Reklama

Rodzice chcieli dla nas dobrze

Odkąd pamiętam, kiedy wspominałam, że mój ojciec jest dyrektorem sporego przedsiębiorstwa chemicznego, inni patrzyli na mnie z zawiścią. Spodziewali się, że będę posiadać najnowocześniejsze cacka i najbardziej trendy bibeloty, że pieniądze będą mi się dosłownie wysypywać z kieszeni... Trudno w to uwierzyć, ale podejrzewam, że nawet znacznie biedniejsze dzieciaki dostawały więcej pieniędzy na drobne wydatki niż ja. Nie chcę przez to powiedzieć, że starzy byli sknerami – nic z tych rzeczy.

Reklama

Rodzice od zawsze dbali o naszą edukację, nie oszczędzając na korepetycjach i zajęciach rozwijających nasze pasje. W letnie miesiące mogliśmy liczyć na wyjazdy na wymarzony obóz. Kierowali się jednak przekonaniem, że dzieci zamożnych rodziców nie powinny mieć w życiu za prosto, bo inaczej mogą wejść na niewłaściwą ścieżkę.

Chyba mieli rację, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż potomstwo ich majętnych kolegów to przeważnie niezgorsze ziółka. Jeden wpadł w narkotyki, paru oddało się hazardowi, a przedstawicielki płci pięknej wyrosły na wymalowane lalunie, których inteligencji nie uświadczysz, za to masa czasu schodzi im na opalaniu się i u fryzjerów.

W czasie gdy reszta ekipy „używała życia”, ja regularnie stawiałam się w pracy. Serio, bez żartów. Już kiedy byłam nastolatką, w czasie letnich wakacji ojciec zabierał mnie razem z bratem do swojego zakładu. Na początku zazwyczaj zajmowaliśmy się porządkowaniem dokumentów w archiwum albo wykonywaliśmy polecenia w stylu „podaj, wyrzuć, pozamiataj”. Najlepsze było to, że tata zawsze instruował swoich ludzi, żeby nas... nie traktowali ulgowo!

– Każdą rzecz, którą posiadam, osiągnąłem dzięki wysiłkowi i trudowi – zawsze nam to mówił. – Spędziłem mnóstwo czasu, pracując na roli u babci i dziadka, a później we własnym biznesie. Nie zakładajcie więc, że wy będziecie mieć prościej. Każdy z nas musi zaliczyć własny życiowy kurs, bo jak nie, to niczego się nie nauczy!

Zobacz także

Nie mogłam się z tym pogodzić – jak to tak? Inne dziewczyny mogły sobie chodzić na lody, bawić się do woli, a ja, zamiast tego musiałam tyrać? I w dodatku to mój własny tata mnie do tego przymuszał! Gdy byłam naprawdę wkurzona, to nawet zastanawiałam się, czy by nie iść i nie poskarżyć się w odpowiednim urzędzie, że tatuś wyzyskuje małolaty w robocie...

Chciałam coś osiągnąć

Po pewnym czasie jednak spoważniałam. Szczególnie gdy wysłuchiwałam historii moich przyjaciółek, które dobrowolnie zdecydowały się podjąć pracę w czasie letniego wypoczynku, aby zdobyć fundusze na swoje kaprysy. Przechodziły mnie ciarki, gdy relacjonowały, jak szefowie bezwzględnie je eksploatują, każąc harować po dziesięć godzin dziennie bez odpowiedniego wynagrodzenia. A jeśli zdarzy się nieszczęśliwy wypadek, nie chcą wziąć za to odpowiedzialności, bo przecież nie zawierali oficjalnych umów...

U nas z ojcem było zupełnie inaczej. Kiedy ukończyłam 16. rok życia, podjęliśmy współpracę na podstawie legalnego kontraktu. Zarówno ja, jak i mój brat pracowaliśmy przez całe lato, otrzymując godziwe wynagrodzenie. Zdecydowaną część wypłaty tatuś przelewał na nasze konta bankowe, gdyż te pieniądze miały posłużyć do opłacenia studiów.

Nie mogłam liczyć na żadne fory i wykonywałam każde polecenie wydane przez ojca lub panią Zosię, jego asystentkę i prawą rękę. Moimi obowiązkami były m.in. obsługa dokumentacji, parzenie kawy, aktualizacja strony www firmy, a nawet sprzątanie. Krystian, mój brat, miał jeszcze trudniej, ponieważ gdy brakowało rąk do pracy, musiał od czasu do czasu stawać przy linii produkcyjnej.

– Dzięki temu zrozumiecie, jak działa całe przedsiębiorstwo – nie ustępował ojciec kiedy narzekaliśmy, że traktuje nas jak tanią siłę roboczą.

– Nie mam pojęcia, czy w przyszłości zechcecie tutaj pracować, czy może biznes trafi w cudze ręce, ale zdolność do solidnego zasuwania nigdy wam nie zaszkodzi.

Choć początkowo mogło się wydawać inaczej, to jednak okazało się, że uda nam się zrealizować oczekiwania taty. Ja zdecydowałam się studiować chemię, natomiast Krystian postawił na marketing i zarządzanie. W jego przypadku absolutnie nie był to wybór z przypadku – on faktycznie pragnął rozwijać naszą rodzinną działalność!

Brat powiedział mi szczerze:

– Wiesz, jak od dziecka kręcisz się po tych korytarzach i pomagasz, to w pewnym momencie po prostu się do tego przyzwyczajasz… A ile rzeczy da się tu usprawnić, pchnąć do przodu…

Doskonale pojmowałam jego pragnienia, gdyż sama skrycie marzyłam, aby w przyszłości nasze przedsiębiorstwo, poza wytwarzaniem środków czystości, poszerzyło działalność o branżę kosmetyczną. Właśnie dlatego z zapałem zgłębiałam wiedzę przez pięć długich lat studiów, wkładając w to masę wysiłku, by osiągać najlepsze wyniki na roku. Chciałam później wykorzystać zdobyte umiejętności w rodzinnym interesie, w naszej ukochanej firmie – bo tak ją postrzegałam w głębi serca.

Ojciec chyba wiedział, co robi, gdy zachęcał nas do wzięcia się do roboty, bo sama kasa raczej by nas tak mocno z tą firmą nie związała... Tak czy siak – będąc na studiach w czasie letniej przerwy dalej tam tyrałam, z tym że już nie jako sekretarka, a w laboratorium. W samym centrum wydarzeń – w miejscu, gdzie toczyła się prawdziwa działalność.

Nie skupiali się na konkretach

Zdecydowałam się przenieść obronę pracy magisterskiej na wrzesień, ponieważ zależało mi na tym, aby przez okres wakacyjny wykonać końcowe eksperymenty w pracowni. Krystian natomiast ukończył naukę zgodnie z planem, w czerwcu, i już kolejnego dnia wyruszył w podróż, aby pozyskać nowych klientów dla naszego przedsiębiorstwa. Mnie czekały jeszcze ostatnie miesiące studenckiego życia i finalna praca na uczelni...

Odkąd zaczęłam intensywnie pracować w laboratorium, już prawie w ogóle nie pojawiałam się w biurze, żeby pomagać sekretarkom. Ale akurat w ostatnich dniach lipca rano zadzwoniła do mnie Iwona. Okazało się, że jej koleżanka nagle zachorowała i nie przyszła do pracy.

– Joaśka, ratuj, proszę cię! – błagała Iwonka przez telefon. – Twój tata jeszcze nie dotarł, a ja kompletnie nie ogarniam tej sterty papierów... Sam wiesz, co tu się dzisiaj dzieje! A goście będą dosłownie za moment!

Zgodnie z obietnicą, miałam zająć się przybyszami, którzy do nas zawitali. Nie była to dla mnie nowość, jednak niewiele osób zdawało sobie sprawę z faktu, iż jestem potomkinią szefa firmy. Większość postrzegała mnie jako kolejną asystentkę, której zadaniem było podtrzymywanie konwersacji. Zdjęłam swój laboratoryjny fartuch i odświeżyłam makijaż, by móc godnie reprezentować nasze przedsiębiorstwo. Następnie udałam się przywitać się z kontrahentami, którymi, jak się okazało, było dwóch panów.

Zaprosiłam ich do pokoju gościnnego i zaproponowałam im napicie się kawy. Czekając na przybycie ojca, próbowałam nawiązać luźną pogawędkę. Doskonale zdawałam sobie sprawę z celu ich wizyty, ponieważ tata wielokrotnie o tym wspominał. Mimo to, ku mojemu zaskoczeniu, nie palili się do konwersacji na temat chemikaliów, choć była to dziedzina, którą najbardziej się interesowałam, zwłaszcza że po obronie pracy magisterskiej miałam zamiar się w niej specjalizować. Zamiast przejść do sedna sprawy, woleli wypytywać mnie o miejscowe atrakcje... Opowiedziałam im zatem o pobliskim ptasim rezerwacie i ruinach starego klasztoru, ale nie wydawało się, żeby ich to specjalnie zainteresowało.

Tata w końcu dotarł i uradowany przywitał gości.

– Ufam, że Joanna była dobrą gospodynią – ucieszył się, gdy mnie zobaczył. – Wiecie, ona jest tak naprawdę…

Byłam w szoku. Ale z niego burak!

– No dobra, dobra – bezceremonialnie wtrącił się starszy gość. – Miło się gawędziło, ale przejdźmy do rzeczy, dobrze?

– Skoro w końcu mamy okazję pogadać z kimś, kto zna się na rzeczy… – dorzucił drugi facet, młodszy, z tym swoim durnym uśmieszkiem na twarzy. – Nie mam nic do miłych kobiet, ale interesy to raczej temat dla facetów! Szczególnie w takim biznesie jak nasz…

Oblałam się rumieńcem, bo nigdy wcześniej nie spotkałam takiego prostaka! Szowinistyczny baran! Przez cały czas współpracowałam z facetami, którzy co prawda znali moje pochodzenie, ale mimo to w żadnym wypadku nie kwestionowali moich kwalifikacji i nie odważyli się na tak żenujące odzywki!

Natomiast ojciec… zaniemówił.

– Trudno, nie ukrywam, że mnie to martwi – odchrząknął wymownie. – Moja córka to prymuska na studiach z chemii, zna tę firmę jak własną kieszeń, ale najwyraźniej panowie nie doceniają jej umiejętności – jego głos zabrzmiał kąśliwie. – Skoro tak, to chyba musimy zapomnieć o wspólnym projekcie. Nie widzę szans, żebyśmy mogli razem działać.

Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto by się tak okropnie zacinał, robił się cały czerwony na twarzy, ciągle przepraszał i całował mnie po dłoniach... Ojciec mimo wszystko był nieugięty i nawet jeśli zaakceptował te przeprosiny, to i tak nie zamierzał składać podpisu na żadnym kontrakcie.

– Ale tatusiu – odezwałam się, gdy zamknęły się za nimi drzwi – to potężne przedsiębiorstwo, może nie powinniśmy zmarnować takiej okazji

– Posłuchaj uważnie, jeżeli sami nie będziemy mieć do siebie szacunku, to nikt inny też go do nas nie będzie miał – odparł mój tata.

Jego słowa trafiły w sedno i zapadły mi głęboko w pamięć. Przecież nawet gdybym pracowała jako sekretarka czy była osobą bez wykształcenia, absolutnie nikt nie może mną gardzić i mnie poniżać!

Reklama

Joanna, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama