Reklama

Zawsze miałam z teściową poprawne relacje. Ani specjalnie ciepłe, ani też szczególnie chłodne. Zwykła, uprzejma grzeczność. Na urodziny laurka od wnuków, na imieniny kwiaty z marketu. I tak to się jakoś toczyło, bez zbędnych fajerwerków i bez większych zgrzytów. Idealnie nijako. I nawet tak mi pasowało. Jednak w tym roku postanowiłam, że się wysilę. Zbliżały się imieniny teściowej, a mąż jak zwykle mówił, że „coś wymyśli”. Doskonale wiedziałam, że oznaczało, że znowu prezent będzie na mojej głowie. No to wymyśliłam. Perfumy. Eleganckie, modne i bez tej dusznej, mydlanej nuty, której tak nie cierpię. W sam raz na zimę. Teściowa od lat narzekała, że wszystko, co jej się kupuje, jest „zbyt słodkie” albo „zbyt banalne”. No to teraz, proszę bardzo – ekskluzywna nuta, zimowy szyk. Będzie zadowolona. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Coś mi tu nie grało

– Jakie piękne opakowanie! – Teściowa wzięła pudełko do ręki i uniosła brwi. – Aż szkoda otwierać.

– No otwieraj, otwieraj. Jestem ciekawa, czy trafiliśmy.

Podałam jej nożyczki. Teściowa rozsiadła się w fotelu, jakby zaraz miała przeprowadzać jakiś ceremoniał. Delikatnie rozcięła papierek, potem folię. Wreszcie, z głębokim westchnieniem, uniosła flakonik do światła.

– O proszę, klasyka gatunku. Znam markę.

Pokiwała głową z uznaniem, ale nie wyglądała na szczególnie poruszoną.

Psiknij na nadgarstek – zachęciłam. – Podobno rozwija się dopiero po chwili.

Zrobiła to. Dwa psiknięcia. I wtedy... zamrugała. Uśmiech zniknął jej z twarzy, jakby ktoś wyłączył światło. Przez kilka sekund milczała, wpatrując się w niewidzialny punkt za moim ramieniem.

– Wszystko w porządku? – zapytałam ostrożnie.

– Tak, tak... – mruknęła, chociaż nie wyglądała na „tak, tak”. – Po prostu... przypomniało mi się coś sprzed lat.

Mój mąż uniósł głowę znad talerza.

– Co takiego, mamo?

– Ach, nieważne... Taki głupi zapach, co potrafi przywołać wspomnienia, nie? – Teściowa spróbowała się uśmiechnąć, ale usta jej drżały.

Już wtedy poczułam, że coś tu nie gra. Że kupując perfumy, otworzyłam drzwi, które ktoś dawno temu bardzo dokładnie zamknął. I których nikt nie chciał już nigdy otwierać.

Prychnęłam

Wieczorem, kiedy goście się rozeszli, a dzieci zasnęły, posprzątałam kuchnię i zwinęłam obrus ze stołu. Mąż siedział na kanapie, z telefonem w dłoni, jakby go nic nie obeszło.

Zauważyłeś? – zapytałam, nie patrząc na niego.

– Co masz na myśli?

– Twoją mamę. Po tym, jak się psiknęła perfumami. Zrobiła się blada jak ściana.

– Przesadzasz. Może po prostu... przypomniała sobie coś z młodości. A może zapach jej nie podszedł?

– Nie. To nie było to. Widziałeś, jak ścisnęła dłoń? Jakby ją coś zabolało.

– No to może ją zabolało – wzruszył ramionami. – Stara już jest.

Prychnęłam. Świetne podejście. Teściowa właśnie zamarła w połowie wieczoru, a on jak zwykle wszystko sprowadza do wieku. Nie mogłam tego tak zostawić. Następnego dnia z samego rana zawiozłam dzieci do szkoły, a potem zapukałam do jej mieszkania.

– Coś się stało? – zapytała zaskoczona, z szalem zarzuconym na piżamę.

– Chciałam pogadać. Wpuścisz mnie?

Westchnęła, ale odsunęła się od drzwi. Usiadłam na tym samym fotelu, na którym dzień wcześniej siedziała, rozpakowując prezent.

– O co chodzi? – zapytała ostrożnie.

– O te perfumy. Co ci przypomniały?

Zamilkła. Przez chwilę myślałam, że udaje, że nie słyszy. A potem powiedziała cicho:

Miałam kiedyś inne życie, a ten zapach...

Wstrzymałam oddech

– Inne życie? – powtórzyłam, marszcząc czoło. – Co to znaczy?

Teściowa podniosła wzrok, jakby ważyła, ile może powiedzieć. Przez chwilę słuchałam tylko tykania zegara na.

– Miałam wtedy dwadzieścia dwa lata.

Odezwała się w końcu, głosem niższym niż zwykle.

– I poznałam mężczyznę, który pachniał podobnie. Prawie identycznie.

– Mężczyznę? Nie twojego męża?

Pokręciła głową.

– Nie. To był... ktoś inny. Krótki epizod. Ale intensywny. I głupi. Strasznie głupi.

Usiadłam głębiej w fotelu, wyprostowałam się. Słowa „intensywny” i „głupi” w jednym zdaniu w kontekście młodej kobiety pachniały kłopotami.

Miałaś romans?

Zawahała się, ale nie zaprzeczyła. Kiwnęła lekko głową.

– Wiesz, to były inne czasy. Człowiek myślał, że wszystko mu wolno, bo przecież jeszcze niczego nie zdążył zbudować. I nagle pojawił się on. Elegancki, starszy. Pachniał wielkim światem. I miał żonę.

– No pięknie – mruknęłam, zanim się powstrzymałam. – Czyli klasyka.

Nie musisz być złośliwa – syknęła. – Wiem, że nie powinnam. Ale... zakochałam się. A on obiecał, że odejdzie od żony. Że założy ze mną nowe życie. Że wyjedziemy.

– I co? Nie wyjechaliście.

Uśmiechnęła się gorzko.

– Wyjechał. Sam. A ja zostałam z dzieckiem. I z tajemnicą, której nikt nigdy nie miał poznać.

Wstrzymałam oddech. Bo nagle zrozumiałam, do czego to wszystko zmierza.

– Czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że...

– Twój mąż nie jest synem mojego męża. Ale nikt o tym nie wie. Nawet on.

Byłam w szoku

– Że co?! – Zaparło mi dech. – Czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że mój mąż... nie wie, kim jest jego ojciec?

– Nie. Nie wie. I proszę cię, żeby tak zostało.

Patrzyłam na nią jak na kogoś obcego. Bo tak się właśnie poczułam – jakby siedziała przede mną zupełnie inna kobieta niż ta, którą znałam przez piętnaście lat. Kobieta, która podawała przepis na barszcz i marudziła, że wnuki za głośno biegają. A teraz siedzi tu z dłońmi splecionymi na kolanach i mówi mi, że mój mąż jest efektem romansu z żonatym facetem.

– To znaczy... – zaczęłam, choć wciąż nie wierzyłam, że naprawdę to słyszę. – Całe życie go okłamywałaś?

– Nie kłamałam. Po prostu... nigdy nie powiedziałam prawdy.

– Przecież to jedno i to samo!

– Nie dla matki. Po prostu chciałam go ochronić.

– A ten... ten twój wybranek? Ojciec? On się nigdy nie odezwał?

– Raz napisał. Kartkę z Austrii. Wyrzuciłam ją bez czytania. Tak było łatwiej.

– Łatwiej? – powtórzyłam drwiąco. – A teraz co? Zapach perfum i nagle sumienie ci się odezwało?

Popatrzyła na mnie długo.

– Po prostu poczułam... że może ty powinnaś wiedzieć. Jesteś jego żoną.

– I co mam z tym zrobić?

– Nic. Ale jeśli kiedyś... gdybyś miała wybór... nie burz mu świata.

Pokiwałam głową

Wyszłam od niej jak w transie. Przez całą drogę do domu powtarzałam sobie, że to nie moja sprawa. Przecież nie ja muszę z tym żyć. Jednak to dotyczy mojego męża i moich dzieci.

– Hej, gdzie byłaś tak wcześnie? – zapytał mąż, gdy weszłam do mieszkania.

Siedział w kuchni przy komputerze i parzył herbatę.

U twojej mamy – odpowiedziałam krótko.

– Wszystko dobrze?

– A jak sądzisz?

Zmarszczył czoło i przyjrzał mi się uważnie.

– Co się stało? Pokłóciłyście się?

Usiadłam. Wpatrywałam się w wzór na obrusie, żeby nie patrzeć mu w oczy.

– Słuchaj... Gdybyś kiedyś odkrył coś o sobie. O przeszłości. Coś, co mogłoby rozwalić wszystko, co znasz... chciałbyś to wiedzieć?

– Co to za dziwne pytanie?

– Odpowiedz.

Zamilkł. Przeszedł się po kuchni, podrapał po głowie.

– Chyba... nie wiem. To zależy. Jeśli coś mogłoby zmienić moje życie na lepsze, to tak. Ale jeśli tylko po to, żeby się wściec i nie móc nic zrobić? Nie wiem. Może lepiej nie wiedzieć wszystkiego.

Pokiwałam głową, jakbym właśnie to chciała usłyszeć.

Zawahałam się

Od tamtej rozmowy minęły trzy tygodnie. Teściowa milczała, jakby wcale jej nie było. A ja… niby funkcjonowałam normalnie – pracowałam, gotowałam, sprzątałam – ale każda rozmowa z mężem miała w sobie ciężar, którego nie dało się zignorować. Ilekroć śmiał się z dowcipu w telewizji albo opowiadał dzieciom o swoim dzieciństwie, czułam, że trzymam w rękach jego kruchy świat i tylko ode mnie zależy, czy go rozbiję. Aż któregoś wieczoru, leżąc obok niego w łóżku, zapytał:

Nadal coś cię gryzie, prawda?

Zawahałam się.

– Nie wszystko musisz wiedzieć. Może to nie jest sprawa, którą trzeba roztrząsać.

Odwrócił się do mnie.

Czy to ma związek z moją matką?

– Tak.

– Coś zrobiła?

– Teraz nie, ale dawno temu. I teraz już nie mogę przestać o tym myśleć.

Patrzył na mnie długo.

– Czy ja muszę to wiedzieć?

– Nie. Ale jeśli kiedykolwiek poczujesz, że coś ci nie gra, że coś się nie skleja... to wiedz, że wiedziałam. I nie powiedziałam, bo chciałam cię chronić. Tak jak ona.

Nie odpowiedział. Tylko ujął moją dłoń i ścisnął ją lekko. I może w tym uścisku było wszystko – i złość, i wdzięczność, i strach, i zrozumienie. Bo czasem lepiej nie wiedzieć. Zwłaszcza gdy prawda pachnie jak dawna zima. Tylko że tamtej już nie da się ocieplić.

Malwina, 41 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama