Reklama

Są dni, kiedy wsiadam do samochodu tylko po to, żeby gdzieś pojechać. Bez celu. Zatrzymuję się na stacji benzynowej, tej samej co zawsze. Kupuję hot-doga, mimo że od dawna mam zgagę od parówek. Siadam w aucie, patrzę przez szybę i wspominam. Tę pierwszą noc. Jego śmiech. Słowa, które wtedy wydawały się najprawdziwsze na świecie.

Reklama

– Mówiłaś, że jesteś z korpo, nie? – Oskar spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, jedną ręką trzymając kierownicę, drugą mojego hot-doga, którego sam wcześniej zamówił. – Wiesz, że wyglądasz jak typowa Małgorzata z Excelem?

Zaśmiałam się, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to jego sposób na flirt. Był zuchwały, ale nie wredny. Po prostu bezpośredni.

– Ty za to wyglądasz jak chłopak z podwórka, który właśnie porwał dziewczynę z korporacji na nocne szaleństwo.

Zgasł na chwilę. A potem powiedział coś, czego nie zapomnę nigdy:

– Nie wiem, co to za dziwne szaleństwo, ale pierwszy raz od dawna czuję, że nie muszę niczego udawać.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to będzie nasza pierwsza randka. I że zakocham się właśnie tu, na stacji benzynowej, między zapachem spalin a smakiem taniego ketchupu.

– Ty serio zjadłaś tego hot-doga? – Natalia zarechotała po drugiej stronie słuchawki. – Małgoś, no weź... To brzmi jak początek najbardziej tandetnej komedii romantycznej.

– Ale wtedy to było coś... – westchnęłam, opierając głowę o zagłówek. – On był inny. Zupełnie inny niż wszyscy.

– Jasne. A potem się okazuje, że „inny” to znaczy „emocjonalnie niedostępny koleś z pakietem milczenia i traum w bonusie” – mruknęła Natalia.

– Może... Ale wiesz, co było najdziwniejsze? Czułam, że mnie widzi. Że mnie słucha. Że naprawdę jestem dla niego ważna.

– A teraz?

– Teraz mijamy się bez słowa. Jakbyśmy nigdy się nie znali.

Pierwszy raz z parówką w ręku

– Wiesz, że to najgorszy hot-dog, jakiego w życiu jadłam? – zaśmiałam się, próbując zetrzeć ketchup z rękawa Oskara.

– Wiem – odpowiedział poważnie. – Dlatego zabrałem cię tu. Żebyś wiedziała, że gorzej już nie będzie.

Noc była lepka od upału, okna w jego starym seacie uchylone, a radio grało jakąś upiornie zgraną piosenkę, której tytułu nigdy nie poznałam. Siedzieliśmy na parkingu stacji benzynowej, a świat wydawał się dziwnie cichy. Mimo świateł i zapachu spalin.

– Czemu mnie tu przywiozłeś? – zapytałam.

– Bo tu zaczynam każdy dzień. Tankuję, łapię oddech i... myślę.

Oskar był wtedy dla mnie jak zagadka. Niby pewny siebie, dowcipny, lekko szorstki. Ale mówił o sobie z dystansem, jakby był tylko aktorem grającym „chłopaka na randkę”. A jednak im dłużej go słuchałam, tym bardziej czułam, że pod tą pozą kryje się coś więcej.

– Wiesz, że nigdy wcześniej nie czułem się tak swobodnie z żadną dziewczyną? – powiedział nagle, patrząc przed siebie.

– Serio?

– Zawsze grałem jakąś wersję siebie. A z tobą… nie muszę.

W tamtej chwili pomyślałam: mogłabym z nim być na zawsze. Tak po prostu. W samochodzie, przy parujących szybach i z parówką w ręku. Mogłabym z nim przeżyć wszystko – śmiech, burze, ciszę. Nie wiedziałam tylko, że cisza zostanie najdłużej.

Czułam, że go powoli tracę

– Nie jesteś już tym samym człowiekiem, którego poznałam przy hot-dogu – powiedziałam to cicho, ale wyraźnie. W jego oczach coś drgnęło. Może złość. A może tylko zmęczenie.

Oskar odłożył telefon na stolik. Zawsze, gdy miał coś ukryć, zaczynał bawić się ekranem, jakby nagle był bardzo zajęty światem poza naszym mieszkaniem.

– Przesadzasz – mruknął.

– Naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że od tygodni jestem dla ciebie tylko tłem. Statystką twojego życia.

Wyszedł z kuchni, zostawiając za sobą zapach dymu papierosowego i niedopitą herbatę. Patrzyłam za nim bez słów. Nie pierwszy raz. Od miesięcy było między nami coś ciężkiego. Jak mgła, która nie znika mimo wschodzącego słońca.

– Oskar, co się dzieje? – zapytałam później, gdy wrócił. – Jesteś gdzieś daleko. Nie wiem, gdzie. Ale nie tu. Nie ze mną.

Usiadł ciężko, jakby zmęczony samym sobą.

– Po prostu mam dużo na głowie – wymamrotał.

Zawsze coś masz na głowie. A ja? Kiedyś rozmawialiśmy godzinami, pamiętasz? Teraz... cisza.

Nic nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie tym samym obojętnym wzrokiem, którym kiedyś patrzył na obcych ludzi. A ja wtedy poczułam to po raz pierwszy. Że go tracę.

Zaparło mi dech

Nie chciałam tego słyszeć. Naprawdę nie chciałam. Ale usłyszałam. Stałam przy uchylonych drzwiach biura, czekając na Oskara. Powiedział, że kończy tylko jedną sprawę z Markiem i zaraz wraca. Wzięłam łyk zimnej kawy z automatu, kiedy dobiegły mnie ich głosy.

– Nie mówiłeś jej jeszcze o tamtej dziewczynie? – Marek zapytał półgłosem, ale wystarczająco wyraźnie.

Zamarłam.

– Daj spokój – Oskar brzmiał, jakby był zmęczony. – To się samo jakoś rozwiąże. Nie mam siły się z nią kłócić.

Zaparło mi dech. „Tamta dziewczyna”? „Nie mam siły”? Wyszłam. Nie czekałam. Nawet nie wiem, jak dotarłam do domu. Ręce mi się trzęsły, klucze wypadały z torebki. Gdy weszłam do mieszkania, nie płakałam. Jeszcze nie. Tylko siedziałam na podłodze, przy drzwiach, z głową opartą o ścianę.

– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam do siebie. – Że ja naprawdę myślałam, że jesteśmy sobie bliscy. Że jesteśmy... na zawsze.

Wpatrywałam się w pustą szklankę. Przypomniały mi się jego oczy, gdy mówił, że „nie musi niczego udawać”. I ten nasz pierwszy hot-dog. Ten śmieszny, nieudany początek czegoś, co wtedy wydawało się prawdziwe. A teraz? Zostały tylko słowa, które nie były dla mnie. I które zmieniły wszystko.

Została tylko cisza i pustka

Stał w przedpokoju, z kurtką przewieszoną przez ramię, jakby właśnie miał wyjść. Albo wrócić. Albo… jakby wcale go tu nie było.

– Oskar – powiedziałam cicho, ale pewnie. – Musimy pogadać.

Spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia. Jakby wiedział, że to przyjdzie.

– Słyszałam rozmowę z Markiem.

Znieruchomiał.

– Wiesz, o czym mówię – dodałam. – Nie zaprzeczaj. Nie tłumacz się.

Przez chwilę nic nie mówił. Tylko wpatrywał się we mnie, jakby próbował mnie rozpoznać.

– Tak się po prostu stało – rzucił w końcu.

– Tak się po prostu stało? – powtórzyłam drżącym głosem. – To nie wypadek przy pracy, Oskar. To zdrada. Kłamstwo. Zdeptanie wszystkiego, co mieliśmy.

– Nie chciałem cię skrzywdzić – burknął, spuszczając wzrok.

– Ale skrzywdziłeś. I to tak, że nie wiem, czy jeszcze kiedyś zaufam komukolwiek.

Zamilkł.

– Mieliśmy coś wyjątkowego – szepnęłam, głos mi zadrżał. – Jak mogłeś to tak po prostu zniszczyć?

Nie odpowiedział od razu. W końcu wzruszył ramionami.

Już tego nie czuję.

To były najgorsze słowa, jakie mogłam usłyszeć. „Już tego nie czuję”. Jakby wszystko, co zbudowaliśmy, było tylko chwilowym uczuciem. Jakby przestało istnieć w jednej sekundzie. Wyrzuciłam go. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Po prostu zamknęłam drzwi. Za nim. I za nami. Została tylko cisza. I pustka. Jakby ktoś zgasił we mnie światło.

Poczułam ulgę i żal

– I co teraz? – zapytała Natalia, mieszając łyżeczką w już zimnej kawie.

Siedziałyśmy w tej samej kawiarni, w której kiedyś z Oskarem śmialiśmy się z ludzi robiących sobie selfie z latte.

– Nie wiem – odpowiedziałam. – Czuję się... przezroczysta. Jakby mnie ktoś wymazał z mojego własnego życia.

– A może po prostu wreszcie widzisz to, co było tam od dawna?

Spojrzałam na nią. Jej oczy nie były ani surowe, ani pobłażliwe. Po prostu szczere.

– Przechodziłam dziś obok tej stacji benzynowej – powiedziałam, ledwo słyszalnie. – Wiesz, tej naszej. Zobaczyłam go.

Natalia uniosła brew.

– I?

– Stał przy dystrybutorze. Ten sam samochód. Ten sam profil. I nic. Ani słowa. Nawet nie skinął głową. Tylko spojrzał na mnie obojętnie.

Zamilkłam. Nagle poczułam gulę w gardle.

– Chyba nigdy go tak naprawdę nie znałam – powiedziałam w końcu. – Wydawało mi się, że wiem, kim jest. Ale znałam tylko to, co chciał mi pokazać.

Natalia położyła mi dłoń na ręce.

– I może to dobrze, że teraz już wiesz.

Pokiwałam głową. Bo mimo całego żalu i złości – była też ulga. Ulga, że już nie muszę się domyślać. Nie muszę się łudzić.

Małgorzata, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama