„Ludzie ze mnie szydzą, bo wzięłam się za wdowca z dzieckiem. Myślą, że jestem głupia, ale nie wiedzą o nim tego, co ja”
„Zdarza się czasem, że kiepski początek znajomości prowadzi do niezwykle radosnego zakończenia. Dokładnie to przytrafiło się nam. Na starcie doszło między nami do ostrej wymiany zdań, a teraz… tworzymy parę. Choć mało kto to rozumie i akceptuje”.
- Listy do redakcji
Planowałam małą przerwę na kanapkę, gdy nagle podszedł do mnie facet wyglądający na jakieś trzydzieści parę lat, z twarzą całą czerwoną ze złości.
– Nie, no to jest po prostu robienie ludzi w balona! – darł się na cały głos.
Tuż przy nim znajdował się mały chłopczyk pociągający nosem. Wpatrywał się w jaskrawe autko, które podsunęłam mu piętnaście minut temu.
Pracuję w dużej galerii handlowej, gdzie prowadzę punkt wynajmu barwnych pojazdów dla maluchów. Wystarczy parę groszy i opiekunowie mogą spokojnie robić zakupy, bo ich pociecha nie nudzi się – jest zajęta jazdą takim samochodzikiem.
Widziałam w nich nadciągające kłopoty
Facet nie wyglądał na usatysfakcjonowanego, wręcz przeciwnie – dawał temu wyraz całą swoją postawą.
– Te drzwi nie chcą się domknąć! Co to ma być? – nie przestawał narzekać podniesionym głosem.
Bez wahania sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam pieniądze, kładąc je na blacie. W innych okolicznościach na pewno zaproponowałabym im nowy wózek i dorzuciła gratisowy kwadrans w ramach rekompensaty, ale teraz nie miałam ani sił, ani zapału na pyskówkę. Już totalnie nie było mi w głowie szczerzenie zębów i próby rozładowania atmosfery, choć zazwyczaj tak robiłam. Wiadomo, od liczby wypożyczonych aut zależy mój utarg. Ale dziś padałam ze zmęczenia, a ten facet sprawił, że poczułam się podle. Darł się wniebogłosy, a ludzie przechadzający się po galerii zerkali na mnie ze współczuciem.
Mój opanowany sposób bycia podziałał na faceta niczym kubeł zimnej wody.
– Proszę mi wybaczyć tę niepotrzebną złość – stwierdził, kiedy już się uspokoił.
Postanowiłam jednak nie dać się wciągnąć w jego grę i urwałam dyskusję. Odstawiłam auto na bok, planując oddać je do serwisu. Zauważyłam kątem oka, że gość oddalił się, trzymając dzieciaka za rękę.
Ten facet wywoływał we mnie niepokój
Godziny w galerii handlowej uciekają jak szalone. Z tego powodu nie jestem w stanie określić, ile czasu upłynęło od tamtego nieprzyjemnego zajścia, gdy ponownie natknęłam się na faceta z chłopcem. Samo przypomnienie sobie tego incydentu sprawiło, że oblała mnie fala niepokoju. Nie byłam w nastroju na kolejne przepychanki słowne, a ten jegomość, niestety, wywoływał we mnie same negatywne skojarzenia.
– Proszę to przyjąć w ramach przeprosin – niespodziewanie rzucił mężczyzna, a malec na te słowa wręczył mi pudełko pralinek.
– Nie mogę tego przyjąć – odrzekłam oschle i już zamierzałam zająć się własnymi sprawami, gdy facet odezwał się ponownie:
– Nie odpuszczę tak łatwo – było oczywiste, że prędko nie da za wygraną. – Moje zachowanie było karygodne, sam nie rozumiem, czemu się tak wydarłem, najwyraźniej miałem jakiś paskudny dzień.
– To nic takiego – starałam się sprawiać wrażenie, jakby cała ta nieprzyjemna sytuacja w ogóle mnie nie poruszyła.
– Nazywam się Tomek, jestem wdowcem, sam wychowuję syna i czasami jestem tym wszystkim przeraźliwie wykończony – wypalił z prędkością serii z pistoletu maszynowego, wpatrując się ponuro przed siebie.
Sięgnął do kieszeni po drobne monety i wręczył je malcowi, który radośnie pognał w stronę budki z lodami. Mężczyzna przysiadł się do mnie na ławce. Z reguły łatwo zagaduję do nieznajomych, ale w przypadku tego faceta wolałam zachować rezerwę. Po jego wcześniejszym zachowaniu poczułam do niego niechęć. On jednak zdawał się zupełnie nie przejmować moim milczeniem, bo opowiadał o sobie beznamiętnym, monotonnym tonem, zupełnie jakby deklamował wielokrotnie powtarzaną opowieść.
Zwierzał mi się z osobistych spraw
– Rozumiem, że panią to nie interesuje, lecz kiedy dzielę się swoimi problemami, to czuję się trochę lżej. Proszę się tym nie martwić i podejść do mnie jak do towarzysza podróży, z którym akurat pani jedzie. Niech sobie pani wyobrazi, że pociąg zaraz stanie na dworcu, a ja opuszczę wagon i na zawsze zniknę z pani oczu, przestając obarczać panią swoimi zmartwieniami – zaapelował.
Trudno mi było się zdecydować, jakie mam mieć o nim zdanie. Zaczął przecież od robienia mi wymówek, a teraz nagle wylewnie mi się zwierza, jakbyśmy byli starymi kumplami. Mimo to nie umiałam go zignorować. Słuchanie go sprawiało mi przyjemność, opowiadał w interesujący sposób, a na dodatek jego historia przypominała moją własną. Obydwoje jesteśmy stosunkowo młodzi, bez partnera, gdzieś w środku wciąż mając nadzieję na poukładanie sobie życia. On jednak mówił o tym otwarcie, podczas gdy ja trzymałam to w tajemnicy nawet przed bliskimi mi osobami, w obawie, że los nie szykuje już dla mnie niczego dobrego.
– Nie chcę zabierać więcej pani czasu, widzę, że jest pani bardzo zajęta... – powiedział na koniec swojej historii, a wychodząc, zapytał mimochodem, jak mam na imię.
– Jestem Aldona – odparłam.
Minęło parę dni i zjawił się znów, a po kolejnych paru – kolejny raz. Przywykłam już do tych zaskakujących odwiedzin i prawdę powiedziawszy, zaczęły mi się one podobać. Ten facet różnił się tak bardzo od tych podrywających mnie typków, którzy kręcili się między półkami, że zaczęłam się nim interesować.
Moi bliscy uznali, że zwariowałam
– Chyba oszalałaś?! – moja kumpela nie kryła zdziwienia, gdy opowiadałam jej o tym, co się wydarzyło. – Najpierw robi scenę jak z jakiegoś filmu na oczach wszystkich w centrum handlowym, a potem przychodzi skruszony i ty to łykasz jak młody pelikan? W dodatku facet ma bachora na głowie! – ciągnęła bez owijania w bawełnę. – Kompletnie ci odbiło?! Chcesz zostać macochą i niańczyć jego dzieciaka?! – nie przebierała w słowach.
– A może właśnie tego chcę – odcięłam się, czując się dotknięta jej słowami.
Zawsze miałam dość realistyczne podejście do życia i coraz częściej zdawałam sobie sprawę, że jako kobiecie po trzydziestce niełatwo mi będzie znaleźć kawalera bez żadnych zobowiązań czy przeszłości. Nie łudziłam się, że w moim wieku trafię na jakiegoś księcia z bajki. Takie rzeczy zdarzają się jedynie w romantycznych komediach, a nie w codziennym życiu zwykłych, samotnych kobiet, do których się zaliczałam.
Stwierdziłam, że czas przejąć inicjatywę. Tomasz przykuł moją uwagę. Przystojniak w moim typie – słusznego wzrostu, wysportowany, a do tego ten szelmowski kosmyk włosów opadający na jego czoło i błękitne oczy, w których można się zatracić. Fakt, że jest tatą, zupełnie mi nie przeszkadzał.
Uznałam, że czas działać
– Jeśli masz wolną chwilę po ósmej, bo wtedy kończę zmianę, to możemy się gdzieś przejść. Tylko nie na kawę, bo potem będę miała problem z zaśnięciem. Lepiej na jakiś sok – odpowiedziałam Tomkowi, gdy po raz kolejny przyszedł do wypożyczalni autek i zupełnie bez zapowiedzi rzucił propozycję wspólnego wypicia kawy po pracy.
– W porządku, będę na czas. Mateusza zostawię pod opieką mamy – zapewnił.
Tomka dopadły wspomnienia o tamtym feralnym dniu, kiedy jego ukochana odeszła z tego świata w wyniku tragicznego wypadku. Zwierzył mi się, że czasem ciężko mu ogarnąć wszystkie rodzicielskie obowiązki w pojedynkę. Gadaliśmy ze sobą zupełnie na luzie, jak para starych kumpli.
– Krótkotrwałe przygody to nie moja bajka, bo mam syna i to on jest dla mnie najważniejszy na świecie – oznajmił. – Okoliczności sprawiły, że musiałem szybciej wydorośleć, ale gdzieś w głębi duszy tli się nadzieja, że los szykuje dla mnie jeszcze jakąś bombową niespodziankę. Dlatego marzę o poznaniu bratniej duszy, która patrzy na ten padół łez podobnie jak ja – wypalił prosto z mostu, wspominając przy okazji, że wpadłam mu w oko, kiedy tak na luzie zareagowałam na jego wybuch.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, ale do tej pory nie powiedziałam mu, jak wiele wysiłku włożyłam w to, by przybrać ten obojętny wyraz twarzy.
Zaczęłam widywać się z Tomkiem i stopniowo go poznawałam. Obawiałam się, że ma wybuchowy temperament, ale okazał się porządnym i niezawodnym facetem. Gdy po paru miesiącach zamieszkaliśmy pod jednym dachem, przekonaliśmy się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Obdarzyłam uczuciem tych dwóch chłopaków i zbudowałam im wymarzone gniazdko. Kto by pomyślał, że początkiem tej miłości była niepozorna sprzeczka, do której doszło któregoś dnia w centrum handlowym.
Aldona, 37 lat