Reklama

To miał być zwykły lot. Parę godzin w powietrzu, krótka rozmowa z celnikiem, potem autobus. Miałem nadzieję, że chociaż dom przywita mnie ciszą. Po dwunastu dniach na delegacji człowiek nie marzy o niczym innym jak o własnym łóżku, własnym kubku i ciszy. Wchodziłem z walizką po schodach, przekonany, że nic mnie już tego dnia nie zaskoczy. Gdy otworzyłem drzwi… no właśnie. Świat na moment zawirował. I nie, nie w przenośni. Po prostu padłem. Bo to, co zobaczyłem… cóż. Nie miałem pojęcia, że człowiek może dostać obuchem nie od życia, nie od pecha, nie od losu. Tylko od własnej żony.

Nie podałem mu ręki

Wciąż stałem w progu, trzymając w jednej dłoni walizkę, a w drugiej jakąś reklamówkę z Oslo, w której była czekolada i dwie pary skarpet z łosiem. I patrzyłem. Bo na mojej kanapie, tej, na której wieczorami oglądam ulubione seriale, siedział obcy facet.

– Cześć – powiedział. Po prostu „cześć”.

– Przepraszam… – wydusiłem. – Kim… kim ty jesteś?

Wtedy z kuchni wyszła żona. W białym szlafroku, który kupiłem jej trzy lata temu na rocznicę.

– Mateusz... – westchnęła. – Nie wiedziałam, że wrócisz wcześniej...

– No to dobrze, że zdążyłem na widowisko – syknąłem, patrząc raz na nią, raz na faceta.

Mężczyzna powoli wstał i podał mi rękę.

– Krystian. Kolega Magdy. Z kursu masażu.

Nie podałem mu ręki.

– Z kursu... czego?

– Masażu – powtórzył, jakbym był głuchy. – Pracujemy razem. Pracowaliśmy nad jej plecami. Miała spięcia.

Spojrzałem na Magdę. Miała niedbale związane włosy i rozgrzane policzki. Otworzyła usta, ale nie zdążyła odpowiedzieć. Bo ja już wiedziałem, że to dopiero początek.

Prychnąłem tylko

– Proszę cię, nie rób scen. To nie tak, jak myślisz – powiedziała Magda i zaczęła nerwowo poprawiać pasek szlafroka.

– Och, no jasne. Właściwie wszystko wygląda zupełnie normalnie. Mąż wraca z delegacji, a tu na jego kanapie siedzi obcy typ.

Krystian, który najwyraźniej miał w sobie geny jakiegoś mnicha zen, uśmiechał się spokojnie. Jakby to on był gospodarzem tego mieszkania.

– Jeśli cię to uspokoi, jestem profesjonalistą. Mam certyfikat. – Wyciągnął coś z kieszeni torby leżącej przy stoliku. – Proszę bardzo, kurs masażu terapeutycznego.

Prychnąłem tylko.

– Może ty się wreszcie odezwiesz?

Magda patrzyła na mnie, jakbym to ja zrobił coś nieodpowiedniego. Jakbym przyłapał ją na czytaniu książki kucharskiej po północy.

– Miałam spięte plecy. I to wszystko. Krystian po prostu się mną zaopiekował.

– Zaopiekował się. W moim domu. Gdy ja tułałem się po lotniskach, ty miałaś tu domowe SPA?

– Krystian tylko pomógł. Nic się nie stało!

Popatrzyłem na nich oboje. Stałem wciąż z walizką w ręce jak idiota.

– Dobra – rzuciłem chłodno. – Powiedz mi tylko jedno. Od kiedy to trwa?

Magda zamarła. Krystian sięgnął po swój kubek. I wtedy zrozumiałem, że odpowiedź już padła.

Stałem jak słup soli

Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, z pokoju obok dobiegł cichy pisk.

Tato? – Usłyszałem zaspany głos naszej córki, Zosi. – Tatusiu, jesteś?

Magda od razu ruszyła w stronę korytarza, nawet nie patrząc na mnie.

– Kochanie, już późno, śpij… Tatuś zaraz do ciebie przyjdzie – powiedziała szybko, próbując zamaskować panikę.

Głos córki był miękki, jakby właściwie nic się nie stało. Stałem jak słup soli. Krystian odłożył kubek i spojrzał na mnie.

Nie chcę problemów – powiedział cicho. – Nie wiedziałem, że wracasz dzisiaj. Magda mówiła, że jutro…

– Problem to będziesz miał, jak się nie wyniesiesz stąd w ciągu dwóch minut – warknąłem. – I lepiej, żebyś po drodze nie pomylił kurtek.

Spokojnie… – mruknął i zaczął zbierać swoje rzeczy.

Magda wróciła po chwili, zaciskając usta.

– Nie chcę, żebyś podnosił głos przy Zosi.

– A ja nie chcę, żeby ktoś w moim domu robił ze mnie głupka.

– Przestań! – syknęła. – To nie jest dobry moment.

– O, nie, kochanie – uśmiechnąłem się gorzko. – Sarkazm to będzie dopiero, jak jej opowiemy razem bajkę na dobranoc. Ty, ja i twój masażysta.

Mężczyzna zniknął za drzwiami, a my ostaliśmy sami. Magda przyglądała mi się uważnie, jakby próbowała ocenić, co zrobię.

Spojrzałem na nią uważnie

Usiadłem na krawędzi fotela. Czułem się, jakby mnie nie było. Jakbym był obserwatorem we własnym życiu. Magda stała przy framudze drzwi, jakby nie wiedziała, co zrobić z rękami.

– Nic się nie wydarzyło.

Spojrzałem na nią uważnie.

– Naprawdę myślisz, że w tym momencie to jeszcze robi różnicę?

– Tak. Bo to nie było... nie było, jak myślisz.

– A jak było? Zawroty głowy? Potknęłaś się i wpadłaś na obcego typa?

Zacisnęła usta, a potem usiadła naprzeciwko mnie. O dziwo – nie broniła się, nie podnosiła głosu.

Nie wiem, co ci powiedzieć. Ostatnio było między nami źle. Nawet nie pamiętam, kiedy się ze mną śmiałeś.

– A ty uznałaś, że najlepszym sposobem, by to naprawić, będzie zaproszenie do naszego domu Krystiana z dyplomem z masażu?

On mnie masował i słuchał. Przez godzinę. Bez przerywania. Tylko tyle. Naprawdę. Nie dotknął mnie w sposób, który... – urwała, jakby zabrakło jej słów.

Parsknąłem śmiechem.

– Zadziwiające. Naprawdę robi się coraz lepiej.

Chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy znowu odezwał się cichy głos z pokoju Zosi:

– Mamo? Dlaczego się kłócicie?

Zamarliśmy oboje.

Zobaczyłem w jej oczach strach

Zosia nie zasnęła od razu. Poprosiła, żebym opowiedział jej bajkę, więc wymyśliłem jakąś naiwną historyjkę o królu, który wrócił z dalekiej podróży i nie poznał swojego zamku. Zasnęła przy trzecim zdaniu. Wróciłem do salonu. Magda siedziała już przy stole. Miała przed sobą pusty kubek. Patrzyła w niego, jakby szukała dna.

I co teraz? – zapytała cicho, nie patrząc na mnie.

– Nie wiem. Chciałbym, żeby to była jakaś scena z filmu. Żebym mógł wstać, wyjść i potem wrócić, jakby nic się nie stało. Tylko to nie jest film. To nasze życie. I właśnie się rozpadło.

Westchnęła. Dopiero teraz zauważyłem, że jej dłonie się trzęsą.

– Może… może to właśnie znaczy, że powinniśmy porozmawiać. Tak naprawdę. Nie o Zosi, nie o zakupach, nie o tym, kto wyniesie śmieci. Tylko o nas.

– Po co? – Zapytałem bez złości.

– Nie, żeby zrozumieć – odpowiedziała szybko. – Bo to się nie zaczęło dziś.

Usiadłem. Przez chwilę milczeliśmy.

– Przestraszyłam się, wiesz? Że już cię nie obchodzę. Że jestem tylko elementem w grafiku między lotami a raportami.

– A ja myślałem, że robię to wszystko właśnie dla nas. Żebyś nie musiała się bać o rachunki. O cokolwiek.

– Może jedno i drugie było błędem.

Spojrzała na mnie, a ja pierwszy raz od miesięcy zobaczyłem w jej oczach strach. Nie przed kłótnią. Przed stratą. Tylko nie byłem pewien, czy jest jeszcze co ratować.

Uśmiechnąłem się smutno

Magda siedziała na skraju łóżka w sypialni. Nie płakała. Może już nie miała łez. Albo wiedziała, że płacz niczego nie zmieni.

Gdzie jedziesz? – zapytała cicho.

– Nie wiem. Może do brata. Może do hotelu. Nie planuję, wiesz? Trochę jak ty.

Nie odpowiedziała. Podszedłem do drzwi, ale zatrzymałem się w progu.

– Co z Zosią? – spytałem.

– Śpi. Mówiła, że chciałaby, żebyś znów opowiadał jej bajki. Te o królu i zamku.

Uśmiechnąłem się smutno.

– Ten król chyba zgubił drogę do domu.

– Może… ktoś powinien mu pomóc ją znaleźć?

– A może nie ma już dokąd wracać.

Spojrzała na mnie – zbyt długo, zbyt uważnie. I tym jednym spojrzeniem powiedziała więcej niż przez całe ostatnie miesiące.

– Jeśli coś się jeszcze da poskładać – zaczęła – to ja chcę spróbować. Nie dlatego, że się boję zostać sama. Tylko dlatego, że jeszcze cię kocham. Chociaż może już trochę inaczej.

Zamilkłem. Nie umiałem powiedzieć nic.

– Mateusz… – dodała cicho. – Nie musisz odchodzić. Jeśli wyjdziesz, chcę wiedzieć, że to naprawdę koniec.

Wyszedłem bez słowa. Za drzwiami pachniało dymem z kominów. I wtedy zrozumiałem, że też pobłądziłem w życiu.

Mateusz, 46 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama