Reklama

Koleżanki od dawna mnie pytały, kto zaopiekuje się mną na stare lata i to właśnie z tego powodu postanowiły znaleźć mi kandydata na męża. Nie docierało do nich, że ja wcale nikogo nie szukam. One jednak obie są w stałych relacjach, na które nieustannie narzekają. Joasia ma to nieszczęście, że mąż miewa kobiety na boku. Niby nie jest to żadna tajemnica, a jednak sama Asia jakby udaje, że nic o tym nie wie. A już na pewno nie ma ochoty o tym rozmawiać.

Reklama

Nie rozumiałam tego

– Dlaczego tolerujesz jego skoki w bok? – zapytałam ją kiedyś prosto z mostu.

– Skacze sobie, póki może, ale kiedyś się zmęczy i przestanie… Niech przynajmniej teraz dobrze się kryje, bo nie mam ochoty tego roztrząsać.

– Przecież i tak o tym wiesz!

Nie wiem nic na pewno.

– I nie chcesz tego wiedzieć?

– Tylko jakaś głupia by chciała! Lepiej żyć w nieświadomości, niż w zazdrości i żalu. Mam swoje sposoby, żeby się na nim odegrać…

No tak, to akurat prawda. Kiedy spotykamy się z Asią i jej mężem, nie traktuje go najlepiej. Śmieje się z niego i wytyka mu słabości czy błędy. Robi z niego totalnego idiotę, a on znosi to wszystko bez słowa. Taka gra toczy się między nimi od lat, taką mają chyba umowę, że nic nie ujdzie płazem. Ja nie mogę na to patrzeć!

W takich chwilach przychodzi mi na myśl, że małżeństwo to dziwna relacja ludzi, którzy wcale się nie tylko nie kochają, ale nawet nie lubią. I ja miałabym się zgodzić na coś takiego?

Regina, druga moja bliska koleżanka wcale nie ma lepiej ze swoim mężem.

– Ten sknera nawet w największe mrozy próbuje mi wmówić, że nie trzeba odkręcać grzejników. Podobno mam się lepiej ubrać, owinąć kocem i założyć wełniane kapcie. Te od teściowej. Podobno mamusia zawsze takie nosiła i nie marzła. Na dodatek coś mi gada o wełnianej kamizelce. Niby to wszystko jest lepsze od płacenia rachunków za gaz. Nic dziwnego, jest drogo, ale bez przesady!

Ja i Asia namawiamy ją, żeby się wreszcie zbuntowała.

– Przestań się na to zgadzać. Sama zarabiasz i możesz korzystać ze swoich pieniędzy. On cię przecież nie utrzymuje. Nie musisz siedzieć w kurtce w mieszkaniu.

– Mirek chciałby oszczędzać na tym, na czym się tylko da – dodaje Regina. – Sam zrobi zakupy i wybiera jedzenie z krótkimi terminami, żeby zostało kilka złotych w portfelu. Później jemy puszki na wszystkie posiłki w ciągu dnia. Już mi żołądek odmawia współpracy, a on wciąż nie daje się przekonać do zmian. Z biegiem lat coraz gorzej.

Słuchałam tych wszystkich historii i miałam ochotę uciekać na wspomnienie tematu swatania mnie z kimkolwiek. Same dla siebie nie wybrały najlepiej, a miałam zaufać im, że znajdą kogoś odpowiedniego dla mnie? Wystarczyło mi jedno nieudane małżeństwo i ciągnący się po im okropny rozwód, żeby polubić życie w pojedynkę i niczego nie żałować.

Miał naprawdę ładny dom

Koleżanki jednak nie odpuszczały. Znalazły jednego kandydata, nad którym obie się rozpływały. Namawiały mnie tak długo, aż w końcu zgodziłam się na spotkanie.

– Po rozwodzie, ale to nie jego wina – zaznaczała Joasia. – Ta wredna żona go zostawiła dla kogoś innego, i dobrze. W ten sposób teraz jest wolny. Ma córkę, został mu ładny dom i ogródek. Jeździ fajnym autem, ma sprzęt do oglądania i słuchania, same bajery. W domu zrobił sobie nawet siłownię i naprawdę z niej korzysta.

– Te sprawy pewnie też są dzięki temu w porządku – puściła mi oczko Regina.

– No i długo, bo kondycję ma dobrą – dorzuciła Asia.

– W weekend robi spotkanie dla znajomych i wszystkie się wybierzemy. Poznasz go bez większych zobowiązań, a przy okazji będziemy się dobrze bawić.

Zazwyczaj słuchałam swojej intuicji, ale tym razem odpuściłam. Wiedziałam, że mogę tego żałować, ale cóż, kiedy koleżanki tak namawiają… Obiecałam im, że dobrze się wyszykuję, żeby zrobić świetne wrażenie – nowa fryzura, ekstra makijaż, paznokcie, ubrania. Do tego piękne, ale dość niewygodne buty. I to wszystko dla nieznajomego faceta.

Już na wstępie przyznałam koleżankom rację przynajmniej co do jego domu. Faktycznie było tam czysto, ładnie, uporządkowanie. Tylko jedna sprawa zepsuła to wrażenie – gospodarz miał przygotowane dla wszystkich kapcie, żeby nie niszczyć mu podłóg. Ja niczego w świecie nie brzydzę się chodzenia w obcych butach.

Miałam nadzieję, że będę mogła zostać boso, ale okazało się, że mi nie wolno. Dostałam przydział jakichś znoszonych papci w kratkę, które nijak nie pasowały do mojej pięknej sukienki. Od razu całe wrażenie poszło na marne. Jak miałam dobrze się prezentować w kapciach jak po dziadku?

Nie mogłam tego słuchać

Potem nastąpiło oprowadzanie po salonach. W każdym pokoju miałam wrażenie, że jest jakoś… sterylnie. Oczywiście było jasno, czysto i gustownie, ale bez duszy. Do tego gospodarz nie omieszkał wspomnieć, gdzie i za ile kupił każdy kawałek mebla w domu. Paplał o gatunkach kamienia, drewna, skóry i wszystkich innych materiałów. Przynajmniej on też wyglądał na dobry materiał. Przyjrzałam mu się krytycznie – sprężysta sylwetka i energiczne ruchy. Ale przy tym jego męcząca gadanina zakrywała większość zalet. Moje koleżanki były jednak zachwycone.

– Przestańcie go tak chwalić – rzuciłam, gdy na chwilę gospodarz przeszedł do innego pokoju. – On sam doskonale wie, że robi na was wrażenie. Dosyć mu własnych komplementów i pochwał.

– Ale się czepiasz! – rzuciła kąśliwie Asia. – Gdybym tylko mogła, sama bym zarzuciła na niego sieci. Niezła sztuka, nie to co mój ślubny. Każdy by chętnie go złowiła, a ty możesz, więc korzystaj!

Przeszliśmy do salonu, gdzie poczęstował nas smaczną nalewką i pysznym ciastem. Potem gospodarz oznajmił, że ma dla nas kilka niespodzianek na wieczór.

– Teraz zaprowadzę najpierw panie do kolejnego pomieszczenia – uśmiechnął się czarująco. – Tam będzie czekała niespodzianka specjalnie dla nich. Panów poproszę dalej.

Za drzwiami znajdowała się przestronna kuchnia w biało-zielonym kolorze. Na dużej wyspie stały półmiski z warzywami, grzybami i owocami. Po drugiej stronie słoiki, zakrętki, przyprawy. Na kuchence gotowała się już woda w sporym garze.

– Dla pań taka gratka, bo wiem, że uwielbiają coś pichcić i robić – powiedział zadowolony z siebie gospodarz. – Zapraszam do blatu. Do wyboru przetwory owocowe lub warzywne. Kto co lubi. Potem będzie można sobie wziąć po słoiczku na pamiątkę albo się powymieniać.

Myślałam, że padnę!

Gdy tylko facet zamknął drzwi i wyszedł z resztą gości płci męskiej, spojrzałam wymownie na koleżanki.

Mam nadzieję, że to jakiś głupi żart! – powiedziałam zmieszana. – Przecież on jest po prostu bezczelny!

– No ale o co ci chodzi? – zapytała Asia. – Nie jest to zły pomysł. Wszystko tak pięknie wygląda, kuchnia ładna, czysta, przestronna… Sama przyjemność tu gotować. Wezmę chyba te grzybki. Jest tam ocet?

Nie dam się włożyć w słoik

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy uciekać. Po chwili poczułam skok ciśnienia. Emocje, które nie mogły znaleźć ujścia przypłaciłam bólem głowy. Chciałam pójść i od razu zrobić awanturę, wykrzyczeć swoje racje, wyzwać go i wyjść, ale… nie przyjechałam swoim samochodem. Na dworze zrobiło się ciemno, zbierało się na deszcz, do cywilizacji i taksówek daleko, a ja miałam niewygodne buty i bałam się chodzenia po lesie w poszukiwaniu drogi. I w ten oto sposób musiałam zostać.

Żeby nie oszaleć, rzuciłam się w wir pracy. Zaczęłam od krojenia warzyw na sałatki do słoików, potem mechanicznie pakowałam je do słoików, zakręcałam, zagotowywałam i tak dalej… Czułam wypieki na twarzy, poplamiłam sukienkę i zaciągnęłam rajstopy. Nie chciałam o niczym myśleć. Jak się okazało, panowie tymczasem siedzieli w najlepsze w salonie, pili drinki i oglądali rozgrywki sportowe. Gospodarz czasem zaglądał do kuchni i z coraz szerszym uśmiechem chwalił nas:

Ale z was cudowne gosposie! Chętnie wziąłbym za żony wszystkie trzy!

Regina i Joasia tylko chichotały jak wniebowzięte. Po czym zwracały się szeptem do mnie:

Ale ci się partia trafiła! Tylko głupia by go nie chciała! – rzucały jedna przez drugą, obierając owoce na dżemy. – Taki facet! Kasę ma, zdrowy, postawny, z humorem. Nic tylko się brać!

Nie komentowałam tych pochwał i zaleceń. Nie było z kim gadać. I tak by mnie nie zrozumiały. Już miałam podsumować tę „wspaniałą” wizytę, że w końcu nie było najgorzej, ale zdarzyło się coś jeszcze gorszego. Prawdziwa „gratka” – jak to mówił sam pan domu.

Wykorzystywałyśmy ostatnie warzywa i owoce, kiedy gospodarz, wyraźnie pod wpływem, zaszedł z wielkim uśmiechem do kuchni. Było z czego się radować. W końcu dostało mu się sporo darmowych przetworów, a ktoś inny odwalił czarną robotę. Na kuchence wciąż gotowały się kolejne słoiczki, które zapewnią mu suto zastawioną spiżarnię.

A on, zamiast nas pochwalić czy zażartować, zrobił coś okropnego… Zadowolony z siebie klepnął mnie w pośladek! Niby lekko i nieśmiało, ale jednak! Mogłabym to zignorować, jak wszystkie te żenujące jego zachowania tego wieczoru. Ale już nie mogłam tego wytrzymać. Złapałam mocne stół i przekrzywiłam go lekko na bok. Słoiki elegancko zjechały w dół i zaczęły tłuc się jeden po drugim z głośnym trzaskiem.

Mnie ucieszył ten widok

Przydały się wreszcie te okropne kapcie w kratę. Inaczej trudno byłoby przejść przez kałuże pełne owoców, warzyw i grzybów. Przeszłam przez to wszystko, zostawiając brudne ślady na wyczyszczonych kafelkach i parkietach po drodze.

Nikt z gości mnie nie zatrzymał. Koleżanki stały jak wryte. Wyszłam, założyłam swoje buty i pomaszerowałam przed siebie. Przystanek jednak był dość blisko, droga nie taka ciemna i kręta, a po chwili zajechał autobus do centrum. Pewnie było mnie czuć zalewą do grzybków na cały pojazd.

W domu szybko zmyłam z siebie wspomnienia i pamiątki z niej dziwacznej wizyty. Trudno było się pozbyć zapachu octu, ale dałam sobie i z nim radę. Wreszcie odetchnęłam i usiadłam z ulgą.

Koleżanki przestały się do mnie odzywać. Obraziły się na amen. Nie dzwoniły, nie pisały, nie odbierały połączeń. Tak minął mi tydzień. Nie łudzę się, że mnie zrozumieją, skoro od razu nie czuły tego, co ja. Uznały mnie za winną tego całego zamieszania. Podobno to ja obraziłam jego moim zachowaniem. Dla nich wciąż był wzorem faceta. Pojawiły się nawet jakieś plotki wśród znajomych, że stałam się zdziwaczałą singielką, która odrzuca każdego faceta. I teraz na pewno na zawsze zostanę już sama.

– Tak się starałyśmy, żeby ją z kimś zeswatać, ale jak widać wszystko na nic – podobno opowiada ludziom Asia. – Mogła się ustawić jak królowa, ale wolała zrobić awanturę.

– Nie ma co marnować na taką czasu – dodaje Regina.

Na te i podobne doniesienia odpowiadam pobłażliwym uśmiechem i życzę wszystkim osobistego szczęścia, spełnienia i smacznych przetworów. Ja jednak podziękuję!

Marysia, 40 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama