„Liczyłam, że na naszą rocznicę mąż wymyśli coś specjalnego. Nadzieje prysły, gdy zobaczyłam, kogo zaprosił na kolację”
„Założył granatową koszulę, tę, którą kiedyś dostał ode mnie na urodziny. Rzadko ją zakładał. Założyłam płaszcz, a on uśmiechnął się delikatnie. I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni”.

- Redakcja
Wstaję codziennie o 5:45, zanim jeszcze wschód słońca dotknie firanki. Zakładam szlafrok, idę do kuchni, wstawiam wodę na owsiankę i wkładam butelkę z mlekiem do podgrzewacza. Półprzytomna wyciągam z lodówki szynkę na kanapki dla Marcina. W międzyczasie nasze dziecko się budzi, najczęściej z płaczem. A ja już wiem, że przez następne godziny nie będę nawet miała szansy spokojnie usiąść z kawą.
Byłam zmęczona
Wieczorem sprzątam kuchnię, kładę dziecko spać, próbuję ogarnąć bałagan w salonie i – jeśli starczy sił – umyć włosy. Marcin zazwyczaj siedzi wtedy z laptopem, udając, że kończy coś do pracy, choć wiem, że ogląda filmiki na YouTubie. Od miesięcy czuję się jak służąca na dwóch etatach, która tylko podaje jedzenie, zmienia pieluchy i wstawia pranie. Długo tłumaczyłam sobie, że to tylko etap. Dzieci rosną, zmęczenie minie i znów będziemy parą, która wieczorem potrafi rozmawiać o czymś innym niż pieluchy i raty kredytu.
Rocznica to jedyny dzień w roku, kiedy moglibyśmy być po prostu we dwoje, bez nocnika, bez dziecięcych kaszek i wiecznie porozrzucanych zabawek. Miałam nadzieję na kolację w drogiej restauracji albo na spa z masażem… albo żeby mój mąż przypomniał sobie, że kiedyś się we mnie zakochał.
Zamknęłam drzwi łazienki i oparłam się na chwilę o zimne kafelki. Makijaż wyszedł mi całkiem nieźle. Chciałam wyglądać ładnie, ale naturalnie. Tak, żeby Marcin popatrzył na mnie jak przed urodzeniem dziecka.
Zaskoczyła nas
Założył granatową koszulę, tę, którą kiedyś dostał ode mnie na urodziny. Rzadko ją zakładał. Cieszyłam się, że jednak dziś postanowił ją wybrać.
– Gotowa? – zapytał, stając w drzwiach łazienki.
– Jeszcze tylko buty. Opiekunka już przyszła?
– Jest z Antosiem. Wszystko pod kontrolą.
Założyłam płaszcz, a on uśmiechnął się delikatnie. I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Marcin podszedł i otworzył.
– Ooo, mama? Co ty tu robisz?
W progu stała jego matka. Miała bukiet tulipanów i reklamówkę z domowym ciastem. Wyglądała na uradowaną.
– No jak to co, przecież dziś wasza rocznica! Pomyślałam, że wpadnę na chwilkę, złożyć wam życzenia. I coś wam przyniosłam! – podniosła torbę z ciastem do góry. – Tylko na moment, naprawdę. A może pójdziemy razem?
Wprosiła się
Zaniemówiłam. Marcin popatrzył na mnie niepewnie, jakby liczył, że zaraz coś powiem.
– Ale to miała być nasza rocznica – powiedziałam prawie szeptem.
– Oj, dziecko, będzie jeszcze ich ze sto. Zjedzmy razem – wtrąciła z wesołym śmiechem jego mama.
Nie miałam siły protestować. Wiedziałam, że jeśli zacznę mówić, to powiem za dużo. Pocałowałam Antosia w czoło, rzuciłam opiekunce kilka zdań i wyszliśmy we trójkę. W restauracji kelner z trudem wcisnął trzecią osobę do naszego zarezerwowanego wcześniej stolika.
– Kredyt już wzięty? Bo mówiliście coś o większym mieszkaniu, nie? – zapytała teściowa, zanim jeszcze kelner zdążył podać nam menu.
– Na razie tylko rozważamy – odparłam spokojnie.
– A drugie dziecko planujecie kiedy? Antoś taki samotny…
Wbiłam wzrok w obrus. Marcin coś bąknął o tym, że jeszcze nie teraz. Ale ja już wiedziałam, że ten wieczór nie będzie należał do nas.
Była wścibska
Zamówiłam sałatkę, której i tak nie zjadłam. Co chwilę słyszałam pytania o pracę, o przedszkole, o to, czy Antoś jeszcze się budzi w nocy. Wróciliśmy do domu przed dziesiątą. Opiekunka powiedziała, że Antoś zasnął spokojnie. Podziękowałam, zapłaciłam i poszłam do sypialni. Zdjęłam sukienkę, powiesiłam ją na krześle. Marcin wszedł chwilę później, bez słowa. Chciałam, żeby ten wieczór był inny, ale wyszło jak zawsze.
– To nie była kolacja rocznicowa – powiedziałam.
– Przesadzasz… – zaczął, ale nie dokończył.
– To było spotkanie kontrolne. Ona przyszła i została, bo ty jej na to pozwoliłeś – odparłam, patrząc na niego.
– Nie chciałem jej urazić…
– A mnie możesz? – spojrzałam mu w oczy. – Albo jesteśmy dorośli i planujemy własne życie, albo naprawdę nie potrzebna nam żadna rocznica.
Nie było krzyku, płaczu, żadnej sceny. Tylko cisza i dystans, którego już nie miałam siły niwelować.
Wszystko zepsuła
Kolejnego wieczoru siedzieliśmy w salonie. Antoś spał, w mieszkaniu było cicho. Telewizor był wyłączony, światło przygaszone. Marcin usiadł obok mnie. Oparł łokcie na kolanach i długo nic nie mówił.
– Zadzwoniłem do niej – odezwał się w końcu. – Nie chcę, żebyś czuła się źle.
– Nie chodzi o nią – dodałam. – Chodzi o to, że my nie mamy miejsca dla siebie. Zawsze jesteśmy czymś zajęci: rodziną, obowiązkami, codziennością. I nie mówię tego, żeby cię zranić. Mówię, bo nie chcę już udawać.
Marcin milczał.
– Nie da się być w związku, jeśli cały czas jesteśmy synem i synową, a nie parą.
Nie odpowiedział. Nie tłumaczył się. Może zrozumiał, a może tylko nie wiedział, co powiedzieć. Nie miałam pewności, czy to wystarczy, żeby coś odbudować. Nie wiedziałam, czy cokolwiek się zmieni na dłużej. Ale nie chciałam już walczyć o uwagę. Chciałam być z kimś, kto mnie widzi, a nie tylko stoi obok.
Postawił jej granice
Piątek po południu. Wracałam z Antosiem z placu zabaw. Byliśmy umówieni z Marcinem, że przygotuje obiad. Gdy weszliśmy na klatkę, zobaczyłam teściową. Stała pod naszymi drzwiami z plastikową torbą.
– Ooo, jesteście! Wpadłam na chwilę, mam rosół, zrobiłam więcej dla was.
Zatrzymałam się. Antoś popatrzył na mnie. Wcisnęłam klucz w zamek, otworzyłam drzwi.
– Marcin! – zawołałam. – Twoja mama przyszła!
Wyszedł z kuchni w fartuchu. Spojrzał najpierw na mnie, potem na nią.
– Cześć, mamo. Ale dziś… nie bardzo mamy czas. Może wpadnij w niedzielę?
Uśmiech jej zgasł. Bez słowa podała mi torbę z rosołem i odwróciła się w stronę windy.
Od tamtego dnia Marcin zaczął wracać wcześniej z pracy. Pytał, co kupić na obiad. Wieczorem potrafił usiąść obok mnie bez telefonu w ręce. Nie był nagle idealny, ale coś się zmieniło. Nie oczekiwałam cudów. Potrzebowałam jedynie prostych rzeczy: że ktoś odciąży mnie przy dziecku, że nie będę musiała prosić o uwagę, że ktoś spyta, jak się dziś czuję i nie ucieknie wzrokiem, gdy odpowiem szczerze.
Katarzyna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona bezczelnie romansowała pod moim nosem, a ja niczego nie widziałem. Oczy otworzył mi dopiero nasz 6-letni syn”
- „Teściowa twierdziła, że jestem prowincjuszką niegodną jej syna. Nie wiedziała z kim zadziera, bo miałam na nią haka”
- „Teściowa twierdziła, że jestem za młoda na dzieci. To, co nagadała mojej mamie, było po prostu podłe”