„Listy od teścia pachniały jak perfumy, a jego słowa były słodsze niż pączki w tłusty czwartek. Kto by się nie skusił?”
„Od tamtej chwili nie mogłam na niego patrzeć tak samo. Czułam się winna, choć przecież nic się nie wydarzyło. To były tylko listy. Słowa. Myśli zapisane na papierze. A jednak… każda kolejna wizyta u teściów przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca”.

- Redakcja
Czasem mam wrażenie, że Michał patrzy na mnie, ale nie widzi. Siedzimy przy jednym stole, ale jesteśmy jak obcy ludzie. On wgapiony w ekran laptopa, palce nerwowo wystukują coś na klawiaturze. Na moim talerzu stygnie kolacja, którą jak zwykle przygotowałam sama.
– Michał, może byś coś zjadł? – pytam cicho, choć wiem, że nie dostanę odpowiedzi.
Milczy. Mruczy coś pod nosem, jakbym była natrętną muchą, którą można zignorować. Kiedyś przynajmniej mówił, że jest zmęczony, teraz nawet na to nie ma siły. W naszej sypialni jest coraz więcej ciszy. Coraz mniej dotyku. Coraz mniej nas. Czuję, jak zaczynam znikać.
Za to mój teść, Tadeusz, zawsze zwraca na mnie uwagę. Uśmiecha się, znajduje pretekst, by powiedzieć mi komplement. „Masz piękną fryzurę, Agatko”, „Jaki piękny kolor sukienki, idealnie podkreśla twoje oczy”. To tylko niewinne słowa, ale sprawiają, że czuję się jak kobieta. Czasem łapię się na tym, że czekam na nasze spotkania. Że podświadomie wybieram taką sukienkę, która wiem, że mu się spodoba.
A potem pojawił się ten list. Kartka kremowego papieru, na niej eleganckie pismo, staranne, odręczne. „Jesteś promykiem światła w tym ponurym świecie” – czytam, a serce zaczyna bić szybciej.
Każde słowo było jak dotyk
Znalazłam go w skrzynce pocztowej, wśród rachunków i ulotek reklamowych. Nie było na nim nadawcy, tylko moje imię, napisane starannie, eleganckim pismem.
Otworzyłam kopertę powoli, jakby miała skrywać coś niebezpiecznego. Kartka pachniała delikatnie – czymś drogim, znajomym, ale nie potrafiłam powiedzieć czym. Może perfumy? Może zapach starej biblioteki?
„Jesteś promykiem światła w tym ponurym świecie. Widzę Cię, choć nie powinienem patrzeć. Podziwiam z daleka, czekając na moment, w którym los pozwoli mi powiedzieć to na głos”.
Serce mi zabiło szybciej. Czytałam list raz, drugi, trzeci. Każde słowo było jak dotyk, jak coś, czego tak bardzo mi brakowało. Kto mógł to napisać? Michał?
Przez chwilę miałam nadzieję, ale od razu odrzuciłam ten pomysł. Mój mąż nigdy nie użyłby tak wzniosłych słów. Gdyby już zdobył się na romantyczny gest, pewnie wysłałby mi SMS-a. To ktoś inny.
Wieczorem spotkałam się z Kasią na kawie. Mój głos drżał, kiedy jej o tym opowiadałam.
– Coś takiego! A więc masz tajemniczego wielbiciela? – uśmiechnęła się szeroko.
– Ale kto to? Pracuję z samymi kobietami, nie wychodzę nigdzie sama…
– Może jednak Michał? – rzuciła z przekąsem.
Pokręciłam głową.
– On nawet nie pamiętał, że mamy rocznicę. Myślisz, że nagle zacząłby pisać listy?
– No to ktoś inny. I to ktoś, kto dobrze cię zna – Kasia spojrzała na mnie uważnie. – Jak się z tym czujesz?
Jak się czułam? Zaskoczona. Poruszona. A przede wszystkim… po raz pierwszy od dawna poczułam się wyjątkowa.
Serce waliło mi w piersi
Kolejny list pojawił się trzy dni później. „Czuję Twoją obecność, zanim jeszcze wejdziesz do pokoju. Twój śmiech brzmi jak muzyka, którą chciałbym słyszeć każdego dnia. Ale milczę, bo tak trzeba”.
Serce przyspieszyło mi nagle. To ktoś, kto zna mnie dobrze. Ktoś, kto był blisko. Michał? Nie, to niemożliwe. Mój mąż nie był typem romantyka, który pisałby takie rzeczy.
Byłam u teściów z wizytą. Michał siedział na kanapie, wpatrzony w telefon. Teściowa układała filiżanki. Teść stał przy oknie, paląc papierosa. Gdy na niego spojrzałam, uniósł brew i lekko się uśmiechnął. To trwało sekundę, ale sprawiło, że poczułam gorąco na policzkach. To nie mógł być on. To byłoby absurdalne. A jednak serce waliło mi w piersi.
Wieczorem siedziałam przy biurku, obracając kartkę w palcach. Powinnam ją wyrzucić, ale nie potrafiłam. Po chwili wahania wyciągnęłam czystą kartkę i długopis.
„Kimkolwiek jesteś… dziękuję. Sprawiasz, że czuję się zauważona”.
Przeczytałam to kilka razy, po czym wsunęłam list do koperty. Nie wiedziałam jeszcze, jak go wyślę. Ale wiedziałam, że to zrobię.
Poczułam to całym ciałem
Nie miałam odwagi nadać listu od razu. Przez kilka dni nosiłam go przy sobie, czekając na odpowiedni moment. Próbowałam wmówić sobie, że to wszystko jest niewinne – zwykła wymiana listów, nic więcej. A jednak czułam dreszcz ekscytacji, że ktoś myśli o mnie w taki sposób.
Ostatecznie zostawiłam kopertę w tym samym miejscu, gdzie znalazłam poprzedni list – w skrzynce pocztowej, wsunięty tak, by można go było wyciągnąć bez otwierania. Kilka dni później znalazłam odpowiedź.
„Cieszę się, że tak to odbierasz. Nie powinienem pisać, ale nie mogę się powstrzymać. Widziałem dziś Twój uśmiech – to jeden z tych obrazów, które zapamiętam na zawsze”.
Tym razem nie było wątpliwości. Poczułam to całym ciałem. To był Tadeusz.
Nagle zaczęły mi się przypominać wszystkie te spojrzenia, subtelne gesty, lekko muskane dłonie podczas podawania filiżanki herbaty. Zawsze myślałam, że to tylko jego uprzejmość, naturalna elegancja starszego mężczyzny. Teraz wiedziałam, że to coś więcej.
Czułam się jak w pułapce. Z jednej strony, to było niewinne – listy, słowa, nic fizycznego. Z drugiej… Tadeusz był ojcem Michała. Teściem. Mężem Marii. A jednak sprawiał, że po raz pierwszy od lat czułam się kobieco.
Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, a obok mnie Michał, odwrócony plecami, spokojnie oddychał we śnie. Czy powinnam to przerwać? A może… nie chciałam?
Strach mieszał się z ekscytacją
Od tamtej chwili nie mogłam na niego patrzeć tak samo. Czułam się winna, choć przecież nic się nie wydarzyło. To były tylko listy. Słowa. Myśli zapisane na papierze. A jednak… każda kolejna wizyta u teściów przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca.
Podczas niedzielnego obiadu siedziałam naprzeciwko Tadeusza. Czułam jego spojrzenie, choć starałam się na niego nie patrzeć. Maria mówiła coś o nowym lekarzu rodzinnym, Michał sprawdzał coś w telefonie, a ja ledwo słyszałam rozmowę.
Nagle poczułam ruch pod stołem. Delikatny dotyk na moim kolanie. Zamarłam. Tadeusz. Nie cofnęłam nogi. Nie wiem, czy było we mnie więcej strachu, czy ekscytacji. Moje ciało reagowało szybciej niż rozsądek. Każdy nerw w moim ciele napiął się, jakby czekał na kolejny krok.
– Agatko, podałabyś mi sól? – głos Marii wyrwał mnie z transu.
Oderwałam ręce od stołu, sięgnęłam po solniczkę. Drżały mi palce.
– Wszystko w porządku? – zapytał Michał, nawet na mnie nie patrząc.
– Tak – odparłam szybko.
Spojrzałam na Tadeusza. Uśmiechnął się lekko, z tym swoim nienaturalnym spokojem, jakby już wiedział coś, czego ja dopiero miałam się dowiedzieć.
Tego wieczoru znalazłam kolejny list: „Nie uciekaj. Jeśli powiesz słowo, przestanę. Ale jeśli milczysz… wiem, że chcesz tego tak samo jak ja”. Serce waliło mi w piersi. Mogłam to skończyć jednym zdaniem. Ale nie zrobiłam tego.
Czułam dreszcz podniecenia
Przez kolejne dni czekałam. Nie chciałam się do tego przyznać, nawet przed sobą, ale za każdym razem, gdy otwierałam skrzynkę, czułam dreszcz podniecenia. Niczego tam jednak nie było. Czekałam na list, na kolejny znak, ale tym razem on milczał.
Spotkaliśmy się tydzień później, znowu u teściów. Wszystko było jak zawsze – Maria zabawiała nas rozmową, Michał był pochłonięty telefonem, a Tadeusz siedział spokojnie, popijając herbatę. Ani razu na mnie nie spojrzał.
Nie wiem, co mną kierowało – ciekawość, rozczarowanie, a może coś jeszcze bardziej niebezpiecznego – ale kiedy Maria wyszła do kuchni, a Michał odebrał telefon i odszedł na bok, nachyliłam się lekko w stronę Tadeusza.
– Przestałeś pisać – powiedziałam cicho.
Podniósł na mnie wzrok. Przez chwilę nic nie mówił, tylko obserwował mnie uważnie, jakby ważył każde słowo, którego jeszcze nie wypowiedział.
– Myślałem, że to najlepsze, co mogę zrobić – odparł spokojnie. – Ale skoro pytasz… znaczy, że się myliłem.
Przełknęłam ślinę. Czułam, że się uśmiecha, chociaż jego twarz pozostała niewzruszona. Tego wieczoru, gdy wróciliśmy do domu, znalazłam list ukryty w moim płaszczu. „Jutro o 19:00. Kawiarnia na rogu. Jeśli nie przyjdziesz, nigdy więcej nie napiszę”. Mogłam go spalić. Mogłam go zignorować. Mogłam zrobić cokolwiek, co zakończyłoby to szaleństwo. Ale następnego dnia, o 18:45, stałam już na rogu ulicy, czekając.
To było silniejsze ode mnie
Kawiarnia była niemal pusta. Siedział przy stoliku w rogu, z dwiema filiżankami herbaty. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i wstał, by odsunąć mi krzesło.
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział cicho.
Usiadłam, ale nie potrafiłam na niego spojrzeć. Dłonie trzymałam splecione na kolanach, jakby to mogło powstrzymać ich drżenie.
– Nie wiem, po co tu jestem – przyznałam.
Tadeusz nachylił się lekko.
– Bo chcesz być – odpowiedział spokojnie.
Milczałam. Nad nami brzęczała stara lampa, a za oknem powoli zapadał zmierzch. Byliśmy jak dwie postacie zawieszone w czasie – między tym, co było, a tym, co mogłoby się wydarzyć.
– To nie ma sensu – powiedziałam w końcu.
– Nigdy nie mówiłem, że ma – odparł. – Ale to nie zmienia faktu, że tu jesteśmy.
Podniósł filiżankę do ust, a ja uświadomiłam sobie, jak bardzo różnił się od Michała. Jego spokój i sposób, w jaki patrzył, jak gdyby dostrzegał prawdziwą mnie. Nie jakby spoglądał na kogoś, kto po prostu jest – ale jak na kobietę, której pragnie.
Nie powinnam była tego czuć. Ale czułam.
– Co teraz? – zapytałam.
Tadeusz uśmiechnął się lekko, jakby znał odpowiedź, ale nie chciał jej wypowiedzieć. Ja też ją znałam.
Kiedy wróciłam do domu, Michał już spał. Położyłam się obok niego, ale czułam, że przekroczyłam granicę, zza której nie ma powrotu. Wkraczałam na nieznaną ścieżkę, z której nie potrafiłam zejść. To było silniejsze ode mnie. I nic nie wskazywało na to, że miało się skończyć.
A następnego dnia w mojej torbie znalazłam kolejny list.
Agata, 32 lata