„Kreacja świadkowej na moim ślubie to był gwóźdź do trumny naszej przyjaźni. Mogła przyjść na czarno jak na pogrzeb”
„Tańczyła, jakby to był jej bal. Obcisła suknia błyszczała w światłach reflektorów, gdy kręciła biodrami w rytm disco polo. Śmiała się głośno, przyciągała spojrzenia. A potem zaczęła... zbliżać się do Tomka. Szepnęła mu coś do ucha. On się uśmiechnął. Nie, nie! To tylko żart, przecież to żart!”.

- Redakcja
Nigdy nie zapomnę poranka mojego ślubu. To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia – wyczekiwany, zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. I przez długie miesiące naprawdę wszystko wskazywało na to, że taki będzie. Obudziłam się z sercem na ramieniu i łzami wzruszenia w oczach. Mama czekała już w kuchni z kawą i jakąś potwornie kaloryczną drożdżówką, bo „trzeba mieć siłę, kochanie”. A ja tylko patrzyłam na suknię zawieszoną na drzwiach i czułam, jak dreszcz ekscytacji wędruje mi po plecach.
Tomek był moją opoką – spokojny, wyważony, czasem wręcz flegmatyczny. I choć nie był z gatunku mężczyzn, którzy spontanicznie obsypują kwiatami, wiedziałam, że mogę mu ufać. A przynajmniej tak mi się wydawało.
To wzbudziło mój niepokój
Natalia – moja świadkowa, a zarazem przyjaciółka z dzieciństwa – zawsze była burzą. Wszędzie jej było pełno, przyciągała uwagę, roztaczała wokół siebie tę magię, którą mają tylko niektóre kobiety. Ale w ostatnich latach coraz częściej miałam wrażenie, że jej urok potrafi też ranić. Czasem celowo, czasem nieświadomie. Mimo to wybrałam ją na druhnę. Bo była moją Natalią. Bo znała mnie lepiej niż ktokolwiek. Bo chciałam, żeby była przy mnie w tym dniu.
Wiedziałam jednak, że coś się zmieniło. Od jakiegoś czasu zaczęłam zauważać, jak Natalia rywalizuje – z innymi, ze mną, z całym światem. Gdy opowiadałam o pierścionku zaręczynowym, ona wspominała swoje ostatnie randki. Gdy pokazywałam zdjęcia sali weselnej, komentowała, że zna lepsze. Ale to tylko zazdrość, prawda? A może nie?
Stałam przed lustrem, poprawiając welon, kiedy do pokoju weszła mama. Miała ściśnięte usta i nerwowe spojrzenie.
– Julia... widziałaś sukienkę Natalii?
– Jeszcze nie – odpowiedziałam, czując dziwny ucisk w żołądku.
– Ona… ona przyszła ubrana na biało. Przysięgam, prawie jak ty…
– Mamo, to pewnie ecru. Albo kość słoniowa – starałam się zbyć jej słowa, choć poczułam, jak robi mi się gorąco.
– Nie, Julia. Ona wiedziała, co robi. Widziałam jej minę. Uśmiechała się tak... jakby chciała coś udowodnić.
Zamarłam. W głowie zaczęły kłębić się myśli. Czy naprawdę mogła mi to zrobić?
Ta druga w bieli
– Natalia?! – wykrztusiłam, ledwo wchodząc do zakrystii.
Stała przy lustrze, poprawiając swoje włosy. Na sobie miała suknię… nie, nie „ecru”, jak zapewniała później. To była biała, lśniąca suknia z długim rozcięciem na udzie. Niemal identyczna jak moja, tylko bardziej odważna. Bardziej „jej”.
– O, hej, Juleczko – rzuciła z uśmiechem. – Wyglądasz… uroczo. Ta koronka to chyba był dobry wybór, choć teraz myślę, czy nie dodaje trochę lat, wiesz?
Zatkało mnie. Patrzyłam na nią, a w gardle rosła gula złości i niedowierzania.
– Co to za suknia, Natalia? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Oj, nie bądź dziecinna – westchnęła, przewracając oczami. – To tylko kolor. To nie mój ślub, halo.
– Wiedziałaś, że nie wypada. Że to mój dzień!
– Twój dzień nie zmieni się przez moją sukienkę – odpowiedziała chłodno. – No chyba że czegoś się obawiasz, Julka?
Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, drzwi się uchyliły i weszła moja mama. Rzuciła Natalii lodowate spojrzenie i szepnęła do mnie:
– Czas iść do ołtarza.
Szłam sztywno, jakbym miała zamiast nóg dwa kije. Goście wstawali, muzyka grała. Ale wszystko brzmiało jakby zza szkła. Wiedziałam, że każdy patrzy – nie tylko na mnie. Na nas. Ja – panna młoda, i ona – ta druga w bieli.
A kiedy stanęłam przy Tomku, zobaczyłam, jak jego wzrok na chwilę odpływa – w stronę Natalii. Sekunda. Może dwie. Ale wystarczyło. W tej jednej chwili poczułam się jak tło do własnego ślubu.
To już nie był mój dzień
Sala weselna pachniała kwiatami, a z kuchni unosił się aromat pieczonego mięsa. Goście krążyli między stołami, orkiestra rozgrywała się do pierwszego tańca, a ja… ja obserwowałam Natalię.
Tańczyła, jakby to był jej bal. Obcisła suknia błyszczała w światłach reflektorów, gdy kręciła biodrami w rytm disco polo. Śmiała się głośno, przyciągała spojrzenia. A potem zaczęła... zbliżać się do Tomka. Szepnęła mu coś do ucha. On się uśmiechnął. Nie, nie! To tylko żart, przecież to żart!
– Widzisz, co ona robi? – syknęłam, dopadając do Tomka, gdy wreszcie zdołałam go odciągnąć od parkietu.
– O co ci chodzi? – zapytał zdziwiony, jakby nie widział niczego niestosownego.
– Ona się zachowuje, jakby to była jej impreza!
– Julia... – westchnął, ocierając pot z czoła. – Przesadzasz. Natalia po prostu dobrze się bawi.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
– Ty naprawdę tego nie widzisz? Ona flirtuje. Z tobą. Z Michałem. Z każdym. Nawet z moim wujkiem!
Tomek spojrzał na mnie z lekkim politowaniem.
– Może po prostu jesteś spięta. To twój ślub. Może... za bardzo chcesz, żeby wszystko było idealne?
Idealne. Śmieszne. Byłam królową jednego dnia – z koroną z plastiku i sztucznym uśmiechem.
Siedziałam przy stole głównym, patrząc, jak Natalia wiruje na parkiecie, jak przyciąga spojrzenia. Goście uśmiechali się, robili zdjęcia. Nie mnie. Nie nam. Jej.
W tamtym momencie wiedziałam jedno – to nie był już mój dzień.
Czułam się zdradzona
Potrzebowałam chwili dla siebie. Uciekłam do łazienki, zamknęłam się w kabinie, byle z dala od muzyki, śmiechów i białej sukni Natalii. Usłyszałam trzask drzwi i znajomy głos.
– Serio, nie wierzę, że Julia jeszcze się nie popłakała – śmiała się Natalia. – Przecież wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować.
– No, ale sama cię wybrała na druhnę – odpowiedziała inna dziewczyna, chyba Anka. – Przecież mogła się spodziewać, że nie przyjdziesz w beżowym.
– Kochana, to Julia. Zawsze taka naiwna. Zawsze chciała wierzyć, że jesteśmy jak siostry. A ja po prostu… no cóż, miałam dość bycia jej tłem.
Zamarłam. Serce mi dudniło w uszach.
– Poza tym – kontynuowała Natalia – nigdy nie zasługiwała na takiego faceta jak Tomek. Zobaczymy, ile to małżeństwo potrwa.
Otworzyłam drzwi z hukiem.
– Co ty powiedziałaś?! – wrzasnęłam.
Obie zamarły. Natalia jakby się nawet nie speszyła.
– Julia, uspokój się.
– Nie, nie będę się uspokajać. Zawsze wiedziałaś, jak zranić. Ale teraz przegięłaś.
– Boże, ty naprawdę wierzysz, że jesteś ofiarą? – prychnęła. – Całe życie próbowałaś mi dorównać. I zawsze byłaś o krok za mną. Tylko w tej jednej rzeczy miałaś fory – wyszłaś za mąż pierwsza.
– Żałuję, że chciałam, żebyś była moją druhną. Żałuję każdej chwili, kiedy wierzyłam, że jesteś moją przyjaciółką!
Natalia spojrzała na mnie z lodowatym spokojem i obróciła się na pięcie. Wybiegłam. A w głowie dudniła mi tylko jedna myśl: Zdradziła mnie. I wreszcie widziałam to wyraźnie.
W końcu przejrzałam na oczy
Wyszłam z łazienki oszołomiona. Światło weselnej sali raziło jak reflektory na przesłuchaniu. Usiadłam przy stoliku obok kuchni, gdzie nikt nie zaglądał. Złapałam się za głowę. Jak mogłam być tak ślepa?
W głowie zaczęły przelatywać wspomnienia. Natalia na moich urodzinach – w sukience niemal identycznej do mojej. Natalia przy moim pierwszym chłopaku, który po kilku tygodniach... zaczął spotykać się z nią. Natalia, która zawsze „przypadkiem” znała te same historie, co ja. Tylko opowiadała je lepiej. Śmieszniej. Głośniej.
Pamiętam, jak w liceum wygrałam konkurs recytatorski. Natalia wtedy powiedziała: „Julia, tylko dlatego, że się popłakałaś na scenie. Jury uwielbia takie dramaty.” A ja... uwierzyłam jej.
Drzwi się otworzyły. Mama. Usiadła obok mnie bez słowa i przytuliła mnie ramieniem.
– Wiedziałam, że tak się skończy – powiedziała cicho. – Zawsze miałam złe przeczucia co do tej dziewczyny.
– Ale ona była jak siostra, mamo. Myśmy się bawiły w dom, jak miałyśmy pięć lat. Spałyśmy u siebie po nocach. Wszystko jej mówiłam.
– Dziecko... najbardziej boli zdrada najbliższej osoby.
Zacisnęłam usta.
– Wiesz, co najgorsze? Nie to, że ona przyszła w tej sukni. Nie to, że próbowała ukraść uwagę. Tylko to, że to zrobiła ze mną w tle. Wiedziała, że ją kocham jak rodzinę.
Mama pokiwała głową.
– Ta dziewczyna nigdy nie była twoją przyjaciółką.
A ja, słysząc to, poczułam coś, czego się nie spodziewałam. Ulgę.
Miałam do niego żal
Hotelowy pokój był duszny, mimo że otworzyłam okno na oścież. Suknia leżała rzucona na krześle, a ja stałam przed lustrem, wciąż w makijażu. Tomek wszedł, rozpinając mankiety koszuli.
– Jesteś tu. Szukałem cię – powiedział.
Odwróciłam się.
– Chyba niezbyt uważnie.
– Julia, proszę cię… to był ciężki dzień. Może porozmawiamy rano?
– Nie. Teraz. Muszę wiedzieć. Czy kiedykolwiek… była między wami jakaś… chemia? Z Natalią?
Zamarł. Spojrzał gdzieś w bok.
– Nigdy nie byliśmy razem. Ale… próbowała. Dawno temu. Jeszcze zanim wiedziała, że my się spotykamy. Zbyłem ją.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Bo to nie miało znaczenia.
Zrobiłam krok do przodu.
– Miało. Dla mnie. Dziś patrzyłam, jak się do ciebie uśmiecha. Jak dotyka twojego ramienia. A ty… nawet się nie odsunąłeś.
Westchnął ciężko.
– Julia, ja nic do niej nie czuję. Ale nie mogę żyć w cieniu twoich wiecznych podejrzeń i lęków. To nas zniszczy.
Milczeliśmy. Każde na swojej wyspie. On – wycofany. Ja – pełna bólu i żalu.
– Chciałam, żeby ten dzień był dowodem, że jesteśmy razem. A czułam się... samotna – wyszeptałam.
– Może… oboje mamy jeszcze sporo do przepracowania – odpowiedział cicho.
I to bolało najbardziej. Bo nie powiedział „nie”. Ale też nie powiedział „tak”.
Odcięłam się od niej
Siedziałam na hotelowym balkonie, boso, z kieliszkiem szampana, który zdążył się już ogrzać i rozgazować. Patrzyłam w czarne niebo, w którym nie było ani jednej gwiazdy. Idealne podsumowanie – ciemność i pustka. A przecież miał to być najpiękniejszy dzień mojego życia.
W pokoju za mną panowała cisza. Tomek zasnął albo tylko udawał. Odwrócony do ściany. Tak jakby mnie tam nie było.
Natalia... Jej imię brzmiało we mnie jak fałszywa nuta. Nie było już łez. Tylko chłód. Wewnętrzny ból. Taki, który pojawia się, kiedy wszystko już pękło.
Zerwałam kontakt. Od razu. Zablokowałam jej numer, zdjęcia usunęłam z telefonu. Ze świadków naszej przyjaźni została tylko pamięć. I kilka goździków z bukietu, który podrzuciła na recepcję z kartką: „Było pięknie. Ty też byłaś”. Ironia losu. Nawet wtedy musiała postawić się na pierwszym planie.
A ja? Przestałam szukać winy w sobie. Przestałam tłumaczyć jej zachowanie, tak jak robiłam to do tej pory. I przestałam oglądać się za siebie.
Czytaj także:
- „Gdy chłopak zaprosił mnie na luksusową kolację, spodziewałam się oświadczyn. Miał jednak zupełnie inne zamiary”
- „W noc poślubną mąż nawet na mnie nie spojrzał. Znalazłam pocieszenie, ale straciłam nie tylko rozsądek”
- „Zamarłam, gdy na ślubie dostałam od ciotki bukiet tulipanów. Wiedziałam, że zwiastują pecha i nie pomyliłam się”