„Kuzynka latami doiła kasę ze mnie i brata, szczując nas na siebie. Prawdę odkryliśmy całkowitym przypadkiem”
„W pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie mogę żerować na kuzynce, która przecież ma swoje sprawy, więc zaproponowałam, że będę jej płaciła za opiekę nad moją mamą. Strasznie się na to obruszyła, że robi to z dobrego serca, a nie dla pieniędzy. Nie dałam jednak za wygraną”.

- Sylwia, 65 lat
Zbyt rzadko bywałam na grobie swoich ukochanych rodziców, wiem o tym doskonale. Ale tak to jest, kiedy mieszka się na innym kontynencie. Trzeba się pogodzić z pewnymi rzeczami, nawet jeśli nie przychodzi nam to z łatwością. Pewnie byłoby mi jeszcze ciężej, gdyby nie Oleńka. To moja kuzynka, z którą od dzieciństwa byłam bardzo związana. Mieszkałyśmy blisko siebie i zawsze była dla mnie jak rodzona siostra. Kochałam ją bardzo. Bardziej nawet niż swojego młodszego o sześć lat brata, z którym nigdy nie miałam dobrego kontaktu.
Brat miał konflikt z ojcem
Maciej zawsze był zamknięty w sobie i gburowaty. Miałam wrażenie, że mnie lekceważy. Sądziłam, że coś się zmieni, kiedy oboje będziemy dorośli, ale się przeliczyłam. Nigdy nie staliśmy się sobie bliżsi, tym bardziej że Maciej często kłócił się z rodzicami, szczególnie z ojcem. Ten miał za złe mojemu bratu, że poszedł w kamasze, czyli został wojskowym. Uważał, że syn sprzeniewierzył się naszym rodzinnym zasadom, bo wojsko przecież było w tamtych czasach socjalistyczne, a nasza rodzina miała dobre ziemiańskie korzenie, i po wojnie z powodu zmiany ustroju straciliśmy wszystko. W wielu dyskusjach tata wysuwał ten argument.
– Zabrali nam majątek, a teraz ty bronisz tej pazernej władzy! – powtarzał Maćkowi podczas wszystkich rodzinnych spotkań, aż w końcu ten przestał na nich bywać…
Wtedy mój kontakt z bratem prawie zupełnie się urwał. Kiedy wyszłam za mąż i otworzyła się przede mną możliwość wyjazdu za granicę, było mi ciężko podjąć taką decyzję, bowiem wiedziałam, że zostawiam praktycznie rodziców samym sobie. Gdyby nie Ola, być może wcale bym się na to nie zdecydowała. Wiedziałam jednak, że mogę na nią liczyć. Byłam jej pewna na sto procent!
– Nawet nie wiesz, jak mi cię będzie brakowało! – płakała, kiedy wyjeżdżałam do Australii. I obiecała, że będzie się opiekowała moimi rodzicami.
Nie żałowałam pieniędzy na opiekę
Kiedy mama z tatą byli jeszcze, jak to się mówi, na chodzie, zawsze przesyłałam im pieniądze. Wiedziałam, że nie zrekompensuje to mojej nieobecności, ale miałam nadzieję, że przynajmniej ułatwią im życie. Potem, po śmierci taty, która była dla mnie ciosem, miałam nawet taki pomysł, aby zabrać mamę do siebie. Niestety, ona była tym przerażona.
– Dzikie pustkowia i kangury! Oglądam programy podróżnicze, w życiu mnie nie namówisz na tę swoją Australię! – protestowała.
Cóż miałam zrobić oprócz tego, że powierzyłam ją opiece Oli. I przez ostatnie lata jej życia starałam się jak najczęściej bywać w Polsce. Często, to znaczy raz na dwa lata. Tylko tak było mnie stać na bilety. Zawsze, kiedy do niej jechałam i odkrywałam, jak bardzo robi się maleńka ze starości, zastanawiałam się, czy widzę ją po raz ostatni, i ile razy jeszcze będzie mi dane ją przytulić. Oczywiście starałam się mamie zapewnić jak najlepszą opiekę. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie mogę żerować na kuzynce, która przecież ma swoje sprawy, więc zaproponowałam, że będę jej płaciła za opiekę nad moją mamą.
Strasznie się na to obruszyła, że robi to z dobrego serca, a nie dla pieniędzy. Nie dałam jednak za wygraną.
Ufałam kuzynce
„Jesteś dla mnie Skarbem. Tylko dzięki Tobie nie muszę się martwić o najdroższą mi istotę na świecie. Gdyby nie Ty, Mama resztę swoich dni spędzałaby pewnie wśród obcych ludzi, w domu opieki – pisałam w jednym z listów do Oli. – Proszę, nie obrażaj się o to, że oferuję Ci pieniądze, ja także robię to z dobrego serca. I daj mi znać, gdyby moja Mama potrzebowała pieniędzy na jakieś ekstra wydatki. Ona nigdy nie chce się przyznać, że jest w potrzebie, i ja tutaj się denerwuję, czy na pewno jej niczego nie brakuje”.
Ola w końcu przestała protestować i przez kilka lat, aż do śmierci mojej mamy, przyjmowała ode mnie pieniądze w zamian za opiekę. Wiem, że nie była to góra złota, ale zawsze jakoś jej rekompensowałam czas poświęcony cioci. Kilka razy za pośrednictwem Oli przekazałam także mamie pieniądze. Na przykład na operację biodra, której pilnie potrzebowała. Dzięki temu przeszła ją w prywatnej klinice, a nie w państwowym szpitalu, gdzie trzeba czekać latami.
Aż pewnego dnia nadeszła ta chwila, której się tak bardzo obawiałam. Dostałam z Polski informację, że moja mama zmarła. A dożyła 89 lat!
– To stało się nagle, we śnie. Nie cierpiała – powiedziała mi Ola, uspokajając tym samym moje sumienie.
Dzieci przecież powinny być z rodzicami, gdy ci wyruszają w swoją ostatnią drogę. A przy mamie nie było ani mnie, ani mojego brata, który przebywał na jakiejś wojskowej misji, czy Bóg wie gdzie.
Wszystko zorganizowała
Niestety, nie mogłam w Australii rzucić wszystkiego i pojechać od razu na pogrzeb. Maciej zresztą także, więc skontaktowaliśmy się telefonicznie. Ustaliliśmy razem datę pochówku i inne rzeczy z tym związane. Zrozumiałam, że znowu będę musiała poprosić kuzynkę, aby mi pomogła wszystko zorganizować. A ona jak zwykle się zgodziła.
– Jesteś nieoceniona, Oleńko! – powtarzałam przez telefon, a kiedy tylko wylądowałam na polskiej ziemi, rzuciłam się jej w ramiona.
W noc przed pogrzebem właściwie nie spałam, bo tyle miałyśmy sobie do powiedzenia! Trzeba było omówić, a potem uporządkować wiele spraw. Mimo że wzięłam tydzień urlopu, doskonale wiedziałam, że ze wszystkim nie zdążę, tym bardziej że Maciej słabo się angażował. Powiedział, że się nie zna na tej całej biurokracji, i umył ręce. Ale od czego była moja wspaniała Ola… Wiedziałam, że jak zwykle mogę na niej polegać, bo mi pomoże. I tak było.
Po tamtym tygodniu spędzonym w Polsce wyjeżdżałam z poczuciem straty, jak to po śmierci kogoś bliskiego, ale też i ze świadomością, że nadal mam tutaj po co wracać. I nie chodziło mi o mojego brata, ale o Olę. Ona jedna wiązała mnie z Polską. Mijały lata, mieszkanie po rodzicach mój brat koniecznie chciał sprzedać, twierdząc, że jemu jest niepotrzebne, bo mieszka w służbowym lokum, i nie ma rodziny, której mógłby cokolwiek zostawić. Z żoną bowiem się rozwiódł, nie mieli dzieci. Ale ja się wahałam. Coraz częściej bowiem myślałam o tym, aby jednak na emeryturę wrócić do Polski. I wyobrażałam sobie, że fajnie byłoby wtedy mieszkać zaledwie te dwie ulice od Oli. Miałabym z kim się spotykać, chodzić na spacery, pić kawę.
Pojechaliśmy do Polski
W efekcie w porozumieniu z mężem spłaciłam brata, przeznaczając na to nasze oszczędności. Wiedziałam, że rozsądnie byłoby wynająć potem to mieszkanie, skoro na razie z niego nie korzystam, ale… jakoś nie mogłam tego zrobić. Było tam przecież tyle rodzinnych pamiątek! Stało więc puste, poleciłam je tylko jak zwykle opiece Oli… To ona uiszczała wszystkie opłaty z pieniędzy, które nadal przelewałam na jej konto. Zapłaciła także za użytkowanie mojego rodzinnego grobu, bo jak się okazało, kończyła się pięćdziesięcioletnia dzierżawa, którą opłacił jeszcze mój dziadek.
– Za następne pięćdziesiąt lat wychodzi dwanaście tysięcy ze wszystkimi opłatami – powiedziała mi Ola przez telefon i zapytała, czy ma połowę tej kwoty ściągnąć od Maćka.
– A wiesz w ogóle, gdzie teraz jest? – roześmiałam się gorzko, wiedząc, że przecież Maciej często zmienia jednostki (to była zresztą główna przyczyna, dla której nie ułożyło mu się z żoną – miała dosyć takiego życia). – Bo mnie nawet nie przysyła już kartek na święta. Ja zapłacę całość – zdecydowałam w końcu.
Nie była to dla mnie mała kwota, ale co miałam zrobić. Zresztą myślałam o tym, że skoro wrócę do Polski, to pewnie spocznę przy rodzicach… Od ponad dziesięciu lat byłam już na emeryturze i wizja przeprowadzki do kraju stała się jakby realniejsza. Tym bardziej że męża mam także Polaka, więc i jego ciągnęło na stare śmieci. Rozważaliśmy to na poważnie, aż wreszcie postanowiliśmy przyjrzeć się sprawom na miejscu.
– Może pojedziemy na Wszystkich Świętych, odwiedzić groby bliskich. A jak dobrze pójdzie, to zostaniemy nawet do Bożego Narodzenia! – zaproponowałam.
Mieliśmy przecież gdzie się zatrzymać. Mieszkanie moich rodziców stało i na nas czekało. Antek się zgodził, więc zaczęłam się cieszyć perspektywą gwiazdki w śniegu. Jak dziecko. Bo zawsze brakowało mi w Australii białych świąt. Kilka dni przed Dniem Zmarłych przyjechaliśmy do Polski.
Spotkałam brata po latach
Grób zastałam uporządkowany, pomnik pięknie wymyty, za co byłam wdzięczna Oli. Nie pozostało nic innego, jak tylko 1 listopada pójść na cmentarz i zapalić świeczki… Zmierzchało, kiedy dotarliśmy tam z mężem. Kilka świeczek już się paliło, sądziłam, że postawili je sąsiedzi rodziców. Nie przyszło mi do głowy, że jeden ze zniczy mógł postawić mój brat. Sądziłam, że nie lubi takich uroczystości, nie jest ani wierzący, ani sentymentalny. Kiedy więc nagle stanął mi za plecami, byłam pewna, że to Antek, który poszedł do samochodu po zapałki, gdyż zapomniałam o nich, idąc do mogiły. Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Macieja. Przywitaliśmy się i zapadła między nami niezręczna cisza.
„Strasznie głupio jest tak stać z własnym bratem i nie mieć mu nic do powiedzenia” – myślałam, przyglądając mu się kątem oka.
Nadal trzymał się prosto, ale mocno posiwiał i zaczynał coraz bardziej przypominać naszego ojca. Nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
– Podobno robię się także zrzędliwy jak on – przyznał z lekkim uśmiechem. – I nawet mi się to podoba.
Z wiekiem uznaję, że staruszek w wielu sprawach miał rację, chociaż kiedyś dałbym się zabić za swoje przekonania. Sama wiesz zresztą, jak było. Te wieczne dyskusje przy stole przechodzące w kłótnie…
– No co ty, złagodniałeś? – popatrzyłam z rozbawieniem na niego.
– Chyba tak. Pogodziłem się z wieloma sprawami. Kiedyś byłem buntownikiem, chciałem, aby moje prochy rozsypano nad jakimś oceanem. A teraz nawet tak sobie myślę, że może i dobrze będzie kiedyś spocząć tutaj, obok rodziców…
„Tutaj?! – w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. – Jak to: tutaj? Jakim prawem on planował coś takiego, jak miał czelność, skoro to ja zapłaciłam za dzierżawę grobu?”.
Poczułam najpierw niesmak, a potem rosnącą złość!
– Wiesz co? A jednak się nie zmieniłeś! – wycedziłam. – Zawsze byłeś zapatrzonym w siebie egoistą i takim pozostałeś!
– Ja? – spojrzał na mnie zaskoczony. – Może i masz rację, ale dlaczego akurat teraz tak mówisz?
– Dlaczego? Dlaczego? – przedrzeźniałam go, wykrzywiając usta. – Przecież nie dałeś grosza na ten grób! Nie wiesz, że dzierżawa kosztuje?
– Ja nie dałem? – Maciej wziął głębszy oddech. – Ależ to ty nie dałaś!
I w sumie dobrze, że poruszyłaś ten problem! Wyjechałaś sobie do tej swojej Australii jak ostatnia egoistka, zostawiając wszystko na głowie Oli i mojej! Ja się nie skarżę, zawsze chętnie pomagałem finansowo rodzicom, ale żeby nie dać na nic nawet złotówki, a teraz udawać oburzoną?
– O czym ty w ogóle mówisz? Przecież co miesiąc słałam pieniądze!
A co do opłaty za grób, to mam potwierdzenie! – wykrzyknęłam.
Maciej popatrzył przenikliwie na mnie i na moje pałające policzki, po czym spytał nagle dziwnie spokojnie:
– Oryginał?
– No nie. Ola mi przesłała kopię mailem. I powiedziała, że oryginał włożyła do teczki z dokumentami, która jest w mieszkaniu rodziców.
– Cóż, mnie powiedziała to samo – stwierdził Maciej.
Szkoda nerwów
Popatrzyliśmy po sobie i powoli dotarła do nas nieprzyjemna prawda. Nasza kuzynka najwyraźniej robiła nas w konia, wykorzystując fakt, że nie byliśmy w dobrych stosunkach.
– Słuchaj, nie kłóćmy się nad ich grobem. To nie jest miejsce na omawianie takich spraw – zaproponował Maciej łagodnym tonem.
Kiwnęłam głową na zgodę. Poczekaliśmy na Antka, potem zapaliliśmy znicze, położyliśmy wieńce i ramię w ramię poszliśmy do domu rodziców na herbatę. A tam… Okazało się, że Ola nieraz brała od nas podwójne pieniądze. Za grób, za operację biodra mamy.
– Załatwiłem mamie wojskową klinikę! Oczywiście, musiałem posmarować, ale miała najlepszą opiekę! – usłyszałam od Macieja i nie miałam prawa mu nie wierzyć.
Na co więc poszły pieniądze, które ja przesłałam Oli?
– I płaciłem jej także co miesiąc za opiekę nad mamą – przyznał się brat.
– Ja także… – powtórzyłam kolejny raz tego wieczoru.
Mój mąż nic nie mówił, tylko donosił nam kolejne kubki z herbatą. A ja powoli odzyskiwałam brata.
– Coś takiego nigdy by się nie stało, gdybyś chciał utrzymywać ze mą kontakt! – wyrzuciłam mu.
– Wiem, przepraszam. Widocznie do pewnych spraw trzeba dojrzeć – powiedział, biorąc mnie za rękę. – Ale teraz będzie inaczej, naprawdę, obiecuję.
Bardzo bolało mnie to, co zrobiła Ola. Tak bardzo mnie zawiodła! Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce, jakby… umarła mi siostra. Wiedziałam, że już nigdy nie będę miała przyjemności z rozmów z nią, że nigdy jej nie zaufam. Ustaliliśmy oboje z Maciejem, że powiemy Oli, iż odkryliśmy jej podwójną grę, ale nie będziemy żądali od niej zwrotu pieniędzy. Było, minęło… – machnęliśmy ręką. Najważniejsze przecież, że faktycznie dobrze opiekowała się naszą mamą. Bo tego byliśmy pewni.
Odzyskałam brata
Kiedy zrobiło się bardzo późno, Maciej spojrzał na zegarek.
– Mam pociąg za pół godziny – powiedział, podnosząc się z krzesła.
– Dokąd się śpieszysz? Zostań! – zaprotestowałam.
Zawahał się.
– Przecież od dawna jesteś już na emeryturze! Nie wybierasz się na żadną misję! Możesz zrobić sobie wolne. Nawet zostać tutaj z nami, choćby do Bożego Narodzenia – zaczęłam go namawiać.
– No co ty, nie mam ze sobą ubrań! – przypomniał mi.
– Masz… Tam w szafie są nadal rzeczy taty. Będą na tobie leżały jak ulał – stwierdziłam.
Miałam rację. A kiedy Maciej zdjął marynarkę i włożył miękki sweter po tacie, poczułam, że zalewa mnie fala wzruszenia. Wyglądał zupełnie jak ojciec! Odruchowo przytuliłam się do brata, a on mnie uścisnął.
– Kocham cię, Maciejku – powiedziałam.
– I ja ciebie też – usłyszałam wypowiedziane z przekonaniem słowa, na które czekałam od lat.
No cóż, lepiej późno niż wcale.