„Kumple uparli się, że na siłę mnie wyswatają. Według nich jako samotny ojciec długo nie pociągnę bez baby”
„Z synem doskonale sobie radzimy w pojedynkę! Nie szukam nikogo do pomocy w wychowaniu Franka. Chcę znaleźć kobietę dla siebie, partnerkę życiową. Miałem jednak wrażenie, że te wszystkie kandydatki widziały we mnie głównie potencjalnego tatę dla swoich dzieci”.
- Listy do redakcji
Przez ostatnie dwa lata znajomi ciągle próbowali mnie zeswatać. Co ciekawe, zawsze podsuwali mi samotne matki. Pewnie myśleli, że będzie super — one potrzebują faceta dla dziecka, a mój Franek mamy.
Nie zależało mi na tym w ogóle
– Słuchaj, ona jest naprawdę wyjątkowa – nie odpuszczał znajomy z biura. – No i ma córeczkę, tylko rok młodszą od Franka.
– Odpuść sobie.
– Minęło już pięć lat od śmierci Kasi, sam nie dobiegłeś jeszcze czterdziestki... Frankowi też by się kogoś w domu przydało – przekonywał Rysiek.
– Jestem dla niego wystarczający! – zdenerwowałem się. – I przestańcie mi wreszcie swatać te wszystkie samotne matki!
Z synem doskonale sobie radzimy w pojedynkę! Nie szukam nikogo do pomocy w wychowaniu Franka. Chcę znaleźć kobietę dla siebie, partnerkę życiową. Miałem jednak wrażenie, że te wszystkie kandydatki widziały we mnie głównie potencjalnego tatę dla swoich dzieci.
Wpadłem zdenerwowany do pomieszczenia. Gabrysia, która mi asystuje, momentalnie wyczuła mój nastrój.
– Kolejne próby swatania, tak?
– No właśnie — odpowiedziałem ze zrezygnowaniem. – Kiedy wreszcie dadzą mi żyć?
– Gdy znajdziesz sobie partnerkę, przestaną.
– Problem w tym, że tylko samotne mamy się mną interesują. A to nie dla mnie.
– Może udawaj z kimś związek? Przynajmniej twoi „przyjaciele” się odczepią.
– Co ty na to? – zapytałem z rozbawieniem w głosie.
– Przecież wiesz, że jestem mężatką i mam dziecko. No i nigdy nie byłam za mieszaniem pracy z romansami. Ale mogę zacząć rozsiewać plotki o twojej tajemniczej wybrance — Gabrysia wyszczerzyła zęby w przebiegłym uśmiechu. – W końcu jako asystentka mogłam przypadkiem usłyszeć jakiś twój telefon.
– Myślisz, że nikt się nie połapie?
– Raczej nie, jeśli wspomnę, że ta pani ma obrączkę i wszystko musi być trzymane w sekrecie.
Roześmiałem się, słysząc propozycję Gabrysi, jednak nie dodałem nic więcej. Potraktowała moje milczenie jako zgodę, przez co niedługo potem zaczęli podchodzić do mnie znajomi z pracy, składając gratulacje. Robili to oczywiście na osobności, obiecując zachować wszystko w tajemnicy. Przy okazji każdy próbował wyciągnąć ze mnie informacje o mojej rzekomej partnerce, ale akceptował fakt, że ze względu na jej sytuację małżeńską nie mogę zdradzić żadnych szczegółów.
Spokój nie trwał zbyt długo
Nareszcie przestano mi organizować spotkania z paniami po przejściach. To był dla mnie prawdziwy powód do radości. Jednak w pewnym momencie sytuacja zaczęła się komplikować. Kiedy nawet mój kumpel Rysiek zaczął wypytywać o stan mojego „romansu”, coś mi się nie spodobało. Co prawda zapewniłem go, że wszystko gra, ale uznałem, że najlepiej będzie sprawdzić to bezpośrednio u podstaw.
– Słuchaj, Gabrysia, wiesz może, co się dzieje z tą moją kochanką? – rzuciłem żartobliwie.
– Bierze rozwód — mruknęła krótko.
– Serio? Czemu tak? – zdziwiłem się. – Przecież między nami wszystko grało.
– To nie z tobą się rozwodzi, idioto, tylko z własnym mężem. A z tobą po prostu kończy!
Widząc, jak Gabrysia kipi ze złości, niczym rozdrażniona osa, postanowiłem odpuścić dalsze pytania. Pomyślałem, że pewnie wydarzyło się coś paskudnego, przez co nie ma już ochoty na takie układy. Zamknąłem więc ten temat raz na zawsze.
Minęły dwa miesiące, odkąd zakończyłem „znajomość” z nieistniejącą mężatką, gdy Rysiek znów próbował mnie swatać, tym razem z kobietą po rozwodzie. Wykręciłem się prostą wymówką, mówiąc, że nie czuję się jeszcze na siłach na kolejny związek. Na wszelki wypadek pomyślałem, że warto skonsultować się z Gabi i dowiedzieć, co by doradziła.
– Wybacz, ale musisz się w tej sprawie skontaktować z osobą, która przejmie moje obowiązki.
– Zaraz, zaraz... Zostawiasz nas?
– Właśnie miałam zamiar ci to przekazać.
– Jak to? Mamy taką dobrą współpracę. Byłem przekonany, że praca ci odpowiada. Jeśli to kwestia pieniędzy, możemy to przedyskutować.
– Tu nie chodzi o zarobki. Moje sprawy rodzinne się pokomplikowały i muszę znaleźć inne zajęcie.
– Moment... Ta historia o kobiecie w trakcie rozwodu, która rezygnuje z posady... to ty jesteś tą osobą?
– Błagam, nie drąż tego tematu.
Zgodnie z życzeniem Gabrysi, dałem jej zaległy urlop, a po paru dniach rozstaliśmy się. Zapewniłem ją, że może się do mnie zgłosić w razie potrzeby. Odpowiedziała tylko cichym „dziękuję” i smutnym uśmiechem, po czym opuściła biuro.
To już nie było to samo
Nowa pracownica, zatrudniona na miejsce Gabi, kompletnie się nie sprawdzała. Gdy zbliżał się moment decyzji o przedłużeniu jej umowy, moje myśli powędrowały do poprzedniej asystentki. Zamiast dzwonić, sprawdziłem w dokumentach, gdzie mieszka. Stojąc przed jej mieszkaniem, dotarło do mnie, że może niepotrzebnie się wtrącam w jej prywatne sprawy. Chociaż w pracy świetnie się dogadywaliśmy, nasze relacje kończyły się wraz z wyjściem z firmy. Gabrysia stroniła od firmowych eventów, podobnie zresztą jak ja — też rzadko na nich bywałem. Właściwie mało o niej wiedziałem, bo nie należała do osób, które chętnie opowiadają o swoim życiu...
Zastukałem do drzwi, ale wydawało się, że nikogo nie ma w środku. W tym momencie na klatce schodowej pojawiła się starsza kobieta prowadząca pieska. Przyjrzała mi się dokładnie i odezwała się:
– Pan czeka na panią Gabrysię?
– Mhm...
– Niedługo się zjawi. Ostatnio później kończy pracę, musi też odebrać synka ze szkoły. Kiedyś pracowała u wyrozumiałego kierownika, który rozumiał sytuację samotnej mamy i pozwalał jej wychodzić wcześniej do domu...
– Jak to?! Rozwódka z niej? – kompletnie mnie zamurowało. – Od kiedy?
– No nie widywał jej pan ostatnio. Minęły już chyba ze cztery lata — odpowiedziała kobieta.
Nie zdążyłem nawet przetrawić tej zaskakującej informacji od wścibskiej sąsiadki, gdy na piętrze pojawiła się Gabrysia. Towarzyszył jej mały rudzielec w wieku przedszkolnym.
– Dzień dobry sąsiadce – starsza kobieta skłoniła głowę przed moją dawną pracownicą. – Ma pani gościa. Akurat opowiadałam, że kiedyś to miała pani porządnego przełożonego, który wykazywał zrozumienie – dla samotnej matki wychowującej dziecko...
Wstydziła się wyznać prawdę
Gabrysia milczała. Przepuściła swoją sąsiadkę w drzwiach, po czym dała mi znak, żebym wszedł do mieszkania. Chłopczyk od razu pomknął do swojego pokoju, podczas gdy my skierowaliśmy się do kuchni. Kiedy ona zabrała się za robienie kolacji, ja siedziałem cicho przy stole.
– No więc czemu? – odezwałem się wreszcie.
– Pytasz, czemu nie wspomniałam, że jestem rozwódką z dzieckiem? – odparła. – Z początku jakoś tak wyszło. Nie miałam ochoty opowiadać o tym, jak mąż nas porzucił. A później... Sam nabijałeś się z matek, które próbowały znaleźć tatę dla swoich dzieci.
– Daj spokój, to zupełnie inna sprawa — odpowiedziałem poirytowany. – W końcu ty...
– Myślisz, że ze mną jest inaczej?! – krzyknęła wzburzona. – Czy ty naprawdę nie widzisz, że ja... – nie dokończyła. – W ogóle czego tutaj szukasz?
– Wiesz, chciałem się dowiedzieć, czy może... bo ta nowa asystentka kompletnie nie daje rady.
– No jasne, dla ciebie jestem wyłącznie pracownicą! Nie, dzięki. Możesz już iść, pa.
Opuściłem pomieszczenie, nie mówiąc ani słowa. Następne kilka dni minęło mi jak we mgle — zarówno podczas pracy, jak i w mieszkaniu czułem się kompletnie rozkojarzony. Słowa Gabrysi ciągle krążyły mi po głowie, nie dając spokoju. Zacząłem się głębiej zastanawiać, czy aby na pewno wszystko dobrze zrozumiałem... I czy moje podejście do kobiet wychowujących dzieci nie było zbyt krzywdzące. Prawdopodobnie nie każda z nich szukała faceta na tatę dla swojej pociechy. Przynajmniej ona była inna.
Pewnego dnia powiedziałem mojemu synowi, że odwiedzimy świetną panią.
– W jej domu mieszka super dzieciak. Będziecie mieli super okazję do zabawy — zapewniłem, naciskając dzwonek.
– Rany, wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona Gabi, otwierając nam. – Coś dolega Frankowi?
– Ależ skąd. Po prostu uznałem, że skoro się spotykamy, to dobrze byłoby, żeby chłopcy się zaprzyjaźnili. Mam rację, Gabrysiu?
Piotr, 38 lat