„Kuzynka na swoim weselu zwyzywała mnie, że ukradłam jej męża. Rodzina mnie wyklęła, ale to ona nie dbała o jego męskość”
„Nasze spojrzenia się spotkały. Na sekundę. Dwie. Uniósł lekko brwi, a ja odwróciłam wzrok. Nagle poczułam, że robi mi się gorąco. Poszłam w stronę stołu i sięgnęłam po kieliszek wody. Musiałam się czymś zająć. Nie minęło 10 minut, gdy ktoś stanął obok mnie. Poczułam zapach drogich perfum. To on”.

- Redakcja
Miałam siedem lat, gdy Kinga po raz pierwszy powiedziała do mnie: „Jak urośniesz, to może też będziesz ładna”. Patrzyła wtedy w lustro i poprawiała swoją żółtą opaskę z kokardą. Ja siedziałam w rogu pokoju i tuliłam lalkę bez jednej nogi. Wtedy jeszcze myślałam, że to żart. Że kuzynki tak mają. Dorastałyśmy razem. Nasze mamy, siostry, nie wyobrażały sobie świąt bez wspólnego pieczenia pierników, zabaw w ogrodzie i zdjęć, na których zawsze to Kinga stała z przodu, a ja gdzieś w cieniu, za nią. I tak zostało.
Ona była wzorową uczennicą, szkolną miss, perfekcyjną córką. A ja zawsze byłam tą od „dziwnych chłopaków” i niezaliczonych egzaminów. Z czasem nasze ścieżki się rozeszły. Może to ja uciekałam, może ona przestała się odwracać. Ale gdy dostałam zaproszenie na jej ślub… nie wiem. Coś mnie ścisnęło. Nie zazdrość. Może żal? Może pytanie, dlaczego ja nigdy nie potrafię zbudować nic trwałego? Dlaczego zawsze kończę jako ta „druga”? „Ta, która nie pasuje”.
– Jesteś pewna, że chcesz tam jechać? – zapytał mnie ojciec, kiedy pakowałam walizkę. Stał w progu kuchni, trzymając w dłoni swoją wysłużoną gazetę.
– A co mam zrobić? Nie pojechać? Obrazi się cała rodzina. Poza tym… chcę ją zobaczyć. I... chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło.
Ojciec westchnął ciężko i usiadł przy stole.
– Tylko błagam cię, Anetka. Nie pakuj się w żadne dramaty. Trzymaj się z dala od kłopotów.
– Jasne, tato. Przecież to tylko wesele.
Uśmiechnęłam się. Ale w środku czułam niepokój. Bo znałam siebie. Znałam swoje serce. Wiedziałam, że czasem wystarczy jedno spojrzenie, by znów się pogubić.
Nasze spojrzenia się spotkały
Sala była przystrojona jak z bajki. Białe girlandy z żywych kwiatów zwisały z sufitu, stoły lśniły pod ciężarem porcelany i kryształowych kieliszków, a gdzieś w kącie orkiestra stroiła instrumenty, przygotowując się do pierwszego tańca. Rozejrzałam się dookoła, czując znajome ukłucie w żołądku. Goście rozmawiali, śmiali się, niektórzy już zaczęli tańczyć. Ja, jak zwykle, czułam się, jakby mnie tu nie było.
Kinga była w centrum wszystkiego. Uśmiechnięta, promienna, w sukni, którą pewnie szyto na zamówienie. Matka z dumą poklepywała ją po plecach, a ojciec robił zdjęcia każdemu, kto choć przez chwilę z nią rozmawiał. Stałam z kieliszkiem szampana i przyglądałam się temu z pewnego dystansu, gdy nagle zobaczyłam Igora. Przystojny, pewny siebie, z tym zawadiackim uśmiechem, który pewnie działał na niejedną kobietę. Widziałam go wcześniej tylko na zdjęciach – tych, które Kinga wrzucała do sieci, by wszyscy mogli zobaczyć, jakiego ma mężczyznę. Ale na żywo wyglądał inaczej. Mniej jak bohater z bajki, bardziej jak ktoś, kto wie, że patrzy na niego wiele osób i wcale mu to nie przeszkadza.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Na sekundę. Dwie. Może więcej. Uniósł lekko brwi, jakby chciał powiedzieć: „A ty kim jesteś?”. Odwróciłam wzrok. Nagle poczułam, że robi mi się gorąco. Poszłam w stronę stołu z przekąskami i sięgnęłam po kieliszek wody. Musiałam się czymś zająć. Nie minęło dziesięć minut, gdy ktoś stanął obok mnie. Poczułam zapach drogich perfum i wtedy usłyszałam jego głos.
