„Krótki romansik z szefem zapewnił mi upragniony awans. Myślałam, że jestem wyjątkiem, a nie epizodem w jego życiu”
„To on pierwszy mnie zauważył. Zaczęło się niewinnie. Wspólne projekty, kilka komplementów o mojej prezentacji, krótkie wiadomości po godzinach. Potem – spojrzenia. Dłuższe, niż powinny być. I to dziwne uczucie, gdy jego dłoń przypadkiem dotknęła mojej przy wymianie dokumentów”.

- Redakcja
Od ośmiu lat pracuję w tej samej korporacji – dużej, zimnej, z idealnie gładkimi korytarzami i ludźmi, którzy nauczyli się uśmiechać tylko samymi ustami. Zawsze byłam ambitna. Nie miałam znajomości ani koneksji, więc nadrabiałam pracą – zostawałam po godzinach, brałam dodatkowe projekty, szkoliłam się w weekendy. Nie miałam czasu na życie prywatne, ale nie żałowałam. Wierzyłam, że prędzej czy później ktoś to zauważy. Że w końcu dostanę ten upragniony awans, na który od lat pracowałam.
Z zespołem miałam poprawne relacje. Kulturalne, ale chłodne. Nie byłam typem, który pije kawę w kuchni i narzeka na szefa. Unikałam plotek, trzymałam się z boku. Wiedziałam, że w korporacji dystans to forma przetrwania. A potem pojawił się Adam – nowy dyrektor działu. Pewny siebie, ale nie arogancki. Umiał słuchać, a przy nim człowiek czuł się... ważny. To on pierwszy mnie zauważył. Zaczęło się niewinnie. Wspólne projekty, kilka komplementów o mojej prezentacji, krótkie wiadomości po godzinach. Potem – spojrzenia. Dłuższe, niż powinny być. I to dziwne uczucie, gdy jego dłoń przypadkiem dotknęła mojej przy wymianie dokumentów. Nie wiem, kiedy praca przestała być tylko pracą.
– Ty to masz szczęście, Julka – zagadnęła mnie Kasia z działu HR, gdy siedziałyśmy razem w kuchni przy automacie do kawy.
– Szczęście? – uśmiechnęłam się wymijająco.
– No, z Adamem. Słyszałam, że znowu robicie razem projekt. Chyba cię polubił.
– Po prostu dobrze się dogadujemy zawodowo.
– Pewnie, pewnie… zawodowo – Kasia przewróciła oczami i uniosła brwi. – Chociaż wiesz, jak ludzie gadają.
– Ludzie zawsze gadają – odparłam chłodno i wyszłam z kuchni.
Pamiętam ten wieczór, gdy wracaliśmy po spotkaniu z klientem. Winda była pusta.
– Świetnie to dziś poprowadziłaś – powiedział Adam, stojąc tak blisko, że czułam jego perfumy.
– Dziękuję. – Mój głos zabrzmiał ciszej, niż chciałam.
– Nie dziękuj. Po prostu… dobrze ci idzie. Bardzo dobrze. – Jego dłoń przesunęła się po mojej, niby przypadkiem.
Wtedy po raz pierwszy nie odsunęłam się. Nie wiedziałam jeszcze, że właśnie wtedy przekroczyłam granicę, której nie da się cofnąć.
Czułam narastający niepokój
Tego dnia w biurze panowała dziwna atmosfera. Uśmiechy, gratulacje, ale w powietrzu czuć było chłód. Oficjalnie wszyscy się cieszyli, że dostałam awans na stanowisko kierowniczki zespołu sprzedaży, jednak w oczach wielu koleżanek widziałam coś, co trudno było pomylić – dystans, zazdrość, może nawet niechęć. Stałam przy biurku z bukietem kwiatów w dłoniach i starałam się nie myśleć o tym, że jeszcze miesiąc temu te same osoby plotkowały o moich szansach.
– No proszę, nasza Julia w końcu na górze – powiedziała Kasia, podchodząc z ironicznym uśmiechem. – Gratulacje, szefowo.
– Dziękuję – odpowiedziałam spokojnie. – Wszyscy się napracowaliśmy, więc to nasz wspólny sukces.
– Oczywiście – przytaknęła. – Tylko nie zapomnij o nas, jak się już rozsiądziesz w gabinecie z widokiem na panoramę miasta.
Parę osób się roześmiało, ale śmiech był sztuczny. Udawałam, że tego nie słyszę. Chciałam tylko, żeby ten dzień się skończył. Kiedy wszyscy rozeszli się do swoich biurek, usiadłam i włączyłam komputer. Wtedy zobaczyłam wiadomość. „Wiedziałem, że dasz radę. Wieczorem świętujemy?” – napisał Adam. Serce zabiło mi mocniej. Przeczytałam to kilka razy. Krótko, ale brzmiało jak coś więcej niż gratulacje od przełożonego. Odpisałam: „Dziękuję. Bez Ciebie by się nie udało”. Chciałam dopisać coś jeszcze, może coś o tym, że tęskniłam za naszymi rozmowami, ale usunęłam zdanie, zanim zdążyłam je dokończyć.
Po chwili dostałam kolejną wiadomość: „Spotkajmy się po pracy. O tej samej godzinie”. Nie napisał, gdzie. Nie musiał. Wiedziałam, że chodzi o nasz stały lokal niedaleko biura. Przez resztę dnia udawałam, że skupiam się na raportach, ale myśli biegły w jednym kierunku. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Kiedy wyszłam z gabinetu, by porozmawiać z zespołem o nowych zadaniach, poczułam, że każde moje słowo jest oceniane.
– Gratulacje, Julia – powiedział Michał, najmłodszy z zespołu. – Naprawdę się cieszymy. Tylko teraz będzie nam trudniej się z tobą umawiać na kawę, prawda?
– Będę miała więcej obowiązków, ale dla was zawsze znajdę chwilę – odparłam z uśmiechem, choć w środku czułam narastający niepokój.
Wieczorem wyszłam z budynku z bijącym sercem. Adam już czekał przy stoliku. Kiedy usiadłam, spojrzał na mnie tym swoim uważnym wzrokiem, który zawsze mnie rozbrajał.
– Zasłużyłaś na to – powiedział. – I chcę, żebyś wiedziała, że jestem z ciebie dumny.
– Myślisz, że inni też tak uważają?
– Nie przejmuj się nimi. Zawsze będą gadać. Znasz ludzi.
Patrzył na mnie z takim ciepłem, że przez chwilę uwierzyłam, że to naprawdę coś więcej. Że może jednak nie była to tylko gra władzy i emocji. Kiedy odprowadzał mnie do samochodu, chciał pocałować, ale odsunęłam się lekko.
– Nie tutaj – szepnęłam.
Uśmiechnął się, ale w jego oczach było coś, co mnie zaniepokoiło. Może to był cień wahania, może chłód, którego wcześniej nie widziałam. Wsiadłam do auta z dziwnym uczuciem w żołądku. Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Powtarzałam sobie, że dostałam awans, bo na to zasłużyłam. Ale w głowie wciąż brzmiało jedno pytanie. Czy naprawdę chodziło o moją pracę, czy raczej o to, że byłam dla niego kimś, kogo łatwo było zauroczyć?
Czy zrobiłam coś nie tak?
Minęły trzy tygodnie od mojego awansu. W pracy wszystko wyglądało tak, jak powinno – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Spotkania, raporty, prezentacje. Ludzie witali mnie uśmiechami, ale między wierszami czułam napięcie. Niektórzy przestali mnie zapraszać na lunch, inni ucichli, kiedy wchodziłam do kuchni. Myślałam, że to minie, że muszą się przyzwyczaić, że teraz jestem ich przełożoną. Najtrudniejsze było to, że Adam coraz rzadziej się do mnie odzywał. Jeszcze niedawno spędzaliśmy wieczory na wspólnych rozmowach o planach i strategiach, czasem kończących się czymś więcej niż tylko rozmową. Teraz spotkania służbowe były chłodne, a każde jego spojrzenie wydawało się kontrolowane. Próbowałam go złapać po spotkaniu w sali konferencyjnej.
– Adam, masz chwilę? – zapytałam, gdy wychodziliśmy razem z sali.
– Właściwie muszę zaraz jechać na spotkanie z klientem – odpowiedział bez zatrzymania się.
– Chodzi o projekt, który prowadzimy razem. Chciałabym…
– Porozmawiamy jutro. Dziś nie mam czasu – przerwał i zniknął za drzwiami windy.
Stałam chwilę, patrząc, jak cyfry na panelu przesuwają się w górę. Zrozumiałam, że to nie był przypadek. Unikał mnie. Nie tylko jako pracownicę, ale i jako człowieka. Wieczorem siedziałam przy biurku, przeglądając prezentację, kiedy zobaczyłam go przez szybę sali konferencyjnej. Śmiał się z kimś z zarządu, swobodny, pewny siebie. Miał w sobie ten sam urok, którym mnie uwiódł. Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Postanowiłam porozmawiać z nim następnego dnia. Weszłam do jego gabinetu, zanim zdążył mnie uprzedzić.
– Możemy chwilę? – zapytałam, nie czekając na zaproszenie.
– Jasne, o co chodzi? – odpowiedział spokojnie, choć w jego głosie słychać było chłód.
– Nie rozumiem, co się dzieje. Unikasz mnie. W pracy ledwo się odzywasz. Czy zrobiłam coś nie tak?
Adam westchnął i spojrzał w bok.
– Julia, nie mieszajmy życia prywatnego z zawodowym. Musimy zachować profesjonalizm.
– Ale przecież… to nie było tylko…
– Było. I powinniśmy na tym poprzestać – przerwał mi i sięgnął po dokumenty.
Te kilka zdań wystarczyło, żebym poczuła się jak uczennica, której ktoś właśnie odebrał zeszyt z nieodrobioną pracą domową. Wyszłam z jego gabinetu, nie mówiąc ani słowa. W kuchni spotkałam Kasię. Stała przy ekspresie, z tym swoim fałszywie zatroskanym uśmiechem.
– Słyszałam, że u góry ma być przetasowanie zespołów – zagadnęła niby mimochodem. – Podobno Adam chce kogoś przesunąć do marketingu. Może kogoś z twoich ludzi?
– Nie wiem, nie rozmawialiśmy o tym – odparłam sucho.
– Naprawdę? Myślałam, że ty i on omawiacie wszystko, nawet po godzinach – powiedziała z lekkim uśmiechem i odeszła.
Przez chwilę stałam bez ruchu. Wiedziałam, że w biurze już gadają. Plotki rosną jak chwasty, a ja byłam właśnie ich idealnym tematem. Wieczorem w domu nie mogłam się skupić. Wpatrywałam się w telefon, czekając, aż Adam napisze, zadzwoni, powie cokolwiek. Cisza. Napisałam krótką wiadomość: „Chciałabym wyjaśnić, co się dzieje”. Nie odpisał. Leżałam potem w łóżku, patrząc w sufit. Myślałam o tym, jak łatwo pozwoliłam mu wejść w moje życie. Jak dałam się uwieść słowom o zaufaniu i wspólnej pracy. W głowie dźwięczało jego zdanie: „Nie mieszajmy życia prywatnego z zawodowym”. Tylko że to on pierwszy to pomieszał. A ja naiwnie uwierzyłam, że jestem wyjątkiem, nie epizodem.
Nie byłam wyjątkowa
To był zwyczajny poranek, dopóki nie zobaczyłam maila od działu komunikacji wewnętrznej. Krótki komunikat, zimny jak stal: „Informujemy, że Adam został przeniesiony do oddziału w Krakowie, gdzie obejmie stanowisko dyrektora regionalnego. Dziękujemy za dotychczasową współpracę”. Zamarłam. Patrzyłam na ekran, nie wierząc. Nikt mi nic nie powiedział. Nie było rozmowy, zapowiedzi, nawet słowa. Dowiedziałam się jak każdy inny pracownik – z ogólnej wiadomości. Przez chwilę siedziałam w ciszy. Potem wstałam i wyszłam na korytarz. W open space panował gwar, ktoś komentował wiadomość z udawaną obojętnością.
– No proszę, awansował. Niektórzy to zawsze spadają na cztery łapy – mruknęła Kasia do koleżanki.
Zacisnęłam dłonie w kieszeniach, żeby nie drżały. Wróciłam do gabinetu i zamknęłam drzwi. Próbowałam do niego zadzwonić. Trzy razy. Za każdym razem telefon milczał. Wysłałam wiadomość: „Możemy porozmawiać?” – bez odpowiedzi. Po pracy długo siedziałam przy biurku, udając, że kończę raport. W końcu zebrałam rzeczy i wyszłam. W windzie stała kobieta, której wcześniej nie widziałam – elegancka, zadbana, z tym spokojem w oczach, który mają ludzie pewni swojej pozycji. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się lekko, jakby coś o mnie wiedziała.
– Pani tu nowa? – zapytałam z grzeczności.
– Niezupełnie. Wracam po dłuższej przerwie – odpowiedziała spokojnie.
Jej identyfikator zsunął się z płaszcza. Wzrok sam mi poleciał w dół. Na karcie widniało nazwisko. Zrobiło mi się gorąco. Czułam, jak serce zaczyna walić mi w piersi. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Kobieta zauważyła moje spojrzenie i uniosła lekko brwi.
– Coś nie tak? – zapytała.
– Nie, po prostu… znajome nazwisko – wydusiłam z siebie.
– Możliwe. Mój mąż pracował tu do dziś – powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym spojrzała na mnie w sposób, który trudno było odczytać. – Chociaż właściwie nie wiem, czy jeszcze można o nim mówić „mój”.
Winda stanęła. Wysiadła pierwsza, zostawiając za sobą zapach drogich perfum i ciszę, która dźwięczała mi w uszach. Gdy wróciłam do mieszkania, rzuciłam torebkę na krzesło i usiadłam na podłodze. Chwyciłam telefon, wcisnęłam jego numer i czekałam. Tym razem połączyło się. Odebrała automatyczna sekretarka.
– Adam, odezwij się proszę – zaczęłam mówić, choć głos mi drżał. – Nie wiem, co mam myśleć. Wiem o przeniesieniu, wiem, że… – zawahałam się. – Spotkałam dziś twoją żonę. Tak, wiem, że masz żonę. Chociaż nie wiem, dlaczego wcześniej nie powiedziałeś. Proszę, odezwij się, muszę to usłyszeć od ciebie.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko. Przez chwilę patrzyłam w okno, na światła miasta, które rozlewały się po szybie jak rozmazane wspomnienia. W głowie łączyłam fakty: jego zniknięcie, chłód, unikanie rozmów. To wszystko miało sens. Nie byłam wyjątkowa. Byłam tylko wygodną przerwą między jego domem a biurem. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Wiedziałam, że od tego momentu nic już nie będzie takie samo.
Julia, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłem panem z wielkiej korporacji, teraz taplam się w błocie. Moja kariera obróciła się w żart przez 1 głupi błąd”
- „Chciałem studiować, a rodzice woleli, żebym został na gospodarce. Nie będę babrać się w błocie przez całe życie jak oni”
- „Żona kolegi zawróciła mi w głowie, więc zarzuciłem wędkę. To była kwestia czasu, aż złapie ją na miłosną przynętę”