„Łudziłam się, że kochanek zostawi dla mnie żonę. On miał rodzinę, a ja jedynie nadzieję, że coś się zmieni”
„Zaczęło się od kawy. Potem były rozmowy po godzinach, niewinne żarty, wspólne wyjazdy służbowe. Aż w końcu był pocałunek, który zniszczył wszystko, co uważałam za moralnie bezpieczne. Od wtedy żyję w cieniu. Czekam na wiadomości w nocy, śniadania jem sama, a wieczory dzielę z jego obietnicami”.

- Redakcja
Pracuję w marketingu i, przynajmniej z zewnątrz, moje życie wygląda na poukładane. Mam własne mieszkanie, niezłą pensję, chodzę na jogę w środy i mam przyjaciółkę Natalię, która zawsze mówi to, czego nie chcę usłyszeć. Tylko że nikt nie wie, że od ponad roku spotykam się z żonatym mężczyzną. Michał. Ma 39 lat, żonę, dwójkę dzieci i spojrzenie, które kiedyś sprawiło, że zapominałam, jak się oddycha.
Zaczęło się od kawy w pracy. Potem były rozmowy po godzinach, niewinne żarty, wspólne wyjazdy służbowe. Aż w końcu był pocałunek, który zniszczył wszystko, co do tej pory uważałam za moralnie bezpieczne. Od tamtej pory żyję w cieniu. Czekam na wiadomości w nocy, śniadania jem sama, a wieczory dzielę z jego obietnicami. Obiecuje, że odejdzie. Obiecuje od roku. Nie chcę być „tą drugą”. Ale jestem. I coraz częściej zastanawiam się, kim właściwie się stałam. Bo jeśli zbudowałam swoje życie na czyimś kłamstwie, to może nie mam życia. Może mam tylko namiastkę.
Udawałam, że mi wystarcza
– Masz jeszcze chwilę? – zapytałam cicho, podając mu kubek z kawą.
– Pięć minut. Może siedem, jeśli dzieci się nie obudzą – uśmiechnął się tym swoim półuśmiechem, który znałam lepiej niż własną twarz.
Siedzieliśmy przy moim kuchennym stole. Michał w koszuli, jeszcze bez krawata, z rozczochranymi włosami. Pachniał moim szamponem. I kłamstwem.
– Co u nich? – spytałam niby mimochodem.
– U kogo?
– U dzieci. Kasi. W domu.
Zawiesił wzrok na filiżance.
– Dzieci dobrze. Kasia... jak zwykle. Dużo pracy. Mało rozmów. – Wzruszył ramionami.
Udawałam, że to mi wystarcza. Udawałam jak każdego ranka. Jak każdej nocy. Jak zawsze.
– Czasem czuję się, jakbyśmy żyli w równoległej rzeczywistości – powiedziałam, patrząc na jego dłoń leżącą na stole.
– A ja czuję się naprawdę sobą tylko z tobą – odpowiedział bez wahania.
Kiedy wychodził, pocałował mnie w czoło. Nie w usta. Jakby nie chciał, żebym za bardzo się przywiązała. Albo jakby sam już był zbyt blisko. Zamknęłam za nim drzwi i przez chwilę stałam w ciszy. Moje mieszkanie pachniało nim. A może tylko tęsknotą? W głowie krzyczało mi pytanie, które bałam się wypowiedzieć na głos. Jeśli to miłość, dlaczego musi być taka ukryta?
On nie jest taki jak inni
– Ile to już trwa? – Natalia spojrzała na mnie znad filiżanki.
– Prawie rok – odpowiedziałam, kręcąc łyżeczką w herbacie, jakbym mogła nią zamieszać też to, co czułam.
Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni przy Placu Zbawiciela. W tle leciała jazzowa wersja czegoś, co znałam z radia. Znałam też to spojrzenie Natalii – nie było ani oceniające, ani współczujące. Było... zmęczone.
– Julia, on się tobą bawi. Gdyby naprawdę chciał odejść, już dawno by to zrobił.
– Nie wiesz, jak to jest... – zaczęłam, ale przerwała mi.
– Wiem aż za dobrze. Wiesz, ilu takich facetów znam? Obiecują, że zostawią żonę. A potem przychodzą święta, dzieci mają występy w szkole, ktoś zachoruje... i znowu „to nie jest dobry moment”.
Zamilkłam. Bo miała rację. I o tym właśnie nie chciałam myśleć.
– Ale on nie jest taki jak inni – szepnęłam, bardziej do siebie niż do niej.
Natalia parsknęła.
– Każda z nas kiedyś to mówiła.
W drodze do domu uderzyła mnie cisza. Dławiła. W myślach wracałam do każdej rozmowy z Michałem. Do każdego „jeszcze trochę”, „to skomplikowane”, „muszę wszystko ułożyć”. Nagle wydały mi się puste. Jak echo po kimś, kto już odszedł, tylko ja jeszcze tego nie zauważyłam. A jeśli on naprawdę tylko uciekał? I jeśli to ja byłam jego ucieczką?
Poczułam piekący wstyd
Weszłam do osiedlowego sklepu po mleko i ser. Dzień jak każdy inny. Cichy, nijaki. Stałam w kolejce przy warzywach, kiedy ją zauważyłam. Kasia. Żona Michała. Widziałam ją wcześniej tylko na zdjęciach – tych przypadkowych, które przewinęły się przez ekran jego telefonu, kiedy myślał, że nie patrzę. Ale teraz stała kilka metrów ode mnie. Bez filtrów. Z siatką w dłoni i zmęczeniem wypisanym pod oczami. Rozmawiała przez telefon, cicho, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek słyszał. A ja – skulona obok skrzynki z jabłkami – słuchałam wszystkiego.
– Michał znowu mówi, że musi zostać dłużej w pracy... Wiesz, chyba coś czuję. Od jakiegoś czasu jest inny. Dystansuje się. Jakby... jakby coś przede mną ukrywał – powiedziała.
Ser ścisnęłam tak mocno, że aż zgniótł się w rękach. Odwróciła się i nasze spojrzenia się spotkały. Tylko na sekundę, ale wystarczyło. Nie wiedziała, kim jestem. A ja wiedziałam aż za dobrze. Wyszłam szybciej, niż powinnam. Drżącymi dłońmi szukałam kluczy w torebce, potykając się o własne wyrzuty sumienia. Po raz pierwszy zobaczyłam nie „jego żonę”, tylko kobietę. Człowieka. I poczułam coś, czego nie znałam – prawdziwy wstyd. W domu nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu siedziałam w ciszy, patrząc na pusty kubek po porannej kawie z Michałem. I myślałam, czy może on kiedyś patrzył na mnie tak, jak ja dziś patrzyłam na nią? Z litością? Z pogardą? Z winą?
Próba zakończenia romansu
– Musimy pogadać – powiedziałam, kiedy tylko przekroczył próg mojego mieszkania.
Zamarł, jakby już przeczuwał. Zdjął kurtkę, ale nie podszedł jak zwykle, nie pocałował mnie w policzek. Wiedział. Usiadł na brzegu kanapy i czekał.
– Nie chcę tak dłużej. Nie mogę – zaczęłam. Głos mi drżał, ale mówiłam dalej. – Nie jestem złą osobą, Michał. Ale odkąd cię poznałam, czuję się jak ktoś, kim nie chcę być.
– Julia, proszę… Nie rozumiesz. Wszystko sobie układam. Musisz mi dać czas – przerwał mi.
– Miałeś czas. Rok. Ile jeszcze ci potrzeba? Jeszcze jeden spektakl córki? Kolejne święta? – głos mi się załamał. – To zawsze będzie „nie ten moment”.
Zamilkł. Pierwszy raz nie miał gotowej odpowiedzi. Spojrzał na mnie z czymś między smutkiem a złością.
– Myślałem, że mnie rozumiesz – syknął.
– Myślałam, że mnie kochasz – odpowiedziałam. – Ale może po prostu kochasz to, co ci daję. Spokój. Tajemnicę. Ucieczkę.
Nie odpowiedział. Wstał. Założył kurtkę bez słowa. I wyszedł. Siedziałam długo w tym samym miejscu. Bez łez. Bez dramatów. Po prostu… pusta. Ale pierwszy raz od dawna nie czekałam na wiadomość. Nie sprawdzałam telefonu. Byłam tylko ja. I cisza. Może właśnie tak brzmi początek wolności. Albo samotności. Może to to samo.
Nie wiedziałam, co dalej
Zadzwonił do drzwi tydzień później. Nie zapowiedział się. Po prostu stanął w progu z jedną torbą podróżną i oczami, które wyglądały, jakby od tygodnia nie spał.
– Mogę wejść? – zapytał.
Odsunęłam się bez słowa. Usiadł znowu na kanapie, jak wtedy, gdy wyszedł ostatnim razem. Przez chwilę tylko milczeliśmy. A potem powiedział:
– Wyprowadziłem się. Dzisiaj. Kasia wie. Powiedziałem jej wszystko.
Zamarłam.
– Wszystko? – zapytałam cicho.
– Że byłem tchórzem. Że cię kocham. Że chciałem mieć wszystko, a nie dałem nic. Straciłem dom. Dzieci mnie nienawidzą. Ale może… może to pierwszy raz, kiedy robię coś naprawdę.
Spojrzałam na niego. Zmęczony, rozbity, obcy. A jednak znajomy.
– Nie wiem, czy jeszcze ci wierzę – odpowiedziałam.
Nie próbował się tłumaczyć. Nie mówił, że mnie przekona. Po prostu siedział.
– Wiem. Ale jestem tutaj. I nie mam już gdzie indziej iść.
Tej nocy nie byłam z nim. Nie przytuliłam się, nie zapytałam, co dalej. Siedziałam długo w sypialni, patrząc na zamknięte drzwi do salonu. I pytałam samą siebie, czy to w końcu początek czegoś prawdziwego? Czy tylko inna forma życia złudzeniami?
Julia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „5 lat czekałam, aż kochanek odejdzie od żony. Gdy moje życie umierało w poczekalni jego decyzji, on bawił się z inną”
- „Po ślubie mąż chciał mnie trzymać na krótkiej smyczy. Wybiera mi znajomych i sprawdza, gdzie chodzę po bułki”
- „Romans z żonatym szefem wydawał mi się przygodą życia. Moja naiwność zaprowadziła mnie na samo dno”