„Koleżanka traktowała tarota jak wyrocznię. Powróżyłam jej i żałuję, bo ściągnęłam na nią nieszczęście”
„– Pieniądze i powodzenie u mężczyzn mam albo miewam – mówiła. – Zależy mi na czymś innym. Chcę wyjść z dołka, w którym utknęłam dwa lata temu, stanęłam w miejscu, jakby ktoś odebrał mi talent. To co namaluję, jest nic niewarte. Uwierz mi, nie wytrzymam tego dłużej”.
- Urszula, 30 lat
Znajomi wiedzą, że rozmawiam z kartami tarota i często chcą, żebym im wróżyła. Nie rozumieją, że nie zawsze mogę spełnić ich prośbę, czasem wręcz czuję, że mi nie wolno. Tarot to nie zabawka, nie wszyscy powinni wiedzieć o swojej przyszłości, nie każdemu służy przedwieczna mądrość kart.
Nie trudnię się zawodowo wróżbiarstwem, zainteresowałam się tarotem przypadkowo i wciąż jestem na etapie odkrywania jego tajemnic. Ci, którzy traktują talię jak poczciwe karty do brydża, nie wiedzą, co czynią. Tarota nie można oswoić, zmusić do służenia człowiekowi, używać do swoich celów.
Czuję jego ogromną moc, gdy wpatruję się w rozłożone karty. To robi wrażenie. Nie potrafię jej w pełni wykorzystać, zaledwie brzeżkiem świadomości rejestruję ulotne obrazy, cień wydarzeń, które mają nadejść. Są niewyraźne, zaznaczają tylko swoją obecność, ja muszę je z wysiłkiem wyłuskiwać, domyślać się ich znaczenia. Jeśli tarot chce ze mną współpracować, jest o wiele łatwiej, jeżeli czuję opór, wycofuję się i chowam karty. Tak jest najbezpieczniej.
Agata nie wiedziała, co robić
Agata nie umiała zaakceptować odmowy, nachodziła mnie w dzień, dzwoniła w nocy. Płakała w słuchawkę. Wciąż od nowa prosiła o rozłożenie talii.
– Nie wiem, co robić, nie mogę malować, nic mi się nie układa, chciałabym już nie żyć – jęczała.
Zobacz także
Namawiałam ją na wizytę u psychologa, ale wzbraniała się ze wszystkich sił.
– Jeśli tarot powie, że powinnam się leczyć, poddam się jego woli – oświadczyła uroczyście.
Nie spodobało mi się to, co usłyszałam. Nie wolno dawać kartom władzy nad sobą, nawet w myślach. Twierdziła z uporem, że szuka sensu życia, a nie informacji, czy i kiedy znajdzie prawdziwą miłość, albo co powinna zrobić, by przyciągnąć bogactwo.
– Pieniądze i powodzenie u mężczyzn mam albo miewam – mówiła. – Zależy mi na czymś innym. Chcę wyjść z dołka, w którym utknęłam dwa lata temu, stanęłam w miejscu, jakby ktoś odebrał mi talent. To co namaluję, jest nic niewarte. Uwierz mi, nie wytrzymam tego dłużej.
Uległam jej prośbom
Ona, aby żyć, musiała tworzyć, toteż nie dziwiłam się, że popadła w rozpacz. Jej wcześniejsze prace zyskały pewien rozgłos, sprzedawały się na pniu i wciąż rosły w cenę. To było miłe, ale Agacie nie chodziło o pieniądze, tylko o artystyczny rozwój. Parła do przodu jak huragan i nagle stanęła w miejscu. Nie wiedziała dlaczego. Co zrobiła źle? Wciąż od nowa próbowała odzyskać swój talent, a ponieważ to się nie udawało, popadła w skrajną rozpacz.
– Muszę wiedzieć, co się stało i jak z tego wyjść – skamlała w słuchawkę.
Zgodziłam się zapytać o to tarota. Poszłam za głosem serca, a powinnam posłuchać intuicji, która podpowiadała, że to nie czas i pora na wróżbę. Karty rządziły się własnymi prawami, raz chciały mi coś powiedzieć, innym razem milczały jak zaklęte. Tym razem zadrwiły ze mnie, podsuwając prawdziwy obraz i pozwalając mi go fałszywie zinterpretować. Czy tylko tyle? Co ja właściwie wiem o kartach? Do tej pory zechciały przede mną odkryć bardzo niewielki fragment swoich możliwości, a jeżeli są one o wiele większe? Nie mam pewności, czy zaglądając za pośrednictwem tarota w przyszłość, nie pozwalam mu wpływać na wydarzenia.
Agata przyszła wieczorem i od razu poprosiła o rozłożenie kart. Usiadłyśmy przy stole i spełniłam jej prośbę, czując w palcach niechętne wibracje tarota.
– Tylko ten jeden raz, proszę, nie odmawiaj – przemawiałam w myślach i po chwili wszystko się uspokoiło. Lub raczej przyczaiło; karty namyślały się, jak postąpić. Miałam nadzieję, że mnie wysłuchają.
– Czy wrócę do malowania? Jak będzie wyglądała moja przyszłość? – pytała gorączkowo Agata.
Uciszyłam ją energicznie.
Zobaczyłam coś złego
– Daj mi chwilę, muszę porozmawiać z kartami – poprosiłam.
– Rozmawiasz z nimi? W jaki sposób? – spytała zaciekawiona Agata.
Posłałam jej surowe spojrzenie i skupiłam się na kartach. Zobaczyłam młodego mężczyznę o zdecydowanych rysach. Obraz był wyraźny i statyczny, nie taki jak wcześniejsze wizje związane z tarotem. Jak namalowany na płótnie. No tak, przede mną siedziała artystka.
– Wrócisz do malowania, zaczniesz od portretu mężczyzny – powiedziałam. – To będzie ktoś dla ciebie ważny, skoro zechcesz uwiecznić go na obrazie – wiedziałam, że Agata nie bierze zleceń typu „proszę namalować mojego męża”, więc było mi łatwiej interpretować wizję. – Wasze losy się połączą, jedno z was wpłynie na życie drugiego – słowa przyszły same, nie wymyśliłam ich. Skąd się wzięły? Trochę to było niepokojące.
– Czyli jednak facet – pokiwała głową Agata. Miała teraz znacznie szczęśliwszy wyraz twarzy, obietnica wyjścia z impasu zawodowego podziałała jak balsam.
Wróciłam do kart. W skupieniu czekałam na to, co mi pokażą. Przez chwilę nic się nie działo, zrozumiałam, że to koniec i wyciągnęłam rękę, by zebrać talię. Wtedy zobaczyłam nieszczęście. A może śmierć? Nie miała twarzy ani wyraźnego kształtu, po prostu była. Jakby karty szepnęły mi do ucha i zmaterializowały słowo.
– Co się stało? Jesteś bardzo blada – musiałam rzeczywiście źle wyglądać, bo Agata zakrzątnęła się koło mnie. – Gdzie trzymasz herbatę? Zaparzę ci i wypijesz z cukrem, bo inaczej mi zemdlejesz. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Nie mogłam jej powiedzieć, nigdy nie straszyłam ludzi, przepowiadając im śmierć. Poza tym nie byłam pewna, kogo dotyczyło ostrzeżenie. A jeśli to była kara dla mnie za rozłożenie kart wbrew ich woli?
Odzyskała wenę twórczą
Agata już na drugi dzień wróciła do pracy, jakby nigdy nie miała kryzysu twórczego. Twierdziła, że dzięki mnie znalazła natchnienie, wydobyła się z oparów melancholii i nabrała chęci do życia. O tarocie nie wspominała. Tak się cieszyła, że nie miałam serca jej ostrzegać i psuć nastroju. Nie wiedziałam zresztą, co miałabym jej powiedzieć. Żeby uważała, bo śmierć czai się za rogiem? Co można zrobić z taką informacją? Ani ona, ani ja nie miałyśmy wpływu na przyszłość, wielokrotnie przekonałam się, że przypisane fatum człowiek może modyfikować, ale nie jest w stanie się przed nim uchronić.
Często odwiedzałam Agatę, miałam niejasne wrażenie, że korzystając z mocy niechętnego tarota, ściągnęłam na nią nieszczęście. Przepowiednia dotycząca talentu sprawdzała się dzień po dniu, Agata wróciła do malowania. Z płótna wyłaniał się powoli obraz nieznajomego mężczyzny, artystka ustawiła go tyłem do patrzącego, twarz uchwycona była tylko częściowo, jakby mężczyzna miał zamiar spojrzeć przez ramię.
Po jakimś czasie Agata zmieniła koncepcję. Mężczyzna lekko się obrócił, teraz zobaczyłam więcej szczegółów. Miał wąskie usta, kość nosa musiała być kiedyś złamana…
– Widzę, że wciąż pracujesz nad obrazem. Czy ten facet kiedyś stanie na wprost i spojrzy ci w oczy?– spytałam malarkę.
– Nie wiem, od początku mam z nim kłopoty – przyznała Agata, myjąc jednocześnie pędzle. – Ciągle muszę go poprawiać, wczoraj wstałam w nocy, żeby malować. Mam wrażenie, że jest ze mną związany, ale to nic dziwnego, przecież go stworzyłam. Jestem mu wdzięczna, bo wreszcie maluję. Wiesz jak nazwę obraz? „Przebudzenie”.
A jednak stało się nieszczęście
O tym, że Agata jest w szpitalu, dowiedziałam się od jej kuzynki.
– Wróciła z wernisażu znajomej, weszła do mieszkania i usłyszała, że ktoś jest na górze w pracowni. Weszła na schody i…
– Dlaczego nie zadzwoniła po pomoc?! – jęknęłam, bo już domyślałam się, co było dalej. Nieszczęście, śmierć, tarot.
– Bandyta zepchnął ją ze schodów i uderzył czymś ciężkim. Agata ma rozległe obrażenia – mówiła dalej kuzynka. – Zabrał wszystkie płótna oprócz jednego obrazu, który z furią pociął nożem.
– Dlaczego? – zdziwiłam się.
– Bo to był jego portret. Agata namalowała bandytę.
– Skąd wiesz?
– Nie mogła się ruszać, ale była przytomna, sama wezwała pogotowie. Starała się zwrócić uwagę sanitariuszy na płótno. Powtarzała „to był on, namalowałam go”, aż któryś z ratowników wreszcie zrozumiał.
Policja na podstawie obrazu skonstruowała portret pamięciowy, ale bandyta wciąż nie został złapany. Agata ciągle leży w szpitalu, lekarze twierdzą, że długo będzie dochodzić do zdrowia. Czekają ją miesiące, a może lata rehabilitacji, życie na zwolnionych obrotach. Czy gdybym ją ostrzegła, wydarzenia potoczyłyby się inaczej? Tarot zadrwił ze mnie, bo nie lubi być wykorzystywany wbrew swojej woli. Zmusiłam go do współdziałania i zostałam ukarana. Będę miała wyrzuty sumienia do końca życia.