„Korepetytorka córki okazała się moją dawną sympatią. Dzięki niej nauczyłem się, jak to jest znów kochać”
„Drzwi otworzyły się po kilku sekundach, a ja zamarłem. Przede mną stała Julia. Nie jakaś Julia – ta Julia. Moja Julia z liceum. Minęło ponad dwadzieścia lat, a jednak poznałem ją od razu. Jej twarz, choć starsza, wciąż miała ten sam błysk w oczach. Usta ułożyły się w zdziwiony uśmiech”.

- Redakcja
Odkąd Marta odeszła, moje życie nabrało przewidywalności, której nigdy nie chciałem, ale którą zaakceptowałem. Wstaję, robię śniadanie, zawożę Zosię do szkoły, idę do pracy. Po powrocie powtarzamy ten rytuał – kolacja, praca domowa, wieczorne rozmowy. Zosia to mój świat. Wszystko inne przestało się liczyć. Nie randkuję, nie wychodzę. Przyjaciele się wykruszyli, telefon milczy. Jedyne, co się teraz liczy, to jej dobro. Kiedy nauczycielka zasugerowała korepetycje z angielskiego, od razu się zgodziłem. Nie spodziewałem się, że to spotkanie tak bardzo namiesza w moim uporządkowanym świecie.
Pierwsza lekcja
Zosia trzymała mnie za rękę, jakbyśmy szli do lekarza, a nie na korepetycje z angielskiego. Mruczała coś pod nosem o tym, że pewnie będzie nudno i że ona i tak tego nie ogarnia. Zaparkowałem samochód przy bloku z numerem, który podała mi nauczycielka. Klasyczne, PRL-owskie klatki schodowe, zapach kurzu i gotowanych ziemniaków. Zatrzymaliśmy się na trzecim piętrze. Zadzwoniłem. Drzwi otworzyły się po kilku sekundach, a ja zamarłem. Przede mną stała Julia. Nie jakaś Julia – ta Julia. Moja Julia z liceum. Minęło ponad dwadzieścia lat, a jednak poznałem ją od razu. Jej twarz, choć starsza, wciąż miała ten sam błysk w oczach. Usta ułożyły się w zdziwiony uśmiech.
– Nie wierzę… Paweł?
– To… ty tutaj uczysz? – wyjąkałem, czując, jak Zosia patrzy na mnie z ukosa.
– Od kilku lat. Mały świat, co?
– Aż za mały – odpowiedziałem, uśmiechając się nerwowo.
Wpuściła nas do środka. Mieszkanie było schludne, pełne książek, z nutą herbaty i czegoś cytrusowego. Julia zaprosiła Zosię do pokoju, a ja usiadłem w przedpokoju, jakby ktoś miał mnie zaraz zawołać na przesłuchanie. Słyszałem, jak spokojnym głosem tłumaczy coś córce, a potem jak obie się śmieją. Po godzinie Zosia wyszła zadowolona. W samochodzie nic nie mówiła, tylko spojrzała na mnie i rzuciła:
– Fajna ta Julia.
A ja? Przez całą drogę do domu nie mogłem przestać o niej myśleć.
Powtórka z przeszłości
Z początku unikaliśmy rozmów dłuższych niż „dzień dobry” i „dziękuję”. Julia skupiała się na Zosi, ja czekałem w samochodzie. Ale z tygodnia na tydzień zaczęło się to zmieniać. Raz poprosiła mnie, żebym wszedł, bo Zosia miała dodatkowe zadanie. Innym razem to ja zapukałem wcześniej, bo lało jak z cebra. Zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw o dzieciach, pracy, pogodzie. A potem – o nas.
– Nie myślałam, że jeszcze kiedyś się spotkamy – powiedziała, kiedy raz usiedliśmy razem przy kuchennym stole.
– Ja… czasem się zastanawiałem, co u ciebie. Ale nie szukałem – przyznałem, niepewnie obracając kubek z herbatą w dłoniach.
– Ja też nie. Może baliśmy się tego, co byśmy znaleźli.
– Może – odparłem cicho.
Uśmiechnęła się i spojrzała na mnie tak, jakbyśmy siedzieli na starych schodach pod internatem, a nie przy stole w mieszkaniu, które nosiło ślady nowego życia. Przypomniałem sobie nasze wagary, truskawki jedzone na ławce w parku, pierwszy pocałunek – nieśmiały, z zimnymi dłońmi i sercem bijącym jak szalone. To wszystko wróciło z całą mocą. Zosia w drodze powrotnej rzuciła:
– Tata, ta Julia jest naprawdę fajna. Jakby trochę z innego świata, ale taka… ciepła.
Spojrzałem na nią, nie odpowiadając. Wiedziała. Dzieci czasem czują więcej, niż dorośli. I wtedy zrozumiałem, że coś, co uważałem za zamknięte na zawsze, powoli znów otwierało drzwi.
„Nie tylko gramatyka”
Tego dnia Zosia musiała zostać dłużej w szkole i nie mogła udać się na korepetycje. Poprosiła jednak, abym oddał Juli książkę, którą od niej wcześniej pożyczyła. Julia otworzyła drzwi uśmiechnięta, ale w jej oczach pojawiło się zdziwienie, gdy zobaczyła mnie samego w przedpokoju.
– Zosia nie mogła się dziś zjawić – wyjaśniłem. – Poprosiła, abym oddał ci tę książkę, bo możesz jej potrzebować na korepetycje z innymi.
– Wejdź na chwilę – zaprosiła. – I tak właśnie parzę herbatę.
Usiedliśmy w salonie, wśród książek i zapachu suszonej lawendy. Nie było Zosi, więc nie musieliśmy udawać. Nie musieliśmy uciekać wzrokiem.
– Wydajesz się… zmęczony – powiedziała nagle, przyglądając mi się uważnie.
Zamrugałem i odłożyłem kubek na stół.
– Czasem myślę, że już wszystko we mnie zgasło – wyznałem cicho. – Ale potem przychodzę tu…
– I?
– I znowu coś czuję.
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła na mnie z tym swoim starym, znajomym spokojem. Po chwili delikatnie położyła dłoń na mojej. Nie trzymała jej długo, nie ściskała. Ot, tylko musnęła opuszkami mojej skóry, jakby chciała sprawdzić, czy naprawdę tam jestem. Zrobiło się cicho. Tak cicho, że słychać było tylko zegar w kuchni. Czas się zatrzymał. A może przyspieszył. Nie wiem. Wychodząc, nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. Ale czułem, że coś między nami zaczyna się dziać. Coś, czego się bałem. I czego potrzebowałem bardziej, niż chciałem się przyznać.
Ostatnia lekcja
Zosia wbiegła do samochodu z radością, ale też z lekkim żalem w oczach.
– To była ostatnia lekcja – powiedziała. – Według Julii zrobiłam ogromne postępy.
Poczułem, że to ostatnia szansa, by z nią porozmawiać. Zosia została w samochodzie, a ja podniosłem się szybko z siedzenia i z bijącym sercem ruszyłem w stronę bloku. Julia otworzyła mi drzwi w białym swetrze, z luźno spiętymi włosami.
– Dziękuję ci za wszystko – zacząłem. – Nie tylko za angielski. Za ciepło, za czas, za…
Urwałem. Czułem, jak dłonie mi się pocą.
– Paweł… – powiedziała cicho. – Co się dzieje?
Spojrzałem na nią i powiedziałem w końcu to, co leżało mi na duszy.
– Wiesz, myślałem, że to tylko nostalgia. Że to minie.
– Nie minęło?
– Nie. I wiem, że nie mogę już tego ignorować. Julia… chciałbym zapytać…
Spojrzała mi prosto w oczy. Jej głos był miękki, ale stanowczy:
– To nie musi być pytanie o czas przeszły.
Milczeliśmy. Tyle rzeczy chciałem powiedzieć, ale słowa były zbędne. Bo czasem spojrzenie znaczy więcej niż tysiące zdań.
Druga szansa
Tamtego wieczoru nie powiedziałem jej więcej. I ona nie dodała już ani słowa. Ale gdy wychodziłem, przez ułamek sekundy nasze dłonie się musnęły. Ciepło jej skóry zostało ze mną na długo. Odprowadziła mnie do drzwi, jak zawsze, ale tym razem jej spojrzenie mówiło więcej niż wszystkie poprzednie razem wzięte. Nie wiem, co będzie dalej. Nie jestem już młodym chłopakiem, który rzuca się w uczucia jak w głęboką wodę. Ale też nie jestem tym samym człowiekiem, którym byłem rok temu. Julia przypomniała mi, że coś jeszcze we mnie tli. Że mogę znowu czuć, znowu chcieć.
Wieczorem, kiedy Zosia zasnęła, długo siedziałem przy oknie, patrząc na rozświetlone okna innych mieszkań. W niektórych gasło światło, w innych paliła się nadzieja. Myślałem o niej. O nas. O tym, jak bardzo się zmieniliśmy i jak bardzo… nic się nie zmieniło. Może to nie była lekcja angielskiego. Może to była lekcja odwagi. Żeby znów chcieć. Znów ufać. Może to była korepetycja z miłości. A ja? Ja jestem gotów ją kontynuować. Nie wiem, czy będzie łatwo. Ale wiem, że warto próbować.
I choć nie mamy już siedemnastu lat i nie siedzimy na schodach pod internatem, to może jeszcze nie wszystko stracone. Może przed nami jeszcze kilka rozdziałów. Nie zaczynam tej historii z odwagą, ale zaczynam z nadzieją.
Paweł, 40 lat
Czytaj dalej:
- „To historia jak z harlekina, ale wydarzyła się naprawdę. Od razu wpadliśmy sobie w oko, ale na romans musieliśmy poczekać”
- „Po latach spotkałem dawną miłość. Na jej widok zmiękły mi kolana. Znów poczułem motyle w brzuchu”
- „Spotkałam miłość z dawnych lat. Chemia, która kiedyś nas połączyła, przetrwała próbę czasu. Znów jesteśmy kochankami”