Reklama

Nie przepadałam za rodzinnymi spotkaniami. Od zawsze były one paradą pozorów: uśmiechy, porównania, pytania o zarobki i subtelne uwagi o wadze lub stanie cywilnym. A w samym centrum tego wszystkiego – moja kuzynka. Ta, która „wszystko robiła lepiej”: miała idealne włosy, idealnego narzeczonego i, jak sama powtarzała, „życie jak z magazynu”. Zwykle siedziałam z boku, z ironicznym uśmiechem. Wiedziałam, że moja obecność nie robiła wrażenia. Byłam tą „mniej efektowną”, „bardziej praktyczną”, „niezależną” – co w rodzinnych kręgach brzmiało jak eufemizm dla „wciąż samotnej”. Aż do tamtego wesela.

Nie planowałam zrobić z tego spektaklu, ale los – lub może zwykła ironia życia – postanowił dać mi okazję. Gdy przekroczyłam próg sali weselnej, trzymając za rękę osobę, z którą przyszłam, poczułam dziwny spokój. Wiedziałam, że ten wieczór będzie mój.

Wiedziałam, że zaczyna się gra

Zaproszenie przyszło w połowie marca, elegancka koperta z tłoczeniem. Wiedziałam, że pójdę – nie dlatego, że bardzo chciałam, ale dlatego, że nie pójść oznaczałoby tygodnie szeptów i domysłów. Przy herbacie wspomniałam o tym Adamowi.

– Wesele kuzynki – westchnęłam, kręcąc łyżeczką w filiżance. – Szykuje się przegląd sukcesów i porażek rodzinnych.

– To ta, co miała firmę od dekoracji ślubnych? – zapytał, z lekkim uśmiechem.

– Nie. Ta druga. Zawsze perfekcyjna. Błyszczy, zanim zapali światło.

Adam się zaśmiał.

– To może będzie zabawnie.

– Dla mnie raczej nie, chociaż...

Nie planowałam nikogo zaskakiwać, ale wizja pojawienia się na weselu z kimś takim jak on była kusząca. Przystojny, pewny siebie, a przy tym spokojny – jakby wszystko, co dla innych było ważne, dla niego po prostu… było. Tydzień przed ślubem dostałam wiadomość od kuzynki:

„Mam nadzieję, że przyjdziesz. Będzie miło znowu cię zobaczyć!”.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Napisałam:

„Oczywiście. Pamiętasz, że przyjdę z osobą towarzyszącą?”.

Nie minęła minuta, a zobaczyłam, że wiadomość została odczytana. Nie było odpowiedzi. Wiedziałam, że zaczyna się gra. Wieczorem Adam zapytał:

Boisz się tego spotkania?

– Nie. Ale ona pewnie powinna.

Uśmiechnęłam się wtedy po raz pierwszy od dawna z autentyczną lekkością. Nie chodziło o zemstę – raczej o małą korektę równowagi w rodzinnej hierarchii.

Byłam gotowa

Tydzień minął szybciej, niż się spodziewałam. W sobotnie popołudnie stanęłam przed lustrem. Sukienka była prosta, dopasowana, z odkrytymi ramionami – nic przesadnego, ale wystarczająco, by wyglądać… dobrze. Adam spojrzał na mnie z uśmiechem, poprawiając mankiety koszuli.

– Wyglądasz tak, że na twój widok orkiestra zacznie fałszować – powiedział.

– Idealnie. Niech się potkną razem z nią – odparłam, zapinając kolczyk.

W samochodzie panowała cisza, ale nie ta niezręczna. Widziałam w myślach jej minę, gdy wejdę z kimś takim jak on.

Myślisz, że twoja kuzynka będzie… zaskoczona? – zapytał nagle.

– Jeśli nie będzie, to tylko dlatego, że udaje. To jej specjalność.

Adam zaśmiał się cicho.

– Brzmisz, jakbyście miały długą historię.

– Raczej jednostronną. Ona lubiła mnie „poprawiać”. Zawsze wiedziała lepiej – co powinnam jeść, z kim się spotykać, a nawet jak się śmiać.

Zatrzymaliśmy się przed salą weselną, w której Ania i Piotrek mieli złożyć przysięgę.

Gotowa? – spytał.

– W pewnym sensie od dwudziestu lat – odparłam, biorąc go za rękę.

Kiedy weszliśmy, rozmowy przycichły na sekundę. Spojrzenia przesunęły się po mnie, po nim, potem znowu po mnie. Kuzynka stała niedaleko stołu z ciastem. Uśmiechała się szeroko, dopóki nasze oczy się nie spotkały.

– Och – powiedziała, jakby jej głos lekko zadrżał. – Nie wiedziałam, że… przyjdziesz z kimś.

– Niespodzianka.

Udawałam, że tego nie widzę

– Adam, poznaj moją kuzynkę – powiedziałam z przesadną uprzejmością. – To nasza rodzinna gwiazda.

– Och, przesadzasz – roześmiała się, ale jej głos zabrzmiał zbyt ostro. – Miło cię poznać. Czym się zajmujesz?

– Prowadzę firmę doradczą – odpowiedział spokojnie. – Zajmuję się strategią biznesową.

Na ułamek sekundy widziałam, jak jej brew drgnęła. Zawsze lubiła być tą, która ma „kogoś z sukcesami”. Teraz to nie ona była w centrum.

– Ciekawe – mruknęła. – Roksana, w końcu ty zawsze miałaś dobre wyczucie do ludzi.

– Wreszcie się przydało – odparłam z uśmiechem.

Adam spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem, a ja udawałam, że tego nie widzę. Wokół nas zaczęły się rozmowy. Kuzynka wciąż była w pobliżu, jakby nie mogła się zdecydować, czy odejść, czy zostać.

– Wyglądasz pięknie – powiedziała w końcu. – Tylko sukienka… zbyt odważna jak na ciebie.

To komplement czy ostrzeżenie? – spytałam, unosząc brwi.

Zaśmiała się sztucznie.

– Oczywiście, że komplement.

Adam w tym czasie odwrócił się do mnie i szepnął:

Twoja kuzynka to zawodowa aktorka?

Wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Młodzi wypowiedzieli sakramentalne „tak”. Wiedziałam, że patrzy. Tego wieczoru, po raz pierwszy od dawna, nie byłam tłem.

Zazdrościła mi

Po kilku tańcach usiedliśmy przy stole. Adam rozmawiał z moim wujkiem o podróżach, a ja obserwowałam kuzynkę. Krążyła po sali jak satelita, uśmiechnięta, uprzejma, ale co chwilę zerkała w naszą stronę.

– Widzę, że masz wiernych obserwatorów – powiedział Adam cicho, nalewając mi wina.

Rodzina to najlepszy teatr. Nigdy nie kończą się przedstawienia.

Podszedł do nas daleki kuzyn.

To twój partner? – zapytał, spoglądając na Adama.

– Tak, poznajcie się. Adam.

– Miło poznać. – Uścisnęli sobie dłonie. – Czym się zajmujesz?

Widziałam, jak kuzynka z oddali udaje, że nie słucha, choć jej uśmiech drżał.

A jak się poznaliście? – dopytywał mąż.

– Przypadkiem. – Spojrzałam na Adama. – W kawiarni, gdzie oboje udawaliśmy, że nie lubimy ludzi.

To musiała być wyjątkowa kawa – powiedział z rozbawieniem.

Kuzynka w końcu podeszła, z wymuszonym uśmiechem.

– Och, o czym tu tak rozmawiacie wesoło?

O tym, że przypadki czasem bywają szczęśliwe – odpowiedziałam.

– To prawda – odparła. – Niektórzy mają szczęście… inni muszą na nie ciężko pracować.

Adam uniósł kieliszek.