– Ładna ta twoja sukienka. Wybrałaś idealny kolor na dzisiejszy wieczór.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Igor stał obok mnie, z kieliszkiem wina w dłoni i patrzył prosto w moje oczy.
– Dzięki – odpowiedziałam cicho. – Nie wiedziałam, że ktoś zwraca na to uwagę.
– Ja zwracam – powiedział spokojnie. – Kinga mówiła, że przyjedzie jej kuzynka z Warszawy. Ale nie mówiła, że będzie aż tak... elegancka.
Zaśmiałam się nerwowo. Czułam, że serce bije mi szybciej.
– A ja słyszałam o tobie tylko tyle, że jesteś facetem od zadań specjalnych. To znaczy... coś z logistyki, tak?
– Też prawda. Ale dziś jestem tylko facetem od tańca i uśmiechów. – Upił łyk wina. – Jak to się stało, że wy, kuzynki, tak mało ze sobą gadacie?
Wzruszyłam ramionami.
– Kiedyś rozmawiałyśmy o wszystkim. Potem... nie wiem. Po prostu każda poszła swoją drogą.
Igor spojrzał na mnie uważnie. Przez chwilę milczeliśmy, a potem ktoś zawołał jego imię. Odwrócił się, uniósł rękę na pożegnanie i odszedł. Ale zanim to zrobił, jeszcze raz spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem. Jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Patrzyłam, jak odchodzi, a w głowie dudniła mi jedna myśl: „Nie, Aneta. Nie zaczynaj. To tylko twoje wybujała wyobraźnia”.
Jego dłoń musnęła moją
Pierwszy taniec zaczął się dokładnie tak, jak powinien. Kinga i Igor wyszli na środek sali przy dźwiękach fortepianu, a goście natychmiast utworzyli wokół nich krąg. Ona trzymała go za ramię z dumą i pewnością, której zawsze jej zazdrościłam. On był spokojny, skupiony, prowadził ją z gracją i lekkim uśmiechem na twarzy. Obserwowałam ich z miejsca obok wujka Janka, który wstał z krzesła i zaproponował taniec, gdy muzyka się zmieniła.
– Wiesz, Anetko, nie mogę patrzeć, jak tak siedzisz sama – powiedział, wyciągając do mnie rękę. – Choć trochę się poruszamy, zanim wszystko nas rozboli od siedzenia.
Zgodziłam się, niechętnie, ale z wdzięcznością. Wujek miał ten dar, że potrafił rozładować napięcie jednym zdaniem. Był po stronie tych, którzy nie oceniali. Tańczyliśmy powoli, bez rozmów. Wokół nas obracały się pary, śmiech mieszał się z muzyką, a światło z reflektorów tańczyło po ścianach jak żywe. W pewnym momencie poczułam, że ktoś nas mija. Igor, prowadzony przez Kingę, zbliżył się do nas w tłumie. Gdy mijali mnie bokiem, jego dłoń musnęła moją. Trwało to może sekundę, ale wszystko we mnie zamarło. Było to tak subtelne, że mogłabym to uznać za przypadek. Ale jednak nie uznałam...
Nie spojrzał na mnie od razu. Dopiero kilka kroków dalej, za plecami Kingi, odwrócił głowę i na chwilę spotkaliśmy się wzrokiem. Nie uśmiechnął się. Nie mrugnął. Po prostu patrzył. I ja też patrzyłam. Nie miałam wątpliwości, że to nie był przypadek. Zakręciłam się z wujkiem, zmuszając ciało do ruchu, jakby taniec mógł coś we mnie wyciszyć. Ale nie mogłam przestać myśleć o tym dotyku. Niby nic, a jednak. Jakby między nami przepłynął prąd, którego nie dało się zatrzymać. Gdy skończyliśmy, wróciłam do stołu. Zauważyłam, że Kinga rozmawia z ciotką Teresą, a ich spojrzenia, co chwilę zerkają w moją stronę. Ciotka wyglądała na zdenerwowaną, Kinga na spiętą. Podniosła rękę i poprawiła włosy, potem coś szepnęła matce do ucha. Ciotka uniosła brew.
– Widziałam to. Ona zrobiła to specjalnie – mruknęła Kinga do matki.
Nie słyszałam jej wyraźnie, ale z ruchu warg i tonu domyśliłam się sensu. Zacisnęłam dłonie na kolanach. Głowa mi pulsowała, a serce waliło jak szalone. Wmawiałam sobie, że to był przypadek. Musiał być. Przecież nie zrobiłam nic złego. Przysięgam, to była tylko sekunda. „To był przypadek. To musiał być przypadek” – powtarzałam sobie jak mantrę, ale głos w mojej głowie nie dawał mi spokoju.
Krew dudniła mi w uszach
Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaczęło się robić cicho. Może ktoś ściszył muzykę, może po prostu ludzie wyczuli, że coś się dzieje. Stałam przy stole, popijając wodę z cytryną, kiedy kątem oka zobaczyłam, jak Kinga z impetem podchodzi do mnie, cała czerwona na twarzy. Suknia falowała za nią jak sztandar, który niósł jej złość.
– A to co ma być?! – wrzasnęła, zatrzymując się tuż przede mną. – Myślisz, że nie widziałam? Myślisz, że jestem idiotką?
Wszystkie głowy wokół nas odwróciły się w naszą stronę. Ciocia Teresa stała jak wryta, wujek Janek ruszył z drugiego końca sali. Igor był kilka kroków za Kingą, wyglądał na zdezorientowanego.
– Kinga, o czym ty mówisz? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć czułam, że drżą mi ręce.
– O czym mówię? – prychnęła. – O tym, jak łapiesz mojego męża za rękę na środku sali. O tym, jak ślepisz się w niego, jakby to był twój facet, a nie mój!
W tym momencie cisza zrobiła się zupełna. Muzyka umilkła, kelnerzy zamarli, a goście zaczęli szeptać.
– To twoja rodzina, a nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie? – krzyknęła Kinga, chwytając bukiet z pobliskiego stołu i rzucając nim we mnie. Kwiaty uderzyły mnie w ramię i spadły na podłogę.
– To nic nie znaczyło! – odezwał się Igor, ruszając w naszą stronę. – Kinga, to jakiś nieporozumienie. Przysięgam!
– Przestań! – syknęła do niego. – Nie jestem ślepa!
– Kinga, proszę cię… ja nic nie zrobiłam – powiedziałam cicho, choć głos mi się załamał. – To naprawdę nie było celowe.
– Nie obchodzi mnie, co było celowe, a co nie. Wystarczy spojrzeć na ciebie. Zawsze byłaś taka sama. Zawsze musiałaś zabrać to, co cudze – mówiła coraz głośniej, wyciągając ręką w moją stronę.
– Teresa, zabierz ją stąd, zanim zrobi jeszcze większy wstyd – rzuciła do matki.
– Wiedziałam, że tak się skończy, kiedy ją zaprosiłaś – dodała ciocia, krzywiąc się pogardliwie.
Patrzyłam na nich wszystkich jak przez mgłę. Czułam, jak moje ciało przestaje mnie słuchać, jak nogi robią się miękkie, jakby zaraz miały się ugiąć. Ktoś coś mówił, ktoś próbował nas rozdzielić, ale ja słyszałam tylko, jak krew dudni mi w uszach. Wujek Janek złapał mnie za ramię i odciągnął lekko do tyłu.
– Anetka, chodź… – powiedział cicho. – To nie ma sensu. Chodź.
Wyszłam z sali bez słowa. Za plecami słyszałam głosy, kroki, szepty. Wszystko mieszało się ze sobą. Wiedziałam, że to już nie wesele. To był początek czegoś, czego nie da się odwrócić.
To nie był jego pierwszy raz
Zaraz po tym, jak opuściłam salę, przestałam odbierać telefony. Wiedziałam, że połowa z nich to ludzie, którzy chcieli „wiedzieć więcej”, a druga połowa to ci, którzy nie wiedzieli, po której stronie stanąć. Wróciłam do domu tego samego wieczoru. Siedziałam na łóżku, w sukience, z którą nie wiedziałam, co zrobić – spalić, wyrzucić, oddać. I wtedy zadzwonił tata.
– Aneta, wszystko w porządku?
– Dlaczego wszyscy mnie obwiniają? – zapytałam cicho.
– Bo łatwiej tak, niż przyznać, że ktoś inny zawinił.
Po kilku dniach wiadomości zaczęły pojawiać się w sieci. Ktoś wrzucił nagranie. „Skandal na weselu – panna młoda oskarża kuzynkę o flirt z mężem”. Rodzina zaczęła się dzielić. Jedni wierzyli Kindze, inni szeptali, że Igor nie pierwszy raz nie potrafił się oprzeć. Dostałam wiadomość od ciotki Joli: „Dla mnie zawsze będziesz rodziną, ale nie przyjeżdżaj na święta. Tak będzie lepiej”. Nie płakałam. Po prostu siedziałam i patrzyłam w sufit. Może rzeczywiście to ja byłam problemem. Może tak było zawsze.
Nasze spojrzenia znów się złączyły
Minęły cztery lata. Nikt nie zaprosił mnie na żadne rodzinne uroczystości. Nawet ci, którzy kiedyś pisali, przestali się odzywać. Czasem przypadkiem trafiałam na zdjęcia z chrztów, komunii, imienin – wszyscy razem, uśmiechnięci, jakby mnie nigdy nie było. O tym, że Kinga i Igor się rozwiedli, dowiedziałam się od znajomej mojej matki, która niechcący zaczęła temat przy kasie w sklepie. „No wiesz, Kinga już sama, Igor się wyprowadził. Szybko poszło, co?”
Nie czułam satysfakcji. Przeciwnie – coś we mnie się jeszcze bardziej zapadło. Nie chciałam mieć racji. Chciałam mieć spokój. Któregoś sierpniowego popołudnia siedziałam w kawiarni na Mokotowie, czekając na koleżankę z pracy. I wtedy zobaczyłam Igora. Stał w kolejce do baru, trzymał telefon w dłoni. Nasze spojrzenia znów się spotkały. Podeszłam, zanim zdążyłam się zastanowić.
– Cześć – powiedziałam. – Dawno się nie widzieliśmy.
– Aneta... – uśmiechnął się lekko. – Mogę się dosiąść?
Usiedliśmy. Milczeliśmy chwilę, zanim powiedział cicho:
– Gdybym wtedy odwrócił wzrok… Może nie doszłoby do tego wszystkiego.
– Może wtedy nie zostałabym wyklęta przez pół rodziny – odpowiedziałam, patrząc w filiżankę.
– Nie żałuję tego, jak na ciebie spojrzałem – powiedział spokojnie. – Żałuję tylko, że nie byłem odważniejszy. Od początku wiedziałem, że z Kingą nic mnie nie trzyma, poza złudnym wrażeniem. Ale ty... byłaś prawdziwa.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Może to już nie miało znaczenia.
Aneta, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na urlopie w Maladze Alejandro sprawił, że znowu uwierzyłam w miłość. Nasze uczucie jednak odleciało wraz z samolotem”
- „Wścibska sąsiadka tak mieszała w naszej wiosce, że nawet proboszcz się zbuntował. Trafił w końcu swój na swego”
- „Kupiłam wnukom kurtki na jesień, a synowa warczała na mnie, że marnuję kasę. Nie chcę, by dzieci chodziły w łachmanach