Reklama

Siedziałem na kanapie i przeglądałem stare zdjęcia. Były tam kadry z czasów, kiedy Marcin i ja byliśmy nierozłączni – nasze pierwsze wspólne wakacje, wyjścia na mecze, nawet przeprowadzka, podczas której zapakowałem wszystkie jego graty do swojego samochodu. To były chwile, które uważałem za fundament naszej przyjaźni.

Reklama

– Co ty tak w tych zdjęciach grzebiesz? – zapytała żona, wchodząc do pokoju.

– Przypominam sobie stare czasy – odpowiedziałem z uśmiechem. – Marcin i ja przeszliśmy razem tyle rzeczy.

– Tyle rzeczy, które ty dla niego zrobiłeś – skwitowała, siadając obok mnie.

Spojrzałem na nią zdezorientowany.

– Co masz na myśli?

– On zawsze do ciebie dzwoni, kiedy czegoś potrzebuje. Nigdy odwrotnie. Zastanów się, kiedy ostatni raz Marcin zrobił coś dla ciebie – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Zamilkłem. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem. Marcin zawsze miał problemy – kłopoty z pracą, rozstania, spóźnione terminy płatności. Ja zawsze byłem tym, który pomagał.

Ale na tym polega przyjaźń – odparłem w końcu. – Być dla siebie w trudnych chwilach.

Ania westchnęła.

– Tylko upewnij się, że nie jesteś dla niego tylko wygodnym rozwiązaniem – rzuciła, wychodząc z pokoju.

Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że miała rację.

Czułem gulę w gardle

Kilka miesięcy później znalazłem się w trudnej sytuacji i sam potrzebowałem pomocy. Firma, w której pracowałem od lat, ogłosiła upadłość, a ja w jednej chwili straciłem stabilność, na której zbudowałem swoje życie.

Początkowo byłem pewien, że sobie poradzę, ale tygodnie mijały, a oferty pracy nie przychodziły. W końcu postanowiłem zadzwonić do Marcina – znał ludzi, miał kontakty. Byłem pewien, że mi pomoże.

– Cześć! Mam sprawę – zacząłem, starając się brzmieć spokojnie.

– Michał? Co tam słychać? – zapytał radośnie.

Straciłem pracę i szukam czegoś nowego. Pomyślałem, że może znasz kogoś, kto mógłby pomóc – powiedziałem, choć w gardle czułem gulę.

– Oj, stary, współczuję – odpowiedział, ale jego ton stracił entuzjazm. – Wiesz co, teraz mam taki zapieprz, że ledwo ogarniam własne sprawy.

– Może moglibyśmy się spotkać, porozmawiać? – zapytałem.

– Nie mam kiedy, może za jakiś czas. Muszę kończyć, bo mam ważne spotkanie – rzucił szybko i rozłączył się, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

Zostałem z telefonem w ręku. Zawsze byłem gotów rzucić wszystko, by pomóc Marcinowi. Ostatnio, gdy potrzebowałem pomocy, on nawet nie znalazł czasu na rozmowę.

Wieczorem rozmawiałem o tym z Anią.

– Mówiłam ci o tym. On nie jest twoim przyjacielem, tylko kimś, kto wykorzystuje twoją lojalność – powiedziała bez ogródek.

– Może naprawdę był zajęty – broniłem go, ale w głębi duszy zaczynałem rozumieć, że coś jest nie tak.

Zamrugałem z niedowierzaniem

Kilka dni później spotkałem się ze znajomym na kawę. Był jedną z tych osób, które zawsze miały dobrą radę i zdawały się widzieć więcej, niż chciały pokazać.

Słyszałem, że straciłeś pracę – zaczął Piotr, kiedy usiedliśmy przy stoliku. – Jak sobie radzisz?

– Jakoś daję radę – odpowiedziałem, choć wiedziałem, że brzmię nieprzekonująco. – Dzwoniłem do Marcina, ale wiesz, jak to z nim jest. Zawsze zajęty.

Piotr spojrzał na mnie uważnie, a jego twarz przybrała poważny wyraz.

Powiem ci coś, co może cię zdziwić – powiedział ostrożnie.

– Co masz na myśli? – zapytałem.

– Marcin… on często mówi o tobie w towarzystwie. Zawsze wspomina, ile mu pomogłeś, ale… – zawahał się.

– Ale co? – naciskałem.

Nigdy nie mówi o tobie z szacunkiem – odparł w końcu. – Opowiada o tobie jak o kimś, kto jest naiwny i łatwowierny.

Zamrugałem z niedowierzaniem, próbując przetrawić jego słowa.

– Nie wierzę – powiedziałem cicho. – Znam Marcina od lat. Zawsze byliśmy przyjaciółmi.

Piotr westchnął.

– Przyjaźń powinna działać w obie strony, a czy Marcin kiedykolwiek zrobił coś dla ciebie?

Przez chwilę milczałem.

– Może to nie tak, jak myślisz – powiedziałem w końcu, choć sam zaczynałem w to wątpić.

– Tylko ty możesz to ocenić – odpowiedział Piotr. – Ale z boku wygląda to na coś bardzo jednostronnego.

Byłem zdruzgotany

Słowa Piotra nie dawały mi spokoju. Przez kolejne dni analizowałem każdą sytuację, w której pomagałem przyjacielowi, nie raz rezygnując z własnych planów. Za każdym razem, kiedy potrzebowałem wsparcia, Marcin nagle znikał.

Musiałem wiedzieć, czy nasza przyjaźń była iluzją. Kilka dni później spotkaliśmy się w jego ulubionej kawiarni. Marcin wyglądał na zrelaksowanego, jakby nic się nie stało.

– Co tam? – zapytał z szerokim uśmiechem.

Przez chwilę zastanawiałem się, jak zacząć.

– Chcę porozmawiać o naszej przyjaźni – powiedziałem w końcu.

Marcin spojrzał na mnie, unosząc brwi.

Przyjaźni? Co masz na myśli?

Wziąłem głęboki oddech.

– Powiedz mi, kim dla ciebie byłem przez te wszystkie lata? Bo zaczynam myśleć, że tylko chłopcem na posyłki – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.

Jego uśmiech zniknął.

– Co ty mówisz? Przecież zawsze cię szanowałem.

– Naprawdę? – zapytałem ostro. – Bo z tego, co słyszałem, traktowałeś mnie jak narzędzie. Zawsze byłem tym, który pomagał, załatwiał, wyciągał cię z kłopotów. A kiedy ja potrzebuję pomocy, ciebie nie ma.

Marcin zaczął coś tłumaczyć, ale przerwałem mu.

– Przestań. Powiedz mi szczerze, ile razy pomogłeś mi, kiedy miałem problem?

Zaczął się wiercić na krześle.

– Nie zawsze miałem możliwość… – zaczął, ale jego głos brzmiał słabo.

– Nie miałeś możliwości? Czy po prostu nie chciałeś? – warknąłem.

Marcin opuścił wzrok.

– Może czasami było łatwiej skorzystać z twojej pomocy… – przyznał cicho.

– Łatwiej – powtórzyłem z gorzkim uśmiechem. – Dla mnie to była przyjaźń. Dla ciebie transakcja.

Zebrałem swoje rzeczy i wstałem.

– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Znajdź sobie kogoś innego do pomocy – powiedziałem, odchodząc.

Byłem zdruzgotany, a jednocześnie czułem się wolny.

Jestem zły

Gdy wróciłem do domu, Ania czekała na nie w salonie. Siedziała na kanapie, trzymając w rękach kubek herbaty i patrzyła na mnie z troską.

– I jak się czujesz? – zapytała w końcu.

– Dziwnie – przyznałem. – Z jednej strony jestem zły na siebie, że tyle lat byłem ślepy. Z drugiej… cieszę się, że to się skończyło.

Lepiej późno niż wcale – stwierdziła żona, uśmiechając się delikatnie.

– Ale wiesz, co boli najbardziej? – zapytałem, patrząc na nią. – Że tyle razy rezygnowałem z własnych potrzeb, żeby być dla niego. A on nigdy nawet nie próbował tego odwzajemnić.

Ania pokiwała głową.

– Teraz będziesz miał więcej czasu dla ludzi, którzy naprawdę cię docenią – powiedziała.

Zaczynałem to rozumieć. Przez lata stawiałem Marcina na pierwszym miejscu, ignorując własne potrzeby i uczucia. Teraz miałem szansę skupić się na sobie i na relacjach, które były autentyczne.

Kilka dni później Marcin próbował do mnie zadzwonić. Nie odebrałem. Wysłał mi wiadomość, w której przepraszał i prosił o spotkanie, ale wiedziałem, że to niczego nie zmieni. Ta relacja dobiegła końca, a przyjaźń, którą budowałem przez lata, okazała się iluzją.

Kilka miesięcy później przypadkowo spotkałem Piotra.

– I jak się trzymasz? – zapytał, patrząc na mnie uważnie.

– Lepiej, niż myślałem – odpowiedziałem. – Zakończenie przyjaźni z Marcinem było trudniejsze, niż przypuszczałem, ale teraz czuję się… wolny.

Piotr uśmiechnął się i skinął głową.

– Wiedziałem, że dasz radę. Jesteś dobrym człowiekiem.

W tych słowach było coś, co mnie poruszyło. Zrozumiałem, że zasługuję na ludzi, którzy naprawdę chcą być częścią mojego życia.

Reklama

Michał, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama