Reklama

Trzymałam w dłoniach chryzantemy. Były jak małe słońca pośród jesiennej szarości, pełne życia, choć przeznaczone na grób. To nasza tradycja na Wszystkich Świętych, od kiedy odszedł. Zawsze z radością wybieram te kwiaty, jakby ich widok mógł przywrócić choć odrobinę dawnej bliskości.

Reklama

Idąc cmentarną alejką, czułam ciepło wspomnień. Wciąż miałam przed oczami jego uśmiech, drobne gesty, które kiedyś były codziennością. Moje serce niezmiennie ciągnęło mnie do tego miejsca, bo tylko tu miałam wrażenie, że znów jesteśmy razem, choćby na chwilę.

Ale gdy podchodziłam coraz bliżej do grobu, zamarłam. Na kamieniu leżały świeże kwiaty, których przecież jeszcze wczoraj nie było. Ktoś mnie uprzedził. Ktoś, kto znał mojego męża. Poczułam dziwny niepokój, a kiedy uniosłam wzrok, zobaczyłam młodą kobietę z kilkuletnim chłopcem. Stali tam, patrząc na pomnik.

Byłam w szoku

Obserwowałam ich przez chwilę, nie wiedząc, co zrobić. Kobieta stała pochylona nad grobem, trzymając chłopca za rękę. Mały wyglądał na nie więcej niż 10 lat. Był spokojny, trochę niepewny, jakby to miejsce budziło w nim zarówno ciekawość, jak i coś jeszcze, czego nie potrafił wyrazić.

To tutaj spoczywa twój tata, Wojtek – powiedziała kobieta łagodnym, cichym głosem. Usłyszałam każde słowo, jakby wypowiedziała je tuż obok mnie. Poczułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg.

„Twój tata”? Czy się przesłyszałam? Stałam nieruchomo, z dłońmi zaciskającymi się na bukiecie, wpatrując się w ich sylwetki. Mój umysł natychmiast zaczął błądzić, szukając wyjaśnienia. Może to jakaś pomyłka? Może ten grób im się z kimś pomylił? Ale przecież ona wyraźnie patrzyła na tablicę, na której wyryte było jego imię i nazwisko. Mojego męża.

Chłopiec spojrzał na nią z ufnością, jakby słowa te były czymś całkiem naturalnym, czymś oczywistym. Przysunęłam się bliżej, a szelest moich kroków zwrócił ich uwagę. Kobieta drgnęła i spojrzała w moją stronę, najwyraźniej zaskoczona. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem, a w jej oczach dostrzegłam coś, co kazało mi przystanąć. Nie było to zakłopotanie ani poczucie winy, bardziej... zrozumienie.

Przepraszam... Kim pani jest? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie, choć serce waliło mi jak szalone.

Kobieta nie odwróciła wzroku, chociaż było widać, że szuka odpowiednich słów. Puściła rękę chłopca i wykonała krok w moją stronę.

– Nazywam się Marta. To jest... nasz syn, Wojtek – powiedziała, jakby każde słowo ważyło tonę.

Patrzyłam na nią, jakby zaraz miała wyjaśnić mi wszystko, jakby zaraz miała powiedzieć, że to nieporozumienie, ale nie mówiła już nic więcej. Jej słowa wisiały w powietrzu, rozbijając moją rzeczywistość na milion kawałków.

Myślałam, że żartuje

Z każdą sekundą milczenia czułam, jak zbliża się we mnie coś dzikiego, coś, co nie mogło się zmieścić w słowach. Mój mąż, nasz syn? Patrzyłam na tę kobietę i chłopca, próbując dopasować ich do mojego świata, ale to wszystko nie miało sensu.

– Jak... – przerwałam, bo głos uwiązł mi w gardle. Przełknęłam ślinę i spróbowałam jeszcze raz. – Jak to „nasz syn”? Jak to możliwe? Przecież ja... Przecież ja nic o was nie wiem! – wyrzuciłam z siebie, tonem pełnym niedowierzania i złości.

Marta spuściła wzrok, zaciskając dłonie tak mocno, że aż zbielały jej knykcie.

– Ja też nie chciałam, żeby tak to wyglądało – odpowiedziała cicho. – Przez te wszystkie lata... wiedziałam, że nie było to w porządku. Ale nigdy nie odważyłam się... Wiesz, że on był dobrym człowiekiem, prawda? Nigdy nie chciał nikogo zranić.

– Dobrym człowiekiem? – niemal wykrzyknęłam. – A ty uważasz, że dobry człowiek prowadzi podwójne życie? Miał dwie rodziny?

Zabrakło mi słów. Coś, co przez lata wydawało się oczywiste, nagle rozpadło się na kawałki, a ja zostałam z garścią pytań i bólem, który nie mieścił się w żadnym znanym mi opisie. Spojrzałam na chłopca, który patrzył na nas z niepewną miną, jakby czuł, że coś jest nie tak, ale nie rozumiał, co dokładnie.

Przyszła na cmentarz dla syna

Marta odetchnęła głęboko, próbując zachować spokój, choć widziałam, że drżą jej ręce.

Nie chciałam cię ranić, naprawdę – zaczęła. – Ani ja, ani on... Po prostu czasami życie układa się w sposób, nad którym nie mamy kontroli. On... on bardzo cię kochał, Annę. Ale też... też nas kochał – dodała, spuszczając wzrok.

Stałam tam, próbując zebrać myśli. W głowie kotłowały mi się pytania, których nie miałam odwagi zadać, obawa przed usłyszeniem odpowiedzi była zbyt silna. To był człowiek, z którym dzieliłam życie, tajemnice, marzenia... a jednocześnie był kimś, kogo nie znałam wcale. Ktoś, kto potrafił przejść przez życie, dzieląc siebie między dwie rzeczywistości.

– Skąd mam wiedzieć, że to prawda? – szepnęłam, sama nie wierząc, że muszę to powiedzieć.

W jej oczach zobaczyłam łzy, które natychmiast spróbowała ukryć.

– Wiem, że to okrutne. Ale nie przyszłam tutaj po to, żeby coś zyskać. Chciałam tylko... chciałam, żeby Wojtek wiedział, gdzie leży jego tata. Tyle. Nie pragnę niczego więcej.

Patrzyłam na Martę i małego Wojtka, nie mogąc uwierzyć, że moje życie miało takie sekrety, o których nawet nie miałam pojęcia.

Mąż mnie zdradzał

Przez głowę przebiegały mi obrazy, których wcześniej nie umiałam połączyć. Chwilowe milczenie, niespodziewane wyjazdy służbowe, jego telefon, który często był wyciszony. Wszystko nagle nabrało sensu, a ja czułam, jak osuwa się pode mną ziemia.

– Jak długo to trwało? – zapytałam, starając się nie drżeć, choć głos mi się łamał.

Marta spojrzała mi prosto w oczy. Nie było w niej już tej wcześniejszej niepewności, a raczej... zmęczenie?

– Prawie dziesięć lat – odpowiedziała cicho. – Poznaliśmy się, kiedy jeszcze... kiedy jeszcze byliście razem szczęśliwi. Potem pojawił się Wojtek, a on... On nigdy nie miał odwagi powiedzieć ci prawdy.

Każde jej słowo wbijało się we mnie jak ostry nóż. Dziesięć lat kłamstwa. Dziesięć lat życia w błogiej nieświadomości. Patrzyłam na nią, czując mieszaninę gniewu, bólu i... czegoś jeszcze. Może żalu, że ten człowiek, którego kochałam, miał życie, o którym nigdy mi nie powiedział.

Chciała, żebym wiedziała

Stałyśmy naprzeciwko siebie w ciszy, która wydawała się gęstnieć z każdą chwilą. Marta spuściła wzrok, jakby z jej twarzy zniknęła resztka pewności siebie. Próbowałam zebrać myśli, ale było ich zbyt wiele, chaotycznych i bolesnych.

– Nie rozumiem... dlaczego przyszłaś akurat teraz? Po co? – zapytałam, próbując powstrzymać drżenie głosu.

Marta westchnęła ciężko, a potem spojrzała na mnie, jakby chciała, żebym zrozumiała coś, czego nie chciała mówić wprost.

Mój syn ma prawo wiedzieć, kim był jego ojciec. Nie zamierzam niczego zabierać ani zakłócać twojej żałoby. Myślę tylko, że… że on powinien poznać prawdę. A jedyne, czego chcę, to by wiedział, gdzie jest miejsce, gdzie może go wspominać – wyjaśniła cicho.

Zakręciło mi się w głowie. Ona nie tylko nie miała zamiaru się ukrywać, ale wręcz chciała, żebym to ja zaakceptowała ich istnienie, jego inne życie. Chłopiec spojrzał na mnie dużymi, niebieskimi oczami – jego oczami, które znałam i które teraz były spojrzeniem tego nieznanego mi dziecka.

Byłam wściekła

– Co ty sobie myślisz? Że teraz, po jego śmierci, będziemy jedną wielką rodziną? – zapytałam z nutą goryczy.

Marta przymknęła powieki, jakby próbowała zebrać siły.

– Wiem, że to wszystko brzmi okrutnie. Wiem, że skrzywdziłam ciebie, jego… i siebie samą, pozwalając na to życie pełne tajemnic. Ale to wszystko, czego potrzebuję – by Wojtek miał świadomość, kim był jego ojciec. Nigdy nie chciałam odebrać ci go ani wtedy, ani teraz – odpowiedziała stanowczo, ale w jej głosie pobrzmiewała też głęboka, prawdziwa skrucha.

Patrzyłam na chłopca, a on odwzajemniał moje spojrzenie z niewinną ciekawością. Jak mogłam mu wyjaśnić, że człowiek, którego odwiedzał na tym cmentarzu, był draniem? Nie mogłam. Przecież to był tylko chłopiec, niewinny w tym wszystkim.

Miałam mętlik w głowie

Odeszłam kilka kroków od grobu, by złapać oddech. W głowie kotłowały mi się myśli, a emocje buzowały, choć próbowałam zachować spokój. W końcu odezwałam się, bardziej do siebie niż do niej:

– Nie wiem, czy będę w stanie się z tym pogodzić.

Marta przysunęła się bliżej, ale zachowała dystans, jakby bała się naruszyć moją przestrzeń. Wyglądała na zmęczoną i przytłoczoną, a w jej oczach dostrzegłam coś, co przypominało żal – może nawet wstyd.

– Rozumiem. I nie oczekuję, że kiedykolwiek będziesz. Wiem, że to nie jest proste… ale myślę, że on by chciał, żebyśmy nie walczyły – powiedziała, ledwo słyszalnie.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, próbując powstrzymać gniew. Jak mogła mówić, czego on by chciał, skoro żył latami na dwa fronty, kłamiąc nam obu? Jak mogła myśleć, że tak po prostu przejdę nad tym do porządku dziennego?

– Ty naprawdę tego nie rozumiesz? – zaczęłam, a słowa płynęły z ust szybciej, niż mogłam się powstrzymać. – On nie był takim człowiekiem, za jakiego go uważałam. Skoro był zdolny do takiej zdrady, to może nigdy nie kochał żadnej z nas? Może dla niego było to tylko wygodne życie?

Marta była pewna jego uczuć

Na moment zapanowała cisza, którą przerywały tylko pojedyncze dźwięki jesiennych liści niesionych przez wiatr. Marta spuściła wzrok, a Wojtek, nieco zdezorientowany, ścisnął jej dłoń, przyglądając się to mnie, to jej.

– Nie wiem, jak to wyglądało z twojej strony – odpowiedziała cicho Marta. – Ale ja wiem, że on kochał... Może nie potrafił podjąć decyzji, może się bał, może zabrakło mu odwagi, ale... to nie zmienia faktu, że dla mnie i Wojtka był ważny. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego musiał nas trzymać w cieniu, ale to nie zmienia tego, co czułam.

Z trudem przełknęłam ślinę. Jej słowa, choć w pewnym sensie przygnębiające, były też bolesnym świadectwem tej miłości, której nigdy nie powinnam była poznać. Dwoje obcych ludzi, których istnienie tak bardzo zmieniło moje spojrzenie na człowieka, którego uważałam za miłość życia.

Dla mnie też był ważny – powiedziałam w końcu, powoli, jakby każde słowo miało ostateczny ciężar. – Ale muszę zrozumieć, jak mam teraz żyć z tą wiedzą...

To takie trudne

Stojąc sama przy grobie, patrzyłam na zimny kamień, pod którym spoczywał człowiek, którego uważałam za swoją wielką miłość. Człowiek, który przez lata mnie oszukiwał, żyjąc podwójnym życiem. Chciałam go nienawidzić, wymazać wszystkie wspomnienia, przestać tęsknić... ale nie umiałam.

Żal palił mnie od środka, mieszając się z miłością, którą wciąż do niego czułam, mimo wszystko. Patrzyłam na chryzantemy, które przyniosłam, i na te, które zostawiła Marta. Były jak symbol dwóch światów, które tak skrzętnie ukrywał.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – szepnęłam do zimnej płyty, choć wiedziałam, że już nigdy nie usłyszę odpowiedzi.

Reklama

Anna, 58 lat

Reklama
Reklama
Reklama