– A czasem po prostu trzeba być we właściwym miejscu i we właściwym towarzystwie.

Cisza, która zapadła po tym zdaniu, była lepsza niż jakikolwiek toast. Kuzynka uśmiechnęła się, ale jej palce zacisnęły się mocniej na kieliszku. Patrzyłam na nią spokojnie.

Była na mnie zła

Wieczór przesuwał się w stronę nocy. Muzyka zwolniła, a na parkiecie zostało tylko kilka par. Adam zaproponował taniec, a ja zgodziłam się bez wahania.

Chcesz, żeby patrzyła? – zapytał, gdy objął mnie w talii.

– Niech patrzy. W końcu całe życie to robiła.

Zaczęliśmy tańczyć powoli. Jego dłoń była pewna, ruchy spokojne, jakby całe otoczenie przestało istnieć. Wiedziałam, że w tym momencie jesteśmy centrum – nawet jeśli udawała, że nas nie widzi. Po piosence podeszła do nas, niosąc dwa kieliszki.

Wypijmy za miłość – powiedziała z uśmiechem. – Tę nową i tę, która trwa.

Za szczerość – dodałam, stukając szkłem. – Bo bez niej żadna nie przetrwa.

– Widzę, że się zmieniłaś – rzuciła, nieco zbyt ostro.

– Raczej przestałam się tłumaczyć – odparłam.

Cisza między nami była gęsta jak lukier na torcie. Adam przerwał napięcie.

– Roksana ma w sobie coś, co trudno zignorować – powiedział z uśmiechem. – Myślę, że każdy to widzi.

Kuzynka tylko skinęła głową, ale w jej oczach pojawił się błysk złości.

– Cieszę się, że wreszcie znalazłaś… kogoś na swoim poziomie – odparła słodko.

– Też się cieszę – odpowiedziałam.

Odeszła. Tym razem nie triumfalnie, nie z podniesioną głową. Po prostu – zniknęła w tłumie. Wieczór kończył się spokojnie, bez fajerwerków. A jednak miałam wrażenie, że coś zmieniło się na zawsze.

Czułam ulgę

Kiedy wyszliśmy z sali, noc była chłodna i cicha. Światła migotały, a z wnętrza dobiegały echa ostatnich rozmów. Szliśmy powoli w stronę samochodu, trzymając się za ręce.

– I jak się czujesz po swoim małym spektaklu? – zapytał Adam, z lekkim uśmiechem.

– Jak po dobrze zagranym przedstawieniu – odparłam. – Publiczność zaskoczona, aktorka zadowolona.

Zaśmiał się, ale jego spojrzenie było ciepłe.

– Wiesz, mogłabyś się przyzwyczaić do bycia w centrum uwagi.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Wystarczy mi raz na dekadę.

Wsiedliśmy do taksówki, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam na wejście do sali. Widziałam, jak kuzynka stoi w drzwiach, otoczona znajomymi. Uśmiechała się, ale ten uśmiech nie sięgał już oczu.

Myślisz, że była zazdrosna? – zapytał Adam.

– Nie wiem. Może po prostu pierwszy raz zobaczyła, że świat nie kręci się wokół niej.

Odwrócił się do mnie.

– A ty? Wokół kogo kręci się twój świat?

– Dzisiaj? – Spojrzałam mu w oczy. – Wokół nas.

Ruszyliśmy w drogę. Czułam dziwny spokój – nie triumf, nie satysfakcję, tylko ulgę. Jakbym zamknęła drzwi, które od lat skrzypiały w tle.

– Wiesz – powiedział po chwili Adam – najbardziej podobało mi się to, że nie próbowałaś jej pokonać. Po prostu byłaś sobą.

– Tego się nauczyłam. Że czasem to wystarczy.

Uśmiechnęłam się do siebie. Po raz pierwszy od dawna nie musiałam nic udowadniać. Ani jej, ani nikomu innemu.

Roksana, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama