„Dzisiejsze dzieci są pazerne i niewdzięczne. Elegancki portfel dla syna to prezent godny śmietnika”
„Zrobiło się cicho. Stał w butach, z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię. Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy byli z dwóch innych światów. I może właśnie tak było”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to się stało, że z ojca robiącego wszystko dla rodziny stałem się zrzędliwym dziadkiem, którego nawet własny syn traktuje z pobłażliwym uśmieszkiem. Może to wiek, może czasy się zmieniły, a może to po prostu nie pasuję do świata, w którym trzeba mieć najnowszy telefon. Jeszcze trzydzieści lat temu, jak ojciec przywiózł mi z delegacji plastikowy zegarek z melodyjką, to nie zdejmowałem go z ręki nawet na lekcje religii. Byłem dumny. A teraz? Daj człowiekowi skórzany, solidny portfel – z suwakiem, miejscem na zdjęcie i monetnik z zatrzaskiem – to pokręci nosem jak na stare kapcie. I jeszcze powie „spoko”.
Byłem z siebie zadowolony
To był czwartek, pamiętam dokładnie, bo akurat byłem na targu po warzywa. Żona, kazała mi kupić ziemniaki i marchew, a ja, jak zwykle, zamiast wrócić prosto do domu, powłóczyłem się jeszcze między budkami. Lubię ten klimat – trochę hałasu, trochę targowania, czasem się trafi okazja. I trafiła się. U starszego gościa, co sprzedaje paski, portfele i jakieś breloczki – leżał tam taki portfel, że od razu mi się spodobał. Czarny, skórzany, nie taki cienki jak te nowoczesne kopertówki dla modnisiów. Przekładałem go w rękach, otwierałem, sprawdzałem szycia.
– Dla siebie pan bierze? – zagadnął sprzedawca, widząc moje wahanie.
– Nie. Dla syna. Trzydziestkę kończy w przyszłym tygodniu.
– O, to w sam raz – uśmiechnął się i podał mi go w pudełku. – Z takiej okazji to dam panu rabacik.
No i kupiłem. Byłem z siebie zadowolony. Pomyślałem, że Michał się ucieszy. Wreszcie będzie miał gdzie trzymać te swoje drobniaki i karty do siłowni. Wieczorem wręczyłem mu to pudełko.
– To dla ciebie, z wyprzedzeniem – powiedziałem.
Otworzył.
– Portfel?
– No tak. Porządny. Skórzany. Nie jak te plastikowe badziewia.
Michał wzruszył ramionami.
– Spoko.
I tyle. Nawet nie wyciągnął go z pudełka.
Coś we mnie pękło
Nie wiem, czego się spodziewałem. Może uśmiechu. Może jakiegoś „Dzięki, tata” albo „Fajny, serio”. A on tylko spojrzał, wzruszył ramionami i odstawił na półkę. Nawet nie zajrzał do środka. Jakbym mu wręczył paragon z warzywniaka, a nie porządny prezent.
– Nie podoba ci się? – spytałem, starając się zachować spokój.
– Nie no, jest okej – burknął i sięgnął po telefon.
– To skóra naturalna. Prawdziwa. Solidnie wykonany. Żaden tam chiński badziew.
– Spoko, tata, tylko że ja telefonem płacę. Kart nawet nie noszę.
– Nie zawsze zapłacisz telefonem! A jak ci się rozładuje?
– No to mam powerbank.
Prychnąłem.
– W moich czasach człowiek się cieszył, że w ogóle ma gdzie wrzucić pięć dych i zdjęcie dziewczyny.
– Serio, tata, dzięki, ale… może byś mi lepiej doładowanie kupił do telefonu? To bym bardziej wykorzystał.
I wtedy coś we mnie pękło. Wcale nie o te pieniądze chodziło. Tylko o to, że człowiek się stara, myśli, kupuje coś od serca, a potem słyszy, że lepiej byłoby dać kod z internetu.
– Wiesz co? Schowaj ten portfel. Może kiedyś zrozumiesz, że nie wszystko da się kliknąć i zapłacić w sekundę.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
– Ale przecież nic nie mówiłem…
– Właśnie. Nic nie powiedziałeś.
Byłem zły
Na drugi dzień rano, zanim wyszedł do pracy, zobaczyłem, że portfel nadal stoi na półce w przedpokoju. Nietknięty. Obok niego leżał jego stary – ledwo trzymał się na rzepie, ale Michał najwyraźniej wolał to niż nowy.
– A ten to co? – zapytałem, stukając palcem w pudełko z prezentem.
– Nie wiem. Zostawiłem go. Może go komuś dasz.
– Komu?
– No… nie wiem. Wujkowi Jarkowi? Albo dziadkowi?
– Dziadek ma portfel. Od trzydziestu lat ten sam. I nie narzeka.
Westchnął.
– Tata, serio… Nie chcę być niemiły, ale to o nie mój styl.
– A jaki jest twój styl? Tylko telefon i słuchawki.
– Teraz się tak żyje. My nie nosimy gotówki. Wszystko się załatwia z poziomu smartfona.
– A serce też się tam trzyma? W aplikacji?
– Nie zaczynaj...
Zrobiło się cicho. Stał w butach, z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię. Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy byli z dwóch innych światów. I może właśnie tak było.
– W twoim wieku – zacząłem, choć wiedziałem, że to go wkurzy – cieszyłbym się z takiego prezentu. I nosiłbym z dumą. Bo wiedziałbym, że to od ojca.
Chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Wyszedł, trzaskając drzwiami.
Czułem się niezrozumiany
Przez kolejne dni portfel leżał nietknięty. Ja też nic nie mówiłem. Mijaliśmy się bez słowa. Żona coś wyczuła, bo zaczęła pytać.
– Co się dzieje między wami? – zapytała któregoś wieczora, gdy zmywałem po kolacji.
– Nic.
– Leszek…
Westchnąłem.
– Kupiłem mu portfel. Taki porządny, jak mężczyzna powinien mieć. A on tylko kręcił nosem.
Kasia otarła ręce w ścierkę.
– Serio? O to cała ta cisza?
– To nie o portfel chodzi. Tylko o to, że on już nawet nie próbuje udawać, że go coś ode mnie cieszy.
– Może nie wie, jak.
– Ja też nie wiem, jak z nim rozmawiać. Czasem czuję, że mam więcej wspólnego z sąsiadem z góry niż z własnym dzieckiem.
Usiadła obok.
– Może spróbuj inaczej?
– To znaczy?
– Bez dawania, bez pouczania. Po prostu z nim pobądź. Nie jako ojciec, tylko jako człowiek. Michał nie potrzebuje portfela. Potrzebuje ojca.
Nie odpowiedziałem, ale to zdanie jakoś we mnie zostało. Następnego dnia po pracy zapukałem do jego pokoju. Siedział przy biurku w słuchawkach.
– Masz chwilę?
Zsunął słuchawki.
– No?
– Masz ochotę wyskoczyć na spacer? Albo... lody?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Serio?
– Serio.
Wzruszył ramionami, ale sięgnął po bluzę. Po raz pierwszy od dawna szliśmy gdzieś razem.
Spojrzał na mnie poważnie
Lody wzięliśmy na wynos. Usiedliśmy na ławce koło fontanny. Chłodny wieczór, liście leciały z drzew, ale pierwszy raz od miesięcy nie chciałem, żeby ta chwila się skończyła.
– Nieźle zmarzniemy – mruknął Michał, oblizując wafel.
Uśmiechnął się lekko. Może docenił, że nie rzucam kazań, nie wypytuję. Po prostu jestem.
– Wiem, że się starałeś. Z tym portfelem. Po prostu… ja naprawdę nie wiem, co miałbym z nim zrobić.
– Trzymać coś ważnego.
– A co? Pieniądze mam na koncie, zdjęcia w telefonie. Nawet biletów już się nie drukuje.
– To może kartka z numerem do ojca? Gdybyś zapomniał.
Roześmiał się szczerze.
– Dobra, może kiedyś go użyję. Ale na razie... mogę go po prostu mieć?
– Możesz. I możesz też go nie lubić. Ale pomyśl czasem, że to nie tylko skóra i suwak.
Spojrzał na mnie poważnie. Przez moment wydawało mi się, że coś powie, że przyzna, że to rozumie. Ale tylko skinął głową.
W drodze do domu zapytał:
– A ty, tata? Miałeś kiedyś coś, co naprawdę chciałeś dostać, ale nikt ci tego nie dał?
Zaskoczył mnie. Zamyśliłem się.
Nauczyłem się pokory
Minęło kilka dni. Nie rozmawialiśmy więcej o portfelu. Ani o ojcostwie. Ale coś się między nami zmieniło. Michał czasem sam zaglądał do kuchni, siadał przy stole. W niedzielę zauważyłem, że coś ma w kieszeni.
– Coś się stało? – zapytałem.
– Nie. Po prostu... – powiedział i wyjął z kieszeni mój portfel.
– Oho – mruknąłem, udając obojętność. – Jednak się przydał?
– W sumie… wiesz, mogę tu trzymać kartę na siłownię i może prawo jazdy.
Uśmiechnąłem się. Po raz pierwszy nie musiałem nic dopowiadać. Nie musiałem przekonywać, tłumaczyć. Wystarczyło, że byłem. Że próbowałem. Że się nie obraziłem jak dzieciak, tylko dałem mu czas. Wieczorem Kasia podeszła do mnie z herbatą.
– I co, misja „Portfel” zakończona sukcesem?
– Nie portfel był misją – mruknąłem. – Tylko Michał.
Patrzyła na mnie ciepło.
– Zawsze go kochałeś. On to wie.
– Wiesz, Kasiu... coraz częściej myślę, że wychowywanie to nie dawanie rad, tylko siedzenie obok i czekanie, aż się odezwie.
I czekałem. Już nie z żalem, tylko z gotowością.
Leszek, 65 lat.
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kiedyś nie wierzyłam w andrzejkowe wróżby, ale zmieniłam zdanie. Spełniło się wszystko, co usłyszałam tamtej nocy”
- „Znajomi i rodzina się śmieją, że moja dziewczyna to sprzątaczka. A ja wiem, że ona ma coś, czego nie mają inne kobiety”
- „Ukochany na randkach wciskał mi kit, że prowadzi intratny biznes. Szybciutko odkryłam, że to zwykły bumelant”