Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam snuć w głowie scenariusze przyszłości z Krystianem, ale pewnie gdzieś po pierwszym lecie razem. Spędziliśmy je w Bieszczadach, w jakiejś drewnianej chacie bez zasięgu, gdzie piło się kawę z termosu i rozmawiało o rzeczach, które dotąd kisiłam głęboko w sobie. To był ten rodzaj miłości, co daje oddech.

Reklama

Taki, który sprawia, że nawet cichy dzień wydaje się pełen sensu. Przez dwa lata byliśmy niemal nierozłączni. Wydawało się, że idziemy w tym samym kierunku. Ale ostatnio coś zaczęło się rozjeżdżać. Krystian częściej spoglądał w telefon niż w moje oczy. Był obecny, ale nieobecny. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może być nie tak. Bo przecież miałam być tą jedyną. Bo przecież kochał. Tak mówił.

Fatalna pomyłka

Zobaczyłam go, jak krząta się nerwowo między rzędami dyń. Słońce łagodnie filtrowało się przez lekko pochmurne niebo, tworząc ciepłe światło, które nadawało wszystkiemu odrobinę magii. Serce waliło mi jak oszalałe – czułam, że to będzie ten dzień. Krystian nigdy nie był typem romantyka, ale zaprosił mnie tu, na to słynne pole dyniowe, gdzie co druga para robiła sesje zaręczynowe. Miał na sobie nową koszulę i wyglądał… jakby planował coś większego.

– Chodź, Michalina – zawołał mnie, wyciągając rękę.

Podeszłam, uśmiechając się niepewnie. W tym całym gwarze, pomiędzy dyniami, ukląkł. Wyciągnął małe pudełeczko. Otworzył je i…

– Oliwio, wyjdziesz za mnie?

Zamarło wszystko. Głosy ludzi, skrzypienie butów po ziemi, nawet powiew wiatru. Patrzyłam na niego jak na obcego.

– Co ty powiedziałeś? – wyszeptałam, choć słyszałam to aż za dobrze.

– To… to był żart. Przejęzyczenie – bąknął, jakby dopiero teraz zorientował się, co zrobił. – Michalina, kochanie, nie złość się.

Zanim zdążyłam zareagować, podeszła do nas młoda dziewczyna w pomarańczowej kamizelce.

O, to znowu pan! Był pan tu tydzień temu z tą wysoką brunetką… też robiliście zdjęcia przy dyniach. Ale ładnie to pan zorganizował – powiedziała radośnie i odeszła, zupełnie nieświadoma, że właśnie rozwaliła czyjeś życie.

Patrzyłam na Krystiana. Już nie byłam pewna, kim jest ten człowiek.

Przejęzyczenie czy zdrada?

Jechaliśmy w ciszy. Krystian trzymał ręce na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mu palce. Ja siedziałam obok, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, z oczami wlepionymi w drogę.

– Kim jest Oliwia? – zapytałam w końcu. Spokojnie.

Zacisnął szczękę.

– Przecież ci powiedziałem. To było przejęzyczenie. Jakaś koleżanka z pracy. Pomyliły mi się imiona, to się zdarza.

Odwróciłam się w jego stronę.

– Widziałam twój wzrok, Krystian. Twoje usta znały to imię zbyt dobrze, żeby to był przypadek.

– To nic nie znaczy – powiedział, ale jego głos był już słabszy. – Naprawdę, Michalina. Kocham cię.

– Kochasz mnie? A tydzień temu, z tą brunetką, też mnie kochałeś? – rzuciłam z ironią, której nie potrafiłam powstrzymać.

– To jakaś pomyłka! Nie ufasz mi?!

– To mi śmierdzi. Zbyt łatwo powiedziałeś to imię – powtórzyłam.

Krystian gwałtownie zwolnił, jakby chciał, żebyśmy wypadli z tego samochodu i nie musieli już nic mówić.

– To tylko głupie przejęzyczenie – powiedział po raz trzeci. – Kocham ciebie, Michalina.

– Nie próbuj ratować mnie tymi słowami – odparłam cicho.

Przejrzałam jego telefon

Zamknęłam się w łazience. Krystian chodził po mieszkaniu jak cień, mamrocząc pod nosem coś o kolacji, o tym, że powinniśmy porozmawiać. Ale ja nie potrzebowałam rozmowy. Potrzebowałam odpowiedzi. I zamierzałam je znaleźć sama.

Wzięłam jego telefon. Zostawił go bez blokady. Może z przyzwyczajenia, a może z pewności, że nigdy nie będę szukać. Ale dziś przestałam być tą samą Michaliną, co tydzień temu.

Zaczęłam od galerii. Zdjęcia z wyjazdu, których nigdy nie widziałam. Krystian uśmiechnięty, w okularach przeciwsłonecznych, przy basenie. A obok niego ona – wysoka brunetka z pieprzykiem przy ustach. Oliwia.

Przerzuciłam się na aplikację do rezerwacji hoteli. W historii – apartament w Sopocie, romantyczna kolacja w górach, dwie rezerwacje w tym samym czasie, kiedy ja byłam „na szkoleniu służbowym”.

Zrobiło mi się niedobrze. Dosłownie. Usiadłam na brzegu wanny, próbując złapać oddech. Wciąż nie płakałam. Jeszcze nie. Włączyłam Instagram. Wpisałam: „Oliwia”. Jej twarz wyskoczyła od razu. W opisie: „Tak szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. 💍”.

Zadzwoniłam do Leny.

– Wszystko w porządku? – zapytała od razu.

– Nie… – wyszeptałam. – On mnie zdradził. Bawił się moimi uczuciami.

Opowiedziałam jej o swoim odkryciu.

– On cię nie kochał, Michalina. On kochał wygodę. Dwie kobiety, dwa życia – powiedziała bez cienia wątpliwości.

Zaskoczyła mnie jej reakcja

Napisałam do niej o drugiej w nocy. Bez zbędnych słów. „Potrzebuję porozmawiać. Nie o Krystianie. O sobie. I o tobie”. Odpisała rano. Krótko: „Ok. O 17. Kawiarnia przy rynku”.

Bałam się. Ręce mi drżały, gdy nalewałam sobie kawy. Bałam się, że spotkam kogoś, kto mnie nienawidzi. Albo – co gorsza – kogoś, kto cierpi tak samo jak ja.

Oliwia była pierwsza. Siedziała przy stoliku przy oknie. W jeansowej kurtce, bez makijażu, wyglądała na zmęczoną i… trochę przestraszoną. Gdy mnie zobaczyła, wstała. Nie podała ręki. Tylko skinęła głową.

Usiadłam. Milczenie między nami było dziwne, inne niż z Krystianem. To było milczenie dwóch kobiet, które nie wiedzą, kim dla siebie są.

– Wiem o wszystkim – zaczęłam. – O hotelach, o zdjęciach. O zaręczynach.

Myślałam, że jesteś jego byłą – powiedziała po chwili. – Albo że nigdy nie byliście naprawdę razem. Przysięgam… nie wiedziałam.

– Ja też nie – odpowiedziałam cicho. – Nie wiedziałam, że nie jestem jedyna.

Patrzyłyśmy na siebie. W jej oczach nie było złośliwości. Było rozczarowanie. Do niego. Do siebie. Do życia.

– Czy on też mówił ci, że jesteś tą jedyną? – zapytała nagle.

Tylko wymownie spojrzałam. Obie zamilkłyśmy. Czułam, że od teraz już żadna z nas nie będzie miała złudzeń.

Twarzą w twarz z kłamcą

Nie chciałam już jego wyjaśnień. Nie potrzebowałam zamykania historii rozmową. Ale musiałam go zobaczyć. Spojrzeć mu w oczy. Zobaczyć, jak reaguje, gdy wszystko wiem.

Przyszedł spóźniony. Jakby ten moment też chciał odwlec. Usiadł naprzeciwko, niepewnie się uśmiechając.

– Michalina… Nie wiem, od czego zacząć.

– Nie zaczynaj. Nie musisz. Już wszystko wiem – przerwałam mu.

Zmieszał się.

– Spotkałam się z Oliwią – powiedziałam. – Wszystko sobie powiedziałyśmy. Po prostu… prawdę.

Zbladł. Nawet nie próbował udawać, że nie wie, o czym mówię.

– Słuchaj, ja…

– Nie – znów mu przerwałam. – Nie chcę twoich przeprosin. Nie chcę twoich wyjaśnień. Chcę tylko, żebyś wiedział, że już nigdy nie spojrzysz w lustro tak samo.

Zamilkł. Pierwszy raz naprawdę nie miał nic do powiedzenia. Patrzył na mnie jak na kogoś, kogo znał kiedyś, ale nie poznaje teraz. I dobrze. Bo ja już nie byłam tą Michaliną, którą zostawił.

Wstałam. Nie odwracałam się, gdy wychodziłam. Nie było już potrzeby.

Teraz już tylko lepiej

Kilka tygodni później znów byłam na tym samym polu dyniowym. Szłam między rzędami pomarańczowych dyń, wdychając chłodne, jesienne powietrze. W uszach miałam muzykę, którą kiedyś puszczał mi Krystian. Dziś ta sama melodia brzmiała jak wspomnienie kogoś obcego.

Minęłam miejsce, gdzie wtedy ukląkł. Gdzie wypowiedział cudze imię, myśląc, że może zakląć rzeczywistość i żadna z nas się nie zorientuje. Pamiętam tę wersję siebie – naiwną, rozmarzoną. I trochę jej współczuję. Ale już jej nie jestem.

Oliwia wyjechała. Napisała mi, że życzy mi siły. Myślę o niej ciepło. Dziwnie to zabrzmi, ale w tej całej katastrofie była chociaż osobą, która nie kłamała.

Nie wiem, czy jeszcze komuś zaufam. Może nie dzisiaj. Może nie jutro. Wierzę jednak, że wyczerpałam limit nieudanych związków, a teraz czeka mnie tylko coś lepszego.

Michalina, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama