Reklama

W telewizji mówili, że młode dziewczyny dziś już nie używają podkładów, tylko kremy BB – takie lekkie, co to niby wyrównują koloryt i jeszcze nawilżają. Prowadząca miała cerę jak z porcelany, a obok niej siedziała jakaś młódka, co powtarzała, że to najlepszy kosmetyk, jaki istnieje. No to pomyślałam: A czemu by nie kupić takiego kremu mojej wnuczce Zosi? Zosia ma dopiero siedemnaście lat, a już się umalować potrafi lepiej niż niejedna kosmetyczka z osiedla. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Kupiłam ten krem. Ładny, z ładnym napisem po angielsku – wszystko jak trzeba. I wyobraźcie sobie, że kiedy jej go dałam, ta tylko uniosła brew i rzuciła mi spojrzenie, jakbym właśnie postawiła przed nią starą szynkę z zeszłego roku.

Byłam złośliwa

Zosia przyszła po szkole, jak zawsze rzuciła plecak w kąt, a potem wyciągnęła telefon i zaszyła się w fotelu, jakby świat zewnętrzny przestał istnieć. A ja już nie mogłam się doczekać, aż jej wręczę prezent.

– Zosiu, mam coś dla ciebie – powiedziałam z uśmiechem, wyciągając z szuflady małą paczuszkę.

Oderwała wzrok od ekranu, sięgnęła po nią od niechcenia i zerknęła. Chwilę potrzymała w dłoni, przekręciła tubkę, a potem... to spojrzenie. Jakby właśnie usłyszała, że chcę ją wysłać na wakacje w sanatorium.

Krem BB? – spytała. – Serio?

– No przecież widziałam w telewizji, że młodzi teraz tego używają – tłumaczyłam spokojnie. – I to taki porządny, nie z kiosku. Podobno jak się nałoży, to się wygląda świeżo, naturalnie.

– Babciu, ja mam swój, z Korei. Ten to... no, nie obraź się, ale to dla kogoś, kto się dopiero uczy malować. I w dodatku ma suchą cerę. Ja mam tłustą, wiesz? Tłustą!

– Przepraszam, że się nie zorientowałam w twoim poziomie sebum – rzuciłam zgryźliwie. – Następnym razem zrobię wywiad dermatologiczny, zanim coś kupię.

Zosia wzruszyła ramionami.

– Dzięki, ale nie trzeba było...

Podziękowanie, które brzmiało jak: Dzięki, że się zbłaźniłaś. Westchnęłam tylko i zaczęłam zbierać kubki ze stołu.

Przełamałam lody

Krem leżał na komodzie jeszcze dwa dni. Nie ruszony. Tylko raz widziałam, jak Zosia go wzięła do ręki, pokręciła tubką i odłożyła z powrotem. Mnie aż korciło, żeby zapytać, co z nim zrobi, ale się powstrzymałam. Pomyślałam, że jak mnie jeszcze raz spojrzy jak na pensjonariuszkę domu spokojnej starości, to nie ręczę za siebie. W piątek wieczorem Zosia miała wychodne. Szykowała się jak na bal maturalny, choć mówiła, że idzie „tylko do Zuzy”. Za moich czasów „tylko do koleżanki” nie wymagało lokówki, pudru i zapachu za sto złotych.

– Babciu, widziałaś gdzieś moją opaskę do włosów, taką cienką, czarną?

A wygląda jak krem BB? – rzuciłam niby niewinnie. – Bo ten, co ci kupiłam, wciąż tu leży, samotny.

– Oj babciu… – Zosia spojrzała na mnie, tym razem już trochę mniej z góry. – No nie obrażaj się.

– Nie obrażam się. Po prostu się zastanawiam, kiedy moje gesty przestaną być źle postrzegane.

– To nie tak. Po prostu... wiesz, teraz wszystko jest bardziej… skomplikowane. Każdy ma inne potrzeby, inne produkty. To się dobiera pod typ cery, pod pH skóry, pod odcień. To już nie czasy, że bierzesz cokolwiek z półki i się cieszysz, że coś masz.

– No jasne – mruknęłam. – Aż się dziwię, że do tej pory nie zatrudniłaś własnego chemika.

Zosia parsknęła śmiechem.

– No dobra, może trochę przesadzam.

– Tylko trochę?

Znowu się uśmiechnęła. Tylko kątem oka zauważyłam, jak wrzuca krem do kosmetyczki.

Czułam się potrzebna

W sobotę po południu Zosia zaprosiła do siebie koleżankę. Siedziały w jej pokoju, coś tam śmiały się, szurały kosmetykami po toaletce. Udawałam, że mnie to nie obchodzi, ale przecież jak każda babcia, mam słuch jak nietoperz, kiedy chodzi o wnuczkę.

– Ej, masz to serum? – usłyszałam głos tej drugiej.

– Nie, ale babcia mi kupiła krem BB. Taki zwykły, z drogerii, ale chyba go przetestuję.

– Serio? Twoja babcia ci kupuje kosmetyki?

– No. Trochę obciachowe, ale… słodkie w sumie. Zależy jej.

To „obciachowe” zabolało. Westchnęłam i poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbaty. Ledwo zdążyłam usiąść, usłyszałam wołanie:

– Babciu, a zrobisz nam herbatę? Taką twoją – malinową z imbirem?

Zatrzymałam się w połowie kroku.

– A nie wolisz ciasteczka z matchą i płatkami róży?

Zosia zachichotała.

– No przestań. Twoja herbata to klasyk. Lena, musisz spróbować.

Dziewczyna wyszła z pokoju i podeszła do mnie.

– Dzień dobry. Zosia mi opowiadała, że robi pani najlepszy sernik w okolicy.

– Jak Zosia wspomina o moim serniku, to znaczy, że coś sobie narozrabiała – uśmiechnęłam się i wstałam. – Siadajcie, zrobię tę herbatę. Tylko sernika nie ma, bo młodzież nie docenia babcinego wkładu w kulturę kulinarną.

Zosia spojrzała na mnie kątem oka, a potem porozumiewawczo mrugnęła.

– Dziś jeszcze nie – powiedziała. – Ale jutro może będzie?

Miło spędziłam z nią czas

Niedzielny poranek był leniwy, pachniało drożdżówkami i kawą zbożową. Zosia przyszła do kuchni w piżamie. Usiadła przy stole i przez chwilę wpatrywała się w pusty kubek, jakby liczyła, że sam się napełni.

– Dzień dobry – powiedziałam, podając jej kawę z mlekiem. – A ty dziś jakaś zamyślona.

– Myślałam… o tym kremie BB. Wczoraj go spróbowałam. I wiesz co?

– No?

– W sumie… nie był zły. Taki lekki. Trochę się świecił, ale z pudrem było okej.

– No proszę – uniosłam brwi. – Czyli babcia jednak nie taka zacofana?

– Nadal jesteś bardzo... tradycyjna – zaśmiała się. – Ale nie głupia.

– Dziękuję, kochanie. Dla osoby z mojego pokolenia to prawie jak Nobel.

Po śniadaniu Zosia wyciągnęła mnie do łazienki.

– Chodź, pokażę ci, jak się teraz malujemy. No i może ty też coś spróbujesz? Masz ładną cerę, tylko... trochę kolorytu brakuje.

– Kolorytu? – parsknęłam. – Ja mam tyle kolorytu, że czasem aż mnie zaczerwienia ze złości.

– To właśnie na to są te kremy BB, babciu – odpowiedziała z udawaną powagą.

Przez pół godziny siedziałyśmy przed lustrem. Ona malowała się swoim koreańskim zestawem, a ja próbowałam nie rozmazać kredki do brwi, którą trzymałam pierwszy raz od dwudziestu lat. Śmiałyśmy się obie, aż łzy nam poleciały.

– Wiesz co, babciu?

– Hm?

– Fajnie z tobą. Trochę jak z koleżanką. Taką, co ogarnia i kremy BB, i życie.

Uśmiechnęłam się. No wreszcie.

Nawiązałam z nią więź

Po południu upiekłam sernik z rodzynkami, wanilią i lekką nutą cytryny. Zosia podjadała jeszcze na ciepło, jakby to był najlepszy deser świata.

– Babciu, powinnaś to sprzedawać. Zrobiłabyś furorę w internecie.

– W czym?

– No, w internecie. Babcie są hitem, zwłaszcza jak robią coś z poprzedniej epoki.

– Aha, czyli jestem memem z rodzynką. Dziękuję bardzo.

– Nie no, babciu! – Zosia się roześmiała. – W pozytywnym sensie! Ludzie lubią takie autentyczne klimaty. Pokażemy, jak robisz sernik, a potem jak mnie malujesz swoim stylem. Nazwiemy to: „Metamorfoza babciną ręką”.

– I kto to niby obejrzy?

– Dziesiątki tysięcy ludzi. A może i setki.

– Oj, dzieciaki, dzieciaki… Kiedyś wystarczyło, że ktoś ci powiedział: „Masz ładne oczy” i już był dzień udany. A teraz to trzeba lajków, followersów i zasięgów.

– Bo świat się zmienił, babciu. Nie znaczy, że ty nie możesz być jego częścią.

Usiadłam obok niej na kanapie. Przeglądała coś na telefonie, a potem podała mi go.

– Patrz. Ma 82 lata i ponad milion obserwujących.

– No dobrze – powiedziałam. – Ale jak się ośmieszę, to potem sama mi to z internetu zdejmiesz.

– Umowa stoi.

Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenie. Może i jestem z innej epoki, ale jeszcze nie jestem do wyrzucenia.

Czytałam z niedowierzaniem

Minął tydzień. Filmik z naszym sernikiem i moją „babcino-nowoczesną” metamorfozą obejrzało kilkanaście tysięcy osób. Niektóre pisały komentarze w stylu: „Babcia roku!” albo „Chcę tak wyglądać w jej wieku!”. Czytałam to z niedowierzaniem.

– I co, babciu? – Zosia z triumfem pokazała mi ekran telefonu. – Widzisz, jesteś hitem internetu!

– Hit to był mój makowiec na wesele ciotki Krysi. A to? No… może faktycznie trochę zabawne.

– Nie zabawne. Autentyczne. Ludzie lubią prawdziwość, a ty jesteś… no wiesz, szczera, zabawna, no i robisz najpyszniejsze rzeczy.

– Jak to się mówi? Życie zaczyna się po pięćdziesiątce?

– Po pięćdziesiątce, po sześćdziesiątce... po serniku – zaśmiała się Zosia.

Spojrzałam na nią – już nie jak na rozwydrzoną nastolatkę z telefonem przyklejonym do ręki, ale jak na młodą kobietę, która uczy się świata. Trochę innego niż ten, który ja znałam, ale też pełnego prób, błędów i czasem... politowania dla babć z kremem BB.

– Zosiu?

– Hm?

– Następnym razem, jak będę chciała coś ci kupić… to mi po prostu powiedz, co chcesz. I obiecam, że nie wybiorę tego, co pokazują w telewizji śniadaniowej.

– A ja obiecuję, że nie będę się już tak wywyższać. Po prostu… czasem zapominam, że ty też byłaś kiedyś mną.

– A ja czasem zapominam, że ty dopiero zaczynasz być sobą.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie. A krem? Nadal stoi na komodzie. A obok stoi drugi – mój.

Łucja, 57 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama