchodzą pieniądze – rzucił ponuro.

Wróciłem wtedy do domu i długo siedziałem przy zgaszonym świetle. W głowie pulsowała mi jedna myśl, czy ja naprawdę zrobiłem coś dobrego, czy właśnie kopię sobie głębszy dół?

Byłem głupi jak stary but

Mijały tygodnie. Moja sytuacja finansowa stawała się coraz bardziej krytyczna. Listonosz przynosił wezwania do zapłaty, telefon dzwonił w sprawie rat. Każdy dzień był jak bieg w stronę przepaści. W końcu zebrałem się na odwagę. Zastałem Karolinę przy ekspresie do kawy.

– Karolina, musimy porozmawiać – powiedziałem spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem. – Potrzebuję tych pieniędzy. Jestem naprawdę w trudnej sytuacji.

Unikała mojego wzroku.

– Adam, spokojnie… oddam ci, jak tylko będę mogła – mruknęła, mieszając kawę.

– „Jak tylko będziesz mogła”? Umawialiśmy się na termin! – podniosłem głos.

Spojrzała na mnie zniecierpliwiona, jakby mówiła z dzieckiem.

– Adam… ja nigdy nie byłam oszukana. – wypowiedziała to niemal od niechcenia. – Po prostu chciałam polecieć na wakacje. Ty zawsze taki łatwowierny…

Poczułem, jak coś we mnie pęka.

– Żartujesz sobie? To oddaj mi pieniądze! – warknąłem, czując, jak dłonie drżą mi ze złości.

Wzruszyła ramionami.

– Oddam ci kiedyś. Ale nie rób z tego dramatu.

Patrzyłem na nią jak na obcą osobę. Jeszcze chwilę temu była dla mnie uśmiechniętą koleżanką, do której może coś więcej czułem. Teraz siedziała przede mną kobieta, która wykorzystała moją naiwność i mówiła o tym bez cienia wstydu. Jak mogłem być tak głupi? – powtarzałem w myślach, czując, że serce wali mi szybciej niż od kawy. W jednej chwili przyszło rozczarowanie, potem furia, a na końcu – bezsilność. Odszedłem od niej, nie czekając na kolejne słowa. Wiedziałem, że od tego momentu nic już nie będzie takie samo.

Odstawiła tanią maskaradę

Po tamtej rozmowie chodziłem jak cień. W pracy unikałem ludzi, a wieczorami siedziałem w pustym mieszkaniu i gapiłem się w sufit. Pieniądze były jednym problemem, ale większym ciosem okazało się to, że znowu dałem się nabrać. Znowu chciałem wierzyć, że komuś na mnie zależy, że jestem potrzebny. Spotkałem się z Markiem. Siedzieliśmy w barze przy tanim piwie.

– I co? – zapytał od razu, jakby znał odpowiedź.

– Miałeś rację. – odpowiedziałem sucho. – Okłamała mnie. Chciała tylko kasy na wakacje.

Marek pokręcił głową.

– Adam, sam tego chciałeś. Zaufałeś komuś, kto nie był tego wart.

Słowa brzmiały brutalnie, ale wiedziałem, że są prawdziwe. Następnego dnia zebrałem się i podszedłem znowu do Karoliny.

– Musimy jednak poważnie porozmawiać – powiedziałem stanowczo.

Ona tylko spojrzała na mnie, unosząc brew.

– Adam, nie rób scen. To tylko pieniądze.

– Tylko pieniądze? – głos mi się załamał. – Przez ciebie mogę stracić wszystko.

Parsknęła śmiechem.

– Nie dramatyzuj. Każdy czasem od kogoś pożyczy i nie oddaje od razu. To normalne.

Czułem, jak zaciska mi się gardło. Normalne? Czy naprawdę uważała, że zniszczenie czyjegoś zaufania to drobiazg? Wracając do domu, powtarzałem sobie słowa Marka. Sam tego chciałeś... Bolały bardziej niż wyznanie Karoliny. Bo wiedziałem w głębi duszy, że to prawda – sam podłożyłem sobie ogień pod nogi. A mimo to nie umiałem przestać myśleć o niej. O tym, jak się uśmiechała, jak przez chwilę dawała mi poczucie, że jestem kimś ważnym. Teraz to wszystko wyglądało jak tania maskarada, a ja byłem jej pierwszym naiwnym widzem.

Zrobiła ze mnie frajera

Nie chciałem odpuszczać. Każda złotówka miała dla mnie znaczenie, a świadomość, że Karolina traktuje mnie jak frajera, nie dawała spokoju. Pisałem do niej wiadomości, dzwoniłem, próbowałem złapać ją po pracy. Za każdym razem słyszałem wymówki.

– Oddam, jak tylko będę mogła – mówiła. – Daj mi spokój.

Kiedyś, w biurze, podszedłem do niej stanowczo.

– Karolina, to nie są żarty. Potrzebuję tych pieniędzy. Teraz. – głos miałem twardy, choć w środku wszystko we mnie drżało.

Spojrzała na mnie chłodno, a potem podniosła głos tak, by wszyscy słyszeli.

– Adam, naprawdę? Zrobisz z siebie ofiarę? To żałosne. Wiesz, ile osób pożycza pieniądze? Ty naprawdę myślałeś, że to coś znaczy?

Kilka osób obróciło się w naszą stronę. Poczułem, jak policzki płoną mi ze wstydu.

– Ty… ty zniszczyłaś moje życie – wyrwało mi się.

– Ojej – uniosła ręce teatralnym gestem. – Nie dramatyzuj, mój Romeo.

Od tamtej pory zaczęła szeptać innym, że jestem obsesyjny, że wymyślam, że próbuję się na niej uwiesić. Z dnia na dzień zyskałem w pracy łatkę „dziwaka”, który robi sceny o parę groszy. Marek, kiedy mu o tym opowiedziałem, westchnął ciężko.

– Adam, posłuchaj. Masz dwa wyjścia, albo się podniesiesz i wyciągniesz wnioski, albo zostaniesz w tej roli frajera na zawsze. Wybór należy do ciebie.

Jego słowa były jak policzek. Bo wiedziałem, że w tym wszystkim straciłem coś więcej niż pieniądze. Straciłem szacunek do samego siebie.

Najbardziej bolało, że uwierzyłem

Karolina nigdy nie oddała pieniędzy. Przestałem się już upominać – każdy telefon kończył się kpiną, każda próba rozmowy tylko pogarszała sprawę. Zrozumiałem, że walczę z kimś, kto nie ma sumienia. W pracy moja reputacja runęła. Ludzie patrzyli na mnie jak na desperata, który wymyśla dramaty, by zwrócić na siebie uwagę. Byłem sam. Nawet zwykła przerwa przy kawie stała się udręką – szeptane komentarze, ukradkowe spojrzenia.

W domu cisza była głośniejsza niż kiedykolwiek. Siedziałem wieczorami i myślałem o wszystkim, co się wydarzyło. Pieniądze bolały, ale jeszcze bardziej bolało to, że chciałem wierzyć. Że ktoś naprawdę mnie potrzebuje. Marek miał rację. Byłem za miękki, zbyt łatwowierny. Ale czy życie w nieufności to w ogóle życie? Może trzeba być twardym, zimnym, nie dać się nikomu zbliżyć. A może właśnie wtedy staje się kimś, kim nigdy nie chciałem być – pustą skorupą, która nikomu nie ufa i nikomu nie wierzy.

Czasem łapię się na myśli, że uczciwi ludzie istnieją tylko w bajkach. W prawdziwym świecie wygrywa ten, kto potrafi oszukać szybciej i zręczniej. A ja? Zostałem z pustym portfelem i pustym sercem. Ograbiony nie tylko z oszczędności, ale i z resztek wiary w to, że relacje między ludźmi mają sens. I najgorsze jest to, że wiem – gdyby jutro ktoś poprosił mnie o pomoc, pewnie znowu podałbym rękę.

Adam, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama