„Koleżanki zazdrościły mi mamy, a ja wstydziłam się jej profesji. Po latach zrozumiałam, że miała prawdziwy talent”
„Śledziłam z ogromną uwagą wszystkie doniesienia medialne na temat tej tragedii. W tamtym czasie każdy próbował zrozumieć przyczyny tego przykrego wypadku, w którym życie straciło jedenaście osób, a około czterdziestu pasażerów zostało rannych”.
Na przełomie lat siedemdziesiątych moja mama często prowadziła seanse spirytystyczne. W tamtym okresie mnóstwo osób fascynowało się kwestią istnienia po śmierci, więc tego typu wydarzenia przyciągały sporo zainteresowanych. Ludzie chętnie przychodzili zwłaszcza do nas, bo w całej okolicy mama miała opinię osoby naprawdę wybitnie utalentowanej w kontaktach z zaświatami.
Nie wierzyłam w to
W ten wieczór zawitało do nas sześcioro gości. Na początek, zgodnie ze swoim zwyczajem, moja mama podała wszystkim kawę wraz z ciasteczkami. Zebraliśmy się razem w niewielkim pokoiku.
Ponieważ nasi goście widzieli się pierwszy raz, musieli się najpierw poznać. W trakcie przedstawiania mnie pozostałym moja mama poinformowała wszystkich, że dziś właśnie ja będę próbować nawiązać kontakt z duchami. Nie mogłam się doczekać, bo strasznie mnie to ekscytowało.
Od dawna słyszałam opowieści o niezwykłych umiejętnościach mojej mamy w kontaktowaniu się ze zmarłymi. Ludzie opowiadali o zadziwiających rzeczach, które następowały po jej spotkaniach z duchami. Ponoć sporo osób całkowicie zmieniło swoje życie dzięki tym sesjom, podczas gdy ci, którzy zlekceważyli otrzymane ostrzeżenia, później mieli poważne problemy.
Wszystkie koleżanki w szkole wprost umierały z zazdrości, że mam taką wyjątkową mamę. Jednak jeśli chodzi o moje własne przekonania dotyczące świata po śmierci… szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
– Wydaje mi się – rzuciłam kiedyś do mamy – że ludzie wierzą w duchy tylko dlatego, że boją się, iż śmierć to koniec wszystkiego i potem jest już tylko nicość.
Miała renomę
Prawdopodobnie przez to co powiedziałam, mama zaproponowała mi uczestnictwo w tym seansie.
– Przecież ja w takie rzeczy nie wierzę – upierałam się.
– Kochanie, nie zmuszam cię do wierzenia w cokolwiek. Po prostu przyjdź na to spotkanie, a sama zdecydujesz co o tym myśleć.
„Czemu nie spróbować?” – przeszło mi przez głowę. Była to okazja, by przekonać się, czy faktycznie istnieje coś po drugiej stronie, gdy życie się kończy.
– Co pana właściwie skłoniło do przyjścia tutaj? – spytała mężczyznę z siwizną na skroniach i zaokrąglonym brzuchem kobieta po trzydziestce, mająca na sobie kwiecistą sukienkę.
– Po prostu byłem ciekawy — odpowiedział od razu. – Niedawno wpadła mi w ręce książka o facecie, który w okresie przedwojennym badał eksperymenty psychologiczne i różne sprawy związane z mediami. Kiedy nadarzyła się okazja, żeby samemu w czymś takim uczestniczyć, powiedziałem sobie „a może warto zaryzykować?”
Po półgodzinie mama zawołała nas do sąsiedniego pomieszczenia, w którym miały się odbyć te tajemnicze zajęcia. Pośrodku pokoju stał duży, okrągły stół z siedmioma krzesłami dookoła. Na blacie zauważyłam tabliczkę z wypisanymi cyferkami i alfabetem.
Wszystkie elementy były tak ustawione, żeby mama, która miała zająć jedno konkretne miejsce, dobrze je widziała. Na jej krześle spoczywał niewielki porcelanowy talerzyk. Każdy z obecnych dostał polecenie, by delikatnie położyć palce na brzegu tego naczynia.
Ekscytowałam się
– Pamiętaj, żeby nie dociskać talerza do stołu – przypomniała mama. – I trzymaj na nim palce cały czas.
– A co się stanie, jeśli niechcący tak zrobię? – spytał niewysoki mężczyzna.
– Nie będzie tragedii – uspokoiła mama. – Po prostu może to zaburzyć przepływ energii między naszym a tamtym światem i utrudnić połączenie.
– A może lepiej zgasimy światło? – odezwała się kobieta w średnim wieku.
– To bez różnicy czy jest jasno, czy ciemno – wyjaśniła mama. – Duch i tak się z nami skontaktuje. Przygaszone światła pomagają tylko wczuć się w atmosferę i lepiej się skoncentrować. Na stole będzie płonęła świeczka, więc nie zostaniemy w kompletnych ciemnościach.
Zajęliśmy wyznaczone pozycje przy stole. Opuszki naszych palców delikatnie dotykały talerzyków. Z boku dobiegało mnie nerwowe sapanie grubszego mężczyzny, który usiadł tuż przy mnie.
– Duchu, zjaw się wśród nas – odezwała się mama łagodnym głosem. Te same słowa wypowiedziała ponownie, a wtedy talerzyk drgnął.
W głowie kołatało mi pytanie, czy pozostali uczestnicy seansu też podejrzewają kogoś z obecnych o wprawienie spodka w ruch. Szybko jednak przestałam się nad tym głowić. Okazało się, że na wołanie odpowiedział Ernest M.
Czułam, że to bujdy
– Kim on jest? – szepnął któryś z uczestników.
– Z tego, co wiem, pracował jako inżynier jeszcze przed pierwszą wojną światową. Odpowiadał za konstrukcję tras kolejowych w Ekwadorze i Peru – wyszeptałam w odpowiedzi.
– Dlaczego przyszedłeś do nas dzisiaj? – odezwała się mama.
„Z ostrzeżeniem” – wskazówka na talerzyku układała literę po literze.
– Którego z obecnych chcesz przestrzec?
„Zbliżają się urodziny małej Weroniki”.
– To pewnie chodzi o mnie – odparł facet z wydatnym brzuchem, wyraźnie poruszony. – Moja wnuczka wybiera się w lipcu do kuzynki, na którą mówimy mała Weronika. A jej mama to duża Weronika. Czy to znaczy, że coś niedobre ma się wydarzyć? – podniósł nieco głos, zaniepokojony.
„Zejście z trasy kolejowej”.
Tylko tyle usłyszał w odpowiedzi. Nie rozumiał znaczenia słowa „zejście” ani tego, kto miałby opuszczać te tory. Pomimo wielokrotnych próśb o doprecyzowanie tej zagadkowej wiadomości, wskazówka na talerzyku pozostała nieruchoma.
Jednak się spełniło
– A co w sprawie mojego ślubu? – wyrwała się niespodziewanie kobieta po trzydziestce.
„Trzeba go odwołać i zaplanować na inny termin”.
– Przecież to niemożliwe do zrealizowania – zaprotestowała kobieta. – Na pewno nie znajdzie się jakieś inne wyjście?
„Tylko nieprawda może cię uratować”. Następnie zjawa udzieliła odpowiedzi na parę mniej znaczących kwestii.
Obserwując poruszający się talerzyk dotykający kolejnych liter, miałam sporo wątpliwości co do autentyczności tego seansu. Prawdziwie przekonałoby mnie jedynie, gdyby talerzyk lewitował bez niczyjej pomocy i samodzielnie wybierał znaki. Kiedy wszyscy zabraliśmy dłonie, przedmiot ani drgnął na blacie. Na propozycję mamy, żebym przyszła na kolejne spotkanie, odpowiedziałam odmownie, tłumacząc, że te sprawy są dla mnie niewiarygodne.
Wkrótce potem mama dowiedziała się o tragicznych wydarzeniach na kolei, związanych z pulchnym panem. Pociąg zderzył się z innym składem. Jego mała wnusia, jadąca feralnym składem, została ciężko ranna. Niedługo potem do mamy dotarła wiadomość. Napisała ją kobieta po trzydziestce, która była pasażerką pociągu podczas tego wydarzenia. To, co przekazała w swoim liście, kompletnie zmieniło moje spojrzenie na świat. Ta sprawa pozostała dla mnie nierozwiązaną tajemnicą.
Przekonałam się
Sytuacja wyglądała naprawdę niezwykle. W trakcie spotkania pojawiła się zjawa zmarłego konstruktora kolei, która ostrzegła dwie osoby o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Nasza rozmowa miała miejsce w środku stycznia, natomiast tragedia wydarzyła się prawie pół roku poźniej. Nie było możliwości, by ktokolwiek mógł przewidzieć to zdarzenie.
Śledziłam z ogromną uwagą wszystkie doniesienia medialne na temat tej tragedii. W tamtym czasie każdy próbował zrozumieć przyczyny tego przykrego wypadku, w którym życie straciło jedenaście osób, a około czterdziestu pasażerów zostało rannych.
Czytając gazetę pod koniec lipca, natknęłam się na fragment, który przykuł moją uwagę: „To był niezwykły przypadek, ponieważ doszło do czołowego zderzenia między lokomotywą składu osobowego a pociągiem ekspresowym. Według ekspertów przyczyna zjechania lokomotywy na niewłaściwy tor pozostaje tajemnicą”.
Uwierzyłam jej
Pamiętam ten wieczór, kiedy bawiliśmy się w wywoływanie duchów. Ktoś z grupy zapytał wtedy, czy układające się na planszy literki zwiastują coś złego. Duch przekazał nam tylko dwa słowa: „Odchodzenie od torów”. Dopiero teraz to zagadkowe zdanie zaczęło mieć sens.
W tamtym momencie żaden z nas nie potrafił tego rozszyfrować. Nikt też nie przypuszczał, że znajdzie się w tym feralnym składzie. Zresztą, nawet gdyby ktoś wtedy wiedział – czy potraktowałby poważnie przepowiednię otrzymaną przez przesuwający się talerzyk?
Minęło już dużo lat od tych wydarzeń, a mama dawno przestała bawić się w wywoływanie duchów. Dziś jest już starszą panią i zmaga się z ciężką chorobą. Ciągle powtarza, że wkrótce przejdzie na drugą stronę… Mówi mi też, że gdy tylko będę chciała, będę miała możliwość porozmawiać z nią po jej śmierci.
Ewa, 37 lat