„Kupiłam dom pod miastem i nie pisnęłam siostrze ani słowa. Wiedziałam, że gdy zwęszy okazje, wparuje tu jak do hotelu”
„Nie podzieliłam się radosną nowiną z siostrą. O nie, nie tym razem. Nie dlatego, że nie chciałam się pochwalić. Po prostu doskonale wiedziałam, jaka będzie jej reakcja. Więc zamilkłam. A ona… no cóż, w końcu się dowiedziała. I wtedy zaczęło się naprawdę ciekawie”.

- Redakcja
Z moją siostrą zawsze byłyśmy... jak ogień i woda. Ona – wiecznie pierwsza, wiecznie najważniejsza. A przynajmniej tak jej się wydawało. Mama też jakoś nigdy nie zaprzeczała. Z wiekiem nauczyłam się, że najwięcej osiąga się w ciszy. Bez ogłaszania wszystkiego światu, bez robienia z każdego kroku wydarzenia dekady. Dlatego, kiedy trafiła mi się okazja życia – nie zadzwoniłam do niej. Nie podzieliłam się radosną nowiną z siostrą. O nie, nie tym razem. Nie dlatego, że nie chciałam się pochwalić. Po prostu doskonale wiedziałam, jaka będzie jej reakcja. Udawany entuzjazm, dopytywanie, ile kosztowało, a potem – rozmowy z mamą, że „Aneta znowu coś knuje”. Więc zamilkłam. A ona… no cóż, w końcu się dowiedziała. I wtedy zaczęło się naprawdę ciekawie.
Serce mi waliło
– Poważnie? Sama? Bez pośrednika? – Tomek, mój partner, kręcił głową z niedowierzaniem, stojąc na podjeździe z kluczami w ręce.
– Sama. Była okazja. Cena dobra, stan świetny, a lokalizacja? Sam zobacz – Uśmiechnęłam się szeroko, choć serce mi waliło. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę stało.
– To co? Wchodzimy? – zapytał z błyskiem w oku.
– Jasne, ale ty pierwszy. Przecież to ty jesteś od inspekcji technicznej.
Dom pachniał świeżością farby i drewnem. W środku był prawie pusty, tylko kilka mebli po poprzednich właścicielach. Z kuchni wychodziło się na taras, a z sypialni – widok na mały zagajnik. Nie było tu może marmurów, ale był spokój. I mój własny kawałek świata.
– To co, powiesz Marcie? – zapytał Tomek znienacka, kiedy siedzieliśmy już na tarasie z kawą z termosu.
– Ani słowa.
– Serio? Swojej własnej siostrze? – zdziwił się.
– Ona by tego nie zniosła. Ostatnio się dąsała, bo kupiłam sobie nowy telefon. Pamiętasz?
– No pamiętam. Dzwoniła potem do ciebie i wypytywała, ile kosztował.
– Dokładnie. A teraz dom? Pod miastem? Z ogródkiem? Zwariowałaby z zazdrości.
Tomek milczał przez chwilę.
– Trochę to smutne, nie?
– Nie. To tylko wygodne. Poza tym – ona i tak się dowie. Tylko nie ode mnie.
– Ty to jesteś…
– Przezorna – dokończyłam za niego i upiłam łyk kawy. Smakowała jak nigdy.
Miałam ochotę wyprosić ją za drzwi
W niedzielę, punkt dziesiąta rano, gdy akurat rozwieszałam firanki w salonie, zadzwonił domofon. Pierwszy raz odkąd się wprowadziłam. Spojrzałam przez okno.
– Kto to? – Tomek wyjrzał z kuchni, z łyżką w ręku.
– Moja siostra – powiedziałam niemal bezgłośnie.
– Żartujesz? Skąd ona…?
Zeszłam do furtki. Stała tam Marta – cała na biało, jakby jechała na garden party, a nie na nieumówioną wizytę.
– Cześć – rzuciła. – No i co, kochana? Domu się dorobiłaś?
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
– A co, myślałaś, że mama się nie wygada? Chciała mi pokazać zdjęcia, myślała, że już wiem.
– Miała nie mówić… – westchnęłam.
– Czyli nawet nie zamierzałaś powiedzieć?
– To nic osobistego. Po prostu chciałam to przeżyć po swojemu.
– Po swojemu? To znaczy za moimi plecami?
– Nie dramatyzuj. Chciałam spokoju. Bez oceniania, bez pytań o kredyt, o stawki, o wszystko.
– Ty chyba naprawdę myślisz, że ja ci zazdroszczę, tak? – prychnęła. – Wiesz, że my też szukamy czegoś pod miastem?
– Nie wiedziałam.
– No jasne, bo nie pytasz. – Przekroczyła próg, zanim zdążyłam zaprotestować. – Pokaż mi ten swój pałac.
Stałam w korytarzu i obserwowałam, jak rozgląda się jak inspektor budowlany na misji.
– No, ładnie… przytulnie. Nawet znośnie.
– Dzięki, starałam się – odpowiedziałam, choć miałam ochotę wyprosić ją za drzwi.
Gotowałam się ze złości
– A ile za to dałaś? – spytała nagle Marta, zerkając na kuchnię, jakby miała promień rentgena w oczach.
– Marta…
– No co? Zwykłe pytanie. Z czystej ciekawości.
– To nie jest rozmowa na dziś – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości.
– Czyli dużo – podsumowała, kręcąc głową. – Tomek ci dopłacił czy rodzice dołożyli? Bo z twojej pensji to chyba byś nie dała rady.
– Dałam radę, bo umiem liczyć i nie wydaję co miesiąc na nowe torebki – wypaliłam ostro.
Marta zamilkła na chwilę. Jej wzrok zrobił się twardy.
– Sugerujesz coś?
– Nic nie sugeruję. Po prostu nie wszystko trzeba od razu rozgłaszać. Kupiłam, mieszkam, jestem zadowolona.
– A mama? Wiedziała wcześniej? – zapytała ciszej, ale z nutą napięcia w głosie.
– Powiedziałam jej po podpisaniu umowy.
– I nie przyszło ci do głowy, że może wypadałoby powiedzieć siostrze?
– Szczerze? Nie. Bo już słyszę, co by było: „a po co ci dom, a jak daleko, a na kredyt, a dlaczego nie z nami?”
– Nie jestem aż taka… – zaczęła, ale urwała.
– Nawet na moje mieszkanie w bloku kręciłaś nosem, pamiętasz?
– Bo było ciasne i w kiepskiej dzielnicy!
– No właśnie – rozłożyłam ręce. – Teraz zrobiłam po swojemu. I nie potrzebuję zatwierdzenia z twojej strony.
– Nie pomyślałaś, że mi też zależy, żebyś była szczęśliwa?
– Zależy ci, żebyś wiedziała pierwsza. To nie to samo.
Zamilkła. A ja wiedziałam, że trafiłam dokładnie tam, gdzie bolało.
Spojrzała na mnie z zazdrością
Marta usiadła na kanapie, jakby była u siebie. Rozparła się i spojrzała na mnie z miną, która zapowiadała burzę.
– A Tomek wiedział, że nie chcesz mi mówić? – zapytała nagle.
– Jasne, że wiedział. I co? – odparłam.
– Czyli obgadujecie mnie sobie za plecami? No super, naprawdę…
– Nikt cię nie obgaduje. Po prostu rozmawiamy o rzeczach, które nie muszą od razu trafiać na rodzinne forum.
– Rodzinne forum? No nieźle. Ty już w ogóle z tej rodziny się wypisałaś, co?
– Ty chyba zapominasz, że przez ostatnie dwa lata odezwałaś się do mnie trzy razy. Dwa razy, żeby pożyczyć coś od mamy, trzeci – żeby wypytać mnie, ile zarabiam.
– Przesadzasz.
– Serio? A kiedy ostatnio zapytałaś mnie, co u mnie? Tak po prostu.
– No to przepraszam, że nie zdążyłam, bo pracuję, mam dzieci, życie!
– A ja nie mam?
Zamilkłyśmy. W pokoju zrobiło się nagle zaskakująco cicho, tylko lodówka cicho mruczała. Marta spuściła wzrok. Po raz pierwszy od dawna wyglądała… normalnie. Nie jak wieczna królowa dramatu, tylko jak moja siostra. Zmęczona, z podkrążonymi oczami.
– Fajnie tu masz, wiesz? – powiedziała po chwili. – Ja bym chciała tak… uciec z miasta. Tylko Bartek by się nie zgodził. On potrzebuje tramwajów i knajpy na rogu.
– Może i fajnie, ale też nie wszystko tu pachnie różami. Trzeba dojeżdżać, odśnieżać, śmieci same się nie wynoszą.
– Ale to twoje. Własne.
– Tak. I dobrze mi tu.
Spojrzała na mnie z zazdrością. Już wiedziałam, że mimo słów – zabolało ją to wszystko bardzo.
Zamarłam
Po tej rozmowie Marta się nieco wyciszyła. Pomogła mi nawet skręcać stół, choć każda z nas wiedziała, że chodzi o coś zupełnie innego niż śrubki.
– A mama? – odezwała się nagle, przykręcając nóżkę. – Ona była tu, prawda?
– Była. Parę razy.
– No tak, ona się ciebie zawsze słuchała. Nawet jak byłaś mała i coś przeskrobałaś, to winna i tak byłam ja.
– Może dlatego, że zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo?
– Bo ty nigdy go nie brałaś mojej strony!
Spojrzałam na nią znad blatu.
– I co, teraz chcesz się rozliczyć z dzieciństwa?
– Nie. Chcę tylko powiedzieć, że... może jestem zazdrosna. Nie o dom. Tylko o to, że robisz swoje i się nie tłumaczysz.
Zamarłam. To było więcej, niż kiedykolwiek od niej usłyszałam.
– Nie musisz się porównywać. Każda z nas ma inne życie.
– Wiem, ale ty... Ty robisz wrażenie, jakbyś naprawdę wiedziała, czego chcesz. Ja ciągle gonię za czymś, co i tak się rozpływa.
– Bo ty wszystko chcesz robić na pokaz. Nawet jak kupiłaś samochód, pierwsze co zrobiłaś, to chwaliłaś się innym.
– A ty chowasz się, jakby to był jakiś wstyd.
– Może nie chcę, żeby moje życie było wystawione na widok. Może po prostu lubię ciszę.
Marta się uśmiechnęła. Po raz pierwszy szczerze.
– Dziwna jesteś. I chyba ci trochę zazdroszczę tej ciszy.
– To może zostaniesz na noc? Jest pokój gościnny. I zasięg dość słaby.
– Kusi... – mruknęła i znowu się uśmiechnęła.
Byłam szczęśliwa
Marta została na noc. Rano zrobiłyśmy razem jajecznicę i piłyśmy kawę przy otwartym oknie kuchennym. Przez chwilę znów czułam się jak siostra, a nie przeciwniczka z zawodów „czyje życie lepsze”.
– Może kiedyś też się wyprowadzimy z bloku – powiedziała, wpatrując się w ogród. – Może nie tak daleko, ale gdzieś, gdzie nie słychać sąsiadów przez ściany.
– Nic nie powiem mamie, dopóki nie podpiszesz – zażartowałam.
– Umowa stoi.
Wsiadła do auta po południu. Nie zrobiłyśmy sobie zdjęcia na pamiątkę, nie było łez ani dramatów. Tylko lekki uścisk i jedno spojrzenie, które – o dziwo – nie miało już w sobie tej dobrze znanej zazdrości. Raczej... uznanie? Gdy odjechała, usiadłam na tarasie z książką. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Zadzwoniła mama. Nie odebrałam. Zamiast tego wysłałam SMS-a:
„U mnie wszystko dobrze. Odpoczywam. Oddzwonię jutro”.
Nie chciałam psuć tej chwili. Nie dziś. Bo wreszcie czułam, że coś się domknęło. Że to nie dom był tu najważniejszy ani pieniądze, ani status. To, co zrobiłam, było dokładnie tym, czego potrzebowałam. I nawet jeśli Marta nie rozumiała tego od początku – teraz chyba zaczynała. A ja? Ja w końcu czułam, że żyję po swojemu. Bez potrzeby, żeby ktoś mi przyklaskiwał. I to wystarczało.
Aneta, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż działał mi na nerwy, ale nie chciałam robić afery przy stole. Gdy zobaczyłam zdjęcie w telefonie, nie wytrzymałam”
- „Chciałam wygarnąć ojcu za to, co mi zrobił przed laty. Zamiast ostrej awantury na jego ślubie, odegrałam łzawy dramat”
- „Mieszkam z teściową pod jednym dachem i mam ochotę uciec. Perfekcyjna pani domu codziennie robi mi test białej rękawiczki”