Reklama

Zawsze uważałam się za osobę raczej niewyróżniającą się z tłumu. Jednak pewnego dnia kupiłam sobie czapkę z alpaki. Kosztowała niemało, ale była piękna. No, musiałam ją mieć. Byłam zadowolona z zakupu, ale wtedy wkroczyła moja teściowa. Gdybym tylko wiedziała, że czapka z alpaki może wywołać wiejską rewolucję, pewnie wybrałabym jakąś z bazaru.

Zamarłam

– Zobacz, jaką czapkę sobie kupiłam – powiedziałam, stając w progu jej kuchni i zdejmując kaptur. – Z alpaki, prawdziwa! Mięciutka jak chmurka.

Teściowa nawet nie podniosła wzroku znad garnka, w którym mieszała coś z takim zapałem, jakby zależało od tego przetrwanie całej gminy.

Co ty masz na głowie? – mruknęła w końcu.

– No mówię przecież – czapkę. Promocja była i zapłaciłam za nią tylko pięćset złotych. Na bazarku były tańsze, ale to wiadomo, plastik. A to jest alpaka. Naturalna. No, mamo, dotknij.

Podeszłam, wyciągając czapkę w jej stronę. Teściowa spojrzała na mnie, jakbym trzymała zdechłego kota.

Ty się dobrze czujesz?

– No... tak. A czemu pytasz?

– Bo wyglądasz, jakbyś miała beret po zmarłej ciotce. Jeszcze ten kolor… Trupi. I jeszcze te frędzle. Po co ci to?

– Mamo, to jest teraz modne. Widziałam u tej… no, tej znanej z telewizji, co gotuje i krzyczy. Ona taką samą ma!

– A co mnie obchodzi, co kto w telewizji nosi? Ty się lepiej zastanów, co ludzie powiedzą. I po co się tak obnosisz? – Teściowa pokręciła głową. – Żeby tylko potem nie gadali.

– A kto ma gadać?

– Już się dowiedzą, nie martw się. Wieś to nie Warszawa. Tu się widzi, kto ile wydaje i na co. Zobaczysz jeszcze.

Zamarłam. Jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo miała rację.

Zaskoczyła mnie

Nie chciałam się kłócić, więc wyszłam z kuchni. Miałam trzydzieści trzy lata, pracę, własne dziecko i męża, a czułam się jak rozbrykany dzieciak, którego skarcono za lizaka przed obiadem. Na drugi dzień poszłam do sklepu spożywczego po mleko i drożdże. Oczywiście w czapce.

– Aaa, dzień dobry – uśmiechnęła się pani Grażynka zza lady. – Ładna ta czapka. Mówią, że z alpaki?

Zaskoczyła mnie.

– Tak, a skąd pani wie?

– A bo to się nie słyszy? – machnęła ręką. – Ja to nie oceniam. Każdy robi, co uważa. Ale że synowa pani Marysi, nosi taką ekstrawagancję... to się ludzie dziwią, no.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do sklepu weszła pani Halinka.

– No nie wierzę! – parsknęła. – To ta luksusowa czapka?

– Wcale nie z luksusowego butiku. Poza tym promocja była – poprawiłam chłodno.

– Tak, tak – pani Halinka kiwnęła głową. – Promocja. A moja kuzynka widziała taką samą na bazarze w Krakowie. Dwadzieścia złotych z groszami. Sznureczek taki sam!

Odstawiłam zakupy i wyszłam bez słowa. Wróciłam do domu, a tam oczywiście siedziała teściowa, z herbatką i krzyżówką.

– I co? – zapytała, nawet na mnie nie patrząc. – Mówiłam, że będą gadać?

– Mamo, ale przecież... – próbowałam coś powiedzieć.

Ty lepiej zostaw modę celebrytkom.

Zacisnęłam zęby. To był dopiero początek.

Zacisnęłam dłonie na ściereczce

Mąż wszedł do domu i już progu powiedział:

Coś ty taka nadąsana? – powiedział mój mąż, przekraczając próg domu.

Spytaj swojej mamy – rzuciłam, idąc do kuchni.

– Znowu? – jęknął i od razu poszedł do teściowej, która siedziała w fotelu z gazetą. – Mamo, co się znowu dzieje?

– A nic, synku – westchnęła. – Tylko twoja żona ubzdurała sobie, że jak założy czapkę z alpaki, to nagle stanie się gwiazdą z telewizora.

Zacisnęłam dłonie na ściereczce.

– Już cała wieś wie, że czapkę kupiłam. Od kogo? Nie mogła mama sobie darować?

– Tylko rozmawiałam z sąsiadką! A że ona rozmawia z połową wsi, to już nie moja wina.

Mąż próbował coś powiedzieć, ale uciszyłam go gestem.

–To nie była żadna ekstrawagancja. Chciałam sobie sprawić przyjemność. I sama na nią sobie zarobiłam.

– A i tak wszyscy gadają. Bo się rzuca w oczy. Bo nie wiesz, gdzie twoje miejsce – syknęła teściowa.

– Moje miejsce? – parsknęłam. – To ja mam chodzić w czapkach po dziadku, żeby kogoś nie urazić?

Mąż położył ręce na stole, wzdychając.

– Dziewczyny, błagam. To tylko czapka...

– Dla mnie coś więcej – szepnęłam i wyszłam.

Potrzebowałam oddechu. A za mną rozległ się tylko głos teściowej:

– No i jak tu nie mówić, że się wywyższa?

Zazdrościli mi

Na drugi dzień poszłam do fryzjerki. Wizytę miałam umówioną z miesięcznym wyprzedzeniem. W salonie była tylko Justynka i starsza pani Kazimiera, która siedziała pod suszarką.

– Dzień dobry! – uśmiechnęła się fryzjerka. – Czapka z alpaki na głowie, a humor chyba nie najlepszy?

– Aż tak widać? – mruknęłam.

– A co, teściowa?

Pani Kazimiera zerknęła spod suszarki.

Nie czepiaj się matki swojego chłopa. Jak raz powiedziała, to może i miała rację. Bo ta czapka... no, oryginalna.

– Jest piękna – obruszyłam się.

I droga – dodała starsza kobieta.

– Nawet jakby była, to co? Sama sobie ją kupiłam. Nie pożyczyłam, nie wyłudziłam. To moja sprawa.

Justynka założyła mi pelerynkę.

– I dobrze. Bo jak kobieta się dobrze czuje, to od razu widać. A ty w tej czapce wyglądałaś jak z reklamy. Po prostu ci zazdroszczą.

Wróciłam do domu późnym popołudniem, a teściowa siedziała na ganku z sąsiadką.

– O, celebrytka wróciła – rzuciła teściowa z przekąsem. – Fryzjer, czapka, co jutro? Tatuaż?

– Serio?

Sąsiadka chrząknęła, a teściowa zrobiła minę, jakby właśnie zjadła cytrynę.

– Chcę dla ciebie dobrze, ale jak nie chcesz słuchać, to się sama przekonasz.

I przekonałam się. Już następnego dnia.

Przestałam się tłumaczyć

Wyszłam rano po chleb. Czapkę założyłam z przekory. Jeszcze ją naciągnęłam głębiej na czoło, żeby nikt nie miał wątpliwości, że dalej ją noszę. Mijając przystanek, usłyszałam, rozmowę dwóch kobiety z sąsiedztwa.

– Mówię wam, na pewno coś ukrywa. Raz tak wyskoczyć z czapką z alpaki... – powiedziała jedna, ta w czerwonym płaszczu.

– Może wygrała? Albo... no wiecie, może coś kombinuje na boku – mrugnęła druga.

A chłop nic nie podejrzewa? Taki poczciwy – westchnęła trzecia.

– Dzień dobry – rzuciłam ostro, mijając je.

Zamilkły. Mina jednej z nich mówiła wszystko. Wróciłam do domu i trzasnęłam drzwiami. W kuchni siedziała teściowa.

Coś ty tak wcześnie? – zapytała, nie odrywając wzroku od krzyżówki.

– Ludzie już insynuują, że mam kochanka, bo kupiłam sobie czapkę!

Teściowa zamarła.

– To przecież nie ja im tego nie mówiłam...

– Ale mamo, to się od ciebie zaczęło! Bo jak się słowo rzuci, to wieś je rozciągnie jak gumę do żucia!

Nie chciałam, żebyś się zbłaźniła...

– Ja się zbłaźniłam? Bo chyba coś się tu komuś pomyliło.

Milczała. I właśnie w tej ciszy po raz pierwszy poczułam, że nie muszę już się tłumaczyć.

Nie zostałyśmy przyjaciółkami

Minął tydzień. Czapkę schowałam na dno szafy, nie dlatego, że się poddałam – po prostu uznałam, że nie warto dawać więcej pożywki tym, co nie mają czym się zająć. Zresztą pogoda zrobiła się cieplejsza. A plotki? No cóż… zniknęły, jak każda sensacja na tej wsi – szybciej niż się pojawiły. Teściowa spokorniała. Czasem nawet próbowała być… miła. Pewnego dnia, gdy obierałam ziemniaki w kuchni, stanęła w progu.

– Klaudia?

– Tak, mamo?

– Ty się tak nie przejmuj. Może i za dużo gadałam. Może chciałam po prostu… żeby ludzie nie gadali, zanim ja coś powiem. Głupio wyszło.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– Wiem, że chcesz dobrze, ale ja też mam prawo robić coś po swojemu. Nawet jeśli to tylko czapka.

– A dobra była, muszę przyznać. Tylko ten kolor…

– Trupi? – uśmiechnęłam się.

– Jak ci się podoba, to noś. Ludzie się przyzwyczają i nie będą gadać.

– Wolę ich przyzwyczaić do tego, że mam własne zdanie.

Obie się zaśmiałyśmy. Może nie zostałyśmy przyjaciółkami, ale pierwszy raz poczułam, że nie stoję w progu, tylko przy stole.

Klaudia, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama