„Liczyłem, że na spotkaniu 40 lat po maturze spotkam dawną miłość. Niestety, los chciał inaczej”
„– A ta ładna blondynka z długimi włosami? Ta tu – stuknąłem palcem postać na prawym końcu rzędu siedzących. – Lidka. Miała nogi do samej szyi i figurę, że ho! I tyle… – No właśnie – przyznał Tomek. – Była śliczna, kochałem się w niej potajemnie. – Ja też. Wszyscy do niej wzdychali, ale nic z tego nie wychodziło”.
- Marcin, 58 lat
Nie jestem miłośnikiem rocznicowych imprez. Zawsze wyglądają podobnie, są nudne, a na zakończenie pojawia się pytanie: po co ja tam poszedłem. Dlatego gdy Tomek zadzwonił, by powiedzieć mi o obchodach 75. rocznicy powstania naszego liceum, w pierwszej chwili nie byłem zachwycony. W końcu od naszej matury minęły już 40 lat… A jednak, chcąc nie chcąc, kilka razy pomyślałem o dawnej klasie. Nie to, że jakoś zatęskniłem, kierowała mną zwykła ciekawość.
Liczyliśmy na dobrą frekwencję
Spróbowałem więc w internecie odnaleźć dawne koleżanki i kolegów. Z chłopakami było łatwiej: nie zmienili nazwisk tak jak dziewczyny, które powychodziły za mąż. Udało mi się nawiązać kontakt tylko z kilkoma osobami. Niby zareagowali sympatycznie: że miło, że fajnie się będzie zobaczyć, ale… akurat wtedy wyjeżdżam, mieszkam od lat w Australii lub w Stanach, spróbuję się wyrobić i… cisza.
– Widzisz, tak to właśnie wygląda, jak skrzykiwanie się w szkole do kina – zaśmiałem się, kiedy rozmawiałem z przyjacielem. – Chyba, może, nie…
– Kijem do nieba nikogo nie wpędzisz – przyznał Tomek. – Rozesłałem namiary, numery, adresy – komu będzie chciało się ruszyć tyłek, ten przyjdzie.
Wieczorem wyjąłem z szafy pudełko ze starymi zdjęciami i zacząłem przeglądać obrazki z czasów, kiedy nosiło się długie włosy i rozszerzane spodnie. Nie było tego wiele: kilka fotek z boiska, szkolnej wycieczki do Krakowa i pamiątkowa zbiorówka z IV klasy. Odbitka wzbudziła mój uśmiech. Przez lupę studiowałem twarze i próbowałem przypomnieć sobie kolejne nazwiska. Nie było łatwo… Zadzwoniłem do Tomka.
– Hej! Masz zdjęcie klasowe sprzed matury? – spytałem. – Bo ciekaw jestem, czy wszystkich rozpoznałeś…
Kumpel zachichotał.
– Właśnie miałem zapytać cię o to samo. Wpadnę do ciebie i przeprowadzimy śledztwo do końca. Też mam czarne dziury w głowie.
– Super, to czekam z wiśniówką.
Przypomniałem sobie o Lidce
Ten wieczór był trochę sentymentalny, ale fajny. Z przyjemnością przypominaliśmy sobie wydarzenia ze szczenięcych lat. No i przy wiśniówce rozpoznaliśmy prawie wszystkie twarze. Prawie.
– A ta ładna blondynka z długimi włosami? Ta tu – stuknąłem palcem postać na prawym końcu rzędu siedzących. – Lidka. Miała nogi do samej szyi i figurę, że ho! I tyle…
– No właśnie – przyznał Tomek.
– Była śliczna, kochałem się w niej potajemnie.
– Ja też. Wszyscy do niej wzdychali, ale nic z tego nie wychodziło. Ona chyba nigdy nie była na żadnej prywatce, na wycieczce. A na studniówce zmyła się zaraz po oficjalnym polonezie.
– Na balu maturalnym też nie była…
– Nie wiesz, z którą z dziewczyn się kolegowała? Któraś pewnie coś wie. Może po latach pojawi się na imprezie?
– Popytamy. Sami nic nie wymyślimy. Zdrowie weteranów – stuknęliśmy się szkłem i sączyliśmy trącącą pestkami wiśniówkę.
– Fajne to były czasy – westchnąłem. – Chyba się starzejemy…
Roześmialiśmy się i wcale nie straciliśmy dobrego humoru. Dzięki elektronice wieści o jubileuszu ruszyły w świat i zanosiło się na to, że będzie nas całkiem sporo. Pisali do mnie ludzie, z którymi nie miałem kontaktu przez lata. Niektórzy nawet dzwonili. I to było fajne, bo łatwiej było rozpoznać kogoś po głosie niż na współczesnej fotografii. Przez to zamieszanie czekałem na imprezę z coraz większą niecierpliwością.
Zadzwoniła do mnie
Tuż przed świętami tradycyjnie rozdzwonił się telefon. Życzenia, życzenia, życzenia… Odbierałem wszystkie połączenia, nie patrząc, kto telefonuje. Zgasiłem lampę i kładłem się już spać, gdy telefon zadzwonił jeszcze raz.
– Witaj, tu Lidia M., czy to Marcin? – delikatny kobiecy głos najpierw mnie zaskoczył, a potem w głowie otworzyła się klapka.
– Lidka! Piękna, małomówna blondynka… – niemal krzyczałem zaskoczony. – Tak, tu Marcin. Miło, że się odzywasz po latach. Że w ogóle się odzywasz… Jestem aż onieśmielony.
– Naprawdę? Rzeczywiście, niewiele rozmawiałam w szkole. Nieśmiała byłam bardzo… – jej głos brzmiał bardzo młodo; ciekawe jak teraz wygląda – pomyślałem.
– Raczej to ty onieśmielałaś wszystkich chłopaków, a dziewczyny ci po prostu zazdrościły…
– Naprawdę tak sądzisz? – zdziwiła się. – Ja miałam wrażenie, że jestem na marginesie.
– Chyba nie doceniasz swojej urody, wrażenia, jakie robiłaś. Podobałaś się dosłownie wszystkim…
– To dlaczego ze mną nie porozmawiałeś? – zapytała Lidka.
No właśnie… – myślałem gorączkowo. – Dlaczego?
– Chyba się krępowałem, bałem, że nie zechcesz. Ty, taka ładna…
– Byłam zwykłą dziewczyną.
– Raczej niezwykłą… Nie zaprzeczaj.
– Nie sprzeczajmy się, to już tyle lat…
– Sporo czasu minęło. Będziesz na jubileuszu? Wiesz o imprezie?
– Jestem bardzo daleko, nie dotrę…
– Może jednak się uda?
– To niemożliwe. Ale miło, że pogadaliśmy chwilę po latach. Że tak ciepło mnie wspominasz…
– Zadzwonisz jeszcze? Może uda się spotkać już po jubileuszu? Przecież świat się nie kończy, prawda?
– Może zadzwonię. Jeśli rzeczywiście świat się nie skończy… – mówiła teraz tak cicho, że musiałem się wsłuchiwać w jej głos. – Muszę kończyć. Wesołych świąt, Marcin. Pomyśl czasem o mnie. Do… kiedyś.
Odłożyłem telefon. Ale numer: Lidka do mnie zadzwoniła… Usypiając, widziałem jej blond włosy i najdłuższe nogi świata.
Kolega był w szoku
Impreza zaczęła się o 15.00. Tłumy absolwentów w różnym wieku, wśród nich – my, weterani. Kilka przemówień, zaproszenie do poczęstunku i tańców, i rozeszliśmy się do przygotowanych stołów. Naszą klasę reprezentowało liczne, dwunastoosobowe grono. Śmiechy, uściski, żarty, zdjęcia wnuków w smartfonach. Wziąłem Tomka pod rękę.
– Zadzwoniła do mnie Lidka, ta wiesz… – zagadałem szeptem. – No, zaskoczyła mnie ogromnie.
– Marcin, upiłeś się? – kumpel był wyraźnie zatroskany. – Może ktoś ci zrobił głupi kawał, ale rozmawiałem z dziewczynami i już wiem, że Lidka trzy miesiące po maturze zginęła w wypadku samochodowym. Tak więc… Nie opowiadaj tego lepiej nikomu.
Zamurowało mnie. Wyjąłem telefon i próbowałem znaleźć ślad tamtej rozmowy. Nic. Wróciłem do towarzystwa zdezorientowany. Sprawdzę później – pomyślałem.
Nie rozumiałem tego
Wieczór minął wesoło, a skończył się obietnicami, że spotkamy się za… trochę. Wracałem spacerem do domu, a w głowie miałem telefoniczną rozmowę z Lidką. Sen? – dumałem. – Niemożliwe, naprawdę z nią gadałem. Po powrocie do domu sięgnąłem do pudełka ze zdjęciami. Wyjąłem odbitkę z maturzystami IVc.
– Cholera jasna! – zakląłem wściekły.
Jak to się stało?! Prawa dolna strona fotografii zalana była wiśniówką. W tym momencie zadzwonił telefon.
– Sorry, szukam zdjęcia klasowego… – zaczął nerwowo Tomek. – Nie zostawiłem u ciebie?
– Nie. Za to moje jest zniszczone...
– Cholera – Tomek był wyraźnie zdenerwowany. – Może znajdę.
– Znajdź koniecznie – powiedziałem i przerwałem połączenie.
Niestety, nie znalazł do dziś. Mimo to doskonale pamiętam twarz Lidki, choć nigdy z nią nie porozmawiałem. A ten jej telefon, to chyba były sny po wiśniówce. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.