„Kumpel odezwał się po latach po to, bym zeznawał na jego rozwodzie. Chciał moimi łapami urobić żonkę na kasę”
„Byłem zaskoczony, kiedy Jarek zaproponował mi spotkanie sam na sam. Po pracy, przy piwku, bez kobiet. Zaskoczenie to mało powiedziane – dosłownie oniemiałem, gdy zaczął rozmowę”.
Kiedyś miałem kumpla. Nie jakiegoś super bliskiego druha, po prostu wpadliśmy na siebie na uczelni i czasami spotykaliśmy się w większym gronie. A gdy już skończyliśmy studia, to tak jakoś wyszło, że pracowaliśmy w tym samym budynku. Witaliśmy się, od czasu do czasu szliśmy razem na piwo, szczególnie gdy do miasta zawitali nasi starzy znajomi ze studiów. I na tym ta nasza kumpelska relacja się kończyła. Ale pewnego dnia Jarek mnie zaskoczył i zaprosił na wieczorną biesiadę.
Zaprzyjaźniliśmy się
– Wbijaj do mnie, żona przygotuje jakieś pyszności, poplotkujemy trochę, pogadamy o życiu…
Trudno mi się było domyślić, jaki temat Jarek chciał ze mną poruszyć, ale akurat tamtego dnia nie miałem żadnych konkretnych planów, więc stwierdziłem, że warto się z nim spotkać. Jego żonę znałem jedynie ze ślubu, a później chyba widziałem, kiedy podjeżdżała pod budynek, w którym pracuję. To miła i drobna szatynka – tyle mogłem o niej rzec, bo nie mieliśmy okazji bliżej się poznać. Jednak wyglądali na zadowolonych z życia, a to chyba najistotniejsze.
Spotkanie okazało się wyjątkowo przyjemne. Gospodyni zaserwowała aromatyczną pieczeń, której zapach dało się wyczuć w powietrzu już od drzwi wejściowych. Cały wieczór upłynął nam na rozmowach i popijaniu wina, które przyniosłem ze sobą. Szczerze mówiąc więcej rozmawiałem z Gosią niż z Jarkiem – niespodziewanie okazało się, iż ona również przepada za twórczością Beksińskiego, a poza tym, podobnie jak ja, byłaby w stanie spędzić pół roku w górach, wędrując bez przerwy szlakami.
Jakieś dwa tygodnie po tej rozmowie wpadłem na pomysł, żeby zaprosić Jarka i Gosię do mojego mieszkania. Nie uważam się za jakiegoś wybitnego szefa kuchni, ale udało mi się stworzyć całkiem niezłą zapiekankę z bakłażanów, a na deser zaserwowałem domowej roboty szarlotkę. Gdy już zjedliśmy, Jarek chwycił moją gitarę i zaczął na niej brzdąkać. W tym czasie Gosia przeglądała moje albumy z reprodukcjami znanych obrazów, nie kryjąc swojego podziwu dla tej kolekcji.
Zobacz także
Byłem w szoku
Wszystko potoczyło się w taki sposób, że nasze spotkania stały się coraz częstsze. W naszym gronie panowała świetna atmosfera, zwłaszcza gdy dołączyła do nas moja nowa partnerka, Monika. Byłem więc mocno zaskoczony, kiedy Jarek zaproponował mi spotkanie sam na sam. Po pracy, przy piwku, bez kobiet. Zaskoczenie to mało powiedziane – dosłownie oniemiałem, gdy zaczął rozmowę:
– Koniec z moim małżeństwem, składam papiery.
– Słucham? To okropna wiadomość, współczuję ci.
Kompletnie mnie zatkało, nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Przecież się spotykaliśmy, a ja w ogóle nie wiedziałem, że mają takie kłopoty. Sprawiali wrażenie udanej pary, ale cóż, nie jestem tak dobry w zauważaniu różnych rzeczy jak moja Monika.
– Nie sądzisz, że choć są we dwoje, to jednak każde z nich jest jakby w innym miejscu? – spostrzegła po jednej z ich wizyt. – Brak między nimi ciepła i bliskości. Zupełnie. Zachowują się najwyżej jak przyjaciele.
– Są po ślubie od paru lat, rozumiesz, to już nie wygląda tak jak w okresie zauroczenia – stwierdziłem, nie przywiązując do tego wagi.
Monika miała rację
Kobiety mają lepszy wzrok i czują te sprawy. A ja właśnie oberwałem tą wiadomością prosto w głowę.
– …wyrzucić na zbity pysk w samych skarpetkach. Zabrać jej wszystko, żądać kasy na dzieciaka. Kasy na bąbelka, kumasz? Że niby to moja wina, że się nie rozwijała, że ma beznadziejną robotę…
– Stary, współczuję wam. To przykre, gdy ludzie…
– Daj spokój! – wtrącił. – To ja chcę tego rozwodu. Ja mam jej powyżej uszu jej matki, jej zrzędzenia, ambicji, nawet tych jej obiadków… I dlatego potrzebuję twojej pomocy.
– Jakiej pomocy?
– Umieściłem twoje nazwisko w spisie świadków. Powiedz w zeznaniach, że byłem super mężem, a ona bzykała się na prawo i lewo.
– Słucham?! Zdradziła cię? – moja szczęka wylądowała gdzieś na podłodze. Małgosia nie wydawała mi się kimś takim.
Jarek przewrócił oczami.
– Nie udawaj dziecka. Nie ma znaczenia, czy faktycznie to robiła, czy nie. Chodzi o to, żebyś tak powiedział w sądzie.
– Czyli mam kłamać przed sędzią, w trakcie składania zeznań, byle było na twoją korzyść? – chciałem się upewnić.
Chciał, żebym kłamał
Jarek przytaknął, potwierdzając moje przypuszczenia co do jego oczekiwań. Zdawałem sobie sprawę, że niekiedy lepszym wyjściem jest zakończenie małżeństwa niż tkwienie w toksycznej relacji. Rozwód przypomina po trosze odejście bliskiej osoby; to kres emocji, które w przeszłości zbliżyły do siebie dwójkę ludzi.
Oprócz tego dręczyła mnie prośba kolegi. Nie przyjaźniliśmy się na tyle blisko, abym znał wszystkie szczegóły ich związku. Nie paliłem się do okłamywania sądu. Wszyscy wiedzą, że składanie nieprawdziwych zeznań jest niezgodne z prawem! Poza tym czemu miałbym opowiadać się za jednym z nich, skoro utrzymywałem koleżeńskie relacje z obydwojgiem? Monika od razu wyczuła, że coś mnie gryzie, ale unikałem tematu. W końcu, po paru dniach kręcenia, przyparła mnie do muru i wszystko jej wyśpiewałem.
– Totalnie ci odbiło! – krzyknęła rozzłoszczona. – Oszustwo szybko wychodzi na jaw, a ty w ogóle nie potrafisz kręcić. Jesteś po prostu szczerym facetem, kotku. I uważam to za twoją ogromną zaletę. Jak on może prosić cię o coś takiego? Narazić cię na kłopoty z prawem? – W Monice odezwała się urzędniczka. – Arogancki, wyrachowany spryciarz. Chce zwalić całą odpowiedzialność na Gosię, a sam szlaja się z jakąś panienką…
– O czym ty gadasz?
Miał coś na sumieniu
– Kiedy z Gosią poszłyśmy na zakupy, to akurat go zobaczyłyśmy. Siedział w kafejce i flirtował z taką młodą dziewczyną. Nas nie zauważył, a Gosia kazała mi trzymać buzię na kłódkę, bo stwierdziła, że to pewnie jakaś kumpela albo kuzynka… Teraz już wiadomo, co to za kuzynka…
Teoretycznie niczego niewłaściwego nie zrobiłem, ale i tak ogarnęło mnie poczucie wstydu. Nie podejmowałem tego wątku z Jarkiem, jakby ten temat w ogóle nie istniał. On jednak najwyraźniej potraktował sprawę jako przesądzoną. Otrzymałem wezwanie i musiałem pojawić się w sądzie.
Stawiłem się i zgodnie z faktami, spoglądając sędziemu prosto w oczy, powiedziałem to, co było mi wiadome, bez kłamstw, przekręcania czy upiększania. Nie zerkałem ani na Gosię, siedzącą ze spuszczonym wzrokiem, ani na Jarka po przeciwnej stronie sali, który szczerzył się, pełen pewności siebie, a nawet puścił do mnie oko. Dupek. Co udowodnił po zakończeniu rozprawy.
– Co z ciebie za przyjaciel? – wyrzucił z siebie, ewidentnie rozjuszony. – Dzięki serdeczne i zapomnij, że mnie znasz!
„Niewielka szkoda”, przeszło mi przez myśl. Wzruszyłem ramionami. Zanim byłem w stanie zareagować, pomaszerował sztywnym krokiem w stronę swego prawnika. Nagle zbliżyła się do mnie Małgosia.
– Wybacz jego zachowanie. Najwyraźniej twoje zeznania nie były po jego myśli. Ale ja ci dziękuję za szczerość.
– Jest mi naprawdę przykro, że wasze małżeństwo się rozpada. Doszły mnie słuchy, że…
To on grał nieczysto
– Pewnie już każdy o tym wie… – wyszeptała Gosia, a w jej oczach zalśniły łzy. – Spodziewa się dziecka…
– Totalnie nie miałem o tym pojęcia… Gosiu, jakbyś czegoś potrzebowała, to daj mi tylko cynk. Fakt, że poznaliśmy się przez Jarka, ale szczerze mówiąc zdecydowanie bardziej cieszyłem się czasem spędzonym z tobą. No i Monika cię naprawdę polubiła.
– Ja ją również – na twarzy Gosi pojawił się nieśmiały uśmiech, chyba jedyny tego dnia. – A ty obiecałeś mi wycieczkę do Sanoka, żeby zobaczyć muzeum Beksińskiego.
– Kiedy tylko masz ochotę, to ruszamy! I nie żartowałem. Jakbyś czegoś potrzebowała albo chciała przyjść do nas na drinka, małą czarną czy pogaduchy, to wiesz, gdzie nas szukać. Zaproszenie nie ma terminu ważności.
Trochę czasu minęło zanim Małgosia zrozumiała, że moja propozycja nie była jedynie zwykłą uprzejmością. Pewnego razu jednak zadzwoniła, proponując mnie i Monice, byśmy wpadli do niej na obiad w nowym mieszkaniu, które wynajmowała po tym, jak się rozwiodła.
Zostaliśmy przyjaciółmi
Z czasem nasze relacje ewoluowały i z przypadkowej znajomości przerodziły się w bliską przyjaźń. Małgosia podczas naszego ślubu pełniła rolę świadka, obok mojego kuzyna, któremu wpadła w oko. Kto wie, być może między nimi narodzi się coś pięknego? Bardzo pragnąłbym takiego obrotu spraw, ponieważ uważam Małgosię za wyjątkową osobę, a mój kuzyn Marcin jak dotąd nie miał szczęścia w miłości. Obecnie są na etapie intensywnych randek, a my wraz z żoną gorąco im kibicujemy i życzymy wszystkiego, co najlepsze.
Nie tęsknię za Jarkiem nawet odrobinę, ale szczerze doceniam to, co dla nas zrobił. W końcu dzięki niemu mogliśmy spotkać Gosię. Był tylko krótkim, ale koniecznym przystankiem na drodze, która doprowadziła nas do niej.
Jednak muszę przyznać, że poczułem ulgę, kiedy zniknął z mojego życia. Podobno wyniósł się do innej miejscowości ze swoją ciężarną dziewczyną i miał tam pracować w przedsiębiorstwie jej ojca. Niech mu się wiedzie, ale jak najdalej ode mnie. Przynajmniej nie wpadaliśmy już na siebie w pracy, udając obcych sobie ludzi. Trochę niezręczna sytuacja… Ale dzięki niemu ubiłem interes wszech czasów. Pozbyłem się średniego kumpla, a w zamian dostałem cudowną przyjaciółkę, która – jeśli wszystko dobrze pójdzie – dołączy do mojej rodziny.
Janusz, 36 lat