Reklama

Szłam plażą pod wiatr, powtarzając w myślach: „porażka, całkowita porażka”. Wzburzone morze korespondowało z moim nastrojem, fale zamiast potulnie lizać stopy, opryskiwały mi twarz i moczyły podwinięte spodnie, a resztę roboty robiła bryza. Byłam przesiąknięta wilgocią jak gąbka.

Reklama

Nawet pogoda wystawiła mnie do wiatru, myślałam, prąc masochistycznie przed siebie. Plaża w tym miejscu była szeroka i długa, łączyła kilka miejscowości, mogłam tak iść do wieczora, a nawet jeszcze dłużej. Właściwie powinnam to zrobić, nie chciało mi się wracać do pensjonatu, siedzieć samotnie w dwuosobowym pokoju i patrzeć w ścianę. Jeszcze ewentualnie mogłabym wyglądać przez okno, co na jedno wychodziło.

Nigdy nie byłam sama na urlopie, to był pierwszy raz. Na wyjazd namówiły mnie koleżanki, wśród których szukałam zastępstwa za Mateusza. Żadna nie mogła ze mną jechać, ale miały dla mnie radę.

– Wystawił cię do wiatru tuż przed urlopem? To olej go i jedź sama. Jesteś dojrzałą kobietą, nie musisz mieć opiekuna, dasz sobie radę i będziesz się świetnie bawić. Jedź, szkoda żeby się zmarnowało zarezerwowane miejsce.

Tak mówiły. Niemrawo przytakiwałam, bo o ile na niańkę byłam stanowczo za leciwa, to towarzystwo by się przydało. Zwłaszcza męskie. Od lat szukałam właściwego faceta, ale im bardziej się starałam, tym gorzej trafiałam. Przyjaciółki dawno powychodziły za mąż albo wychowywały dzieci w szczęśliwych partnerskich związkach, a ja błąkałam się sama po świecie jak potępiona dusza.

Zobacz także

Z czasem postanowiłam obniżyć poprzeczkę wymagań i wtedy poznałam Mateusza, a właściwie dałam mu się poderwać. Nie był moją drugą połówką, ale uważałam, że przy odrobinie wysiłku moglibyśmy się dopasować. Czas marzeń o mężczyźnie idealnym minął, tacy po ziemi nie chodzili, zeszłam z obłoków i zaczęłam patrzeć na życie praktycznie. Miłość też była, dlaczego nie. Może nie oszałamiająca, ale wystarczająca by być razem, od dawna nie byłam już nastolatką, dotarło do mnie, że przyjaźń i spokojne uczucie do drugiej osoby jest lepszą gwarancją na długotrwałe małżeństwo niż emocje, w których człowiek się spala.

W ostatniej chwili Mateusz się rozmyślił i pojechałam sama

Po kilku miesiącach związku na odległość zaczęliśmy rozmawiać o wspólnym zamieszkaniu. Dobrze nam było razem, więc czemu nie spróbować? Oboje byliśmy za, wspólny wyjazd nad morze miał być przypieczętowaniem ważnej decyzji, od tej pory mieliśmy stać się oficjalną parą, stworzyć prawdziwy związek.

W ostatniej chwili Mateusz się rozmyślił i zrezygnował. Na razie ze wspólnego urlopu, ale byłam pewna, że to tylko początek rewelacji, jakie dla mnie miał, po prostu stchórzył na starcie do wspólnego życia. Nałgał, że jest potrzebny w domu, kłopoty rodzinne, musi pojechać do rodziców. Kiedy spytałam, co się stało, zaczął kręcić, więc uniosłam się honorem i nie naciskałam. Jeszcze kilka lat temu zrobiłabym potworną awanturę, wykrzyczałabym ból i rozczarowanie, ale teraz wolałam zamilknąć. Dobrze zrobiłam, od pamiętnej rozmowy Mateusz przestał się odzywać, jakby zapadł się pod ziemię. Niewypowiedziane słowa siedziały w mojej głowie, w duszy szalał sztorm. W takim oto stanie znalazłam się sama na wietrznej plaży, na której miałam relaksować się w promieniach słońca, zapomnieć o Mateuszu, ewentualnie, przeżyć niezapomnianą letnią przygodę. Taki scenariusz wymyśliły dla mnie koleżanki, szkoda że nie widziały, jak jego realizacja wyglądała w praktyce.

Skręciłam w kierunku drewnianych schodów prowadzących na skarpę, tam było ciszej i jakby cieplej. Kilka par zajęło miejsca osłonięte od wiatru, poszłam dalej, nie chciałam im przeszkadzać. Przysiadłam na piasku pod wydmą i od razu poderwałam się z okrzykiem, bo coś ukłuło mnie w spodnie, w dodatku zlane słoną wodą i trochę kompromitująco opięte na pupie.

– Mikołajek nadmorski, biedak znów nie przemieni się w chłopca, bo całkiem go zgniotłaś.

Dwa metry dalej usiadł na piasku całkiem sympatycznie wyglądający facet. Nie patrzył na mnie, ani na sponiewieranego mikołajka, tylko na morze. Wiatr rzucał mu w oczy przydługie, wilgotne od bryzy włosy, ale chyba mu to nie przeszkadzało, bo ich nie odgarniał. Ubrany w koszulkę moro i spodnie bermudy ładnie komponował się z otoczeniem.

– Może jeszcze da się go uratować – uniosłam patykiem kłującą roślinę – co mam zrobić, żeby przemienił się w Mikołajka?

Znałam kaszubską legendę o chłopcu, który poważnie wkurzył żonę Neptuna i za karę został zamieniony w kolczasty oset. Powróci do swojej postaci, jeśli nikt przez rok go nie uszkodzi. Jak widać zniweczyłam ten plan i Mikołajek będzie musiał czekać na metamorfozę kolejne dwanaście miesięcy.

– Nic, na wszystko jest już za późno – odparł poważnie. – Jeden fałszywy krok i nie ma odwrotu.

– To frustrujące – przyznałam, zastanawiając się, o czym mówi. – Mnie też spotkało coś dołującego, nie jesteś sam w nieszczęściu. Przyjechałam nad morze sama jak palec w dziurawej skarpecie, bo wystawił mnie do wiatru człowiek, z którym chciałam spędzić życie. Nie zdawałam sobie sprawy, że to są tylko moje marzenia.

– Złamane serce boli – przyznał obojętnie.

Poczułam się dotknięta. Ja tu się uzewnętrzniam, zwierzam, a on siedzi jak odrętwiały. Kolejna nauczka, żeby nie pchać się tam, gdzie mnie nie potrzebują. Facet się przysiadł i co z tego? Zachowywał rezerwę, rozmawiał ze mną, ale czułam, że był wsłuchany w siebie, nie poświęcał uwagi otoczeniu ani mnie, wyjątkiem było rozhukane morze, które przyciągało jego wzrok.

– Czego wypatrujesz? – zaryzykowałam.

– Dziewczyny – odparł bez oporów.

– Przychodzi tu czasami.

– Jaka jest, ładna? – spytałam z udawaną obojętnością.

– Jest moja.

W jego głosie było coś tak głębokiego, że aż mną wstrząsnęło. Kochał ją! Co ja bym dała za taką miłość.

Miałam ochotę wypytać go solidnie, dowiedzieć się, co między nimi zaszło, dlaczego chowa się przed nią na wydmach, śledzi z daleka, ale nie zdążyłam. Podniósł się i powiedział, że na niego już czas. Nawet się nie pożegnał, po prostu odszedł. Patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął w oddali.

Do pensjonatu dotarłam późnym wieczorem

Myślałam o nim całą drogę do pensjonatu, zgadując, kim może być. Trasa okazała się dłuższa niż myślałam, raz że zaszłam plażą daleko, dwa, że po wejściu do miasteczka pomyliłam ulice i właściwy budynek znalazłam dopiero po rundzie honorowej, którą odbyłam, trzęsąc się zimna. Marsz rozgrzewa, ale nie aż tak, by wysuszyć wilgotne ciuchy. Do pensjonatu dotarłam późnym wieczorem, na dźwięk zamykanych drzwi w hallu pojawiła się właścicielka.

– Pani jest cała mokra, proszę do nas, właśnie napaliłam pod kuchnią, bo rybki smażę. Stary wrócił z połowu, trzeba drobnicę przerobić, zapraszam na stynki.

Poszłam za nią zdziwiona tak serdecznym przyjęciem, znęciła mnie perspektywa ognia, przy którym mogłabym wysuszyć spodnie, bo co to są stynki, jeszcze wtedy nie wiedziałam.

Przy kuchennym stole siedziała cała rodzina, mąż i dwoje dzieci w trudnym, nastoletnim wieku. Pan domu mruknął „eczór”, po czym pogrążył się w gazecie, ale młodzi mieli wiele do powiedzenia.

– Mówiłem mamie, że wróci, nie ma się co przejmować – oznajmił chłopak. Patrzył na mnie, więc chyba o mnie mówił.

– Mama miewa przeczucia, zwidziało jej się, że pani ma poważne kłopoty i poszła nad morze, żeby ze sobą skończyć – dołożyła jego siostra. – Dlatego tak się ucieszyła, że pani wróciła.

Opadłam na krzesło porażona tym, co słyszę.

– Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! – zawołałam – Ale dziękuję za troskę.

– Mówią, że Krystek w morzu przepadł – odezwał się pan domu, porzucając gazetę.

– Mnie też się tak zwiduje, utopił się jak nic, jak go odrzuciła – poparła go żona, stawiając na stole kopiasty półmisek małych rybek usmażonych na złoty kolor. – Pani je, póki gorące, bo zaraz drugą porcję dołożę.

Zabrałam się do rybek. Zadowolona, że uwaga rodziny zeszła z mojego ewentualnego samobójstwa, słuchałam zachłannie rozmowy, zastanawiając się, kim jest Krystek.

– To miejscowy, niedawno wrócił ze Szwecji, dorobił się, miał się żenić, ale coś tam nie wyszło – powiadomił mnie nastolatek. – Jego kobieta i tak długo czekała, nie? Miała prawo się rozmyślić.

– Nikt nie wie, jak było naprawdę – zgasiła go siostra. – Dowiedziałabym się czegoś, ale ona nie jest stąd, tylko czasem przyjeżdża. Ciekawe po co, skoro Krystka nie ma. Po mojemu, znów pojechał do Szwecji.

– A ja wam mówię, że się utopił – zabrała głos matka.

Nikt nie zaprotestował, widać jej przeczucia miały w tym domu autorytet.

– Pani potrafi odczytać przeszłe zdarzenia? Czy przyszłość? – spytałam zaciekawiona.

– Jedno i drugie – odpowiedziała córka.

– Naprawdę jest w tym dobra, szkoda, że nie umie tego robić na zamówienie. Zbilibyśmy fortunę.

Została natychmiast zganiona przez ojca, więc obraziła się i zajęła telefonem.

– Czuję, że Krystek w morzu przepadł po zawodzie miłosnym, jaki mu ta flądra wyszykowała – gospodyni przysiadła się do nas. – Jestem pewna, że mam rację, ale co do pani się pomyliłam. Nie wiem dlaczego, bo nawet teraz, jak koło pani siedzę, takie myśli nachodzą mi do głowy… Jakby otarła się pani o śmierć.

O mało nie udławiłam się chrupiącą stynką, nie codziennie dowiaduję się, że jestem naznaczona.

– Czy to znaczy, że coś mi grozi?

Gospodyni pokręciła głową.

– Nie wiem, jak to wyjaśnić. Myślałam, że w najprostszy sposób, dlatego podejrzewałam panią o zamiar skrócenia sobie życia, ale teraz już nie wiem.

– Ze śmiercią pani do twarzy – zaśpiewała córka, prawie dokładnie cytując tytuł filmu.

Dziwna to była rodzina, podziękowałam za udany wieczór i uciekłam do siebie, dokładnie zamykając za sobą drzwi.

Dziewczyny mi nie uwierzą, myślałam, może to jednak będą niezapomniane wakacje? Inaczej niż myślałam, ale jednak. Jeszcze ze dwie takie rozmowy i sama zacznę rozglądać się za kostuchą.

Ranek wstał mało słoneczny, a mimo to wyraźnie czułam, że zaczynam wydobywać się z dołka, do którego wepchnął mnie Mateusz. Pokręciłam się po osadzie i tak mi zeszło do obiadu. Potem poszłam na spacer plażą, a przed wieczorem zasadziłam się pod wydmą koło schodów, w nadziei, że nieznajomy od mikołajka przyjdzie wypatrywać swojej dziewczyny i uda mi się z nim porozmawiać.

Wpatrywała się w morze, jakby coś tam zgubiła…

Długo czekałam, zamyśliłam się głęboko i nie zauważyłam, kiedy zajął swoje wczorajsze miejsce, dwa metry ode mnie.

– Dziś sprawdziłam, na czym siadam – zagaiłam rozmowę.

Uśmiechnął się lekko, doceniając suchy żart, ale zaraz spoważniał i wyprostował się.

– Jest! Przyszła!

Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam kobietę. Musiała nadejść brzegiem morza, ale wiatr ucichł, spacerowiczów było więcej, więc jej nie zauważyłam. Teraz stała i wpatrywała się w morze, jakby coś tam zgubiła. Ona patrzyła w fale a my, ja i nieznajomy od mikołajka, wpatrywaliśmy się hipnotycznie w tył jej głowy. W jego wzroku była miłość, w moim rozgoryczenie. Kobieta na którą patrzyliśmy wyglądała całkiem normalnie, ani chuda, ani gruba, całkiem przeciętna. A jednak zasługiwała na wielką miłość, a ja nie.

– Dostaniesz to, na co czekasz, musisz tylko trochę poczekać – nieznajomy przerwał milczenie.

Nie zdziwiłam się, przecież sama powiedziałam mu o Mateuszu, domyślał się, że po nieudanym związku szukam drugiej połowy.

– Czekam już wystarczająco długo – parsknęłam ze złością. – Widzę, że ty też umiesz przewidywać przyszłość, zupełnie jak moja gospodyni. Powiedz więc, co mnie czeka.

– Ból i przestrach, ale nie martw się, ból idzie w parze ze słodyczą miłości.

– Zaraz zaczniesz mówić wierszem, jesteś poetą?

– Muszę już iść.

Podniósł się szybko, ze wzrokiem wciąż utkwionym w fale. Kobiety już nie było, nie zauważyłam, kiedy odeszła. Zanim zdążyłam policzyć do trzech, zostałam sama na plaży, nad którą zapadał zmrok, więc też poderwałam się z wyziębionego piasku.

Kiedy wróciłam do pensjonatu, zastałam gospodynię przy furtce, rozmawiała z dwiema innymi kobietami. Natychmiast powiadomiła mnie o tym, co usłyszała.

– Miałam rację co do Krystka, właśnie dowiedziałam się, że morze oddało jego ciało.

– To nie dowód, że sam pozbawił się życia.

Spojrzała na mnie z politowaniem.

– On był tutejszy, z morzem obznajomiony, nie poszedłby pływać przy takiej pogodzie i w dodatku sam. Jestem pewna, że to nie był nieszczęśliwy wypadek, ale rozgłaszać tego nie będę, chłop musi być pochowany w poświęconej ziemi.

Wieczorem dowiedziałam się jeszcze więcej, podobno przyjechała do miasteczka narzeczona Krystka, zamieszkała w hotelu przy szosie, bo rodzice Krystiana jej nie przyjęli.

– Nikt jej tu nie chce, nie wiadomo po co się kręci po miasteczku i plaży, przecież z nim zerwała. Widziano, jak łazi nad brzegiem morza, jakby ją tam coś ciągnęło. Trudno zrozumieć o co jej chodzi, przecież nie chciała Krystka, więc po co te komedie?

Chętnie podjęłam sensacyjny temat, poszłam za pierwszym skojarzeniem. Kobieta wpatrzona w morze i nieznajomy od mikołajka obserwujący ją z wydm.

– Poznałam faceta, który codziennie przychodzi na wydmy patrzeć na dziewczynę, która idzie brzegiem morza. Może to Krystek? On żyje, a wszyscy się pomylili?

Odparła, że fajnie by było, ale niestety, sprawa jest przesądzona. Ciało po tygodniu w słonej wodzie było słabo rozpoznawalne, ale Krystek miał znaki szczególne i po nich go zidentyfikowano.

– Miał też na sobie ukochaną koszulkę moro i obciachowe bermudy, zawsze latem tak się ubierał, poznałabym go po tym zestawie na końcu świata – dołożyła córka gospodyni.

A mnie zabrakło tchu. Zgadzało się. Nieznajomy z wydm był właśnie tak ubrany, przychodził specjalnie dla dziewczyny, mówił też coś o nieodwracalności źle podjętych decyzji. Żałował tego, co zrobił?

Poszłam na pogrzeb Krystka, kimkolwiek był. Z oporami przyjmowałam do wiadomości zbieżne szczegóły, łączące nieznajomego z wydm z Krystianem, który zabił się z miłości. Nie wiedziałam, czy była to jedna i ta sama osoba, ale czułam, że muszę pożegnać tego człowieka. Kiedy po uroczystości podeszłam do grobu, żeby położyć kwiaty, poczułam na sobie twarde spojrzenie. Było namacalne i ostre jak sztylet, więc wyprostowałam się i szybko rozejrzałam. Od razu ją wypatrzyłam, to była kobieta z plaży. Stała w pewnym oddaleniu od rodziny Krystka i świdrowała mnie wzrokiem, jakby była zazdrosna.

Szybko uciekłam z cmentarza, musiałam z kimś pogadać, więc poszukałam gospodyni, osoby zdecydowanie najbardziej kompetentnej w temacie, który mnie nurtował.

Od nadmiaru szczęścia zaczęło mi się kręcić w głowie

– Czy to możliwe, że rozmawiałam z Krystkiem na plaży? – wywaliłam co miałam na wątrobie – Zgadzają się szczegóły, był tak samo ubrany i przychodził tam dla kobiety, którą kochał. Wypatrywał jej, ale nie podchodził. Mówił też, co mnie czeka w przyszłości.

Gospodyni wyraźnie się ożywiła.

Zapamiętaj wszystko, co ci powiedział – powiedziała poważnie. – Przekonasz się, że miał rację.

– Ale kim był?! – krzyknęłam.

Spojrzała na mnie przelotnie i odwróciła wzrok.

– A mnie skąd wiedzieć? – strzepnęła palcami i poszła.

Z urlopu wróciłam wypełniona wrażeniami, chociaż nie takimi jak oczekiwałam. Na wszystkie strony obracałam w głowie słowa nieznajomego o bólu i miłości i nie mogłam odgadnąć, co miał na myśli. Aż pewnego dnia sprawa sama się wyjaśniła. Robiłam zakupy w supermarkecie, stałam w alejce między półkami, wybierając makaron, gdy nagle zza regału wyjechał wprost na mnie rozpędzony wózek. Pchał go z poświęceniem facet, chyba ślepy i głuchy, bo zatrzymał się dopiero, jak we mnie uderzył. Huknął mnie w rękę, ale ból poczułam dopiero po chwili, najpierw bardzo się przestraszyłam, bo w wózku, na siedzisku podskakiwał trzyletni chłopiec.

Odruchowo złapałam go, żeby uchronić przed skutkami zderzenia, małemu nic się nie stało, ale ja syknęłam, a potem jęknęłam. Niefortunny popychacz wózka natychmiast znalazł się obok mnie. Ręka puchła w zastraszającym tempie, odwiózł mnie więc na ostry dyżur. Został tam ze mną, żeby wszystkiego dopilnować, a synka odebrała mama. Spędziłam w poczekalni z nieuważnym kierowcą wózka osiem godzin, był czas, żeby się zaprzyjaźnić. Dowiedziałam się, że jest wolny, bo ślubu nigdy nie brał. Mały Tomek się po prostu przydarzył, więc kocha go ile sił, ale mama chłopca jest obecnie w innym związku, więc wszyscy są szczęśliwi.

Zaczęło mi się kręcić w głowie od nadmiaru tego szczęścia, i chyba przysnęłam, bo obudziłam się z głową na ramieniu pirata wózkowego. Pomyślałam, że mam szczęście do nieznajomych facetów i od razu wróciły do mnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę z wydm. Mniej więcej się zgadzało, ból był, ręka nie pozwalała o sobie zapomnieć, ale co to miało wspólnego z miłością?

Reklama

A jednak miało, była tuż za progiem, nie kazała długo na siebie czekać. Jarek okazał się być tym, z którego poszukiwań już zrezygnowałam, gotowa zadowolić się podróbką. On i jego synek są dziś moją rodziną, tak jak powiedział Krystek. Bo to chyba jego spotkałam na wietrznej plaży, kiedy oboje potrzebowaliśmy pocieszenia.

Reklama
Reklama
Reklama