„Koleżanka tylko czekała, by wygryźć mnie ze stanowiska i awansować. Ale w tym wyścigu liczy się spryt, a nie szybkość”
„Dominika lubiła mieć kontrolę. Lubiła być tą, która wszystko ogarnia. A ja z każdym miesiącem coraz bardziej przesuwałam się z cienia do światła. I chyba wtedy właśnie zaczęła się ta gra. Niby uprzejma, ale coraz bardziej wyczerpująca”.

- Redakcja
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Dominikę, pomyślałam, że to kobieta z klasą. Miała eleganckie garsonki, paznokcie zawsze w jednym odcieniu nude i uśmiech – taki przyklejony, ale grzeczny. Dla mnie, nowej w dziale, była jak przewodnik po niepisanych zasadach biurowej dżungli.
Była uczynna
Pokazała mi, gdzie robią najlepszą kawę, gdzie ukrywają papier do drukarki i z kim nie warto siadać na lunchu, bo plotkują jak przekupki. Uśmiechałam się wdzięcznie i kiwałam głową. Myślałam, że po prostu taka jest – trochę zarozumiała, ale pomocna. Ale były też te drobne sygnały. Z pozoru niewinne, jak uwagi rzucane niby od niechcenia:
– Zobaczymy, jak ci pójdzie ten projekt, może to nie twoje tempo? – powiedziała kiedyś z uśmiechem, podając mi segregator.
Wtedy się zaśmiałam. Żart, prawda? Niby wsparcie, niby koleżeństwo. A jednak coś we mnie zadrżało. Z czasem zaczęłam zauważać, że ten jej uśmiech nie znikał nawet wtedy, gdy mówiła coś niemiłego. Albo wtedy, gdy siedziałyśmy razem przy stole, a ona bez cienia skrępowania rzucała do innych:
– Natalia to taka perfekcjonistka… aż trudno z nią pracować, bo wszystko musi być po jej myśli, prawda?
Nie reagowałam. Przekonywałam samą siebie, że to tylko ja jestem zbyt wrażliwa. Że może mam zły dzień. Że może źle interpretuję. Ale nie dało się tego nie zauważyć: od kiedy zaczęłam być dobra w tym, co robię, coś się zmieniło.
Chciałam się wykazać
Dominika lubiła mieć kontrolę. Lubiła być tą, która wszystko ogarnia. A ja z każdym miesiącem coraz bardziej przesuwałam się z cienia do światła. I chyba wtedy właśnie zaczęła się ta gra. Niby uprzejma, ale coraz bardziej wyczerpująca.
– Paulina, powiedz… tylko mi się wydaje, czy Dominika czasem trochę przesadza? – zapytałam kiedyś koleżankę z zespołu, kiedy siedziałyśmy razem przy lunchu.
– Uff… Myślałam, że tylko ja to widzę – odpowiedziała cicho, rozglądając się wokół.
Dostałam pierwszy duży projekt. Miałam przygotować kompleksową analizę danych dla klienta z sektora finansowego. Praca była trudna, ale lubiłam takie wyzwania. Przez dwa tygodnie siedziałam po godzinach, dopracowywałam każdy szczegół, sprawdzałam formuły w arkuszach, konsultowałam się z działem prawnym, żeby wszystko było zgodne z procedurami. Kiedy oddałam gotowy raport przełożonemu, kiwnął głową z uznaniem i powiedział tylko:
– Dobra robota, Natalia. Właśnie o coś takiego mi chodziło.
Byłam z siebie dumna
Wracając do biurka, czułam, jak rośnie mi w klatce piersiowej coś, czego dawno nie czułam w pracy. Pewność. Wreszcie poczułam, że jestem na swoim miejscu. Dominika podeszła do mnie kilka godzin później. Uśmiechała się szeroko, jak zawsze.
– Słyszałam, że dostałaś pochwałę. No, no… gratuluję. Tylko widzisz… rzuciłam okiem na raport i wiesz, może warto jeszcze raz spojrzeć na stronę 11. Ten wykres może być mylący, no i jedna wartość wygląda na zawyżoną. Ale spokojnie, to tylko sugestia – powiedziała, po czym dodała ciszej – Dla twojego bezpieczeństwa.
Następnego dnia w skrzynce mailowej czekała wiadomość. Nadawcą była Dominika. W tytule: „Uwagi do raportu – pilne”. W treści znajdowało się sześć punktów, z czego cztery dotyczyły rzekomych nieścisłości. Miało to trafić również do wiadomości przełożonego. Czytałam ten mail kilka razy. Wszystkie „uwagi” były naciągane, a jedna całkiem nietrafiona – wynik, który rzekomo był zawyżony, był poprawny, potwierdzony danymi źródłowymi. Wiedziałam to, bo sama je zdobywałam.
Podpuszczała mnie
Poszłam do przełożonego. Wydawał się zdystansowany.
– Dominika mówiła, że coś było niejasne w twojej analizie. Wiesz, muszę to sprawdzić. Taka rola.
Skinęłam głową. Nic innego mi nie pozostało, miał prawo zadawać pytania. Ale czułam, że grunt zaczyna się robić śliski. Nie przez błędy, a przez nią. Po spotkaniu zatrzymałam Dominikę w kuchni.
– Mogłaś po prostu do mnie podejść i powiedzieć, co ci się nie podoba. Nie musiałaś pisać tego maila do szefa.
Wzruszyła ramionami i wygięła usta w znajomy uśmiech.
– Przecież tylko chciałam pomóc. Nie musisz się tak denerwować.
Stałam naprzeciw niej, z filiżanką w ręce, i czułam, że nic tu nie jest takie, jak powinno. Przez resztę dnia miałam wrażenie, że ludzie patrzą na mnie jakoś inaczej. Jakby chcieli zapytać, co się dzieje, ale bali się, że to ich wciągnie w coś niewygodnego.
Była zazdrosna
Dominika nie odpuszczała. Zaczęła przesyłać do zespołu maile z rzekomymi poprawkami moich dokumentów. W jednym z nich zaznaczyła fragment analizy jako błędny, dołączając własną wersję. Usunęła część danych, przez co wynik wyglądał nieprecyzyjnie. Gdy pokazałam oryginał koleżance z działu, tylko pokręciła głową.
– Dziwne to wszystko. Nie wiem, co ona próbuje osiągnąć – powiedziała szeptem, rozglądając się ostrożnie.
Atmosfera w zespole zaczęła się zmieniać. Nikt niczego nie mówił głośno, ale rozmowy cichły, gdy wchodziłam do kuchni. Miałam wrażenie, że coraz częściej muszę się tłumaczyć z decyzji, które wcześniej nikogo nie interesowały. W końcu nie wytrzymałam. Zaczepiłam Dominikę przy ksero.
– Możemy po prostu pracować w spokoju? Nie wiem, co ci przeszkadza, ale zależy mi na normalnej atmosferze.
Uśmiechnęła się lekko i poprawiła kosmyk włosów.
– Oj, kochana. Jesteś przewrażliwiona.
Wróciłam do biurka i przez kilka minut patrzyłam w ekran, nie ruszając myszką. Może rzeczywiście…? A może właśnie nie?
Dostała za swoje
Kilka dni później przyszedł mail od przełożonego. Zebranie zespołu, obowiązkowa obecność. Usiedliśmy w sali konferencyjnej, napięci. Dominika przyszła ostatnia, z kawą i z uśmiechem, jakby nic się nie działo. Szef usiadł i bez ceregieli przeszedł do rzeczy.
– Mam dość skarg, niedomówień i niejasnej atmosfery. Teraz każdy mówi, co leży mu na sercu.
Przez chwilę panowała cisza. Potem odezwała się Dominika.
– No dobrze. Skoro mamy mówić otwarcie… To może zacznijmy od wiecznych błędów w raportach. Albo od tego, że niektórzy z nas nie potrafią współpracować. Zawsze ja musiałam poprawiać te wszystkie babole!
W jej głosie nie było złości. Była pewna siebie, spokojna, teatralna, jakby czytała z kartki. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Potem odezwała się Paulina.
– A może wreszcie przestaniesz nami manipulować? Ile razy zrzucałaś winę na innych, kiedy coś szło nie tak?
Dołączyła do niej kolejna osoba, potem następna. Padały konkretne sytuacje, daty, cytaty z maili. Dominika siedziała coraz bardziej sztywno. Uśmiech zniknął. Nie odezwałam się ani słowem. Siedziałam, słuchałam i czułam, że nie jestem sama. Na koniec przełożony spojrzał po nas i powiedział:
– Myślę, że potrzebujemy zmiany.
Sama była sobie winna
Dominika została odsunięta od koordynowania projektów. Nie było oficjalnego komunikatu, po prostu z dnia na dzień przestała dostawać zaproszenia na zebrania, przestała rozdzielać zadania. Siedziała przy swoim biurku jakby mniejsza, mniej obecna. Nie komentowała niczego, nie żartowała, nie uśmiechała się do nikogo.
Zespół powoli wracał do równowagi. Ludzie zaczęli częściej rozmawiać, dzielić się pracą. Atmosfera była inna, spokojniejsza, ale też pełna niepewności. Nikt nie wiedział, co będzie dalej. Ja też nie. Kilka dni później przełożony zaprosił mnie na krótką rozmowę. Mówił konkretnie, bez zbędnych wstępów.
– Potrzebujemy nowej koordynatorki. Kogoś, kto nie budzi strachu. Chcemy ciebie.
Nie odpowiedziałam od razu. Miałam w głowie za dużo wspomnień z ostatnich miesięcy: walki, jakie toczyłam w ciszy, przemilczane uwagi, bezsenne noce. Przez kilka dni chodziłam z tą propozycją w sobie, analizowałam, przekładałam ją w myślach z ręki do ręki. W końcu zapytałam Paulinę, co o tym myśli.
– Wiedziałam, że to się tak skończy. Teraz twoja kolej – powiedziała tylko.
Poczułam, że może rzeczywiście pora na mnie.
Natalia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że mam normalne, poukładane życie rodzinne. W jednej chwili ze szczęśliwej żony stałam się zdradzoną wdową”
- „Mąż po powrocie z sanatorium pachniał słodkimi perfumami. 1 słowo wystarczyło, żeby na stałe przeniósł się na kanapę”
- „Podczas Black Friday zaoszczędziłam aż 1000 złotych. Byłam zadowolona, do czasu, gdy teść rzucił niewybredny komentarz”