„Kumpel niby pomagał przy remoncie, a za plecami flirtował z moją żoną. A ja naiwniak jeszcze dziękowałem mu za pomoc”
„Nie miałem powodów do podejrzeń. Ufałem jej. Ufałem mu. Byłem wdzięczny. I głupi. Bo kiedy jesteś za bardzo pewny siebie, nie widzisz sygnałów. Że patrzą na siebie zbyt długo. Że milkną, gdy wchodzę do kuchni. Że czasem dzwoni do niego częściej niż do mnie. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem”.

- Redakcja
Mówią, że dom to miejsce, do którego chce się wracać. Ja naprawdę tak myślałem. Żona, która zawsze czekała z obiadem, córka rzucająca mi się na szyję, spokój. A obok nas – Darek. Przyjaciel. Taki, co pomagał przy remoncie, potrafił naprawić wszystko, zawsze miał czas. Śmialiśmy się, że to prawie członek rodziny. Zresztą, Agnieszka też tak o nim mówiła.
– Darek znowu wpadnie pomóc z podłogą – rzuciła któregoś dnia, jakby to było oczywiste.
Nie miałem powodów do podejrzeń. Ufałem jej. Ufałem mu. Byłem wdzięczny. I głupi. Bo kiedy jesteś za bardzo pewny siebie, nie widzisz sygnałów. Że patrzą na siebie zbyt długo. Że milkną, gdy wchodzę do kuchni. Że czasem dzwoni do niego częściej niż do mnie. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem. Nie chciałem rozumieć. Patrzyłem na swoje życie jak na reklamę szczęśliwej rodziny, ale pod powierzchnią od dawna coś już cuchnęło. I wkrótce miało się rozlać jak śmierdzące ścieki z zatkanego odpływu.
Najpierw były tylko rysy
Pierwszy raz coś mnie ukłuło, kiedy wróciłem z delegacji dzień wcześniej.
– Ale miało cię nie być do piątku – Agnieszka była zaskoczona, aż za bardzo. – Czemu nie zadzwoniłeś?
Wzruszyłem ramionami. Miałem nadzieję, że zrobię jej niespodziankę. Na stole leżał talerz po drugim śniadaniu – dwa kubki, nie jeden.
– Był ktoś? – zapytałem od niechcenia.
– Darek wpadł. Pomógł z drzwiami balkonowymi, zacinają się. Wiesz, że zawsze się sam pcha do roboty – odpowiedziała zbyt szybko.
Nie brzmiało to dziwnie, ale spojrzałem na filiżankę – była z tego kompletu, którego nigdy nie ruszała. Od tamtej pory zacząłem obserwować. Nie inwigilować – po prostu patrzeć uważniej. To nie było nic wielkiego, że wzięła prysznic przed jego przyjściem. Że śmiała się głośniej, kiedy był w pobliżu. Że kiedyś powiedziała mu „Darek, weź tak nie żartuj, bo Rafał to słyszy!” – i od razu odwróciła wzrok, jakby złapała się na czymś nieprzyzwoitym.
Tylko że ja jej ufałem. Tyle lat razem, bez awantur, bez scen. Byłem pewien, że takie rzeczy nie dzieją się u nas, ale... zaczęły się dziać. Niezręczna cisza, gdy pojawiałem się znienacka. Śmiech gasnący na mój widok. I to jedno spojrzenie Darka, które złapałem przypadkiem – nie było w nim nic z koleżeństwa. Był w nim głód. I coś jeszcze. Poczucie wygranej? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zaczął się rozkład. Że moje idealne życie właśnie pęka w szwach. Na razie były tylko rysy. Rysy jednak mają to do siebie, że zawsze się pogłębiają.
Nie patrzyła mi w oczy
– Agnieszka, mogę cię o coś zapytać? – zapytałem wieczorem, próbując brzmieć naturalnie. Siedzieliśmy w kuchni, Ola już spała.
– No? – podniosła wzrok znad telefonu.
– Ty i Darek… wszystko okej?
Zamarła na ułamek sekundy. Wystarczająco, żebym poczuł, że to było dobre pytanie.
– Co to ma znaczyć? – zmarszczyła brwi.
– Nic. Po prostu… ostatnio jakoś często tu bywa.
– Bo pomaga, Rafał. Bo ty ciągle jesteś w trasie, a ja sama tu z tym całym bajzlem na kółkach. Chcesz, to przestań jeździć i wszystko rób sam.
– Nie o to mi chodzi…
– A o co? Bo mam wrażenie, że o coś jednak ci chodzi – jej ton zrobił się lodowaty.
Milczałem. Nie chciałem się kłócić. Chciałem, żeby powiedziała „Nie, Rafał, chyba zwariowałeś”, zaśmiała się i objęła mnie jak dawniej, ale nic takiego nie nastąpiło.
– Jak masz coś do powiedzenia, to mów wprost, a nie siejesz jakieś chore insynuacje – dodała cicho. – To nie w twoim stylu.
– Nic nie sieję. Tylko pytam.
– To przestań – mruknęła, wstając od stołu. – Bo naprawdę nie wiem, skąd ci się to wzięło.
Wyszła z kuchni, a ja zostałem sam. W głowie mi huczało. Bo przecież wszystko brzmiało logicznie. Racjonalnie. Miała rację – to Darek oferował pomoc. To ja byłem nieobecny, ale czemu broniła się tak nerwowo? Czemu nie spojrzała mi w oczy? I czemu miałem wrażenie, że ta rozmowa coś bezpowrotnie zmieniła?
Rozdział 3 – Podsłuchane
Nie planowałem tego. Przysięgam. Po prostu wróciłem wcześniej – znowu. Klient w Lublinie odwołał spotkanie. Godzina szesnasta. Podjechałem pod dom i miałem już swój plan. Chciałem wejść po cichu, przytulić Agnieszkę od tyłu w kuchni, może uda się ukraść wieczór tylko dla nas. Kiedy przekręciłem klucz w zamku, usłyszałem głosy. Z kuchni.
– Przestań, zwariowałeś?! – szeptała Agnieszka. – Zaraz wróci!
– Mówiłaś, że dopiero jutro…
– Tak, ale on czasem przyjeżdża wcześniej, sam wiesz. Nie rób tak więcej.
Zamarłem. Głos Darka był przytłumiony, ale rozpoznałbym go wszędzie.
– Tęskniłem – powiedział. – Przecież wiesz.
– Nie teraz, proszę. Nie tu.
Nie wiem, ile tam stałem. Dziesięć sekund? Minutę? Czas się zatrzymał. Moje własne serce tłukło się jak oszalałe. Poczułem, że pocę się na karku, a dłonie drżą mi z wściekłości. I z niedowierzania. Wycofałem się po cichu. Nie wszedłem. Pojechałem na pobliski parking i siedziałem tam dwie godziny, wpatrując się w kierownicę. Zdrada. To słowo brzmiało jak z filmów. Z romansów, których nie oglądałem. A jednak teraz czułem ją wszędzie – na skórze, w klatce piersiowej, pod powiekami. Agnieszka i Darek. Mój przyjaciel. Moja żona. Wróciłem dopiero wtedy, kiedy miałem już w głowie plan. Spokojny, chłodny. Bez scen. Bez wybuchów. Ale od tej pory – nie było już mnie. Tylko ktoś, kto patrzył i czekał.
Teraz miałem już pewność
– Panie Rafale…?
Odwróciłem się zaskoczony. To była sąsiadka z naprzeciwka – pani Irena. Emerytka, zawsze coś widzi, zawsze coś wie. Normalnie tylko kiwnąłbym głową i poszedł dalej, ale tego dnia zatrzymałem się.
– Tak?
Zbliżyła się niepewnie, trzymając siatkę z warzywami.
– Nie wiem, czy powinnam… ale pan musi to wiedzieć – powiedziała, rozglądając się nerwowo. – Ja nie chcę się mieszać, naprawdę… Ale jak się mieszka naprzeciwko, to się widzi więcej, niż by się chciało.
Zrobiło mi się duszno. Przeczucie uderzyło we mnie jak fala.
– Co się stało?
– Nie wiem, czy to coś znaczy… – zaczęła szeptem. – Ale pana żona. I ten… no, ten Darek. On często tu bywa, kiedy pana nie ma. A ostatnio… Przepraszam, ale widziałam przez okno, jak on wychodził od was rano. Bardzo rano.
Zamilkła. Spuściła wzrok.
– Myślałam, że może pan o tym wie… albo że to nic takiego... A pan wygląda na poczciwego człowieka, który powinien znać prawdę.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Skinąłem tylko głową. Podziękowałem, jakbym właśnie odebrał polecony. A potem poszedłem dalej. Ręce miałem zimne, chociaż dzień był ciepły. To nie były już przypuszczenia. Nie domysły. Nie interpretacje. To była prawda. Prosta, bezlitosna. Zdradzała mnie. A właściwie oboje. Tu, w moim domu. Między ścianami, które malowałem z Agnieszką w letni dzień, śmiejąc się, że skapnęła mi farba na nos.
Nie było już odwrotu
Zadzwoniłem do niego wieczorem. Głos miał zaskakująco beztroski.
– Rafał! Co tam, stary?
– Musimy pogadać. Sam na sam. Jutro. Garaż u mnie. O osiemnastej.
– Jasne. Coś się stało?
– Po prostu przyjedź.
Rozłączyłem się. Tego wieczoru nie byłem w stanie jeść. Wpatrywałem się w sufit i powtarzałem w głowie: „Nie krzycz. Nie bij. Zmuś go, żeby sam to powiedział”. Garaż był chłodny. Pachniało smarem i starym drewnem. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Darek z nonszalanckim uśmiechem. Ja – z drżącymi dłońmi.
– No to? Co się dzieje?
– Sypiasz z moją żoną?
Zamilkł. Uśmiech zniknął jak zgaszone światło. Przez chwilę nie mówił nic.
– Rafał…
– Po prostu powiedz. Tak albo nie.
Patrzył na mnie jak na minę. Wiedział, że nie ma już odwrotu.
– To… się po prostu stało. Nie planowaliśmy tego. Przysięgam.
– Jak długo?
– Kilka miesięcy.
Kiwnąłem głową. Serce waliło mi jak oszalałe, ale głos miałem cichy.
– Pomagałeś mi przy remoncie. Iz moją żoną w tym samym czasie, w tym samym domu... Pod moim dachem...
– Rafał, ja… Przepraszam. Nie wiem, co powiedzieć. To był błąd.
– Błąd jest wtedy, jak zostawisz gotujące się mleko na kuchence. To był twój wybór.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Widziałem w jego oczach cień wstydu, ale nie żalu.
– Wyjdź – powiedziałem cicho.
Nie protestował. Wstał i rzucił tylko:
– Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
– Nie łudź się.
Zostałem sam. Siedziałem jeszcze długo, aż zgasło ostatnie światło dnia. Wtedy zrozumiałem jedno, że czas na koniec.
Rafał, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Jesienią całymi dniami dziergałam wełniane szaliki. Nie sądziłam, że dzięki nim na stare lata zostanę businesswoman”
- „Mąż zapędził mnie do garów, więc upiekłam sobie sukces. Kasa rośnie jak na drożdżach, a on ma kwaśną minę”
- „Mój zięć to nieudacznik i bumelant, który nie dba o rodzinę. Nie wiem, gdzie córka miała oczy, gdy brała go za męża”