„Latami wytykano mnie palcami i zwątpiłam, że kiedykolwiek się komuś spodobam. Dzięki koleżance przekułam kompleks w atut”
„Nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam, że parę metrów dalej stoi kilku pierwszaków i pokazuje na mnie palcem. Tak jak stałam, bez torby i kurtki wybiegłam ze szkoły. O 16 siedzącą na wycieraczce znalazła mnie mama. Jedyne, co była w stanie ze mnie wydusić, to to, że nigdy więcej nie pójdę do szkoły. A może nawet w ogóle nie wyjdę z domu… Nigdy”.
- Barbara, 35 lat
Dlaczego to musiała być Baśka? Panie Robercie, przecież Kaśka czy Aśka pasowałyby tak samo dobrze. Dlaczego pan mi to zrobił? Piosenka „Baśka miała fajny biust” zespołu Wilki była hitem lata 2002 roku. Gdy we wrześniu poszłam do pierwszej klasy gimnazjum, zrozumiałam, że już się od niej nigdy nie uwolnię.
Mam na imię Basia. I nigdy nie miałam fajnego biustu. Gorzej. Nigdy nie miałam biustu w ogóle! Od zawsze byłam najmniejsza i najchudsza w klasie. Mijały lata i nic się nie zmieniało. Jako pierwsza stanik zaczęła nosić Iwona. Od razu stała się najpopularniejszą dziewczynką. Chłopcy przepychali się, żeby na lekcjach siedzieć za nią i choć raz dla żartu strzelić jej gumką od stanika. Iwona udawała święte oburzenie, a my wszystkie zieleniałyśmy z zazdrości.
Wszóstej klasie biustonosze miały już wszystkie moje koleżanki. Fakt, niektóre trochę na wyrost, ale jednak. Zdesperowana mierzyłam w sklepach najmniejsze rozmiary – ale efekt ciągle był żałosny. W rezultacie na zabawie na koniec podstawówki byłam jedyną dziewczynką , która cały wieczór przestała pod ścianą.
Dziś, z perspektywy lat, cały problem wydaje mi się śmieszny. Ale wtedy gdy dorastałam, brak biustu był dla mnie sprawą życia i śmierci. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Każdego ranka w łazienkowym lustrze wypatrywałam oznak, że moje piersi zaczęły rosnąć. Na próżno. A potem poszłam do gimnazjum. Jako pierwszy rocznik po reformie. Tak się złożyło, że w klasie było dużo więcej chłopców niż dziewczynek. Ich nieformalnym przywódcą szybko został Damian. Był od nas o dwa lata starszy – dwa razy powtarzał szóstą klasę. Miał już zarost i palił papierosy na przerwach. Na korytarzach krążyła plotka, że jego ojciec odsiaduje wyrok za rozbój. Od początku śmiertelnie się bałam tego chłopaka. Chyba to wyczuł, bo natychmiast zostałam jego ofiarą.
Jednak prawdziwa zabawa zaczęła się w karnawale
Na szkolnym balu z głośników poleciał hit zespołu Wilki. Damian nagle spojrzał na mnie z końca sali i zobaczyłam w jego oczach błysk. Podbiegł do didżeja, wyrwał mu mikrofon i zawołał:
Zobacz także
– Uwaga, uwaga! Specjalna dedykacja dla Basi z pierwszej ce! Jeszcze raz, od początku, specjalnie dla Basi. Uwaga!
Po chwili podbiegł do mnie i pomimo że się opierałam, wyciągnął mnie na parkiet. Jego koledzy zwęszyli dobrą zabawę. Otoczyli mnie kręgiem i klaszcząc, wszyscy zawyli razem z Robertem Gawlińskim, wokalistą Wilków: „Baśka miała fajny biust…”.
Od tamtej pory nie było dnia, żebym nie słyszała na korytarzu zaczepek typu „Baśka, pokaż cycki!”. „Baśka, a gdzie twój biust?”.
Damian potrafił przytargać do szkoły radiomagnetofon i na każdej przerwie puszczać ten kawałek. Posunął się nawet do tego, że zmiksował specjalną wersję, która składała się tylko z pierwszego wersu i refrenu. I tak w kółko przez pięć minut. Nikt nigdy nie stanął w mojej obronie. Trochę rozumiem. Bali się Damiana tak samo jak ja.
Gdy na dyskotece na zakończenie pierwszej klasy Damian znowu zrobił numer z dedykacją dla mnie hitu Wilków – uciekłam i obiecałam sobie, że na żadną szkolną zabawę więcej nie pójdę.
Na moje nieszczęście „Baśka” królowała w radiostacjach także w kolejne wakacje. Gdy pojechałam na kolonie, postanowiłam wziąć sprawę we własne ręce.
– Magda – przedstawiałam się wszystkim swoim drugim imieniem.
Fortel nawet się powiódł. I choć mój brak kobiecych kształtów nie uszedł uwadze kolonistów, nikt nie prześladował mnie „Baśką”. Niestety, do czasu…
Na tych koloniach po raz pierwszy usłyszałam wierszyk: „Z tyłu plecy z przodu plecy, pan Bóg stworzył ją dla hecy”.
O rany, ależ wszyscy się zaśmiewali, gdy na plaży wyrecytował go Krzysiek. Chłopcy tarzali się ze śmiechu. A ja próbowałam stać się niewidzialna…
W połowie kolonii Krzysiek z Maćkiem dla żartu wykradli z pokoju wychowawczyni karty kolonijne. Odczytywali na głos informacje o tym, kim są czyi rodzice, jakie kto ma choroby. Pozostali ryczeli ze śmiechu, modląc się w duchu, żeby w ich karcie nie było nic kompromitującego.
– Barbara Magdalena Krawczyk – Krzysiek wylosował kolejną kartę. – Zaraz, zaraz, to my mamy tu jakąś Basię?
Popatrzył w kartę i po chwili skojarzył.
– Rany, chłopaki, nasza płaska Madzia ma naprawdę na imię Basia! Baśka… Aaaa…. No to trzy cztery i śpiewamy!
Z kilkunastu gardeł wyrwał się ryk: „Baśka miała fajny biust…”.
Purpurowa ze wstydu i upokorzenia wybiegałam z sali. Pognałam do lasu i płakałam przez godzinę. Do pokoju wróciłam, gdy wszyscy już spali.
Spakowałam plecak, przerzuciłam go przez płot i powędrowałam do miasteczka. Rano z przystanku PKS zgarnął mnie patrol policji. Z komisariatu odebrała mnie mama. Nie wiem jak, ale udało mi się ją przebłagać, żeby zabrała mnie do domu.
Nie powiedziałam jej, co się stało. Wstydziłam się
Przyszedł kolejny wrzesień i trzeba było iść do szkoły. Przez chwilę myślałam, że będzie lepiej. Damian w wakacje nie zdał poprawek. Został w pierwszej klasie, na dodatek został przeniesiony do innej szkoły.
Odetchnęłam z ulgą. Byłam pewna, że wreszcie będę mieć spokój. Minęły dwa miesiące, a ja ani razu nie usłyszałam znienawidzonej „Baśki”.
Oj, zatęskniłam jeszcze za żartami Damiana. Przy tym, co stało się w tamte Walentynki, puszczanie „Baśki” wydało mi się niewinną zabawą… Gdy minęło kilka miesięcy, uznałam, że mogę zaryzykować i pójść na szkolną dyskotekę walentynkową.
Po godzinie uznałam jednak, że to nie był dobry pomysł. Ledwo kończył się jeden utwór – sztywniałam. Cały czas bałam się, że z głośników poleci „Baśka”. W końcu postanowiłam wracać do domu. W krzakach przed szkołą kilku chłopaków piło piwo. Nie przyjrzałam się im. Odruchowo przyśpieszyłam kroku. Gdy ich mijałam, ktoś zarzucił mi szmatę na głowę. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać. Ale byłam bez szans.
Poczułam, że ktoś rozpina mi bluzkę i ściąga koszulkę. Cała zesztywniałam z przerażenia. Byłam pewna, że zaraz stanie się najgorsze.
– Pstrykaj! – zawołał jakiś chłopak.
Głos wydał mi się znajomy, ale nie miałam pojęcia do kogo należy.
– Dobra. To spadamy.
Nagle trzymające mnie ręce zniknęły. Przewróciłam się na ziemię. Przez chwilę bałam się ruszyć. W końcu uznałam, że jestem sama. Ściągnęłam z głowy szmatę. Wstałam i zapięłam bluzkę. Zastanawiałam się, co się stało. Czy ktoś ich spłoszył? O co chodziło? Uznałam, że najlepiej będzie jak najszybciej uciec do domu i o wszystkim zapomnieć. W końcu nic takiego się nie stało…
Do domu prawie biegłam, cały czas odwracając się za siebie. Gdy w końcu zamknęłam za sobą drzwi, odetchnęłam z ulgą.
– Basia, to ty? – dobiegł mnie głos mamy.
– Tak.
– Dobrze się bawiłaś?
– Świetnie. Idę pod prysznic.
W łazience nagle zaczęłam płakać. Choć próbowałam – długo nie mogłam przestać, szlochałam, co raz przemywając twarz wodą. W końcu się pozbierałam. Umyłam się, włożyłam piżamę i poszłam powiedzieć mamie dobranoc.
– Na pewno wszystko dobrze? – mama przyjrzała mi się uważnie.
– Jasne, tylko jestem bardzo zmęczona. Idę spać, do jutra.
W nocy nie mogłam zasnąć. Wmawiałam sobie, że nic się nie stało, że najgorsze za mną, że wszystko będzie dobrze. Ale w środku czułam niepokój.
Przez cały weekend starałam się nie myśleć o tym, co wydarzyło się w piątek. Znajdowałam sobie kolejne zajęcia. Aż mama nie mogła się nadziwić, że nagle zrobiłam porządki w pokoju, zaproponowałam jej, że sama upiekę ciasto…
W niedzielę wieczorem zadzwoniła Agata, koleżanka z klasy.
– Cześć. Co słychać? – zagaiła.
Odparłam, że okej. Chwilę później nasza rozmowa się skończyła. Zastanawiałam się, po co właściwie Agata zadzwoniła.
W poniedziałek rano zaspałam
Gdy wpadłam do szkoły, cała klasa stała pod drzwiami pracowni matematycznej. Byli wyraźnie czymś podekscytowani. Na mój widok zamilkli. Nie miałam pojęcia, co się stało. Agata, z którą siedziałam w ławce, całą lekcję się do mnie nie odezwała.
Bomba wybuchła na dużej przerwie. Poszłam do łazienki i nagle stanęłam jak wryta. Na drzwiach wisiało zdjęcie… Od razu wiedziałam, kogo przedstawia. Nagle wszystko stało się jasne… Wprawdzie na zdjęciu nie było mojej twarzy, ale byłam pewna, że cała szkołą wiedziała, to kogo należą te piersi. Na dole wielkimi literami wypisane było wiadome hasło: „Baśka miała fajny biust”.
Nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam, że parę metrów dalej stoi kilku pierwszaków i pokazuje na mnie palcem. Tak jak stałam, bez torby i kurtki wybiegłam ze szkoły. O szesnastej siedzącą na wycieraczce znalazła mnie mama. Jedyne, co była w stanie ze mnie wydusić, to to, że nigdy więcej nie pójdę do szkoły. A może nawet w ogóle nie wyjdę z domu… Nigdy.
W ubraniu położyłam się do łóżka. Nakryłam się kołdrą i leżałam tak, cała dygocząc. Mama w końcu dała za wygraną. Wieczorem usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Dobiegła mnie ściszona rozmowa. Wydało mi się, że słyszę Agatę.
Kwadrans później mama weszła do mojego pokoju. Usiadła na łóżku i choć nie wychynęłam spod kołdry. zaczęła mówić.
– Była Agata. Przyniosła twoją torbę i kurtkę. Powiedziała mi o tym zdjęciu…
Dalej nie słuchałam. Zwinęłam się w kłębek i zatkałam uszy. Marzyłam o tym, żeby stać się niewidzialną. Mama zaczęła szarpać mnie za ramię.
– Kochanie. Musisz ze mną porozmawiać. Czy to jest naprawdę twoje zdjęcie? Kto ci to zrobił? Musimy iść na policję.
Naciągnęłam znowu kołdrę na głowę
Nie chciałam jej słuchać. Przez trzy dni nie wstawałam z łóżka i się nie odzywałam. Wiem, że moja mama była u dyrektora szkoły i na policji. Oczywiście okazało się, że nie wiadomo kto zrobił ani kto powiesił zdjęcie. To nie były czasy komórek z aparatami fotograficznymi, internet raczkował. Ktoś zrobił zdjęcie i wydrukował prawdopodobnie na domowej drukarce…
Mama miała do mnie żal, że nigdy wcześniej z nią nie porozmawiałam. Ani o swoich kompleksach, ani o prześladowaniu „Baśką”. W końcu coś we mnie pękło. Przepłakałyśmy razem cały wieczór. Obiecałam, że cokolwiek się zdarzy, przyjdę i jej o tym powiem. Rozmawiałyśmy prawie do rana. Mama opowiedziała mi o swoich kompleksach z czasów, gdy była w moim wieku. I jak z czasem zrozumiała, że to dziecinada. Powoli zaczęłam wierzyć, że moje życie jeszcze się nie skończyło.
Gdy w końcu wstałam z łóżka – wiedziałam jedno. Nie wrócę do tego gimnazjum. Mamy, która wychowywała mnie sama, nie było stać na opłacenie mi nauki w szkole społecznej. Dlatego zostałam zameldowana u babci, w dzielnicy na drugim końcu miasta. Mama zgodziła się też, żebym przynajmniej przez jakiś czas pomieszkała u babci. Będę mieć bliżej do szkoły. I nie będę musiała spotykać znajomych z podwórka.
Bałam się pierwszego dnia w nowej klasie. Niepotrzebnie. W klasie było dużo więcej dziewcząt. Nieliczni chłopcy okazali się bardzo sympatyczni. Po tygodniu czułam się tak, jakbym znała wszystkich od urodzenia. Zapisałam się do kółka teatralnego. Z braku chłopców grałam wprawdzie Romea, ale w ogóle się tym nie przejęłam.
Bo nikt nie sugerował, że dostaję tę rolę z powodu braku biustu.
Kompleksów na dobre pozbyłam się w liceum
Koleżanka z klasy projektowała ubrania. Gdy dostała w szkole zgodę na zorganizowanie pokazu mody – przybiegła do mnie.
– Baśka, ty masz figurę modelki! Musisz wystąpić! W tych moich tunikach będziesz wyglądała świetnie! – piszczała.
Z oporami, ale w końcu dałam się przekonać. Z dnia na dzień stałam się szkolną gwiazdą. Na pokaz zaprosiłam Agatę, koleżankę ze starego gimnazjum.
– Wspaniale wypadłaś. Zazdroszczę ci. Ja z moimi metr pięćdziesiąt w kapeluszu nie mam szans na karierę w modelingu – Agata nie kryła zachwytu.
Miałam nadzieję, że opowie o tym pokazie znajomym z podwórka i starej szkoły. Gdy się rozstawałyśmy, powiedziała to, co powinna kilka lat temu:
– Basia… Przepraszam, że nigdy nie stanęłam w twojej obronie. Powinnam była coś zrobić. Ale wiesz, bałam się… Bałam się, że wtedy przerzucą się na mnie…
Oczywiście nie miałam w planach zostania zawodową modelką. Ale dobrze było wiedzieć, że moja największa wada nagle okazała się atutem!
Potem zdałam maturę, poszłam na studia i na letnim obozie poznałam Mateusza. Pobraliśmy się zaraz po studiach, ale na dzieci postanowiliśmy poczekać. Zwiedziliśmy razem cały świat. W końcu w zeszłym roku podjęliśmy decyzję: zaczynamy akcję dzidziuś. Poszło nam całkiem sprawnie. Jestem w piątym miesiącu ciąży. Moje ciało zaczęło się zmieniać. I dlatego przypomniała mi się historia z tą nieszczęsną „Baśką”.
Kilka dni temu stanęłam nago przed lustrem i popatrzyłam na swój dorodny biust. Zaczęłam się śmiać.
Znalazłam „Baśkę” na YouTube. Gdy Mateusz przyszedł do sypialni, zawołałam:
– Panie proszą panów! – i włączyłam.
– Przecież ty nie znosisz tego kawałka – mój mąż nie krył zdziwienia, ale dał mi się porwać do tańca.
– No, uważaj. Chyba nie chcesz powiedzieć, że mój biust nie jest fajny? He? – spojrzałam groźnie na Mateusza. Podniósł ręce w geście poddania, kochany.