Reklama

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania, czułam jak z ramion opada mi ciężar. Rozwód, który niedawno zakończył się głośną kłótnią i salwą gorzkich słów, pozostawił mnie z poczuciem pustki i zagubienia. A jednak tliła się we mnie iskra nadziei. Po wielu latach burzliwego związku i życia w miejskim zgiełku postanowiłam przeprowadzić się na malutkie siedlisko na Lubelszczyźnie. Miejsce, o którym kiedyś tylko marzyłam, miało stać się moim nowym domem, oazą spokoju.

Reklama

– Musisz wrócić do tego, co kochasz, Ewa – powtarzałam sobie w duchu, otwierając okno i wdychając świeże powietrze.

Marzyłam o powrocie do muzyki. Odkąd pamiętam, śpiewanie było moją pasją, czymś, co pozwalało mi wyrażać siebie. Jednak życie w mieście sprawiło, że zepchnęłam tę pasję na boczny tor. Tutaj, na wsi, miałam nadzieję ponownie odnaleźć swoją drogę. Wiedziałam, że będzie to wymagało otwarcia się na lokalną społeczność, a to nie było dla mnie łatwe.

Już pierwszego dnia poznałam Wojtka. Sąsiad zza płotu, były muzyk, szybko zyskał moją sympatię. Jego uśmiech i ciepłe spojrzenie sprawiały, że czułam się mniej samotna. Rozmowy z nim były jak balsam dla mojej duszy. Opowiadał o czasach, gdy grał na scenie, o życiu pełnym muzyki. Czułam, że między nami rodzi się przyjaźń, choć jednocześnie towarzyszyły mi obawy. Czy po tym wszystkim, co przeszłam, będę w stanie otworzyć się na nowo?

Zaczynałam od nowa

Pierwsze próby chóru, do którego postanowiłam dołączyć, odbywały się w niewielkiej świetlicy na końcu wsi. W sali panował gwar, gdy kobiety rozkładały krzesła i wymieniały się plotkami. Zasiadłam w kącie, starając się nie rzucać w oczy, choć czułam na sobie spojrzenia pełne ciekawości. To właśnie wtedy zauważyłam Wojtka.

– Cześć, Ewa – podszedł do mnie z szerokim uśmiechem. – Nie wiedziałem, że interesuje cię chór.

– Cześć. Chciałam spróbować czegoś nowego, wrócić do muzyki – odpowiedziałam, starając się ukryć lekkie zdenerwowanie.

Wojtek usiadł obok, opowiadając mi o historii chóru i seniorach, którzy do niego należą. Z każdym jego słowem czułam, że rośnie we mnie entuzjazm. Nasza rozmowa szybko zeszła na temat marzeń. Przyznałam, że pragnę zbudować coś wyjątkowego z tym chórem, coś, co ożywi wioskę.

– To brzmi fantastycznie, Ewa – powiedział, patrząc mi w oczy. – Kiedy jeszcze grałem na scenie, miałem podobne marzenia. Żeby muzyka łączyła ludzi, by dawała im radość.

Wojtek był dla mnie ogromnym wsparciem. Jego obecność dawała mi siłę, by uwierzyć w nowy początek. Mimo że wciąż towarzyszyły mi obawy, rozmowy z nim sprawiały, że czułam się mniej samotna. Wewnętrznie wiedziałam, że zaczynam pisać nowy rozdział w życiu, pełen nadziei i możliwości.

Zaczęłam mieć wątpliwości

Z każdym kolejnym tygodniem chór nabierał rozpędu. Próby zaczynały przyciągać coraz więcej osób, a nasze występy na lokalnych festynach zyskiwały uznanie. To był piękny czas, który spędzałam nie tylko na śpiewaniu, ale także w towarzystwie Wojtka. Coraz częściej znajdowaliśmy się obok siebie, rozmawiając do późnych godzin wieczornych przy kubku gorącej herbaty.

– Myślisz, że uda nam się wystąpić na większym festiwalu? – zapytałam Wojtka pewnego razu, patrząc na księżyc odbijający się w tafli jeziora.

– Z tobą na czele? Na pewno – odpowiedział z uśmiechem. – Jesteś świetną liderką.

Jego słowa zawsze miały moc podnoszenia mnie na duchu, lecz z czasem zaczęłam zauważać, że jego obecność stała się dla mnie czymś więcej niż tylko przyjacielską więzią. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czy to możliwe, że w moim sercu pojawiło się nowe uczucie?

Pewnego dnia, podczas próby, jedna z seniorek, pani Halina, nieoczekiwanie poruszyła temat Wojtka.

– Ewa, zauważyłam, jak patrzysz na Wojtka. On jest dla ciebie ważny, prawda?

– Tak, bardzo mi pomaga – odpowiedziałam nieco zaskoczona.

– To dobry człowiek. Ale czasem wydaje się, jakby coś go trapiło – dodała z tajemniczym uśmiechem.

Zaczęłam bardziej uważnie obserwować Wojtka. Zauważyłam, że niekiedy na jego twarzy pojawia się cień zmartwienia. Gdy pewnego wieczoru siedzieliśmy razem na ganku, zdobyłam się na odwagę, by zapytać:

– Wojtek, czy wszystko w porządku? Czasem wyglądasz na zmartwionego.

– Wszystko w porządku, Ewa. Tylko czasem myślę o przeszłości – odpowiedział krótko, a ja poczułam, że coś przede mną ukrywa.

To było podejrzane

Niedługo potem wszystko się zmieniło. Wojtek, zawsze obecny i zaangażowany, nagle zaczął unikać prób chóru. Było to dla mnie zaskoczeniem, a zarazem powodem do niepokoju. Każda jego nieobecność była jak ukłucie igły, przypominające mi, że coś się dzieje.

Pewnego popołudnia postanowiłam wybrać się do sklepu, by zrobić zakupy na weekend. Przypadkiem natknęłam się na Wojtka w alejce z pieczywem. Zwykle jego uśmiech był szeroki i serdeczny, teraz jednak zdawał się być wymuszony.

– Cześć, Wojtek – zaczęłam, próbując nawiązać rozmowę.

– Cześć – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

– Ostatnio nie widzę cię na próbach. Wszystko w porządku?

Jego odpowiedź była niejasna, jakby chciał coś ukryć.

– Mam trochę spraw na głowie. Nic wielkiego – rzucił, nie patrząc mi w oczy.

W sklepowym świetle zauważyłam, że jest bardziej przygaszony niż zwykle. Coś zdecydowanie było nie tak. Nasza rozmowa szybko się urwała, a Wojtek pospiesznie opuścił sklep, zanim zdążyłam go dopytać.

Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Czułam, że między nami zaczyna się pojawiać dystans, który jeszcze niedawno był nie do pomyślenia. Czy to możliwe, że w jego życiu zaszły jakieś zmiany, o których nie chciał mi powiedzieć?

Poczułam się zdradzona

Kilka dni później, podczas jednej z prób chóru, gdzie Wojtek znowu się nie pojawił, podeszła do mnie pani Halina z tajemniczą miną. Była to jedna z seniorek, która od samego początku była dla mnie jak dobry duch zespołu.

– Ewa, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła, a ja poczułam, że zaraz usłyszę coś ważnego. – Wojtek się zmienił, odkąd jego żona wróciła do wioski.

– Jego żona? – zapytałam zszokowana, czując, jakby grunt usuwał mi się spod nóg. – Nie wiedziałam, że... że ona...

– Wiem, że to niespodziewane – przerwała mi łagodnie. – Ale tak, wróciła parę tygodni temu. Podobno mają jakieś niezałatwione sprawy z przeszłości.

Wiadomość uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba. To dlatego Wojtek się wycofał, to dlatego był tak nieobecny. Nie wiedziałam, co myśleć. Moje serce, które powoli zaczynało się otwierać, teraz zamknęło się z powrotem w skorupie obawy i zranienia.

Wróciłam do domu roztrzęsiona i przygnębiona. Czułam się zdradzona, choć nie miałam ku temu żadnego racjonalnego powodu. Przecież Wojtek nie obiecywał mi niczego, a jednak moje serce oczekiwało czegoś więcej. Przez cały wieczór w głowie tłukły mi się pytania. Czy powinnam porozmawiać z Wojtkiem, spróbować zrozumieć, co naprawdę się dzieje? A może lepiej dać mu czas?

Kiedy później tego dnia siedziałam z kubkiem herbaty, dołączyła do mnie pani Halina. Opowiedziałam jej o swoich obawach, a ona doradziła mi jedno:

– Ewa, musisz podążać za swoim sercem. Ono zawsze wskaże ci właściwą drogę.

Chyba się myliłam

Następnego dnia, zdecydowana zrozumieć, co naprawdę się wydarzyło, postanowiłam szczerze porozmawiać Wojtkiem. Musiałam wiedzieć, jakie były jego intencje i co planuje dalej. Spotkałam go na ścieżce prowadzącej do lasu, gdzie często chodził na spacery, aby przemyśleć sprawy.

– Wojtek, możemy porozmawiać? – zapytałam, starając się, aby mój głos był pewny.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie z wyraźnym napięciem w oczach.

– Oczywiście, Ewa. O czym chciałabyś porozmawiać?

– O tobie. O nas. I o twojej żonie – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, co się dzieje.

Wojtek westchnął, jakby zbierał myśli.

– Wiedziałem, że musimy porozmawiać. Moja żona wróciła... i to mnie kompletnie zaskoczyło. Nie wiem, czego chce. Nie wiem, czego ja chcę – przyznał, a jego głos drżał lekko.

– A co z nami, Wojtek? – spytałam, próbując ukryć gorycz.

– Ewa, nie chciałem cię zranić. Naprawdę doceniam to, co między nami się zrodziło. Ale teraz... czuję się zagubiony. Muszę to przemyśleć, zrozumieć, czego chcę od życia.

Patrząc na niego, czułam burzę emocji. Jego szczerość była jak nóż w serce, ale jednocześnie rozumiałam jego sytuację. Życie nie było czarno-białe, a relacje często przybierały formy, których nie potrafiliśmy przewidzieć.

– Dziękuję za szczerość, Wojtek – powiedziałam, starając się zapanować nad emocjami. – Myślałam, że między nami jest coś wyjątkowego, ale chyba się pomyliłam.

Po tej rozmowie poczułam ciężar, a cała nasza relacja zawisła nad przepaścią. Musiałam zdecydować, czy chcę kontynuować coś, co mogło mnie zranić, czy odejść, by zacząć od nowa.

Ewa, 61 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama