„Mam charakterek i nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. Ci którzy spróbowali, szybko pożałowali”
„Trochę za dużo tych zbiegów okoliczności, żeby nie dawały do myślenia. Dlatego zyskałam przydomek >>wiedźma
- Dagmara, lat 30
Ekspres do kawy był nowiutki i nigdy dotąd nie sprawiał problemów, dlatego trudno odgadnąć, dlaczego niespodziewanie buchnął gorącą parą prosto szefowej w twarz.
– Auu! – zawołała. – Co się dzieje?
– Trzeba przemyć zimną wodą – poradziła Asia, moja najlepsza koleżanka z biura.
Mirka skinęła głową, po czym szybko wybiegła do łazienki. Zostałyśmy w kuchni we trzy: Joanna, Magda i ja. Cały dział księgowy.
– Widzicie? Nie warto robić na złość Dagmarze – zaśmiała się Joanna i spojrzała na mnie wymownie. – Zawsze tak to się kończy.
Nie odpowiedziałam, tylko zajęłam się parzeniem kawy. Ekspres zachowywał się jak najbardziej poprawnie i nie zamierzał zrobić mi krzywdy. Myślałam o tym, że ostatnio faktycznie miałam na pieńku z szefową. Pod jakimś durnym pretekstem nie chciała mnie puścić na urlop w terminie, który mi pasował. Powiedziała, że muszę poczekać do września. Kompletnie zrujnowało to moje plany.
Zobacz także
– Ta nasza wiedźma – ciągnęła Asia. – Pamiętacie, jak jej kiedyś Marzenka nadepnęła na odcisk? Później złapała taki katar, że dwa tygodnie jej nie było.
– Marzenka sama była sobie winna – stwierdziła racjonalnym tonem Magda. – To ona twierdziła, że spanie przy otwartym oknie jest zdrowe niezależnie od pory roku.
Zaczęłyśmy plotkować o koleżankach i dzień jakoś zleciał. Tylko szefowa zwolniła się wcześniej, bo jej twarz po poparzeniu parą wyglądała bardzo źle i wolała zasięgnąć porady lekarskiej. Gdy wychodziła, Asia zerkała na mnie z uśmiechem znad komputera.
– No co? – zirytowałam się.
– Nic, nic! – wyszczerzyła się do mnie. – Zupełnie nic.
Widać takie już moje szczęście…
Po powrocie do domu znalazłam na wycieraczce kwiaty oraz liścik od sąsiadki z dołu. Przepraszała mnie za awanturę, którą niedawno mi urządziła. Długo upierała się, że to ja zalewałam jej mieszkanie… Dopóki rura w jej ścianie całkiem nie pękła i to ona z kolei zalała dwa piętra – aż do parteru. Miała się baba z pyszna.
Mąż czekał na mnie z obiadem. Nie pracował od pewnego czasu i polubił domowe obowiązki. Po zwolnieniu z poprzedniej pracy miał problem ze znalezieniem nowego stanowiska. To trochę zabawne – a może wręcz ironiczne – bo kiedy mnie przytrafiło się to samo i niespodziewanie otrzymałam wypowiedzenie, bardzo się mnie czepiał.
– No i gdzie ty teraz znajdziesz pracę? – wypominał mi. – Trzeba było siedzieć cicho, pokorne ciele dwie matki ssie.
Chodziło mu o to, że w poprzedniej pracy byłam mobbingowana przez przełożonego i odważyłam się zgłosić sprawę wyżej. Łatwo się domyślić, jak to się skończyło. Ale istnieje jakaś sprawiedliwość na świecie. Kilka miesięcy później mój przełożony i kierownik, który wręczył mi wypowiedzenie, mieli wypadek w drodze na konferencję. Ja nie narzekałam na swój los. Dostałam dobrą odprawę, a nową pracę znalazłam w ciągu kilku tygodni. I lepiej płatną. „Nie ma tego złego…”, pomyślałam, ale zaraz przypomniałam sobie, że znowu nie najlepiej trafiłam z szefową. Widać takie już moje szczęście…
Dziwne przygody
W moim życiu zdarzało się dużo przypadków – niektóre dziwne, inne wręcz niepokojące. Pierwszy raz zauważyłam to jeszcze w szkole. W gimnazjum miałam taką koleżankę… Była bardzo zazdrosna, bo miałam lepszą średnią. Ba, byłabym pierwsza w klasie! Pewnie dlatego postanowiła mi zaszkodzić. Nie mogła w żaden sposób wpłynąć na moje oceny, ale zachowanie to co innego, ta ocena jest raczej uznaniowa. Więc doniosła naszemu wychowawcy, że widziała, jak palę papierosy. Oczywista bzdura i nikt jej nie uwierzył, ale ja byłam taka zła! Chciałam, żeby coś jej się stało… Tak bardzo, bardzo! Następnego dnia poślizgnęła się na schodach. Świadectwo odbierała z nogą w gipsie.
Później była ta nauczycielka matematyki, która uparła się, żeby postawić mi trójkę, chociaż wychodził mi znacznie lepszy stopień. W kolejnym semestrze odeszła z powodów zdrowotnych, a ja nie miałam więcej problemów z matmą.
Na studiach podobał mi się pewien kolega… Wykorzystał moje zainteresowanie, żeby splagiatować moją pracę, miałam przez to mnóstwo kłopotów. Gdy czekaliśmy później na egzamin pod gabinetem profesora, tak się przepychał, że dostał drzwiami w twarz. Wybity ząb upadł prosto pod jego nogi. Zdał dopiero w terminie poprawkowym.
Przeżyłam jeszcze podobne przygody z nielubianą współlokatorką, wredną promotorką, opiekunem praktyk… Gdy kiedyś oszukała mnie sprzedawczyni w sklepie, w następnej minucie strąciła sobie na stopę kasę fiskalną. W jaki sposób? Do dzisiaj tego nie wiem. No i był jeszcze teść, który za mną nie przepadał, bo „nie warto brać panny bez posagu”. Zmienił zdanie, gdy ciężko zachorował i spędził kilka tygodni w szpitalu. Wówczas wartości rodzinne zaczął cenić wyżej niż pieniądze…
Nie robiłam tego specjalnie
Gdy następnego dnia przyszłam do pracy, Aśka przybiegła do mnie niemal w podskokach. Zaciągnęła mnie do kuchni, do kąta przy ekspresie.
– Nie uwierzysz, co się stało! Szefowa dzisiaj nie przyszła – poinformowała mnie. – Z jej twarzą jednak coś jest nie tak… Nie wiem, czy tak bardzo się poparzyła, czy przy okazji dostała jakiegoś uczulenia. W każdym razie ma zwolnienie do końca tygodnia.
– Kurczę, to niedobrze – zmartwiłam się.
Sądząc po wcześniejszych słowach Aśki, w firmie już cieszyłam się reputacją wiedźmy… Gdy wszyscy dowiedzą się o stanie szefowej, te głupie plotki znajdą jak najbardziej realne potwierdzenie.
– Ale to nie wszystko – ciągnęła Joanna. – Dzwoniła tu wcześnie rano, szukała cię.
– Chce mnie pozwać o odszkodowanie? – westchnęłam.
– Co ty! Skoro ma poranioną twarz, nie powinna się opalać ani nic w tym stylu, więc nie chce teraz jechać na urlop. Zaproponowała, żebyście zamieniły się terminami. Wiesz, co to znaczy? – Aśce zaświeciły się oczy.
– Dlatego mi odmówiła – domyśliłam się. – Nie dlatego, że jestem potrzebna w firmie… Po prostu chciała jechać w tym samym czasie, choć wcześniej tego nie zgłosiła.
– Dokładnie! – pokiwała głową koleżanka. – Świnia, nie? Dostała za swoje!
Asia się cieszyła, ja nie. To zdarzenie było niczym kropla, która przepełniła czarę goryczy. Już wcześniej to podejrzewałam, jednak odsunęłam od siebie te myśli. Wydawały mi się absurdalne, mimo że fakty przedstawiały się następująco: każdy, kto kiedykolwiek źle mnie potraktował, kto próbował mnie oszukać lub wykorzystać, ponosił błyskawiczną karę. Każdy, kto zalazł mi za skórę. Kto w najmniejszym stopniu mi się naraził. Nie robiłam tego specjalnie, nie starałam się nikomu zaszkodzić, nawet nigdy nikomu źle nie życzyłam. Wszystko to występowało jakby poza moją wolą, a jednak się działo.
Usiadłam ciężko na krześle w firmowej kuchni i schowałam twarz w dłoniach. To było za dużo, nie mogłam tego znieść. Aśka była przerażona moim zachowaniem.
– Dagmara, co się stało? – zapytała.
– Asiu… a jeśli to ja… Jeśli jestem trucizną? – powiedziałam ze łzami w oczach.
– O czym ty gadasz?!
Streściłam jej pokrótce wnioski, do których doszłam. Wspomniałam też o kilku niewyjaśnionych zdarzeniach z przeszłości.
– Ty sama nazwałaś mnie czarownicą – rzuciłam na koniec z wyrzutem.
– To były tylko żarty! – zaśmiała się. – Tak gadałam, żeby gadać. Naprawdę tak nie myślę, w życiu! To są tylko takie zbiegi okoliczności, nie możesz brać tego do siebie – zapewniała mnie gorąco.
Zobaczę, co z tego wyniknie
Otarłam łzy, podniosłam wzrok na moją koleżankę. Tak bardzo mnie przekonywała, z takim zaangażowaniem. Śmiała się i klepała mnie po ramieniu. A jednak było tam coś jeszcze… W jej oczach zobaczyłam strach. Autentyczny strach, że mogę ją uznać za wroga, a przecież dobrze wiedziała, jak to się kończy.
– Dzięki, Asiu, prawdziwa z ciebie przyjaciółka – uśmiechnęłam się do niej.
Chętnie zamieniłam się z szefową na urlopy, a w porze obiadowej zgłosiłam, że nie czuję się najlepiej i wcześniej wyszłam do domu. Wracałam spacerkiem przez miasto i dużo o tym wszystkim myślałam. Czy już zawsze będę musiała żyć w tej niepewności: czy to wszystko jest dziełem przypadku, czy może rzeczywiście posiadam jakiś niezwykły dar, którego nie potrafię nijak kontrolować. Kogo mogłabym o to zapytać? Wróżki? Phi! Nie wierzę w takie rzeczy.
Zatrzymałam się na środku ulicy i zaczęłam serdecznie śmiać, nie zważając na mijających mnie ludzi. Kto wie… może jednak jestem wiedźmą? Chciałabym tylko umieć zrobić z tego nieco lepszy użytek. Poćwiczę i zobaczę, co z tego wyniknie.