„Latami mamili mnie awansem, a ja dałam się na to nabrać. Pracowałam za 3, a szef spijał śmietankę”
„Wierzyłam, że poświęcenie w końcu zaowocuje, że to tylko kwestia czasu. Ale moje marzenia o awansie były niczym więcej niż wabikiem, by wycisnąć ze mnie jak najwięcej”.

- Redakcja
Przez lata wierzyłam, że ciężka praca i zaangażowanie zawsze zostają nagrodzone. Byłam oddana firmie, bo widziałam w niej coś więcej niż tylko miejsce zatrudnienia – to był mój drugi dom, a koleżanki i koledzy stali się moją rodziną. Nie bałam się wyzwań ani nadgodzin. Gdy szefowie prosili o pomoc przy dodatkowych projektach, zawsze zgłaszałam się na ochotnika. Wszystko po to, by pokazać, że jestem gotowa na więcej – na awans, który obiecywano mi od dawna. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że firma, którą darzyłam takim zaufaniem, widziała we mnie tylko narzędzie. Moje marzenia o awansie były niczym więcej niż wabikiem, by wycisnąć ze mnie jak najwięcej.
Ktoś docenił moje wysiłki
Wszystko zaczęło się od rozmowy z moim przełożonym. Pracowałam w firmie już pięć lat, a stanowisko starszego specjalisty, o które walczyłam, wydawało się w zasięgu ręki.
– Twoja praca robi ogromne wrażenie – powiedział, siedząc za swoim biurkiem. – Widzimy, ile w to wkładasz i uwierz mi, że to nie pozostanie niezauważone.
Poczułam ciepło, które rozlało się po całym moim ciele. W końcu ktoś docenił moje wysiłki.
– Naprawdę? – zapytałam, nie kryjąc nadziei.
– Oczywiście. Awans jest tylko kwestią czasu – dodał, uśmiechając się łagodnie.
To wystarczyło, by dać mi motywację na kolejne miesiące. Z entuzjazmem rzuciłam się w wir pracy, angażując się w coraz bardziej wymagające projekty. Brałam na siebie dodatkowe obowiązki, spędzałam wieczory w biurze i rezygnowałam z weekendów z rodziną. Każdy uśmiech pana Domańskiego, każde słowo pochwały traktowałam jak potwierdzenie, że jestem na dobrej drodze. Wierzyłam, że moje poświęcenie w końcu zaowocuje, że to tylko kwestia czasu. Nie wiedziałam, że te pochwały były częścią gry, która miała mnie zatrzymać na stanowisku jak najdłużej.
Zauważyłam coś dziwnego
Z każdym miesiącem moje zaangażowanie rosło, ale obietnice awansu zaczynały brzmieć coraz bardziej ogólnikowo. Pan Domański, który wcześniej regularnie wspominał o „świetlanej przyszłości”, teraz unikał konkretów.
– Jesteśmy w trakcie restrukturyzacji – powiedział podczas jednej z rozmów. – Musimy chwilowo wstrzymać decyzje kadrowe, ale twoje nazwisko jest na pierwszym miejscu listy do awansu.
Przyjęłam te słowa z uśmiechem, ale w środku coś zaczęło mnie niepokoić. Dlaczego nagle wszystko zostało wstrzymane? W biurze zaczęły krążyć plotki. Ludzie mówili o problemach finansowych firmy, o cięciach budżetowych i opóźnieniach w wypłatach dla zewnętrznych dostawców. Oficjalnie nikt niczego nie potwierdzał, ale atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Pewnego dnia, pracując nad raportem, zauważyłam coś dziwnego. Jeden z projektów, który miał być zakończony, wciąż generował koszty, mimo że oficjalnie był zamknięty. Gdy zapytałam o to koleżankę z działu finansowego, tylko pokręciła głową.
– Naprawdę wierzysz, że wszystko tu jest tak przejrzyste, jak się wydaje? – zapytała z wyraźnym sarkazmem.
Nie chciałam wierzyć w te słowa. Byłam przekonana, że jeśli firma rzeczywiście ma problemy, to przełożeni dadzą znać. Każdy dzień przynosił jednak kolejne znaki ostrzegawcze. Klienci zaczęli się skarżyć na opóźnienia w realizacji projektów, a niektóre umowy były renegocjowane w ostatniej chwili. Tymczasem pan Domański wydawał się coraz bardziej zdystansowany. Pewnego wieczoru, pracując do późna, zauważyłam go w gabinecie, pochylonego nad telefonem. Wyglądał na spiętego. Miałam ochotę wejść i zapytać, co się dzieje, ale się powstrzymałam. Pomyślałam sobie, że może ma trudniejszy okres.
Świat walił mi się na głowę
Nadszedł dzień, który miał zmienić wszystko. Byłam w biurze od rana, przygotowując się na spotkanie, podczas którego, jak wierzyłam, zostanie ogłoszony mój awans. Pan Domański zaprosił mnie na rozmowę, a ja nie mogłam opanować podekscytowania.
– Chciałem z tobą porozmawiać o przyszłości – zaczął, siadając naprzeciwko mnie.
Czekałam na te słowa przez lata. Moje serce biło szybciej, a w głowie pojawiały się obrazy sukcesu i uznania.
– Niestety, muszę cię poinformować, że stanowisko, o które się ubiegałaś, zostało przydzielone komuś innemu – dodał, a jego głos zabrzmiał sucho i bez emocji.
Czułam, jak świat wali mi się na głowę.
– Co? – wydukałam, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. – Ale jak to? Przez lata mówił pan, że jestem na liście do awansu…
Domański westchnął, jakby był zmęczony tą rozmową.
– Wiem, że to trudne. Twoja praca jest nieoceniona, ale musieliśmy podjąć strategiczną decyzję. Osoba, którą wybraliśmy, wnosi świeże spojrzenie i…
– Kto to jest? – przerwałam mu, czując, jak wzbiera we mnie gniew.
– To młodszy pracownik z zewnątrz. Ma świetne referencje i doskonałe wyniki w poprzedniej firmie – odpowiedział, unikając mojego wzroku.
Byłam oszołomiona. Młodszy pracownik? Ktoś, kto nawet nie znał specyfiki naszej firmy?
– Pracuję tu pięć lat – powiedziałam drżącym głosem. – Poświęcałam czas, zdrowie i rodzinę, wierząc, że moje wysiłki zostaną docenione. Jak mogliście mi to zrobić?!
– Rozumiem, że jesteś rozczarowana, ale to tylko stanowisko. Nadal jesteś kluczowym członkiem zespołu – dodał, jakby to miało mnie uspokoić.
Nie chciałam słuchać więcej. Wyszłam z gabinetu, czując gniew. Każda pochwała, każde zapewnienie o moim „ogromnym potencjale” nagle stało się pustym kłamstwem.
Byłam tylko pionkiem w grze
Kilka dni po rozmowie z panem Domańskim postanowiłam złożyć wypowiedzenie. Czułam, że nie mogę dłużej pracować z ludźmi, na których tak bardzo się zawiodłam. Kiedy zebrałam swoje rzeczy i po raz ostatni przeszłam przez korytarz, poczułam ulgę. Wiedziałam, że to koniec rozdziału, który kosztował mnie więcej, niż chciałam przyznać.
Kilka tygodni po odejściu otrzymałam wiadomość od koleżanki, która nadal pracowała w firmie.
– Musisz o czymś wiedzieć – zaczęła, jej głos w słuchawce był cichy, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. – Firma jest w dużo gorszym stanie, niż myśleliśmy. Zarząd właśnie ogłosił restrukturyzację, a część działów ma być zamknięta.
Zamarłam.
– Jak to możliwe? – zapytałam, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
– Wszystko było ukrywane – kontynuowała. – Cięcia budżetowe, opóźnienia w płatnościach… To dlatego obiecywali ci awans. Chcieli cię zatrzymać, bo wiedzieli, że bez ciebie projekty by się posypały. Ale nie mieli zamiaru go przyznać, bo nie mieli na to pieniędzy.
Te słowa były jak cios. Przez te wszystkie lata byłam tylko pionkiem w ich grze. Wykorzystywali moją lojalność, wiedząc, że wierzę w ich obietnice.
– Myślisz, że firma przetrwa? – zapytałam, choć już znałam odpowiedź.
– Nie sądzę – odpowiedziała koleżanka. – Słyszałam, że zarząd planuje ogłosić upadłość.
Po zakończeniu rozmowy długo siedziałam w ciszy, próbując poukładać w głowie to, co właśnie usłyszałam. Moja praca, moje poświęcenie – wszystko było budowane na kłamstwach.
Czułam się zagubiona
Po odejściu z firmy i odkryciu prawdy czułam się zagubiona. Przez lata żyłam w przekonaniu, że moja lojalność i ciężka praca zostaną nagrodzone, a okazało się, że byłam tylko narzędziem do osiągnięcia celów. Mimo to wiedziałam, że muszę zacząć od nowa. Przez kilka tygodni wysyłałam CV, szukałam ofert pracy i odbywałam rozmowy kwalifikacyjne. Nie było łatwo – na każdej rozmowie miałam w głowie obawy, że znów trafię w miejsce, gdzie ludzie będą mnie wykorzystywać.
W końcu dostałam propozycję pracy w mniejszej firmie, która działała na zupełnie innych zasadach. To nie była prestiżowa korporacja, ale już podczas rozmowy czułam, że tu liczą się ludzie, a nie tylko wyniki. Pierwsze dni w nowym miejscu były jak powiew świeżego powietrza. Szefowa przywitała mnie z uśmiechem.
– Widzę, że masz ogromne doświadczenie – zaczęła, siadając naprzeciwko mnie w małym, ale przytulnym biurze. –
Byłam zaskoczona. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że ktoś naprawdę chce usłyszeć, co mam do powiedzenia.
– Szukam miejsca, w którym moja praca będzie miała znaczenie – odpowiedziałam szczerze. – I gdzie będę mogła czuć się częścią zespołu, a nie tylko trybikiem w maszynie.
Monika uśmiechnęła się.
– Myślę, że dobrze trafiłaś – odpowiedziała.
Zaczęłam powoli odbudowywać swoją pewność siebie. Projekty, które realizowałam w nowej firmie, były mniejsze, ale dawały mi satysfakcję. Zespół był zaangażowany i otwarty, a każdy sukces był wspólnie świętowany. Po pracy wracałam do domu z uśmiechem, coś, czego nie robiłam od dawna.
Moja praca ma sens
Pewnego wieczoru, pijąc herbatę przy kuchennym stole, pomyślałam o tym, co mnie spotkało. Firma, której poświęciłam lata życia, wykorzystała moją lojalność i zdradziła moje zaufanie. Ale teraz widziałam, że było to potrzebne, bym mogła znaleźć swoje miejsce i nauczyć się stawiać granice. Pomyślałam sobie, że lojalność wobec pracy nie może oznaczać zdrady samej siebie.
Praca w nowej firmie nie była może tak prestiżowa, jak sobie wymarzyłam, ale w końcu czułam, że moja ma sens. Zrozumiałam, że prawdziwy sukces to nie tylko tytuł i pieniądze, ale także szacunek do samej siebie i do ludzi.
Z uśmiechem na twarzy wzięłam do ręki notes i zapisałam w nim słowa, które miały mi przypominać o tej lekcji: „Praca jest ważna, ale nigdy ważniejsza od ciebie”.
Kasia, 38 lat