„Liczyłam na romantyczną kolację z sąsiadem, ale mnie wystawił. Ten wieczór uratował tajemniczy mężczyzna”
„Kiedy tylko uchyliłam drzwi, ujrzałam przed sobą ogromne pudło. Była to przesyłka od mojego syna, której wyczekiwałam z niecierpliwością. Zza kartonu wyłoniła się znajoma twarz z parą roześmianych, ciemnych oczu. – Jola? Nie wierzę własnym oczom! – wykrzyknął przyprószony siwizną mężczyzna stojący w progu. – Czy to naprawdę ty?”.
- Listy do redakcji
Kiedy ma się 60 lat, romansowanie to ostatnia rzecz, o której się myśli! Moja przyjaciółka zawsze powtarza: „Kto normalny wychodzi się opalać, gdy słońce już zaszło? Każda sprawa ma swój czas. Z miłością jest tak samo!”. Chociaż ona sama od niedawna jest w związku z facetem, z którym błyskawicznie zdecydowała się dzielić mieszkanie i do dziś im się układa, mimo że nie stanęli na ślubnym kobiercu, to innych przestrzega przed podejmowaniem takiego ryzyka.
W kółko mnie poucza
Twierdzi, że w naszym wieku należy mieć się na baczności, bo dojrzalszym mężczyznom chodzi przede wszystkim o darmowe wyżywienie i dach nad głową. A także o to, żeby w przypadku złego stanu zdrowia zyskać bezpłatną opiekę!
– Ciebie jakoś nie przerażała taka przyszłość – odparowałam, ale ona momentalnie skontrowała, tłumacząc, że gdy spotkała swojego wybranka, miała mimo wszystko mniej lat niż ja obecnie i od razu poczuli do siebie miętę, więc grzechem byłoby nie zaryzykować!
– Z tobą sprawa wygląda inaczej – pouczała mnie. – Od dłuższego czasu żyjesz w pojedynkę, odzwyczaiłaś się od faceta w domu i w ogóle, więc to mogłoby być totalną porażką. Miej się na baczności, dobrze ci mówię!
Zosia ma całkowitą rację, ponieważ mój Henio odszedł z tego świata już dziesięć lat temu temu i od tamtej pory nie otworzyłam się na nikogo nowego. Z moim mężem przeżyliśmy razem aż trzy dekady… Ciężko jest się przestawić i rozpoczynać wszystko od zera po takim czasie.
Poczułam się samotna
Dopiero gdy przeszłam na wcześniejszą emeryturę, dopadło mnie poczucie osamotnienia. Mój jedyny syn mieszka daleko i komunikujemy się tylko przez telefon. Cała rodzina jest zabiegana, zajęta własnymi sprawami. Nawet przyjaciółki nie znajdują chwili na spotkania, bo pilnują wnuków, a moja najlepsza koleżanka również ma nowego faceta, który wypełnia jej czas. Krótko mówiąc, tak naprawdę nie mam nawet do kogo się odezwać.
W moim bloku mieszka głównie młodzież. Jedynie sąsiad z naprzeciwka wydaje się być w podobnym do mnie wieku, jednak poza wymianą pozdrowień nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać. Sprawia wrażenie wiecznie zabieganego, zdarza się, że nie ma go przez dłuższy czas, prawdopodobnie z powodu częstych wyjazdów. Najbardziej intrygujące jest to, że regularnie odwiedza go pewna kobieta, atrakcyjna blondynka, ubrana zgodnie z najnowszymi trendami, która na oko może mieć około czterdziestu lat.
Zresztą on też jakoś zwraca moją uwagę.. Może chodzi o wyprostowaną sylwetkę i żywiołowe gesty, a może o sposób, w jaki się uśmiecha? Trudno to określić, ale fakt jest taki, że kiedy na niego patrzę, to od razu robi mi się jakoś lżej na duszy.
Z kolei nasz sąsiad z naprzeciwka zawsze mnie pozdrawiał, ale nigdy nie nadarzyła się okazja do dłuższej pogawędki. Dlatego też nieźle mnie zaskoczył, stając nagle w drzwiach mojego mieszkania. Najpierw usłyszałam przedłużający się dźwięk dzwonka, a zaraz potem energiczne pukanie, więc szybko poszłam otworzyć.
Sąsiad mnie zaskoczył
Spodziewałam się kuriera z przesyłką od syna Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam sąsiada z przeciwka! Ubrany w jasnobłękitną koszulę, sztruksowe spodnie i granatowy fartuch kuchenny. W dłoni dzierżył chochlę do zupy…
– Proszę się nie złościć – rzekł. – Wiem, że to może być dla pani kłopot, ale jestem w sytuacji podbramkowej… Zależy mi na wsparciu kogoś, kto się zna na gotowaniu, więc przyszło mi do głowy, że pani będzie wiedziała.
– Niby trochę znam się na kuchni, ale nie mam pojęcia, co pan próbował ugotować i czy dam radę cokolwiek uratować. Przypalił pan jakąś potrawę?
– Przesadziłem z solą… Jak można temu zaradzić? Od razu wywalić?
– Eee, no niekoniecznie. Aż tak pan przesolił?
– Tak. Może przyniosę odrobinę w jakimś kubeczku? Albo wie pani co, zapraszam do mnie na moment… Sama pani oceni, czy mam rację.
Zazwyczaj pewnie bym protestowała, bo nie powinno się chodzić do mieszkania faceta, którego się dobrze nie zna, ale on miał tak przyjazny uśmiech, że zdecydowałam się zaryzykować. Dla pewności i tak napisałam SMS-a do sąsiadki z dołu, że idę do mieszkania obok i żeby mnie odwiedziła, gdybym się nie odezwała w ciągu piętnastu minut.
Pomogłam mu
Niezwłocznie ruszyliśmy do kuchennego królestwa, gdzie panował nieznaczny bałagan, co chyba normalne, gdy chłop bierze się za gotowanie. Ale pomieszczenie samo w sobie sprawiało wrażenie jasnego i przytulnego, a mój humor jeszcze bardziej poprawił się na widok takich samych żaluzji jak u mnie w domu oraz identycznego zegara na ścianie!
Po kuchni roznosiła się kusząca woń zupy z dyni i marchwi, rzeczywiście zdecydowanie za słonej, ale surowy ziemniak wrzucony do niej w zupełności wystarczył, żeby odzyskała smak. Doradziłam jeszcze zmiksowanie jej na krem i dorzucenie listka świeżej bazylii, którą wypatrzyłam w doniczce na parapecie.
– Łyżka kwaśnej śmietany czy jogurtu naturalnego i zostanie pan uznany za króla gotowania – zażartowałam wesoło. – Kobieta, dla której przygotowuje pan te pyszności, na pewno to zauważy i będzie zachwycona!
Rzuciłam mimochodem uwagę o tej tajemniczej damie, ale on momentalnie sposępniał, zrobił się jakiś zamyślony i po chwili wyznał:
– Oby pani słowa okazały się prorocze. Od tego wieczoru naprawdę wiele zależy, nawet nie ma pani pojęcia jak wiele… W każdym razie ogromnie dziękuję za pomoc. Z pozostałymi rzeczami już chyba sam sobie poradzę – dodał pospiesznie.
Byłam trochę zazdrosna
Nikt w życiu nie przygotowywał mi tak wyszukanej kolacji! To ja za każdym razem stałam przy garach, serwowałam, denerwowałam się, czy potrawa przypadnie do gustu, czy mój mąż powie coś miłego, nie będzie marszczył nosa, a później użalał się nad zgagą, twierdząc, że to przez moje dania.
Gdy tylko znalazłam się w swoim mieszkaniu, momentalnie zjawiła się u mnie sąsiadka mieszkająca piętro niżej. Opowiedziałam jej ze szczegółami całą historię.
– Ojej! – wykrzyknęła podekscytowana. – Już rozumiem, co tu jest grane! Kilka dni temu, a wiesz przecież, że z mojego okna doskonale wszystko widać, zauważyłam, jak odjeżdżała taksówka, a z niej wysiadł on w towarzystwie tej kobiety, która go tu odwiedza.
– Z blondynką? Atrakcyjną i w kwiecie wieku? – dopytałam, chcąc mieć pewność.
– Ciężko ocenić jej wiek, ale fakt, wyglądała kwitnąco. I owszem, to ta sama osoba. Oboje wysiedli z samochodu, ale chyba coś było nie tak, bo ona zamierzała wrócić do środka, a on ją powstrzymywał. Żywo gestykulowali, ona próbowała się uwolnić, on ją obejmował, kajał się. Bezskutecznie. Zatrzasnęła drzwi i odjechała.
– No i co z nim?
– Stał jak słup soli. Gapił się i gapił w ślad za odjeżdżającą taksówką, a później powolnym krokiem ruszył w stronę domu.
– Tylko że tę zupkę przesolił jak diabli!
– Nic nowego, zakochani zawsze przesadzają z solą. Nie słyszałaś nigdy o tym?
Zmarnowałam cały wieczór
Co chwila nasłuchiwałam, czy coś się dzieje na klatce schodowej. Jak tylko usłyszałam jakiś hałas, leciałam do wizjera. Ale mijały godziny, a u sąsiada panowała totalna cisza, zero wchodzenia czy wychodzenia. Zupełnie jakby mieszkanie było puste. Dopiero gdy wybiła północ, dałam sobie spokój z czatowaniem pod drzwiami. Byłam pewna, że ona nie przyszła. Wstyd się przyznać, ale w duchu się ucieszyłam…
Mniej więcej po dwóch tygodniach ponownie natknęłam się na mojego sąsiada. Wspomniał, że był poza miastem, trochę niedomagał, ale teraz czuje się już lepiej i chciałby wyrazić wdzięczność za moją pomoc.
– Co pani powie na kawkę i koniak? – spytał. – Całkiem przyjemna knajpka została otwarta w pobliżu, może tam pójdziemy?
– Bardzo chętnie – przystałam na propozycję. – Ale wie pan co? Zrezygnujmy z wyjścia. To ja pana ugoszczę w moich skromnych progach. Obiecuję, że postaraniem się nie przesolić ani nie przypalić niczego. Daję słowo.
Zaplanowaliśmy spotkanie
Od wielu lat nie czułam takiej euforii! Wymyśliłam wspaniałe dania na kolację. Zaopatrzyłam się w najlepsze wino, doprowadziłam mieszkanie do perfekcji, a nawet odwiedziłam fryzjera i lekko się pomalowałam.
Na długo przed czasem byłam gotowa. Zjawił się wcześniej, ale nie dlatego, że nie mógł się doczekać spotkania, a jedynie po to, by wszystko odwołać. Nieoczekiwanie odezwała się do niego ta blondynka i chciała się spotkać. Facet oszalał z radości i jedyne, o czym marzył, to zobaczyć ją jak najszybciej.
– Chyba pani to rozumie? Z nerwów i tak nic bym nie przełknął. Czekałem na nią tak długo… – oznajmił.
Nie pojmowałam jego zachowania. Zirytowałam się.
– Byłem już pewien, że nie ma szans, a tu nagle oznajmiła mi, że chętnie się ze mną spotka. Muszę jeszcze skoczyć po jakiś bukiet. Jak pani sądzi, może być z róż?
To był zmarnowany wieczór
W myślach podsumowałam koszty. Wliczając w to nie tylko jedzenie i trunki, ale również fryzjera, nowe kosmetyki, a nawet drogi odświeżacz powietrza w ubikacji. „Ale z ciebie idiotka” – przeszło mi przez myśl. Zmarnowałam masę pieniędzy. Za naiwność i mrzonki przychodzi słono płacić. Nagle ponownie dał się słyszeć dźwięk dzwonka u drzwi.
– Paczka dla szanownej pani! – dobiegł mnie miły głos.
Kiedy tylko uchyliłam drzwi, ujrzałam przed sobą ogromne pudło. Była to przesyłka od mojego syna, której wyczekiwałam z niecierpliwością. Zza kartonu wyłoniła się znajoma twarz z parą roześmianych, ciemnych oczu.
– Jola? Nie wierzę własnym oczom! – wykrzyknął przyprószony siwizną mężczyzna stojący w progu. – Czy to naprawdę ty?
Nie widziałam go od lat
Wyszło na to, że Michał, kolega z dawnej pracy, teraz po godzinach dorabia do emerytury i roznosi przesyłki. Długo się nie widzieliśmy. Wiedziałam, że jest samotny, bo żona już lata temu wyjechała do Ameryki, poznała tam innego faceta i już nie wróciła do kraju.
Bardzo go kiedyś lubiłam, był szczery jak mało kto, miał niesamowite poczucie humoru i nigdy nie marudził. Dlatego kiedy go zobaczyłam, ucieszyłam się. Kolacja się nie zmarnowała. Moje starania się opłaciły, bo dawno nie usłyszałam tylu miłych słów! I chyba nigdy nie czułam się tak wspaniale. A potem sprawy potoczyły się tak, jak to zwykle bywa, gdy dwoje ludzi ma pewność, że właśnie odnaleźli swój największy skarb. I nie mieliśmy co do tego najmniejszych wątpliwości.
Kilka miesięcy później zamieszkaliśmy razem. Zgodziliśmy się, że nie będziemy wiecznie randkować, bo nie mamy na to czasu. W końcu doszliśmy do wniosku, że kluczowe jest to, czego się pragnie, a my po prostu chcieliśmy dzielić życie i być ze sobą szczęśliwi.
Już nie jestem sama
Póki co układa nam się świetnie i jesteśmy bardzo zadowoleni. Niedawno, wracając do domu z zakupami, w tym z butelką szampana, natknęliśmy się na sąsiada. Wyjeżdżał gdzieś ponownie i poprosił nas, abyśmy od czasu do czasu sprawdzali jego drzwi i usuwali ulotki z wycieraczki. Zapewniliśmy go, że nie ma problemu i chętnie się tym zajmiemy.
– Romantyczna kolacja we dwoje? Zazdroszczę wam i trzymam kciuki! – rzucił z uśmiechem.
Niestety, jemu chyba niezbyt się poszczęściło. Niby mi go żal, ale też cieszę się, że właśnie tak się stało, bo dzięki temu spotkałam Michała.
Jolanta, 62 lata