Reklama

Karol to mój najstarszy wnuk i kocham go jak własnego syna. Dlatego, gdy po ślubie nie miał gdzie zamieszkać, od razu zaproponowałam, żeby młodzi wprowadzili się do mnie. To było najlepsze rozwiązanie. Nie musieliby wynajmować ciasnej kawalerki za niemałe pieniądze i mi byłoby lżej. Dołożyliby się do rachunków, a ja nie czułabym się taka samotna. Nie sądziłam jednak, że wszystko potoczy się zupełnie inaczej.

Reklama

Krew mnie zalewała

Moje mieszkanie jest całkiem duże i przestronne. Co prawda ma już woje lata, ale miejsce jest. Oddałam młodym dwa pokoje, żeby w jednym zrobili sobie sypialnię, a w drugim pokój wypoczynkowy. Wiadomo, że po pracy trzeba zregenerować siły, odpocząć, a czasem pobyć w samotności, żeby poukładać sobie myśli. Wiedziałam, że młodym nie jest łatwo, więc jeszcze dołożyłam im parę groszy do remontu. Odnowili ściany, kupili nowe meble. Karol robił wszystko sam, po pracy. Majka całymi dniami bezczynnie leżała na kanapie i przeglądała internet. Mówiła, że szuka pracy. Wszytko było na mojej głowie.

– Oj babciu, wiesz, jak teraz trudno jest znaleźć dobrą pracę. Sama widzisz, że nie mamy się z czego dołożyć – Majka tłumaczyła mi, jakbym była dzieckiem.

Zamiast pomocy, dołożyli mi obowiązków, a przecież ja też miałam już swoje lata. Emerytura tez nie była za wysoka. Dopiero jak wnuk się pojawiał Majka, nico się ożywała. Zaczynała udawać, że jest wspaniałą panią domu.

– Kochanie, zrobiłam ci pyszną kolacyjkę. Samo zdrowie, a do tego przepysznie smakuje.

Za każdym razem krew mnie zalewała. Nie tylko dlatego, że ani razu nie zaproponowała wspólnego posiłku. Nawet nie kupowali własnego jedzenia. Wychodzili z założenia, że skoro lodówka jest pełna, to mają prawo korzystać z jej zawartości. I to bez pytania. Nie mogłam uwierzyć, że mój wnuk, którego chowałam od małego, nie widzi nw tym nic złego.

Byłam zła

W końcu zrozumiałam, że jeśli z nimi nie porozmawiam szczerze, nic się nie zmieni. W sobotę po obiedzie zaprosiłam młodych na skromny podwieczorek. Byłam zła, a jednocześnie czułam niepokój. Nie wiedziałam, jaka będzie ich reakcja, a nie chciałam pogorszyć naszej relacji.

– Kochani, tak być nie może – zaczęłam, starając się mówić pewnie i stanowczo. – Rozumiem, że macie swoje potrzeby, ale mi też się nie przelewa. Żyjecie jak pączki w maśle i nawet nie dokładacie się do rachunków.

Babciu, przecież wiesz, że mamy tylko jedną pensję. Wyremontowaliśmy ci dwa pokoje, a poza tym odkładamy na własne mieszkanie — Karol zaczął szukać wymówek.

– Z tego, co pamiętam, dokładaliśmy się też do czynszu – dodała nonszalancko Majka.

– Tak, ale to było kilka miesięcy temu – powiedziałam zdenerwowana.

– Płacimy tyle, ile możemy – powiedział wnuk.

– To nawet nie o pieniądze chodzi – powiedziałam bezradnie. – Ale o pomoc. Maju, mogłabyś czasem posprzątać, zrobić zakupy, poprasować... Mam swoje lata, nie mogę wszystkiego robić za was.

Karol zawstydzony spuścił głowę. Nic nie powiedział. Widziałam, że jest mu wstyd. Za to Majka ostentacyjnie wyszła z pokoju. To był jednak początek moich kłopotów.

Było mi ciężko

Kilka dni później młodzi przyszli do mnie i Karol bez ogródek wypalił.

– Babciu, mamy dobrą nowinę! – powiedział, stojąc w drzwiach do mojego pokoju.

Spojrzałam na nich z niedowierzaniem. Liczyłam, że poinformują, nie o swojej wyprowadzce, albo o tym, że Majka w końcu znalazła pracę.

– Jaką?

– Jestem w ciąży – z dumą powiedziała Majka. – Będziemy mieli dzieci.

– Dzieci? – zapytałam zdziwiona.

– No tak. Będziemy mieli bliźniaki — Karol nie krył dumy.

– Ach, to wspaniale! Moje gratulacje – powiedziałam, choć w głębi serca wiedziałam, że dopiero teraz zaczną się prawdziwe kłopoty.

Nie myliłam się. Okazało się, że Majka musi się oszczędzać i jak najwięcej odpoczywać. Nie mogłam liczyć, że będzie mi pomagać w domu. Gdy tylko prosiłam ją o pomoc, zawsze odpowiadała wymijająco.

– Babciu, przecież wiesz, że jestem w ciąży i nie mogę się przemęczać.

– Przecież ciąża to nie choroba...

– Może tak było za twoich czasów. Teraz o dziecko trzeba dbać od pierwszych chwil. To inwestycja w ich przyszłość.

Na to już nie miałam argumentów. Do tego doszły dodatkowe koszty związane z ciążą. No i wyprawka dla dwójki niemowlaków. Córka z zięciem nieco się dołożyl. Wnuk stanął na wysokości zadania i podjął kolejną pracę, ale siłą rzeczy większość obowiązków spadła na mnie. Pranie gotowanie, zakupy. Majka leżała całymi dniami jak królowa, a ja tylko donosiłam jej herbatki i owoce. Wiedziałam, że może to nie do końca jej wina, ale... było mi ciężko. Zacisnęłam zęby i odliczałam kolejne dni do porodu.

Postawiłam sprawę jasno

Gdy na świecie pojawił się Jaś i Antoś, wszystko wywróciło się do góry nogami. Wcześniaki wymagały dodatkowej opieki, a Majka potrzebowała czasu, żeby odnaleźć się w roli matki. Razem z młodymi rodzicami zajmowałam się dziećmi, a do tego dochodziły codzienne obowiązki. No i pieniądze. Te znikły w zaskakującym tempie. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Gdy prawnuki skończyły trzy miesiące, postawiłam sprawę jasno.

– Bardzo mi przykro, ale dłużej nie dam rady. To dla mnie za dużo, musicie mnie zrozumieć – zaczęłam ostrożnie.

Temat wspólnego mieszkania od zawsze był punktem zapalnym. Nie chciałam dodatkowo wnosić negatywnych emocji, bo to nikomu nie służy.

– Babciu, jeśli ci przeszkadzamy i nie możesz wytrzymać z Jasiem i Antosiem, to może powinnaś przeprowadzić się do rodziców. Zostawisz nam mieszkanie, a w zamian zamieszkasz w moim starym pokoju – rzucił beztrosko wnuk.

– No chyba sobie żartujesz? Dlaczego mam się wyprowadzać ze swojego mieszkania?

– Ależ to świetny pomysł – poparła męża Majka. – Nam będzie wygodniej w mieszkaniu, a ty będziesz miała w końcu ciszę i spokój.

Zamurowało mnie. Po tylu miesiącach wyrzeczeń, pomocy, władowanych pieniędzy chcą mnie wyrzucić z mieszkania, na które ciężko zapracowałam ze świętej pamięci Józkiem. Zamknęłam się w pokoju i aż do wieczora nie zamieniłam z młodymi ani słowa. Niech wiedzą, że wcale nie jestem zachwycona ich pomysłem. Musiałam się też zastanowić, jak mogę odzyskać swoje mieszkanie i dawne życie.

To już nie mój problem

Czas płynął, prawnuki rosły jak na drożdżach, ale też były coraz bardziej wymagające. Najchętniej wyprowadziłabym się do córki, jak radził Karol, ale nie chciałam dać im tej satysfakcji. Po tygodniu nieprzespanych nocy zrozumiałam, że muszę zawalczyć o swoje. Zaprosiłam córkę z zięciem na niedzielny obiad i gdy wszyscy usiedliśmy przy stole, podjęłam temat.

– Słuchajcie, musimy to wspólnie rozwiązać – powiedziałam, patrząc na bliskich.

– Mamo, co się stało? – w głosie córki dostrzegłam zaniepokojenie.

– Stało się, stało. To, co zwykle – powiedziałam z przekąsem. – Już swoje dzieci wychowałam. I wnuki. Ale prawnuków chować nie będę.

Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem, jakby kompletnie nie tego się spodziewali.

– Babciu, przecież ci mówiłem, że możesz wprowadzić się do mojego pokoju, ale nie chciałaś – powiedział Karol.

– Ale dlaczego do nas? – córka nie kryła zaskoczenia. – W pokoju Karola urządziłam swój gabinet...

– Chcę mieszkać u siebie – ucięłam dyskusję. – Chcę odzyskać swoje dawne życie. I nie interesuje mnie, jak to zrobicie. To już nie mój problem.

– Ależ mamo... – powiedziała córka, a potem zapadła grobowa cisza.

– Daję wam miesiąc – dodałam stanowczo.

Klamka zapadła.

Kolejne cztery tygodnie ciągnęły się jak flaki z olejem. Majka była obrażona i udawała, że mnie nie zna. Dzieciaki wciąż się wydzierały, aż uszy bolały. Karol był cały czas w pracy. Byłam zdana na siebie, ale nie czułam się z tym źle. W końcu miałam czas, żeby spotkać się z przyjaciółką, czy wyjść na spacer. Co jakiś czas córka wpadała do mnie z pytaniem, czy czasem nie zmieniłam zdania, ale byłam nieugięta. Pod koniec miesiąca młodzi spakowali wszystko do kartonów i wyprowadzili się na wieś do rodziców Majki. A ja? No cóż, sprzedałam swoje czteropokojowe mieszkanie i kupiłam mniejsze w tej samej okolicy. Pieniądze ze sprzedaży będę mogła przeznaczyć na małe przyjemności. A przede wszystkim będę miała pewność, że nikt w najbliższym czasie nie zwali mi się na głowę.

Reklama

Jadwiga, lat 69

Reklama
Reklama
Reklama