Reklama

– Bartek, błagam cię, nie kupuj tego! – westchnęłam, widząc w jego rękach kolejną paczkę elektronicznych gadżetów.

Reklama

– Oj, kochanie, to tylko drobiazg – rzucił lekko, machając ręką. – Zresztą, pieniądze są po to, żeby je wydawać!

Patrzyłam na niego z rezygnacją. Tak było zawsze. Ja liczyłam każdy grosz, planowałam domowy budżet, odmawiałam sobie drobnych przyjemności, a on? Żył chwilą. Lubił się otaczać nowinkami technicznymi, spontanicznie wychodził z kolegami, zapominając o rachunkach, a gdy zwracałam mu uwagę, zbywał mnie uśmiechem.

Jakoś to będzie! – powtarzał jak mantrę.

Kochałam go, ale ta jego lekkomyślność doprowadzała mnie do szału. A jednak wierzyłam, że kiedyś się zmieni. Że dorosłość go dogoni. Nie wiedziałam, że to ja będę musiała nadrobić za niego lata nieodpowiedzialności. I że pewnego dnia odkryję coś, co całkowicie zburzy moje zaufanie.

Prawdziwy dramat dopiero przede mną

– Bartek, straciłam pracę.

Mój głos zabrzmiał płasko, jakby nie należał do mnie. Stałam w przedpokoju, ściskając w dłoni wypowiedzenie, a w głowie huczało mi tysiąc myśli. Jak zapłacimy za mieszkanie? Jak poradzimy sobie z ratami?

Bartek podniósł wzrok znad telefonu, mrugnął kilka razy, jakby nie dosłyszał.

– No i? – zapytał, odkładając urządzenie na stół. – Przecież znajdziesz coś nowego. Może to nawet lepiej, co? Zawsze narzekałaś, że masz dość tej roboty.

Poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca.

Lepiej?! Bartek, mamy rachunki, kredyt, opłaty!

– Spokojnie, przecież jakoś to będzie – powiedział z tym swoim beztroskim uśmiechem. – Wypijemy piwo, pogadamy, obmyślimy plan.

– Piwo?! – syknęłam. – Ty naprawdę niczego nie rozumiesz!

– No weź, Kasia… Nie przesadzaj. Nie pierwsza i nie ostatnia straciłaś pracę.

Patrzyłam na niego i czułam, jak coś się we mnie kruszy. Bartek powinien się przejąć, pomóc mi znaleźć rozwiązanie, ale on... po prostu wzruszył ramionami. Jakby to był kolejny błahy problem, który „sam się rozwiąże”.

Nie wiedziałam jeszcze, że to dopiero początek. Że prawdziwy dramat dopiero przede mną.

Serce podeszło mi do gardła

Usiadłam przy stole, otworzyłam laptopa i zalogowałam się do bankowości internetowej. Chciałam sprawdzić, na ile starczy nam oszczędności, zanim znajdę nową pracę. Może dwa, trzy miesiące? Zawsze byłam ostrożna, odkładałam każdą nadwyżkę…

Chwilę później serce podeszło mi do gardła.

Na ekranie widniało kilka zaległych płatności, a na czerwono migało powiadomienie o niespłaconej racie kredytu. Tylko jakim cudem?! Przecież zawsze pilnowałam wszystkich zobowiązań!

Drżącymi dłońmi przewijałam historię transakcji. A potem zobaczyłam coś, co sprawiło, że zrobiło mi się zimno.

Pożyczka – 20 000 zł. Wzięta trzy miesiące temu.

Złapałam za telefon i wybrałam numer do banku.

– Pani Katarzyno, chodzi o kredyt gotówkowy. Spłata jest opóźniona o dwa miesiące.

– J-jaki kredyt?! Ja nic takiego nie brałam! – wykrztusiłam.

– Widnieje na pani dane. Posiadamy podpisaną umowę.

Ręce mi drżały. Ktoś mnie oszukał. Ktoś ukradł moje dane.

Ale w głębi serca już czułam, kto mógł to zrobić. I nagle pojęłam, dlaczego Bartek był taki spokojny, kiedy straciłam pracę.

Nie mogłam na niego liczyć

Siedziałam na kanapie, ściskając w dłoni wydruk z banku. Serce waliło mi jak oszalałe. Każda komórka mojego ciała krzyczała, że to niemożliwe, że to musi być jakiś błąd. Ale dowody leżały przede mną czarno na białym. Pożyczka na moje dane. Dwadzieścia tysięcy złotych. Niespłacona od dwóch miesięcy.

Usłyszałam klucz przekręcany w zamku. Bartek wszedł do mieszkania, rzucił kurtkę na krzesło i ziewnął.

– No hej, co na obiad? – zapytał, rozciągając się leniwie.

– Bartek – mój głos drżał, ale próbowałam nad sobą panować – czy ty wziąłeś na mnie kredyt?

Jego ręka zawisła w powietrzu. Uśmiech, który jeszcze przed sekundą błąkał się na jego twarzy, zniknął.

– Co? – rzucił szybko.

– Nie udawaj – warknęłam, rzucając przed nim kartkę. – 20 tysięcy złotych. Wzięte trzy miesiące temu. Na moje dane. Nie pamiętasz?

– Kasia, spokojnie… – zaśmiał się nerwowo, ale jego oczy błądziły po pokoju, jakby szukał ucieczki. – Ja… no, wiesz, to była okazja.

Okazja?! – zerwałam się z kanapy. – Ukradłeś moje dane, podpisałeś za mnie umowę i nazywasz to „okazją”?!

– Kasia, przestań dramatyzować – wywrócił oczami. – To tylko chwilówka, spłacilibyśmy ją, gdybyś nie straciła pracy.

Poczułam, jak wszystko we mnie buzuje.

– Spłacilibyśmy?! Ty nawet nie masz oszczędności! Na co to wydałeś?!

– No wiesz… – Bartek podrapał się po karku. – Trochę na sprzęt do grania, trochę na nowe opony do auta, coś tam chłopakom postawiłem…

Zrobiło mi się niedobrze.

– Ty… przepuściłeś dwadzieścia tysięcy na głupoty?!

– Kasia, to tylko pieniądze, przecież jakoś to będzie! – rzucił, jakby to miało cokolwiek wyjaśnić.

Patrzyłam na niego i czułam, że coś we mnie pęka. To nie był człowiek, na którego mogłam liczyć. To był ktoś, kto widział we mnie jedynie źródło pieniędzy.

Nie miałam już sił

– Kasia, on cię oszukał! Jak możesz jeszcze go bronić?! – Magda uderzyła dłonią w stół, aż filiżanka z herbatą lekko podskoczyła.

Siedziałyśmy w jej kuchni, a ja ściskałam w dłoniach kubek, jakby miał mi dać jakieś pocieszenie.

– Nie bronię go… – wyszeptałam, choć sama nie byłam tego pewna. – Po prostu… może nie pomyślał, może chciał dobrze?

– Dobrze?! – prychnęła Magda. – Ukradł twoje dane, zadłużył cię po uszy, wydał kasę na jakieś głupoty i miał czelność mówić, że „jakoś to będzie”? Kasia, to nie jest zagubiony chłopiec, tylko dorosły facet, który wpakował cię w długi!

Zacisnęłam zęby, żeby nie rozpłakać się przy niej.

– Ale jeśli go zostawię… to co dalej? Jak sobie poradzę?

– A jak sobie poradzisz, jeśli z nim zostaniesz i weźmie kolejną pożyczkę? – odpowiedziała twardo.

Nie miałam na to odpowiedzi. Bo prawda była brutalna – Bartek nigdy się nie zmieni. A ja przez lata łudziłam się, że kiedyś dorośnie, że weźmie odpowiedzialność za swoje życie… za nasze życie.

Magda westchnęła i ścisnęła moją dłoń.

– Kasia, musisz podjąć decyzję. Ale zrób to dla siebie. Bo on nigdy nie zrobi nic dla ciebie.

I w tym momencie coś do mnie dotarło. Nie miałam już sił walczyć o ten związek. Byłam zmęczona. A najbardziej zmęczona byłam tym, że zawsze musiałam być tą rozsądną stroną.

Miarka się przebrała

Wróciłam do domu i zastałam Bartka rozwalonego na kanapie, wpatrzonego w ekran telefonu. W jego dłoni migało okienko z kolejną internetową ofertą – tym razem nowego smartwatcha.

To przelało czarę goryczy.

– Serio? – rzuciłam lodowato, odkładając klucze na stół.

– Co? – podniósł wzrok znad ekranu, nieświadomy, że właśnie nadchodzi koniec.

– Ty naprawdę siedzisz i szukasz kolejnego gadżetu?! Po tym wszystkim?! – Moje słowa były ostre jak brzytwa.

Westchnął i przewrócił oczami.

– Kasia, daj spokój. Przecież jakoś to…

– Nie kończ tego zdania. – Przerwałam mu, czując, jak cała frustracja i rozczarowanie wypływają ze mnie na dobre. – Bo nie ma już „jakoś to będzie”. I nie ma już nas.

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie dowierzał. Jakby nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogę go zostawić.

– Czekaj… co?

– Odchodzę, Bartek. Nie będę spłacać twoich długów. Nie będę patrzeć, jak topisz każdą złotówkę w swoje zachcianki. Nie będę twoim sponsorem.

– Kasia, przestań dramatyzować…

– To koniec – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Pakuję się i wyprowadzam.

Bartek otworzył usta, ale nie powiedział nic. Bo chyba pierwszy raz w życiu wiedział, że nie ma już czym się wybronić.

Sama decydowałam o swoim życiu

– Kasia, błagam, nie rób tego! – Bartek stał w progu, patrząc, jak wrzucam ubrania do walizki. – Przecież to tylko kasa! Naprawdę chcesz tak po prostu wszystko przekreślić?!

Zatrzymałam się na chwilę, oddychając ciężko.

– To nie tylko kasa – powiedziałam cicho, ale w moim głosie była stal. – To brak szacunku. To twoje kłamstwa. To twoja beztroska, która kosztuje mnie więcej, niż jestem gotowa płacić.

– Ale przecież powiedziałem ci, że sobie poradzimy. Że jakoś to będzie! – warknął, tracąc cierpliwość.

– No właśnie. I już nigdy więcej nie chcę tego słyszeć.

Zamknęłam walizkę i ruszyłam do drzwi. Bartek złapał mnie za rękę, ale wyrwałam się natychmiast.

– Kasia, nie rób mi tego… – Jego głos się załamał. – Nie poradzę sobie bez ciebie.

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– A ja już nie chcę radzić sobie za nas oboje.

Otworzyłam drzwi i wyszłam, nie oglądając się za siebie.

Na klatce czekała Magda. Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko i wzięła ode mnie walizkę.

– W końcu.

Wciągnęłam głęboko powietrze. Po raz pierwszy od lat czułam, że to ja decyduję o swoim życiu. I że od tej chwili już nigdy więcej nie usłyszę, że „jakoś to będzie”.

Bo teraz to ja pilnowałam, by było tak, jak ja chcę.

Reklama

Katarzyna, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama